niedziela, 6 lipca 2014

Kartka z pamiętnika CCL - Alen Neren

Stojąc pod drzwiami mieszkania, które Blood wynajmował całkiem tanio od starej wiedźmy z ukochanym pieskiem, zastanawiałem się czy powinienem zadzwonić, czy może skorzystać z kluczy, jakie dal mi tydzień po swojej przeprowadzce w to miejsce. Ostatecznie postanowiłem wejść niezapowiedziany, jako że rozmawiałem wcześniej ze staruszką i dowiedziałem się kilka rzeczy o moim nieszczęsnym chłopaku.
W mieszkaniu było cicho, jakby „bezludnie”, ale wiedziałem, że to niemożliwe. Podszedłem pod drzwi sypialni i wszedłem do środka. Jedno machnięcie różdżką, które rozsunęło zasłony wpuszczając do pomieszczenia światło słoneczne, i już widziałem, gdzie znajdę Blooda. Skotłowana pościel poruszyła się, kiedy ktoś zniknął całkowicie pod nią żeby nie być narażonym na działanie „zbyt” jasnych promieni.
- Pora wstawać! - krzyknąłem i złapałem za przykrycie, zdejmując je ze zwiniętego w kłębek Zachira. - No dalej, już prawie południe! - nie miałem litości.
Denny uchylił powieki robiąc z dłoni daszek nad oczyma, chcąc by okrywał je cień. Patrzył na mnie przez zaczerwienione szparki, w których fiolet jego tęczówek niemal był niewidoczny.
- Dlaczego mnie torturujesz? - zapytał padając na łóżko i zakrywając oczy ramieniem.
- Ponieważ rozmawiałem z tą miłą panią, która każdej nocy wyprowadza swoją wielką bestię na spacer. Dokładnie o trzeciej nad ranem, jeśli mam być dokładny, a u ciebie zawsze pali się wtedy światło. Mało tego! Gasisz je pół godziny później i nie widać cię do południa. - patrzyłem na chłopaka, do którego chyba niewiele docierało. Miał na sobie bokserki w piranie i... bokserki w piranie. - Denny, czy ty masz depresję?
- Co?! - przynajmniej to go dobudziło. - Coś ty znowu wymyślił?!
- Kładziesz się spać bardzo późno, a więc masz problemy z zasypianiem. Rano nie możesz się podnieść. Twoje mieszkanie wygląda jak... - rozejrzałem się - śmietnik. Nie powiesz mi, że to normalne. Kiedy ostatnio się widzieliśmy? - splotłem ramiona na piersi. - No dalej, odpowiedz! Kiedy ostatnio się spotkaliśmy.
- Y... - widziałem na jego bladej twarzy o podkrążonych oczach zamyślenie. Liczył. - Tydzień temu? - pokręciłem głową. - Dwa tygodnie?
- Miesiąc. - zlitowałem się nad nim. - Widzieliśmy się przed miesiącem.
- Niemożliwe! - obruszył się, chociaż dostrzegłem cień zwątpienia na jego przystojnej, wymęczonej twarzy.
- Co tydzień wysyłałem do ciebie sowę. Nie odpowiedziałeś na żadną.
- Dwa dni temu przyleciała! Odpisywałem nawet, ale ostatecznie nie wiedziałem co napisać, więc zostawiłem to na później!
- Denny... Ostatnia sowa dotarła tutaj tydzień temu. Caaaały tydzień. Nie zaprzeczysz, że masz problem. - tym razem wziąłem się pod boki. - Wyleczyłem cię z myśli i prób samobójczych, ale jeśli masz depresję to nie chcę się w ostatniej chwili dowiedzieć jaką. Wprowadzam się do ciebie, więc ogarnij pokój.
- Co?! - byłem niezły. Potrafiłem dwa razy pobudzić go do życia, powinienem chyba rozpocząć terapię z ludźmi z depresją. Leczenie słowne, taaak. Byłbym światowej sławy specjalistą.
- Wprowadzam się do ciebie. Mój facet nawet nie wie, że nie widzieliśmy się od miesiąca. Jestem na przyuczeniu, więc czasami będę późno wracał i z czasem będę też potrzebował własnej pracowni jako różdżkarz, ale przynajmniej dorzucę się do opłat. Ty chwilowo nie pracujesz, żyjesz na resztkach oszczędności, pewnie nawet nie jesz za dobrze. Nie obchodzi mnie, czy będziesz musiał zamienić się w moją żonę i gotować, sprzątać, zajmować się ogólnie domem, ale już ja znajdę ci zajęcie, darmozjadzie. Brakuje ci szkoły i otoczenia ludzi, mi także, ale każdy kończy kiedyś Hogwart, więc podnieś dupsko i jazda do roboty. Zaraz wrócę tu z moimi rzeczami, zakupami i sam nie wiem, co jeszcze zgarnę po drodze. Nie gap się na mnie. Wziąłem wolne żeby cię odwiedzić i oto co zastaję! - wskazałem rękoma na bałagan, jaki panował w pokoju. Nie chciałem widzieć kuchni, ale chyba musiałem do niej zajrzeć. Teraz wychodzę, ale kiedy wrócę, chcę żeby tutaj panował względny porządek. Pomogę ci z kurzami, odkurzaniem, myciem, ale te śmieci masz wyrzucić, albo zgarnąć na kupkę to, co będzie ci potrzebne. Nie gap się tak na mnie. Jeśli nie spełnisz mojego rozkazu, to nie jest prośba, dobrze słyszałeś, to... to wymyślę coś wyjątkowo paskudnego. Może nawet cię zgwałcę? - uśmiechnąłem się przymilnie żeby wiedział, że nie żartowałem. Musiałem być twardy. Ten jeden raz musiałem porzucić swoją wesołość i idiotyzm by on się podniósł i znowu był tym gburem, którego uwielbiałem, a nie wrakiem.
Opuściłem jego mieszkanie i miałem wrażenie, że wrócę do tego samego bałaganu, kiedy już załatwię wszystkie sprawunki. Nie miałem niestety innego wyjścia, jak tylko działać, kiedy Blood mnie potrzebował. Złapałem Błędnego Rycerza i wróciłem do domu w mgnieniu oka. Cóż, w dalszym ciągu mieszkałem z rodziną, więc ulżyło im chyba, kiedy powiedziałem, że przenoszę się do kolegi, który ma problemy i pewnie nie prędko, o ile w ogóle, wrócę do nich. Teraz mieli jeden pokój więcej, więc nic dziwnego, że żegnali mnie wylewnie. Syna mniej. Gorzej było z zapakowaniem wszystkiego, czego potrzebowałem. W tym musiała mi pomóc babcia. Nie oszczędziła sobie komentarza, że moja matka, też nigdy nie miała ręki do pakowania. Zasmuciło mnie to i poprawiło mi humor jednocześnie. Cieszyłem się, że ją przypominam, ale też nadal za nią tęskniłem.
Uznałem, że niektóre rzeczy zostawię w domu i pozwolę zapakować do pudeł, a kiedyś po nie wrócę. Przecież mieszkanie Blooda było malutkie, więc nie mogłem się do niego zwalić ze wszystkim. Z jednego śmietnika zrobiłbym kolejny.
Zarzuciłem na ramię torbę, która mimo zaklęcia ważyła tonę. Nie pozostawało mi nic innego jak działać dalej równie zdecydowanie i nie pozwolić sobie na zwątpienie. Kochałem rodzinę, ale Blood bardziej mnie teraz potrzebował. Upewniły mnie w tym zakupy w moim ulubionym sklepie ze zdrową żywnością z całego świata. To tam zaopatrzyłem się w niezbędną zieleninę, mięso, owoce, które miały poprawić stan psychiczny mojego kochanka, oraz dużo ryb. Gdyby sprzedawali syreny, pewnie chętnie kupiłbym kilka. Na szczęście ich sprzedaż była zakazana, a one były pod ochroną, więc nie kusiło mnie żeby kombinować.
Wykosztowałem się trochę, ale wiedziałem, że warto. Nawet jeśli mój Blood nie od razu zachwyci się smakiem mojej kuchni, z czasem zdołam ją doprowadzić do perfekcji, a wtedy nawet depresja nie przeszkodzi mu w rozkoszowaniu się nią. Zresztą, Blood nigdy nie przykładał zbytniej wagi do tego, co jadł. Ja to zmienię, ale zacznę od prostych dań, jakie zawsze robiła moja babcia. Przecież Blood nie znał domowej kuchni, a przynajmniej nie miał jej na co dzień.
- Wróciłem, więc mam nadzieję, że posprzątałeś! - krzyknąłem wchodząc do jego mieszkania po kilku godzinach nieobecności. Nie doczekałem się odpowiedzi, ale słyszałem, że Blood uwija się w kuchni. Dobrze, że miał na tyle przyzwoitości, bo jego łazienka i kuchnia były miejscami, których nie chciałem odwiedzać przed sprzątaniem właściciela. - Merlinie, Blood! Co ty robisz pod zlewem?! - złapałem się za głowę. Co on kombinował?!
- Zatkał się! Myłem naczynia i się zatkał! - nic dziwnego. Sam bym się zatkał gdyby ktoś zaczął we mnie pakować brudy z miesiąca. Mój Denny chyba wracał do życia bardzo szybko, od kiedy usłyszał, że się wprowadzam, bo był ubrany w swoje czarne ciuchy, które tak zawsze lubił.
- A dlaczego jesteś mokry? - chyba znałem odpowiedź. - Odkręcałeś go, kiedy w środku nadal była woda?
- Zamknij się! - warknął na mnie. A więc trafiłem.
- Widać, że jestem ci tutaj potrzebny. - westchnąłem i zacząłem wypełniać lodówkę jedzeniem. Czułem się wyjątkowo, ponieważ przypominało mi to mieszkanie w miłosnym gniazdku. Zazdrościłem sam sobie. I byłem na dobrej drodze do wyleczenia Blooda z depresji. - Jadłeś śniadanie? - głupie pytanie. Oczywiście, że nie jadł, bo niby co? Zabrałem się więc do pracy w jego jako takiej kuchni, którą musiałem jeszcze dobrze wyszorować zanim będę mógł się w niej czuć komfortowo.
Wypłoszyłem go cudem spod zlewu i nakarmiłem, dałem herbatki i pozwoliłem mu wrócić do pracy. W tym czasie zająłem się ogarnianiem innych pokoi. Nie chciałem przecież kręcić się dłużej po jego aktualnym królestwie. Obiad poczeka. Czy ja zachowywałem się jak przewrażliwiona młoda żona? Obawiałem się, że tak, ale nie miałem innego wyjścia, kiedy kochałem Blooda, a teraz otwierała się przede mną szansa na wspólne życie. Może nawyknie do mnie do tego stopnia, że zaczniemy wspólnie żyć w większym mieszkaniu? Do tego czasu miałem jeszcze wiele do zrobienia, ale mogłem marzyć. Tak, na to mogłem pozwolić sobie zawsze.
Nasze życie zaczynało się od nowa i tym razem już się nam nie wymknie z rąk. Nie dopuszczę do tego, ponieważ wiem, że Blood woli chować głowę w piasek i dlatego wszystko jest na moich ramionach. I wcale mi to nie przeszkadza.
- Szlag! - doszedł mnie wściekły syk z kuchni. Znowu coś poszło nie tak, a ja cieszyłem się z tego jak dziecko.

1 komentarz:

  1. Tysięczna notka!!! Trzeba to uczcić ^^
    Życzę kolejnego 1000 rozdziałów ^3^

    OdpowiedzUsuń