niedziela, 15 czerwca 2014

Źle się dzieje

Za błędy przepraszam. Spałam, pisałam i oglądałam mecz jednocześnie =3= Nie pytajcie jak. 

Byłem do niczego, kiedy wróciłem pilnować dwójki sprzątających bliźniąt. Miałem zły humor, co od razu zauważyli, ale nie odzywali się nawet słowem, jakby bali się mnie rozwścieczyć. Cóż, może słusznie, bo czułem, że mógłbym powiedzieć im coś niegrzecznego. Nie dlatego, że naprawdę bym tego chciał, ale z winy mojej własnej uciążliwości, kiedy miałem jakiekolwiek problemy. Tylko, czy naprawdę jakieś teraz miałem? Mój chłopak przyjaźnił się z nauczycielem, który był mu na tyle bliski, że mógł go dotykać bez większego skrępowania. Czy to źle? Całowałem się z Shevą, obejmowaliśmy się, dotykaliśmy, choć zawsze starając się zachować niezbędny dystans. Tylko, że my byliśmy rówieśnikami. Syriusz również miał dostęp do Andrew, ale nie korzystał z niego. Więc dlaczego nie miał nic przeciwko nauczycielowi run? Ze względu na runy, które tak uwielbiał?
Walnąłem się na łóżko zaledwie znalazłem się w pokoju po odpracowaniu swojej pańszczyzny dla szkoły. Byłem wyczerpany, ale nie fizycznie a psychicznie po tym, jak zadręczałem się najróżniejszymi myślami na temat tego, co właściwie widziałem. Bo czy miałem się o co złościć? Nauczyciel, przyjaciel mojego chłopaka... Ile razy powtórzyłem to już dzisiaj w myślach? Czy możliwe jest zanudzenie samego siebie? Niemniej jednak! Nauczyciel, przyjaciel mojego chłopaka, macał go... Macał? Przecież tak naprawdę go nie macał, a jedynie trzymał dłoń w jego kiszeni. Tylnej! Mógł trzymać w przedniej, wtedy bym się mógł zastanawiać, co jest grane, ale tyły? Przecież... Przecież co? Przecież dotykałem Shevy! Może powinienem zapytać go, co on o tym myśli? Ale czy to byłoby naprawdę słuszne? Czy miałem do tego prawo? To, co było między moim Syriuszem i Wavelem nie było moim sekretem. Czy to był w ogóle sekret?
Nie wydawało mi się żebym mógł tej nocy zasnąć. Moje myśli biły się ze sobą, a Blacka nie było w pokoju, a to znaczy, że... A to nic nie znaczyło!
- Merlinie, powinienem poprosić Pomfrey o coś na uspokojenie, bo zaraz mi odwali. - mówiłem do siebie. Czy mogło być gorzej?
Mogło. Drzwi pokoju otworzyły się i wszedł do środka nikt inny, jak mój chłopak, który całym sobą krzyczał, że jest winny i powinien błagać o wybaczenie za zdradę, jakiej się dopuścił.
- Porozmawiamy? - zapytał stając przy moim łóżku.
- Nie mam ochoty na rozmowy. - przyznałem. - Jestem zmęczony, może jutro. - rzuciłem starając się nie brzmieć zbyt ostro żeby nie uznał, że się złoszczę. Przecież sam nie wiedziałem, czy się złoszczę, czy nie. Byłem niezdecydowany, ale zły. A Syriusz nie musiał wiedzieć, że się złoszczę. Gdyby się martwił, nie dałby mi spokoju nawet na chwilę. Przepraszałby, próbował wyjaśniać to wszystko. A ja tego nie chciałem. Tak jak nie chciałem tego wcześniej, tak samo i w tej chwili, wolałem mieć święty spokój zamiast wysłuchiwać jego głupich wymówek. Nie byłem głupi, wiedziałem, w jaki sposób by się to skończyło. A gdybym tak dowiedział się tego, czego nie chciałem wiedzieć? Zresztą, jakie było prawdopodobieństwo, że poznam prawdę? Równie dobrze mogłem wierzyć w kłamstwa. Syriusz nie potrafił kłamać, ale może zwyczajnie zależało od sytuacji?
- To nie zajmie wiele czasu. Chcę ci tylko to wyjaśnić.
- A ja jestem bardzo zmęczony. Sprzątałem łazienkę, pilnowałem niewolników. Nie mam sił na to wszystko, więc zlituj się i na dziś pozwól mi nie słuchać żadnych wymówek.
- Nie posłucham. - powiedział nagle bardzo wojowniczo. - Jeśli zaśniesz, nie usłyszysz i powiem to jutro raz jeszcze, ale jeśli wytrzymasz, to chcę żeby wszystko było jasne już teraz.
- I co mi powiesz? - zapytałem bezczelnie, a on naprawdę nie wiedział, co powinien powiedzieć. I nic dziwnego. Sytuacja była głupia. Beznadziejnie głupia.
- I powiem ci, że ja i Victor jesteśmy przyjaciółmi. - rzucił w końcu chłopak. - Jest starszy, jest nauczycielem, ale jest też kimś zwyczajnym, z kim można porozmawiać.
- I dać się dotykać po tyłku? Nie mów mi, że przesadzam, bo wiesz dobrze, że wcale tak nie jest. - zaznaczyłem zanim się odezwał. - Nie mów mi, że coś wyciągał, bo widziałem, że to nieprawda.
- Nie wyciągał, ale trzymał, czy to naprawdę takie ważne? Nigdy bym cię nie zdradził, jesteś dla mnie wszystkim, więc dlaczego miałbym to zrobić tylko dlatego, że... No, sam już nie wiem! Nie chodziło o macanie, dobrze? Widziałeś, że nie macał. Tylko trzymał rękę, a to duża różnica.
- Na twoim tyłku. - przypominam – Nie trzymał jej byle gdzie, ale na twoim nieszczęsnym tyłku. Nie wiem, czy dostrzegasz tę różnicę, którą widzę ja między miejscem, gdzie tę łapę się trzyma.
- Gdyby był smokiem, też tak byś reagował? On jest jak smok. Taki chowaniec i dlatego nie ma sensu zwracać uwagi na jego drobne nieodpowiednie zachowania. - To jak mieć zwierzątko, które jest ci oddane i któremu ty jesteś oddany.
- Maca cię ze zwierzęcego przywiązania. - podsumowałem z wyczuwalnym w głosie niedowierzaniem. - Może zrozumiem to lepiej, kiedy będę naprawdę wypoczęty, bo teraz w żaden sposób nie robi mi to przysługi i nie daje się pojąć.
- Wiesz, że tak naprawdę nie masz się do czego przyczepić na poważnie. - chłopak podjął teraz zupełnie inną taktykę. - Nie całowaliśmy się, nie macał mnie aktywnie, nie przyłapałeś nas w łóżku. Więc o co właściwie chodzi i w czym tkwi prawdziwy problem? Jesteś zły o moje nabijanie się z twojej kary, prawda? O to chodzi i dlatego szukasz każdej, nawet najmniejszej wymówki żeby się czepiać.
- Więc postaraj się mi wyjaśnić, kiedy to ty i nauczyciel staliście się sobie tacy bliscy. Co przegapiłem?
- A musiałeś cokolwiek przegapiać? Nadal sądzę, że przesadzasz. - i pomyśleć, że kiedy go złapałem był wystraszony i nie potrafił się do końca pogodzić z tym, co widziałem. Nawet chciał się tłumaczyć! Widać porozmawiali sobie z Wavelem na temat zaistniałej sytuacji.
- Skoro przesadzam i chodzi o to, że jestem rozdrażniony, to dlaczego tego nie przeczekasz? - wyzywałem go na pojedynek i prawdę mówiąc miałem nadzieję, że podejmie walkę. Potrzebowałem tego żeby on był urażony, trzymał się przez jakiś czas z daleka ode mnie, kiedy ja będę daleko od niego. Tak miało być, moje wszystko pragnęło czegoś takiego i sam nie wiem dlaczego. Może to wina ciężkich dni, może kłótni z Jamesem. Nie wyżyłem się wtedy należycie. Ale istniała także możliwość, że mój wilk wie coś, czego nie wiem ja. On coś wyczuwa i dlatego tak się wścieka wewnątrz mnie.
- Dajmy już temu spokój, naprawdę jestem tym wszystkim zmęczony. Zobaczymy, co będziesz miał mi do powiedzenia jutro. - zakończyłem i zwinąłem się w kłębek wtulając w poduszkę. Nie mogłem zrozumieć siebie, nie pojmowałem Syriusza, który pozwalał komuś na dominację, bo tak właśnie było. Czy on miał tego świadomość? I to porównanie do smoka. Nie chciałem tego komentować, nie chciałem już dłużej o tym myśleć. Wolałem odpocząć całym sobą, ale to było zupełnie niezależne ode mnie. Po prostu mogło się dziać wszystko, a ja zgadzałem się na to, ponieważ byłem sobą. Jak to rozumieć?
Rezygnowałem z rozumienia czegokolwiek już w następnej chwili. Zamknąłem oczy, moje myśli pędziły, ale ja nawet nie mogłem nad nimi zapanować. Pragnąłem spokoju duszy, którego nie doświadczyłem już od pewnego czasu. Od dnia walki z Jamesem, z którym nadal byłem na wojennej ścieżce. A teraz jeszcze Syriusz. Źle to wyglądało. Bardzo źle, bo miałem przeciwko sobie dwójkę przyjaciół, z czego jeden był także mężczyzną mojego życia. Mój wilk się buntował przeciwko wszystkiemu i w ten oto sposób pozostawało mi niewiele relaksującej pewności, że wszystko się ułoży.
Nic nie będzie dobrze. Nie ważne, czy właśnie zaczynałem chorować na okropną depresję, czy może na coś innego, niezidentyfikowanego przeze mnie. Czułem się źle, z każdą chwilą gorzej. Czy miałem okazję poradzić sobie z tym wszystkim bez pomocy? Gdybym miał Shevę. Gdybym tylko miał go obok, u swojego boku...
Zrobiło mi się tak smutno, że zapłakałem uważając by nie wydać najmniejszego dźwięku. Tęsknota za przyjacielem nadal była żywa, nadal dawała o sobie znać, a w szczególności teraz, w chwili, kiedy czułem się tak bardzo samotny i opuszczony, niezrozumiały, zdradzony. Nie chodziło o konkretną zdradę, ale o samą ideę bycia przeciwko mnie, bycia bliżej z innymi.
Uspokoiłem się z pewną trudnością. Musiałem napisać do przyjaciela, musiałem się mu zwierzyć, poradzić się. Tak bardzo było mi go teraz potrzeba. Tak bardzo pragnąłem mieć go obok, całować żeby to mi było dobrze. Poniekąd także życie Andrew zdołałoby mnie uspokoić, zająć, sprawić mi pewną przyjemność tym, że było tak inne od mojego.
Czułem, że zmęczenie daje mi się już we znaki. Zacząłem ziewać przeciągle i wtuliłem się mocniej w poduchę, objąłem ramionami pościel przyciskając ją mocno do swojego ciała. Słaba imitacja kogoś bliskiego. Trudno, niewiele mogłem na to poradzić, a teraz szukałem odpoczynku, który mogłem znaleźć tylko we śnie.

treatmentroom

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz