czwartek, 26 czerwca 2014

Nie za dużo?

- Ykhm... - wydusiłem z siebie, a moje usta od razu zapełniły się miękkimi, kręconymi włosami. Musiałem je wypluć szybko żeby nie zwymiotować. Fuj! Tylko, ja mogłem mieć takiego pecha! Jeść cudze włosy? Bleee! Aż miałem ciarki, a przecież przed chwilą to właśnie ja miałem w ustach cudze pukle.
- Wybacz, zaraz się podniosę. - męski głos. To tłumaczyłoby ciężar drobnego ciała. Dziewczyna byłaby lżejsza, ale chłopak po prostu nie mógł ważyć tyle samo.
- Yhym... - znowu mruknąłem, ale tym razem nie otwierałem w ogóle ust.
- Oj! Sorry, sorry, sorry! Moje włosy! - musiał zrozumieć, co się dzieje, bo zaczął się nade mna znęcać usiłując się podnieść.
- Coś sobie zrobiłeś? - zaniepokoiłem się tą nieporadnością. Dlaczego się nie podnosił?
- Nie, nie. To dlatego, że mam ciężki plecak, zaraz się stoczę z ciebie. - i rzeczywiście. Porzucił próby podnoszenia się i zamiast tego zaczął się obracać na bok. Obaj jęknęliśmy, kiedy jego ciało znalazło się obok zamiast na mnie. Musiałem odetchnąć kilka razy zanim zdołałem usiąść. Dopiero wtedy zauważyłem, że chłopak rzeczywiście miał na plecach wypchany plecak, który wydawał się teraz ważyć więcej od niego. Dopiero później spojrzałem na samego chłopaka. Niski, słodka buźka, włosy wygolone z boku od dołu, reszta była burzą wspaniałych loków, których każdy mógłby mu pozazdrościć.
Tak, takie szczęście mogłem mieć tylko ja. Ze wszystkich ludzi w szkole, ja musiałem wpaść na drugiego chorego ze Skrzydła Szpitalnego, a teraz już zdrowego, ale nadal chyba niepewnego. Wydawało mi się, że jego oczy błyszczały niezdrowo, były zaczerwienione, ale nie miałem pewności. Nie chciałem też wtrącać się w cudze sprawy, nawet jeśli w grę wchodziła epidemia. Pani Pomfrey wiedziała, co robi wypuszczając dwójkę spuchniętych do niedawna chłopców, więc musiałem ufać w jej ocenę sytuacji. A może... Że też wcześniej o tym nie pomyślałem! Może to Chris jest powodem, dla którego chłopak wyglądał tak dziwnie? Przecież Christopher pokłócił się z przyjacielem, a ta dwójka razem chorowała na to samo, a więc prawdopodobieństwo, że chodzi o tego kudłacza było ogromne. Nie wciskałem jednak nosa tam, gdzie mógłbym po nim oberwać, więc nie odezwałem się ani słowem na ten temat.
- Pomóc ci jakoś? - zapytałem podnosząc się i oferując mu pomocną dłoń. Podejrzewam, że dopiero teraz miał okazję dokładniej mi się przyjrzeć, kiedy odrzucił swoje gęste włosy do tyłu.
- To ty! - powiedział bynajmniej nie w odpowiedzi na moją propozycję. Nie wiem czy miałem się cieszyć moją popularnością, czy raczej czuć się dotknięty.
- Tak. Ja, cokolwiek masz na myśli. A teraz, wstajesz czy odpoczywasz? - wyciągnąłem rękę, a on wgapiał się we mnie jeszcze chwilę, po czym złapał mnie za dłoń i podniósł się z kolejnym stęknięciem.
- Chodziło mi o Skrzydło Szpitalne. To ty szorowałeś nocniki. - teraz już mogłem się załamać. Widać miałem być rozpoznawalny przez innych jako chłopak od szczotki, którą szorował baseny. Nie nocniki! Baseny, kaczki, ale nie nocniki! Chyba zrozumiał moje wymowne spojrzenie bo odchrząknął i zmienił pospiesznie temat. - Dziękuję za pomoc i przepraszam, że na ciebie wpadłem. Spieszyłem się, bo chciałem oddać książki do biblioteki.
- Nie ma sprawy. - machnąłem ręką i skrzywiłem się widząc Syriusza, który właśnie wychodził z Wielkiej Sali. On również na mnie popatrzył i chyba nie podobało mu się to, że teraz rozmawiam z jakimś innym chłopakiem, którego przecież wcześniej nie znałem. Tym bardziej, że ten nieznajomy był zawstydzony, zarumieniony i wydawał się wyznawać mi swoje uczucia, kiedy tak pomyślałem, jak musiało wyglądać to z boku. I dobrze! Niech Syriusz ma za swoje! Za moją niepewność i zły humor!
- Nie było cię jeszcze na śniadaniu. - nieznajomy spojrzał na Blacka zauważając najwyraźniej mój dziwny wyraz twarzy, bo podjął próbę taktownego spławienia mnie. Skinąłem więc głową i zgodziłem się z nim. Rozstaliśmy się nie wymieniając nawet imionami, ale nie przeszkadzało mi to. Podejrzewałem, że uda mi się to wyciągnąć od Chrisa, a teraz miałem inne zmartwienia niż poznawanie nowych uczniów w szkole.
Wavele. Wiedziałem, że kiedyś muszę na niego trafić i dziś był ten właśnie dzień. Pomfrey wysłała do niego wczoraj wiadomość, że źle się poczułem i jestem u niej, więc nie powinien mieć pretensji, tym bardziej, że byłem w bandażach. Mimo wszystko chciał mnie zaczepić, więc musiałem wykręcić się wymówką prawdziwą, chociaż słabą – kończące się śniadanie. Musiałem przecież zjeść, jeśli miałem funkcjonować. Zresztą, z nim też nie chciałem zamienić ani słowa o sprawie dotykania Syriusza. Byłem wściekły na wszystko i na wszystkich, tylko dlatego, że spotkałem się z nauczycielem run. Czy moje humorki miały być od teraz uwarunkowane takimi spotkaniami?
To nie był jednak koniec atrakcji, gdyż podczas tego jednego, krótkiego posiłku zdołałem zaliczyć także rozmowę z McGonagall, która poinformowała mnie, że dyrektor chce się spotkać ze wszystkimi prefektami w celu pomówienia o ważnej sprawie, która była ostatnio na pierwszych stronach gazet. Domyślałem się, że chodzi o Śmierciożerców. O tym było teraz głośno, bo niejaki Lord Voldemort dawał w kość Ministerstwu, a jego zwolennicy w głupich maskach terroryzowali czarodziejską społeczność, która miała w sobie krew mugoli.
Zostałem w Wielkiej Sali tak jak reszta perfektów i przetarłem twarz dłońmi. Byłem śpiący po szalonej nocy. Moje ciało błagało o litość, więc oparłem ręce o blat stołu i złożyłem na nich głowę żeby chociaż na chwilę zamknąć oczy. Od razu poczułem, że moje ciało robi się ciężkie, a głowa waży tysiące kilogramów, ale wytrzymałem do początku zebrania, kiedy to otworzyłem oczy nie mogąc skupić rozbieganego wzroku.
Dyrektor przypominał nam wydarzenia z okresu tego miesiąca oraz wcześniejszego. Nie były to szczęśliwe wieści, ale tak jak przewidziałem, chodziło o tę sektę nawiedzonych czarodziejów, którzy uznawali się za jedynych prawdziwych i czystej krwi. Nic głupszego nie mogli wymyślić, ale przyjąłem to do wiadomości. Tym bardziej, że Dumbledore zaczął opowiadać o zgonach spowodowanych przez tę szarańczę.
Nocne partole – o to chodziło. Mieliśmy wykonywać je każdej nocy w pokoju Wspólnym, żeby mieć pewność, że nikt się tam nie zakradł.
- Szkoła jest całkowicie bezpieczna, ale nie odpowiadamy za naszych uczniów, którzy mają prawo kręcić się po budynku. Wolałbym mieć wszystko pod kontrolą, więc liczę na wasz zdrowy rozsądek. Wszystkie podejrzane sprawy, chcę żebyście przedyskutowywali ze mną. To istotne gdyby zaszła potrzeba podjęcia pewnych kroków. Waszą domeną będzie także korytarz, jeśli uznacie, że to bezpieczne.
Ja na pewno nie miałem zamiaru uznawać czegoś podobnego nocą, kiedy to powinienem spać, a nie uganiać się za czyjąś ideologią. Tak, spać. Aż ziewnąłem myśląc o tym.
- Opiekunowie waszych domów dziś wieczorem rozwieszą listę dyżurów. Zadbajcie żeby nikt się nie wymykał nocą, nie kręcił niepotrzebnie poza pokojem. Zdajemy sobie sprawę z tego, że rodziny niektórych naszych uczniów mogą należeć do śmierciożerców i stąd nasza próba zapobiegania nieprzyjemnym sytuacjom. Myślę, że to wszystko i możecie odejść. Aha, Remusie. - zatrzymałem się patrząc na dyrektora – Źle wyglądasz. Prześpij się, zwolnię cię z zajęć. Nie chciałbym żebyś zachorował, tym bardziej teraz, kiedy obarczamy prefektów obowiązkiem patrolowania Domów.
- Nie... nie ma potrzeby, naprawdę. Prześpię się po zajęciach. - nie wiedziałem, jak zareagować. Było oczywiste, że Dumbledore wziął pod uwagę pełnię i fakt, że nie spałem, ale nie chciałem wyjść na słabeusza i dodatkowo unikać lekcji. Z drugiej strony, naprawdę byłem zmęczony i śpiący. Może powinienem odpuścić sobie chociaż jedne zajęcia?
- O ile się nie mylę zaczynacie zielarstwem, prawda? - mogłem tylko skinąć głową – Dobrze, więc uprzedzę panią Sprout, że gdybyś chciał się zwolnić, to powinna ci to ułatwić. Zresztą, tyczy się to was wszystkich. Będziecie mniej spać, ale musicie być tak samo efektywni, więc nauczyciele będą mieli was na oku. Jeśli któryś nie podoła zadaniu i jego stopnie spadną, zostanie zwolniony z obowiązku pełnienia wart. Już i tak zbyt długo was tutaj przetrzymałem. Idźcie. Wracajcie do obowiązków.
Tym razem nic nie zatrzymywało ani nas, ani dyrektora. Wyszedł z Wielkiej Sali tanecznym niemal krokiem, jakby, mimo niezbyt optymistycznych wiadomości, bardzo się czymś cieszył. Nie powinien się martwić, że jego dziecko urodzi się akurat teraz, kiedy Ministerstwo ma takie problemy z Śmierciożercami i ich przywódcą? Ja pewnie bardzo bym się niepokoił, gdyby nie niewyspanie, które miało negatywny wpływ na szybkość mojego myślenia. Cóż, nie byłem rodzicem i pewnie nigdy nim nie będę, więc mogłem go nie rozumieć. Ale czy to ważne? Miałem misję! Miałem, a wolałem nie mieć żeby opatulając się pościelą nie musieć wstawać przed nastaniem poranka. Na to było jednak za późno. Ktoś musiał czuwać by spać mógł ktoś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz