środa, 11 czerwca 2014

Przyłapani?

McGonagall postanowiła dowiedzieć się, kto dokarmia pchlarzy, więc potraktowała je jak byle psy i wypuściła w zamku mając nadzieję, że doprowadzą ją do winnych awantury na cieplarni. Cóż, może była tak wściekła, że działała bez dokładnej analizy swoich poczynań, nie wiem. To ona potrafiła zamienić się w kota, nie ja. A więc i ona wiedziała, co robić i jak działać. Najważniejsze, że osiągnęła swój cel, bo zabierając mnie ze sobą jako świadka, dotarła do dwójki rodzeństwa, bliźniąt z pierwszego roku, którzy byli winni dokarmiania bezpańskich zwierząt na terenie szkoły. Podejrzewam, że gdyby wybrali sobie jakieś magiczne stworzenie, byłoby to jednak lepiej przyjęte, niż w tym przypadku, kiedy koty były niewychowane, mugolsko głupie... Oj, naprawdę nie znałem się na tych pchlarzach! Zresztą, chłopiec sam przyznał, że to siostra namówiła go na opiekę nad kotami, które zabłąkały się na terenie zamku. Nie było wątpliwości, że ktoś je tutaj przyniósł, albo przypadkiem wpuścił. Jakakolwiek nie byłaby przyczyna, mieliśmy na głowie zniszczenia dokonane przez te futrzaki.
Biedna Sprout. Została wezwana niedługo później i rozpaczała niesamowicie, kiedy dowiedziała się o cieplarni, którą wystarczyło naprawić zaklęciem, ale i tak ucierpiała jako jej dziecko, wypieszczone, zadbane, kochane. Nie chciałem znać szczegółów macierzyńskich skłonności moich profesorek. Żadna nie była do końca normalna, nie było się sensu oszukiwać. Przecież uczyły w Hogwarcie, to raczej normalne, że tutaj pojęcie normalności jest wyjątkowo nienormalne.
- Remusie, właśnie się zastanawiam, czy nie powinnam przydzielić ci pomocy przy sprzątaniu łazienek. - powiedziała poważnie McGonagall, na co Sprout przytaknęła skrzętnie.
- Pomoc, czy zrobić mnie nadzorcą niewolników? - zapytałem z możliwie najsłodszym uśmiechem, na jaki mogłem się zdobyć. - Szorowałem już baseny w Skrzydle Szpitalnym, teraz kończę łazienkę, więc może pora mnie zmienić? Ja już wiem, że źle zrobiłem i nie powinienem bić się z kolegą. Ba! Z przyjacielem. To było głupie i nieodpowiedzialne. - kłamałem. Jak słowo daję. Kłamałem w żywe oczy! Grzeczny, układy Remus Lupin zamieniał się właśnie w demona. To przerażające!
- Remusie, czy ty nie przesadzasz... - wahała się, a to dobry znak!
- Może troszeczkę, ale nie w kwestii skruchy. Naprawdę jest mi teraz przykro, że biłem się z Jamesem. Mieliśmy szczęście, że niczego nie rozwaliliśmy. - zdawałem sobie sprawę z tego, że kopię dołek pod dwójką pierwszorocznych, ale musiałem wydostać się ze swojego. - Tak, mieliśmy z Jamesem więcej szczęścia niż rozumu. Przecież mogliśmy coś zniszczyć, jak te bijące się koty! - próbowałem wyglądać tak, jakby naprawdę mi ulżyło, co chyba podobało się nauczycielce transmutacji, bo pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Dobrze, Remusie. Zastanowię się nad tym, a do tego czasu twój szlaban przejmie ta dwójka. - popatrzyła groźnie na bliźnięta.
- Słusznie, Minerwo! Bardzo słusznie! - przytakiwała jej teraz Sprout. - Przecież mogło dojść do tragedii! Gdyby dach cieplarni się zapadł, moje rośliny byłyby zniszczone, a wiesz jak ważne są te w trzeciej cieplarni. Już nie mówiąc o tym, co stałoby się, gdyby zapadła się podczas zajęć! - nieświadomie mi pomagała. Plus dla mnie! - Już nawet nie wspominając o tym, że to jakieś dzikie koty! Zupełnie nieoswojone, niewychowane! Mogły zrobić krzywdę któremuś z uczniów! - znalazł się znawca dzikich zwierząt.
- Remusie, zabierz swoich nowych pomocników do łazienki, którą mają wyszorować i zadbaj żeby się nie obijali. Muszą nauczyć się odpowiedzialności. Nie wolno łamać zakazów szkoły, więc pracą wbijecie sobie to do głowy. A ja porozmawiam z dyrektorem o dalszym losie tych kotów. - powiedziała ostro McGonagall i zrazem ze Sprout ruszyły w stronę schodów.
- Dzieciaki, nie liczcie na taryfę ulgową. Ona przyjdzie was sprawdzić, więc lepiej zacznijcie od razu. Chodźcie. - uderzyłem w mentorski ton wykorzystując moją przewagę jako prefekta. Nie ważne, że to ja pokutowałem jeszcze niedawno za swoje przewiny. Teraz to oni mieli cierpieć, a ja nadzorować ich pracę. Przecież nadal byłem prefektem! A skoro tak, to musieli mieć się na baczności. Nie przewidywałem problemów z dwójką Puchonów, ale kto wie, co kryło się pod tymi minami pluszowych misiów. Może dwa diabły wcielone? Lepiej mieć się na baczności.
Chyba nie byli zadowoleni widząc toaletę, której czyszczenie mieli dokończyć. Wyjaśniłem, że chodzi tutaj wyłącznie o wymycie podłogi i wyszorowanie rowków między płytami. Chciałem żeby mnie dobrze zrozumieli. Zapewniłem, że gdyby potrzebowali jakiejś pomocy, czy wskazówek, to jestem obok i opierając się o framugę drzwi patrzyłem, jak dziewczynka porywa za mopa i stara się przykładać do pracy. Chłopak w tym czasie pozbierał całą resztę narzędzi swojej najbliższej pracy. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że oni muszą mieć jeszcze jedne rękawiczki i szmatę, może nawet wszystko. Nie mówiąc im nic o tym, że znikam na chwilę, popędziłem do woźnego.
Nic nowego. Był niemiły jak zawsze, więc musiałem użyć swoich nieczystych zagrań żeby dał mi mop, szmatkę i rękawice. Wiedziałem, że nie odmówi mi, kiedy wyłuszczę sprawę na tyle jasno, by zrozumiał, że chodzi o ukaranie dwójki bardzo niegrzecznych dzieciaków, którzy narobili problemów nauczycielkom. Chciał ze mnie wyciągnąć szczegóły, ale skłamałem, że profesor McGonagall nie pozwoliła mi nic mówić. Ostatecznie uległ i dał mi spokój pozwalając skupić się na mojej pracy nadzorcy niewolników, jak postanowiłem o niej mówić.
- Przyniosłem wam drugi komplet. Będzie szybciej i łatwiej sprzątać. - wyjaśniłem wręczając chłopakowi jego nowych przyjaciół.
Przenieśliśmy się do kolejnej łazienki, gdzie zacząłem stopniowo i powoli wyjaśniać, jak najlepiej i najszybciej czyścić to i owo. Nie byłem mistrzem w tej dziedzinie i sam wyszorowałem zaledwie jedną łazienkę, w dodatku niecałą, ale i tak musiałem zgrywać kogoś ważniejszego niż byłem. Zresztą, miałem świadomość, że pokazując, jak bardzo chcę im pomóc, zjednam sobie ich przychylność i nie będę musiał martwić się ewentualnym buntem.
Ile właściwie czasu zajęło bliźniętom sprzątanie całej powierzchni, wszystkich muszli, kranów i wszystkiego? Nie wiem. Za to wiem doskonale, że nikt nie spodziewał się tego, że tak szybko dostanę się do trzeciego punktu na ścieżce kary, bo oto moim oczom ukazał się widok niepokojący i interesujący. Bo co właściwie Syriusz robił na korytarzu z Wavelem? Przechadzali się rozmawiając? To mogłem przyjąć i zaakceptować, ale dlaczego nauczyciel trzymał dłoń w tylnej kieszeni spodni mojego faceta? I dlaczego Syriusz nie reaguje? Rozumiałem, że byli dla siebie jak przyjaciele, nie zaś jak nauczyciel i uczeń, ale jakim prawem Wavele macał mojego chłopaka po tyłku?
Odesłałem moich niewolników do łazienki i kazałem pracować nie dając nic po sobie poznać. Wykorzystałem jednak ich napięty grafik i znowu wymknąłem się cichcem, chociaż tym razem w zupełnie innym celu.
Odchrząknąłem stając za znajomą dwójką z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Zaskoczona mina Syriusza i zmieszanie nauczyciela były wystarczająco wymowne. Zupełnie jakby mieli na czołach wytatuowane „WINNI”.
- To nowy sposób dokształcania? - zapytałem skinąwszy głową w stronę ramienia nauczyciela, które teraz znalazło się na biodrze Syriusza, kiedy ten odwrócił się w moją stronę. Nauczyciel zabrał rękę jakby się sparzył.
- To nie tak, jak... - zaczął Black, ale chyba sam uświadomił sobie, że te słowa tylko podkreślają to, co widziałem.
- No właśnie. - przytaknąłem z nutą ironii. - To chyba nierozsądne macać ucznia na korytarzu, nie uważa pan? - spojrzałem wyzywająco w oczy nauczyciela. - Radzę na przyszłość uważać. - odwróciłem się na pięcie. Nie musiałem liczyć nawet do trzech, kiedy Syriusz złapał mnie za rękę zatrzymując.
- Remi...
- Jestem bardzo, bardzo zajęty, więc daj mi teraz spokój. - wyrwałem rękę z jego uścisku bez problemu. - Nie mam czasu na głupie wytłumaczenia i opis do tego, co widziałem, więc... - nie skończyłem. Ruszyłem przed siebie, a on doskoczył do mnie znowu. - Czy ty nie rozumiesz, że im więcej będziesz się starał coś wyjaśnić tym gorzej dla ciebie? - zapytałem przystając jeszcze na chwilę. - Jesteś winny? Jeśli tak to tłumacz się dalej. Jeśli nie, to daj mi spokój. - syknąłem na niego i tym razem nie doczekałem się jego prób wyjaśnienia. I dobrze, bo tylko by mnie to rozzłościło. Wiem, co widziałem. Nauczyciel, który przyjaźnił się z moim chłopakiem, trzymał rękę na tyłku Syriusza. Gest znaczący wszystko i nic. Ja nawet nie wiedziałem, jak to odebrać. Czy mam się złościć czy może zignorować. Bo i skąd miałem wiedzieć coś podobnego? Nie byłem geniuszem, który miałby wprawę w takich sprawach. Pojmowałem wiele przedmiotów nauczanych w szkole, ale macanek, molestowania i innych tego typu gestów nie mogłem zrozumieć. Przecież sam często zbliżałem się do Shevy i on odpowiadał mi tym samym. I właśnie z tego powodu, nie chciałem słuchać głupich wyjaśnień Syriusza. Musiałem to przemyśleć, chociaż nie miałem na to nawet najmniejszej ochoty.

1 komentarz:

  1. Fantastyczny rozdział. Uwielbiam takie sytuacje jak jeden przyłapuje ukochaną osobę na sytuacji niewygodnej, podchodzącej pod niedopuszczalną w związku. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, mam nadzieję że pociągniesz trochę tę sytuację bo z tego co pamiętam to nie pierwsza taka sytuacja kiedy tego nauczyciela w niewłaściwy sposób ciągnie do syriusza.

    OdpowiedzUsuń