środa, 27 sierpnia 2014

Kartka z pamiętnika CCLIII - Lucjusz Malfoy

- Nie podoba mi się to! Wiem, że nie jestem święty i mam wiele na sumieniu, ale i tak mi się to nie podoba! - piekliłem się zapewne niepotrzebnie – On wykorzystuje do tego swoją władzę! No tylko na niego popatrz! Był przystojnym mężczyzną, z łatwością traciło się dla niego głowę, a teraz?! Teraz przypomina... Krokodyla! Patrzę na niego i widzę krokodyla!
- Lucjuszu...
- Nie, Severusie! Nie uciszaj mnie! Jesteś teraz jednym z nas, jesteś Śmierciożercą, a ja wiem, jak to się odbyło i mam ciarki, że się na to zgodziłeś! Nie ty jeden zresztą. - dodałem z przekąsem. - Gdyby nie jego władza i siła na pewno nikt by się nie zgadzał na coś podobnego!
- A jednak twoja kuzynka...
- Nie przypomina mi o niej! Bella całkowicie straciła dla niego głowę! Rudolfowi też się to nie podoba, ale jest już za późno. Mroczny Pan też chce ich ślubu, więc nie ma już odwrotu.
- Lepiej porozmawiajmy o tym, co istotniejsze dla nas, Lu. - Sev zmienił temat bezlitośnie – Niedługo twój ślub, Lucjuszu. Możesz się wściekać o to, że jestem jednym ze Śmierciożerców, że musiałem iść do łóżka z naszym Panem, ale ty też to zrobiłeś. Ty, Rudolf, Bella... Niektórym się udało tego uniknąć, ale wiesz doskonale, że wszystko zależy od humoru Voldemorta. Ślub Belli z Rudolfem też jest zachcianką, ale twój i Narcyzy już nie.
- Severusie...
- Tak? - patrzył na mnie swoimi ciemnymi, bezkresnymi oczyma, w których nie było dla mnie litości.
- Ostrzegałem cię, że muszę się z nią związać, bo tego oczekiwali ode mnie wszyscy w rodzinie. Mojej i jej. Nie ukrywałem tego przed tobą.
- Masz rację. Nie ukrywałeś i nadal nie ukrywasz, ale masz pretensje o to, że ja i...
- To nie pretensje! Po prostu nie podoba mi się nawet sama myśl o tym, a co dopiero fakt, że to szczera prawda! Na starość robię się zaborczy. Ale chodzi o to, że to co jest między nami, to co do ciebie czuję jest wyjątkowe. Nie chcę tego stracić, nie chcę z ciebie rezygnować.
- Ale czy w związku z tym, nie za wiele chcesz?
- Robisz to specjalnie, Severusie!
- Przyznaję. - chłopak skinął z zamyśleniem głową – Robię to specjalnie żeby obudzić w tobie wyrzuty sumienia. I jak mi idzie?
- Aż za dobrze. - przyznałem z przekąsem.
Gdzie się podział ten spokojny, cichy i zawsze układny Severus Snape? Gdzie to płochliwe zwierzątko o ostrych pazurkach, które drapało innych, ale nigdy swojego pana? Może obchodziłem się z nim zbyt pewnie bo wydawało mi się, że jego przywiązanie jest pewnikiem. To by wyjaśniało dlaczego teraz muszę pokutować. No dobrze, byłem też winny tego, że nie szanowałem Severusa tak, jak powinienem. Dzieliłem się nim z Rudolfem, a nie powinienem. Teraz chyba było za późno żeby nad tym ubolewać. A może wcale nie? Mogłem okazać skruchę i wtedy z czystszym sumieniem narzekałbym na fakt, że sam wepchnąłem Seva w łapska Voldemorta. Brr! Byłem wściekły i chory na samą myśl o tym, że ten łuskowaty potwór, bo tak aktualnie wyglądał, dotykał ciała mojego chłopaka tymi swoimi paskudnymi, białymi, zimnymi łapami!
Częściowo z mojej winy ten mój chłopak będzie się również musiał dzielić mną z moją przyszłą żoną i dzieckiem, kiedy się urodzi. Wolałbym mu tego oszczędzić, ale nie byłem w stanie na to wpłynąć. Lub byłem, ale taki tchórz jak ja nie mógł niczego zdziałać.
Byłem tym, który zabił ojca. Tym, który pozbył się tego śmiecia. A jednak nadal nie potrafiłem przeciwstawić się woli rodziny odrzucając zaręczyny z Narcyzą. Z uroczą, słodką Narcyzą, która świata poza mną nie widziała i nigdy nie domyśliłaby się, że poza nią mam jeszcze kogoś innego. Prędzej odebrałaby sobie życie niż zaczęła mnie podejrzewać o zdradę. Piękna, poczciwa i naiwna Narcyza była ideałem na wyciągnięcie ręki, który zapewni mi spokój w rodzinie i możliwość spotykania się z Severusem. Czy nie dlatego wciągnąłem go w to wszystko? Żeby mieć pretekst do naszych spotkań?
- Żałuję, że tak wyszło. Naprawdę, Sev. - przyznałem – Nie jest tak twardy, jak mogłoby się wydawać i dlatego skazuję cię na cierpienie i życie w cieniu. Gdybym miał na to jakiś wpływ, zmieniłbym to, naprawdę. Ale nie mam go, ponieważ jestem zbyt słaby. Przepraszam.
- Dobra, daj już spokój, Lucjuszu. Nie pasuje ci ta gryffońska mina. - Sev złapał moje dłonie w swoje.
- Masz rację, Severusie. To ja ustalam zasady gry, w którą wciągnęli mnie inni. Nie jestem mięczakiem. To chyba to codzienne oglądanie jedzącego paskudztwa Mrocznego pana tak mnie rozstroiło. Powinienem mniej się przejmować tym procesem – że nie nazwę już tego inaczej. Adekwatniejsze określenia nasuwały się licznie, ale każde z nich przypominało mi o tym, że to śliskie, wielkie świństwo rozdziawiało swoją bezzębną, gumową paszczękę i zaczynało powoli wsuwać w siebie to, co Mroczny Pan mu podsunął. Świństwo, paskudztwo, fuj! Nienawidziłem węży! I pewnie w ramach kary za moje nieprzykładne życie musiałem teraz zmagać się z jednym z nich i aligatorem, jakim na chwilę obecną był Voldemort. Jego ciało wydawało się pokryte chłodną łuską, jego zęby były jak igły. Patrzenie na niego nie sprawiało mi już żadnej przyjemności. Ciężko było mi nawet uwierzyć, że dawniej był niesamowicie czarującym i przystojnym mężczyzną, dla którego łatwo było stracić głowę.
- Myślisz, że Rud czuje się dobrze? - kolejny raz Sev zmieniał temat by pomóc mi jakiś sposób lub wręcz przeciwnie, utrudnić zadanie. - Kiedy widziałem go dzisiaj był tak blady. Dziwiłem się, że nie zemdlał.
- Nic się nie dzieje, to normalne. Rudolf nienawidzi węży bardziej niż ja. O wiele bardziej. Boi się ich panicznie. Im więcej czasu spędza blisko Mrocznego Pana i jego paskudy, tym gorzej to wszystko znosi. Oczywiście oficjalnie cierpi na problemy żołądkowe i dlatego wydaje się taki słaby i blady. Tylko my wiemy o jego słabości, więc nie zdradź tego nikomu. - Sev kiwnął głową i wierzyłem, że dotrzyma tego słowa.
- Mroczny Pan wykorzystałby jego strach z rozmysłem. - domyślił się.
- I właśnie dlatego, nie może o niczym wiedzieć. Nie wiadomo, co przyszłoby mu do głowy, a wydaje mi się, że jest z nim coraz gorzej. Wiesz, na początku było dobrze, ale teraz chyba mu trochę odbija. - powiedziałem to szeptem żeby nikt, nawet przypadkowy „przechodzień” przemierzający korytarz domu, nie mógł mnie usłyszeć.
- Ale nadal jest silny, a więc jest dobrym sojusznikiem. Może nas wiele nauczyć, jeśli będzie miał lepszy dzień. Uważam, że to dobry, opłacalny układ, Lucjuszu. - no tak, niemal zapomniałem, że Sev szukał u boku Voldemorta tego samego, czego dawniej szukałem ja, a więc siły, zdecydowania, bezwzględności i niezłomności w dążeniu do celu.
- Zostawmy ten temat, nie po to się spotkaliśmy, prawda? - przysunąłem się do niego i uśmiechnąłem lekko. Odrzuciłem na plecy kucyk, który mnie irytował i objąłem Severusa kładąc dłonie na jego drobnych biodrach. Znałem ich strukturę doskonale i teraz była tak wspaniale znajoma, kiedy sunąłem palcami po materiale spodni.
W dół i w górę znaczyłem dotykiem jego uda, kciukami zagalopowałem się kilka razy na pośladki, ale nie rozbierałem go. To nie była właściwa chwila. Ktoś mógł wejść do pokoju, więc musiałem zamknąć drzwi.
- Więc to zrób! - prychnął rozbawiony najwyraźniej Sev. Chyba musiałem powiedzieć na głos to, o o czym myślałem. Co za wstyd! Musiałem uważać na to bardziej, bo przecież lepiej żeby ani Mroczny Pan, ani tym bardziej jego wierni, zakochani w nim nadal Śmierciożercy nie wiedzieli, co kryje się w mojej głowie. Tak było bezpieczniej dla wszystkich.
Zmitygowałem się robiąc dokładnie to, o czym myślałem, a co wypaplałem przez nieuwagę. Zamknąłem drzwi na klucz i teraz nie musiałem się przejmować żadnym niespodziewanym najazdem. Zanim ktoś poradzi sobie z klasycznie zamkniętym zamkiem przy pomocy zaklęcia, minie przynajmniej chwila potrzebna na ochłonięcie i ubranie się.
Ileż to czasu minęło od kiedy byliśmy razem sam na sam ostatni raz? Wieki! Zdecydowanie całe wieki! A przecież ja uwielbiałem Severusa i nikt tak jak on nie potrafił mnie podniecić. Byłem w nim zakochany do szaleństwa, chociaż udawałem, że mi to nie grozi. Czy Sev wiedział o tym wszystkim? Ciężko byłoby to powiedzieć, gdyż z jego ciemnych oczu nie dało się wyczytać niczego. Zresztą, był zbyt piękny żebym mógł myśleć o takich drobnostkach, kiedy on był blisko i obaj mieliśmy czas i okazję do „brykania”.
Tak wiele się zmieniło od dnia naszego pierwszego spotkania, ale nie uczucie, które pojawiło się niedługo później. Myślę, że ono pęczniało i stawało się większe, ale nadal było zbyt małe by zmusić mnie do działania na rzecz naszego wspólnego szczęścia. Musieliśmy obaj zadowolić się tym, co mieliśmy, a więc zdradami, tajemnymi spotkaniami, cichym seksem.

ickle_sev_by_kc_chan_

3 komentarze:

  1. ~Porcelanowa Szczęka28 sierpnia 2014 23:48

    Jak na złość, ja tu z niecierpliwością czekam na ten wyjazd nad morze, a tu nagle kartka z pamiętnika! Masz szczęście, że jest super bo inaczej przesłałabym Ci wirtualnego kopniaka w tyłek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nowa notka na Ai no Tenshi? Super kartka z pamiętnika ;)

    OdpowiedzUsuń