niedziela, 3 sierpnia 2014

Bezpiecznie

Może to głupie, ale wyglądając na zewnątrz przez dziurkę klucza liczyłem na odnalezienie w niej normalności, której nie zaznałem od miesiąca, może nawet jeszcze dłużej. Chciałem spojrzeć na świat poza Skrzydłem Szpitalnym i widzieć normalny korytarz, bez nadmiernie bujnej roślinności, chciałem żeby kryło się tam wszystko to, co straciłem – przyjaźń, miłość, szacunek do kolegów. Czy mogłem to wszystko odzyskać? Czy naprawdę byłem w stanie zapomnieć o tym, co spotkało mnie ostatnimi czasy i być taki jak dawniej? Nie. To było niemożliwe, czy raczej okazałbym się głupcem, gdybym nie wyciągnął lekcji z wszystkich przykrych wydarzeń. Musiałem zamienić je w broń, w naukę, jakiej nie zdobyłbym żadnym innym sposobem.
Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w mojego wilka, który spał we mnie od pewnego czasu i wychodził tylko podczas pełni. Może powinienem dać mu większą swobodę? Pogodzić się z nim? Nawet nie wiedziałem, czy to przypadkiem nie zakrawa na destrukcyjne myśli. Nie byłem już tym samym Remusem, co rozpoczynając szkołę, a on nie był tym samym wilkołakiem drzemiącym w moim ciele.
- Ktoś się zbliża. - powiedziałem nieświadomie.
- Hm? Skąd wiesz? - Chris podniósł się z łóżka, na którym leżał znudzony.
- Słyszę. - rzuciłem wzruszając ramionami i odsunąłem się od drzwi. - Też byś słyszał gdybyś tak nie sapał. - uśmiechnąłem się i mrugnąłem do niego. - Dyszysz jak lokomotywa. Nie sądziłem, że można tak się zmęczyć lenistwem i nudą.
- Uważaj sobie! - Christopher uśmiechnął się pokazując zęby i pogroził mi palcem. - Jeszcze się okaże, że się mylisz i co wtedy?
- Nie ma takiej szansy! - roześmiałem się podchodząc do chłopaka. Jeszcze przed chwilą czułem się źle na myśl o tym, jak bardzo moje życie się zmieniło, a teraz rozpierała mnie energia do psot z nowym kolegą. On naprawdę potrafił zdziałać cuda! A ta jego zaczesana na bok grzywka? Wyglądał z nią zabawnie! - Tylko popatrz! - wystrzeliłem palcem w stronę drzwi, które właśnie się uchyliły. - Ha! - tryumfowałem.
- Bo jeszcze zacznę się ciebie bać. - ostrzegł mnie Chris – Kto wie, czy nie słyszysz nawet moich myśli, albo bicia serca. To potrafi zdradzić więcej niż słowa. Będę musiał trzymać się od ciebie z daleka, bo poznasz wszystkie moje tajemnice! - próbował zachować powagę, ale nie wychodziło mu to najlepiej.
Do pomieszczenia wszedł dyrektor. Uśmiechał się i powitał nas, po raz drugi tego dnia, machnięciem.
- Nie uporaliśmy się jeszcze ze wszystkim, ale możecie już wyjść i biec do swoich pokoi. Myślę, że podwieczorek zjemy już wszyscy razem w Wielkiej Sali, jako że kryzys został opanowany i pozostało nam dopieścić szczegóły. Przez kilka dni pewnie nie pozbędziemy się trawy, ale to taka mała odmiana od kamiennych płyt, po których chodziliście do tej pory. Poza tym, na naszych korytarzach rosną stokrotki. To niemal piknikowy klimat. Ale na to nie ma teraz czasu. Uciekajcie i uważajcie na schodach. Są jeszcze mokre, ale nie płynie nimi żaden, najmniejszy nawet strumień.
Spojrzałem na Chrisa, a później znowu na dyrektora. Byłem trochę oszołomiony tym, że mogę wyjść z SS i dostać się do swojego pokoju. Dowiem się co z kolegami, zajmę się czymś ambitniejszym niż wyglądanie przez dziurkę od klucza.
- To... To dobrze. - nie zabrzmiało to przekonywająco. - Aż mi dziwnie myśleć, o tej wolności, kiedy ponad pół dnia spędziliśmy w zamknięciu.
- Tak, prawda. Nie nawykliście do takiego więzienia w jednej celi. Ale już po wszystkim i możecie rozprostować kości poza izolatką, więc nie bójcie się, jest całkowicie bezpiecznie. Nic już więcej nie będzie się rozrastać, nie ma dżungli, wodospadów. Pozostała tylko trawa i stokrotki. Czasami jakiś inny mały, polny kwiatek, więc jest bezpiecznie.
- Więc pójdziemy powoli żeby się oswoić z tym, że nas nie pochłonie dzika puszcza. - Chris oparł dłonie o moje plecy i zaczął mnie pchać w stronę drzwi. Nie stawiałem oporu, chociaż przyznam, że byłoby to zabawne i interesujące. - Lepiej wyjdźmy zanim nam zabroni i utkniemy tam na kolejne godziny. Tym razem umrzemy z nudy! Pomfrey nie ma tam żadnych gier.
- Może kiedyś pomyśli o zamianie Skrzydła Szpitalnego na świetlicę. - mruknąłem i dostałem za to z głowy Chrisa między łopatki. - Auć!
- Więc mi się tu nie wymądrzaj. - burknął chłopak i puścił moje plecy, kiedy znaleźliśmy się już kilka kroków od drzwi SS. - Chory też musi mieć tam jakąś rozrywkę. Nie każdy ma zawsze kolegów u boku, którzy odwiedzaliby go codziennie, a nawet kilka razy dziennie.
- Czyżbyś coś sugerował? - bąknąłem groźnie. Oczywiście była to część naszej zabawy, którą on sam zapoczątkował.
- Ależ nie, jak mógłbym sugerować, że twoi znajomi zapewniają ci rozrywkę, kiedy chorujesz. Widziałem kiedyś, jak nie mogli się od ciebie odkleić.
- Teraz trochę się zmieniło. - westchnąłem – Tak, dawniej rzeczywiście nudziłem się tylko do chwili, kiedy przynieśli mi książki i siedzieli ze mną możliwie najdłużej. Notatki, słodycze do podjadania. To dawne czasy, które nie wrócą.
- Nigdy nie mów nigdy. - uśmiechnął się do mnie szeroko. Poklepałem go po ramieniu i głowie, jak dziecko.
- Tutaj niestety nigdy jest nigdy. Trochę się wydarzyło, od kiedy byliśmy bliskimi przyjaciółmi. Można powiedzieć, że sami coś zniszczyliśmy. Jasne, nadal jesteśmy kolegami, ale już nie takimi przyjaciółmi jak dawniej.
- Macie czas żeby wszystko odbudować.
- Myślisz, że to możliwe? - osobiście wątpiłem. - Może powinniśmy po prostu budować na nowo na tym, co zostało zniszczone? Coś innego, nowego. Nie wiem, czy trwałego i silnego, ale prawdziwszego niż ślepy powrót do przeszłości...
- Jejku, to jest dla mnie zbyt poważne! Wybacz, ale idziemy do siebie po zielonej, miękkiej trawce i rozmawiamy na tematy, które wysadzają mózgi. Uważam, że powinieneś wrócić do Pokoju Wspólnego. Jeśli przyjaciele, czy tam byli przyjaciele, zainteresują się tobą należycie, wtedy daj im szansę. Jeśli uznasz, że to za mało, wtedy buduj od nowa. Każdy popełnia błędy, ale czy warto je tak rozdrapywać bez końca? Ja i David pogodziliśmy się i nasza przyjaźń jest jeszcze silniejsza.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? - pokręciłem głową z niedowierzaniem. Miałem szczęście do znajdowania przyjaciół w ludziach właśnie wtedy, kiedy ich potrzebowałem.
- Nadal byłbyś załamany i nie mógł pogodzić się z tym, co cię spotkało? Tak, myślę, że właśnie tak. Może nawet musiałbyś leżeć w Skrzydle Szpitalnym żeby odzyskać siły. - miałem wrażenie, że trafił w samo sedno.
- Więc awansowałeś na lekarstwo złamanych serc?
- Zawsze nim byłem, tylko zyskuję tę moc przy bliższym spotkaniu. - roześmialiśmy się obaj.
Niestety musieliśmy się rozstać i nie dało się tego uniknąć. Dwa różne Domy, to dwa różne Pokoje Wspólne. Może to i dobrze, jeśli wezmę pod uwagę zazdrość „niewiernego kochanka”. Same problemy mogłyby wyniknąć z przynależności do Griffindoru. Tymczasem Chris i David nieźle pasowali do Hufflepuff, co było zbawienne dla moich nerwów. Black ich nie prześladował, nie dokuczał im, nie wszczynał kłótni. Poza tym jednym incydentem w Wielkiej Sali, ale to nic, w porównaniu z tym, co mogłoby się stać.
Przekroczyłem dziurę za portretem narzekającej na pyłki Grubej Damy. Byłem zaskoczony zbiegowiskiem uczniów, którzy cisnęli się w Pokoju Wspólnym. Czyżby nie wiedzieli, że już jesteśmy wolni? A może byli niepewni tego, na ile można zaufać zapewnieniom nauczycieli?
Przepchałem się jakoś w stronę schodów do dormitorium chłopców. Okazało się, że moi koledzy stali przy barierce chroniącej osoby przeciskające się antresolą do swoich pokoi. Prawdę mówiąc uczucie, które mnie ogarnęło było raczej niepokojące niż pożądane.
- Remus! - Syriusz zdołał mnie dostrzec, kiedy parłem do góry. Początkowo planował się przepychać w moją stronę, ale ostatecznie zrezygnował. I słusznie, bo nic dobrego by z tego nie wynikło.
- Hej. - rzuciłem będąc już przy nich.
- Martwiłem się! Gdzie byłeś?! - Black objął mnie i przytulił jakbyśmy nie widzieli się od miesiąca. Nie był to jednak uścisk kochanka, ale przyjaciela. Chyba byłem mu za to wdzięczny.
- W Skrzydle Szpitalnym, ale to nudna historia, więc nie będę opowiadał... Widzieliście korytarz? Wygląda jak łąka. - chciałem szybko zmienić temat, ponieważ widziałem już ten wzrok Syriusza. Miał zamiar naciskać i dowiedzieć się wszystkiego, a ja nie chciałem kłamać. - Dyrektor wspominał, że może się to utrzymać przez kilka dni. Całkiem fajnie, prawda? Tak przyjemnie i świeżo... Chociaż dużo owadów już się zleciało. Uroki wiosny w budynku. - sam nie wiem, czy naprawdę udało mi się odgonić od Blacka pytania, czy może zauważył, że się trochę denerwuję. Najważniejsze, że nie pytał o nic, a ja mogłem opanować się i znaleźć sposób by egzystować z kolegami tak jak wcześniej, albo raczej inaczej, ale bezkonfliktowo. Przede mną długa droga, a czasu do wakacji coraz mniej.

1 komentarz:

  1. Nazywam się Pedro Hayes. Chcę tylko, żeby cały świat wiedział o rzucającym zaklęcia, którego poznałem w Internecie o imieniu Dr Ogundele, nie potrafię wyjaśnić, w jaki sposób mi pomógł, podzielę się tutaj kilkoma słowami. Moja żona wyjechała z dziećmi 7 lat temu. W zeszłym tygodniu przeglądałem internet i znalazłem jakieś świadectwo podzielane przez tak wielu ludzi mówiących o dr Ogundele, szybko skontaktowałem się z nim o pomoc w ciągu 24 godzin, moja żona skontaktowała się ze mną, prosząc o wybaczenie, a ona wróciła do mojego życia i jesteśmy znów szczęśliwie wyszła za mąż, co za cudowny CUD jestem tak szczęśliwa. Dr Ogundele przywiózł moją żonę w ciągu 24 godzin. Nie mogę napisać wszystkiego na piśmie, wszystko, co mogę powiedzieć, to dziękuję, bardzo się cieszę. Powiedział mi, żebym podzielił się historią, tak jak wszyscy, jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy. Skontaktuj się z dr Ogundele na jego WhatsApp lub Viber Chat: +27638836445. Jego czary są skuteczne i nieszkodliwe, wszystko o dr Ogundele jest super.

    OdpowiedzUsuń