niedziela, 31 sierpnia 2014

Wakacyjne zajęcie

NA AI NO TENSHI NOWA NOTKA ^^

4 lipca
Tydzień dzielił mnie od wyjazdu na wakacje do Shevy i niemal miesiąc od obiecanych wakacji z Syriuszem, Potterem i Pettigrew nad morzem. Początkowo oba te wyjazdy miały być bardzo długie, ale ostatecznie skróciłem je znacznie, jako że nie wytrzymałbym zbyt długo bez rodziców, a przecież miałem tylko te wakacje żeby się nimi nacieszyć, a później oddalone o całe miesiące święta. Z kolegami mogłem jeszcze spędzić naprawdę wiele czasu, ale z rodziną już nie. Dwa tygodnie u Shevy, tydzień w domu, dwa nad morzem i znowu domek. Taki był aktualny plan i ten podobał mi się najbardziej.
- Mamo, usiądź sobie, a ja zaniosę koszyk. - zaoferowałem podnosząc się ze swojego miejsca, które zajmowałem w rogu sklepu od kiedy przyszedłem z mamą do pracy. - Rozniosę zamówienia i tak nie mam co robić, a dawniej spisywałem się wcale nie najgorzej.
- No tak, w sumie masz rację. Przecież mogę cię wykorzystać do roznoszenia zamówień. - przytaknęła raczej sama sobie niż mi. Jej niedawny pomysł ze sprzedażą eliksirów z dostawą do wskazanego miejsca na Pokątnej i w okolicy był strzałem w dziesiątkę. Wiele osób korzystało z okazji żeby nie wychodzić ze swoich sklepów, nie zamykać ich, a jednak robić zakupy. Idąc do pracy zostawiali karteczkę w nasze skrzynce zamówień, podawali swoje dane oraz miejsce dostarczenia przesyłki tego konkretnego dnia i gotowe. Z tego sposoby korzystały nawet osoby, które nie prowadziły swoich interesów na Pokątnej, ale były zwyczajnie zbyt leniwe żeby biegać z jednego miejsca w drugie. Prosili żeby znaleźć ich w wybranym miejscu w godzinach dostawy, a więc między13 a 14. Pomogłem więc mamie zapakować koszyk z zamówieniami, zgarnąłem dokładną listę i zadowolony wyszedłem ze sklepu by wyrwać się nudzie i zaspokoić moją potrzebę minimalnego chociażby ruchu.
- Dzień dobry, Eliksiry Na Miejsce! - rzuciłem głośno wchodząc do jednego ze sklepów. W ten sposób osoba zainteresowana wiedziała, że to jej szukam.
- Tutaj, tutaj! - rozległo się zza lady. Podszedłem więc dziarsko od mężczyzny, który właśnie zajęty był naprawianiem kontuaru, którego ścianka nie wytrzymała ciężaru blatu, a teraz należało ją skleić uważnie żeby nie nabrudzić i nie zniszczyć drewna.
- Mam dla pana Talboota trzy buteleczki... - zacząłem, ale mi przerwano.
- Tak, chłopcze. Podaj mi różdżkę i przytrzymaj klej. - wskazał na krzesło za sobą i wyciągnął rękę z pudełeczkiem. Wziąłem je od niego uznając, że trzeba być miłym dla stałych klientów i w miejsce pudełka wsunąłem różdżkę. Kilka błysków, dwa ciężkie sapnięcia i siwy, brodaty mężczyzna już podniósł się na nogi. - No, mam nadzieję, że wytrzyma! - oświadczył tryumfalnie. - A teraz interesy. - uśmiechnął się do mnie i podał wyliczone dokładnie monety. Wręczyłem mu trzy buteleczki z czerwonym płynem w środku.
- Dziękujemy za skorzystanie z naszej oferty Eliksirów Na Miejsce i zapraszamy do tego ponownie. - powiedziałem starając się brzmieć jak najmilej i entuzjastycznie. Mama wyjaśniła mi wczoraj, że to bardzo ważne, ponieważ nasz entuzjazm i dobry humor udziela się innym i tym chętniej znowu coś od nas kupują.
Spojrzałem na kolejne nazwisko i adres na liście i uśmiechnąłem się szeroko, kiedy dwa miejsca niżej zauważyłem znajome dane. Fillip Ballack prosił o dwie buteleczki środka na poprawienie trawienia u dzieci, środek na otarcia i siniaki oraz coś na złagodzenie niestrawności. Widać jego dziecko nie potrafiło usiedzieć na tyłeczku i wszędzie było go pełno. Wywracał się, jadł w pośpiechu, podjadał między posiłkami, kiedy rodzice nie patrzyli. Nie dziwiłem się temu. W końcu był tak pełen życia, a rodzice tak bardzo go kochali. Postanowiłem zboczyć trochę z obranej trasy i wpaść do ich sklepu z akcesoriami do quidditcha, ale szybko odrzuciłem tę myśl. Lepiej żebym wpadł tam na końcu! Wtedy mógłbym zostać trochę dłużej. Schowałem do kieszeni monety i pożegnałem się z właścicielem niewielkiej kawiarni, którą odwiedziłem na dobry początek. Teraz musiałem wpaść do pani Pettigrew, która zażyczyła sobie coś na wzdęcia i ból stóp. Nie chciałem tego komentować, jako że było dosyć oczywiste, że nogi muszą boleć kiedy nosi się taki ciężar, a napompowany brzuch wcale nie pomaga w byciu lżejszym, co najwidoczniej doskonale wiedziała. Może spotkam nawet Petera? Nie narzekałbym na krótką rozmowę z kolegą. Zresztą, on również pomagał mamie, więc nie miałby czasu na dłuższe pogaduchy. Pani Pettigrew rozpieszczała syna, ale równie poważnie i z miłością traktowała swoją cukiernię. Tak więc Peter musiał pracować na rzecz swojej dochodowej siostry, która odwdzięczała mu się darmowymi łakociami.
- Peti, kochanie, Remus przyszedł! - powitało mnie wołanie kobiety. - Pomagasz mamie? - zwróciła się do mnie, a ja skinąłem głową. Czy ona była grubsza niż poprzednio? Wolałem nie zdradzić się ze swoimi myślami. - Zaraz dam ci pieniądze. - zaświergotała i zanurkowała w drzwiach zaplecza, z których teraz wyszedł Peter.
- Cześć. - rzucił z uśmiechem. - Właśnie kroiłem tertilówkę.
- Co?
- Pyszota! Czekoladowy biszkopcik, krem, śliwki w czekoladzie. Najlepsze na świecie! Ale mama nie pozwoliła mi nawet skosztować, więc wyrwałeś mnie z piekła.
- Więc jesteś mi winny ratunek. - powiedziałem z uśmiechem wykładając na ladę zamówienie jego mamy. - Jak ci płynie początek wakacji?
- Nie narzekam. Wybieram się do dziadków na jakiś czas, więc babcia na pewno zadba żebym nie głodował. Mama zastanawia się nad dietą.
- Ow, żartujesz? - moje zaskoczenie było tak szczere, że Peter aż się uśmiechnął.
- Chciałbym. Niestety, jej koleżanki zaczęły i teraz ją wciągają.
- I twoja mama dała się namówić? - uniosłem brwi z niedowierzaniem.
- Siła sugestii stada bab. - rzucił z ciężkim westchnieniem i odsunął się żeby jego mama mogła stanąć przy ladzie i podać mi pieniądze.
- Dziękuję, Remusie. Wszystko nam się skończyło od kiedy przyjechał Peti. - zaczęła głaskać chłopaka po głowie, jak kilkulatka. - Powiedz, twoja mama nie myślała nad pomocą naturze? Dietka, ćwiczenia... To teraz takie modne. - oho, zaczęło się. Chciała wciągnąć moją mamę w to szaleństwo.
- Kiedyś coś wspomniała, ale tata od razu się sprzeciwił. Powiedział, że pomaganiem naturze można tylko coś zeszpecić, a mama jest najpiękniejszą kobietą na świecie bez żadnych upiększaczy. - kłamałem. Bezczelnie wciskałem matce mojego kolegi same kłamstwa. Mama nigdy nie wspominała o dietach ani ćwiczeniach bo zwyczajnie tego nie potrzebowała. Była szczupła i bardzo ładna, a tata kochał ją jak szaleniec, więc nie potrzebowała się bawić w kradnące czas zapychacze dnia.
- Och, to wielka szkoda. - westchnęła teatralnie. - To teraz forma kulturalnych spotkań z przyjaciółmi. - wyjaśniała wyraźnie dodając do prawdy szczyptę kłamstewek. Nie chciała sama podejmować się walki z nadwagą, więc planowała wcisnąć w to moją mamę. A to pewnie dlatego że wolała mieć na kogo zwalić winę za ewentualną porażkę. Nie ze mną te numery.
- Na pewno jej przekażę, ale tata nie będzie zachwycony. Wie pani jak to jest z intelektualistami. Wysiłek fizyczny uważają za barbarzyństwo. - przepraszam tato! Czas na cios ostateczny. - Podobno mugole też teraz pomagają naturze, bo zarówno jego uczennice, jak i koleżanki z pracy postanowiły zadbać o wygląd. To najnowszy krzyk mody żeby się przepacać i głodzić. - w oczach Petera dostrzegłem uwielbienie. Nie zdziwiłbym się gdyby się na mnie rzucił i mnie wyściskał, kiedy jego mama da sobie spokój z pomysłami o diecie. - Niech pani sobie wyobrazi, że nawet do naszej szkoły to dotarło! Czasami pot zalewa nam oczy, w ustach wysycha. Podaruję sobie szczegółowe opisu tego jak i gdzie się pocimy. Peter pani opowie, gdyby pani chciała wiedzieć, jak to pot rowkiem... - urwałem i machnąłem ręką. - Ale oczywiście niektórzy lubią tak ekstremalne warunki. Do tego rozmawiać w czasie ćwiczeń... Tak, to na pewno wzmaga wysiłek! Mugole podobno lubią się powytrząsać trochę rano i wieczorem, a diety stosują począwszy od odstawienia słodyczy, po ekstremalny chleb i wodę całymi tygodniami. Ależ się zagadałem! Muszę uciekać do pracy, bo mam jeszcze masę eliksirów do rozniesienia! To też dobra forma ćwiczeń, takie chodzenie. Do widzenia pani! Na razie Pet. Napisz do mnie od dziadków i pochwal się, jak to ci tam dobrze. - pomachałem chłopakowi i jego zszokowanej rewelacjami matce. Byłem pewny,że na poważnie przemyśli sobie diety i ćwiczenia, a dla Petera będzie to możliwością odpoczynku od niepewnego losu ostatnich dni. Żeby tylko mama nie dowiedziała się o tym, co naopowiadałem pani Pettigrew! Chyba by mnie zabiła gołymi rękami, albo otruła swoimi eliksirami. Nie byłaby zachwycona, że jej syn opowiada bzdury. Remus Lupin kłamczuch, który odwodzi matki od pomysłu dbania o siebie. Wróg kobiecego narodu. Tak, lepiej żeby mama nie dowiedziała się o tym, co nazmyślałem. Dla mojego własnego bezpieczeństwa i świętego spokoju.

4 komentarze:

  1. Jak się czujesz z tym, że dziennie masz po 200-400 wizyt? :D Kochana pięknie piszesz! Zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!
    Śmiałam się z Remusiaka, kiedy opowiadał pani Pettigrew te wszystkie 'słodkie kłamstewka' :3 Bardzo fajna notka, z niecierpliwością czekam na kolejną! :)

    OdpowiedzUsuń