środa, 3 września 2014

Kartka z pamiętnika CCLIV - Regulus Black

Denerwowałem się. Pierwszy raz zapraszałem jakiegokolwiek kolegę do domu, a jednak zdecydowałem się na tygodniowy pobyt osoby, która tak często grała mi na nerwach, że odkryłem w sobie masochistyczne zapędy, które widziałem już u brata. Jak można lubić kogoś, kto ciągle cię denerwuje i to nawet tego nie chcąc? Zawdzięczałem jednak Barty'emu wiele, ponieważ jego korepetycje przyniosły efekty, a ja nie musiałem przepychać się z Syriuszem zazdrosnym o Remusa. Nie mówiąc już o moim niezdrowym zainteresowaniu chłopakiem mojego brata. Wpadłem z deszczu pod rynnę, nie miałem co do tego najmniejszych wątpliwości. Moje chwilowe zafascynowanie zawsze uprzejmym dla mnie Remusem Lupinem przerodziło się więc w zainteresowanie Bartemiuszem Crouchem Juniorem. Sam sobie kopałem grób!
Miałem nieprzyjemne wrażenie, że czekam na przybycie chłopaka z pewną dozą niecierpliwości. Coś we mnie drżało, dłonie wydawały się łaskotać w kościach, serce jakby inaczej pompowało krew. To głupie, ale naprawdę czułem się inaczej niż zawsze, a to wszystko z winy jednego głupiego Pochona, który okazał się wystarczająco wytrwały i upierdliwy żeby się do mnie zbliżyć i awansować do miana przyjaciela, do czego nigdy bym mu się nie przyznał.
- Spóźniłeś się! - rzuciłem na powitanie, kiedy tylko zjawił się przed bramą naszej posiadłości.
- Jak na gwiazdę wieczoru przystało. - rzucił wesoło i uśmiechnął się nieprzyzwoicie szeroko.
- Gwiazda wieczoru? Moi rodzice nie są tak zdesperowani żeby cię poznać! - prychnąłem i otworzyłem bramę wpuszczając go.
- Nie są bo jeszcze mnie nie znają. Kiedy już mnie poznają będą mną zachwyceni i sami poproszą żebym przyjechał w następnym roku. Nawet zaproponują mi twoją rękę. - mówił pewnym siebie tonem, a za ostatnie stwierdzenie dostał w głowę.
- Nie wyobrażaj sobie! Jesteś zwykłym Puchonem...
- O, nie. Na pewno nie zwykłym. Jestem wyjątkowy. Tak wyjątkowy, że sam się przekonasz jak bardzo mnie pokochają. Będą chcieli żebym dołączył do rodziny, ale to trudne, bo moja matka nigdy mnie nie odda po dobroci, więc zostanie tylko jedna opcja. Ślub. - szedł za mną mówiąc głupoty, jak to miał w zwyczaju.
- Lepiej uważaj żeby nie oddał cię mojemu bratu. On dopiero ma nieprzyjemny charakterek, więc wiedziałby jak się ciebie pozbyć.
- Chyba nie próbujesz mi powiedzieć, że jesteś tym lepszym Blackiem? - udał niedowierzanie. - To jest ktoś gorszy od ciebie? Bardziej nadąsany, zawsze nachmurzony i niemiły? Nie wierzę!
- Osioł. - skwitowałem ciężko. Nie mógł wiedzieć, że lubiłem to jego głupie trajkotanie. Jego głos miał przyjemną barwę, jego śmiech był naprawdę ładny, a ja zdecydowanie powinienem zerwać z nim kontakt, bo zaczynałem durnieć.
- A więc to są włości Blacków... - zmienił w końcu temat rozglądając się po ogrodzie, przez który prowadziłem go do domu. Miał co oglądać, jako że nasza posiadłość letnia była bardzo duża. Uznałem, że powinienem mu to wyjaśnić.
- Tutaj spędzamy lato – zacząłem – Normalnie mieszkamy z zwyczajnym domu, żeby nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Pokazywanie swojego bogactwa innym nie wpływa zbyt dobrze na stosunki międzyludzkie, a my nie potrzebujemy kłopotów. Tutaj przyjeżdżamy więc w lecie i czasami podczas świąt. Zależy od nastroju rodziców i tego, czy mają wolną rękę w pracy. W sumie to zaprosiłem cię dlatego, że tutaj jest cię gdzie upchnąć bez problemu. Nie będziesz zawadzał.
- Cóż za uprzejmość. - skwitował ze śmiechem i zadowolony, jakby wygrał w konkursie kulinarnym spotkanie z bożyszczem mężatek i kur domowych. Nie sądziłem żeby moi rodzice go polubili, ale może oni również byli masochistami?
Wprowadziłem go do domu i poprosiłem Stworka by zabrał rzeczy Barty'ego do jego pokoju. Nasz Skrzat Domowy ukłonił się i już go nie było. Lubiłem go. Za jego posłuszeństwo, za to, że zawsze się starał być przydatny, a nawet za ten skrzekliwy głos i wykrzywioną w grymasie twarz. Był takim gburem jak i ja.
Zabierając Bartemiusza do salonu postanowiłem mieć już za sobą tę szopkę. Matka jak zwykle uśmiechała się sztucznie, zaś ojciec patrzył na goście obojętnie. Powinienem się chyba za nich wstydzić. Niemniej jednak przeszedłem do rzeczy, żeby mieć to z głowy. Barty okazał się paskudnym flirciarzem i lizusem. Podając dłoń mojej matce, wręczył jej znikąd bukiet kwiatów, co chyba jej się nawet spodobało, i obrzucił ją komplementami. Mój ojciec otrzymał wino, którego też nie powinno być i mógł zamienić kilka słów z Barty'm na temat najnowszych zarządzeń Ministerstwa Magii. Nie miałem pojęcia, że interesował się takimi sprawami!
- Regulusie, pokaż Bartelemiuszowi resztę domu. - poleciła matka, jakbym nie wiedział, że muszę to zrobić. Był to taktowny sposób na pozbycie się gościa z salonu i obgadanie go z moim ojcem. Nawet Barty musiał się tego domyślić, bo wylewnie przystał na „propozycje”, która miała w sobie raczej więcej rozkazu niż uprzejmej sugestii, że wypadałoby to zrobić.
Oprowadziłem więc przyjaciela po domu i zniknęliśmy w moim pokoju, gdzie chciałem pokazać mu kilka interesujących nas rzeczy. W końcu poza korepetycjami interesowaliśmy się także tym samym w niektórych dziedzinach.
- Reg, jest pewna sprawa, o której musimy porozmawiać. - zaczął nagle poważnie, co było nie w jego stylu. Aż przełknąłem głośno ślinę nie potrafiąc sobie wyobrazić najgorszego w tej sytuacji. - Wiem, że jesteś Śmierciożercą.
- Nie...
- Widziałem tatuaż, czytałem o nim w Proroku. Wiem też czym się zajmujecie, jakie są wasze cele. Chciałbym żebyś mnie wprowadził. Może w ten sposób szybciej dojdzie do inicjacji i również będę jednym z was. Tu nie chodzi o ciebie, ale o sprawę i dlatego proszę. Jestem tutaj i podejrzewam, że w czasie wakacji macie więcej spotkań niż zwykle, prawda?
- Barty, nie wiesz co robisz. - Chciałem go ostrzec, ale nie słuchał. Musiałem ulec, musiałem pozwolić mu poznać Voldemorta.
- Wiem doskonale. Czytałem o Śmierciożercach, popieram waszą sprawę i chce do was dołączyć. - był uparty. Nie chciałem go wprowadzać w ten bezwzględny świat, ale najwyraźniej było już za późno. Mogłem tylko mieć nadzieję, że Voldemortowi się nie spodoba i nie będzie wymagał od niego seksu w zamian za znak. Mi się udało, ponieważ Mroczny Pan nie lubił mojego typu urody. Wolał mężczyzn zamiast dzieci, jak sam wtedy powiedział. Ale dał mi znak i teraz nie byłem mu nawet nic winien. To musiałem mu przyznać, wiedział jak obchodzić się ze swoimi ludźmi.
- Pewnie nie mam innego wyjścia, co? Jeśli cię nie wprowadzę, wejdziesz sam i całe spotkanie szlag trafi. - musiałem się poddać.
- Nie wiem, czy byłbym tak drastyczny, ale to możliwe. - uśmiechał się znowu szeroko.
- Wiesz czym grozi oddanie się Mrocznemu Panu? Twoje życie i śmierć będą należeć do niego. Będziesz wstawał o wskazanej przez niego godzinie, kiedy przyjdzie do spotkań i wracał o wcześniej wyznaczonej. Twoja wolność dobiegnie końca.
Nie odpowiedział, ale w jego roześmianym spojrzeniu widziałem, że myśli inaczej. Cokolwiek chciał osiągnąć, był na dobrej drodze, gdyż denerwowanie mnie prowadziło do głupich pomyłek, a później do prania mózgu, jak nazywałem swoje uzależnienie od niego. Może naprawdę dawałem się zwodzić? Chyba traciłem rozum.
- Przyjechałeś tu tylko po to żeby mnie wykorzystać? - zapytałem chociaż znałem odpowiedź doskonale.
- Nigdy! Szansa pojawia się przy okazji i jest jedyna w swoim rodzaju. Może nigdy się więcej nie powtórzy, więc proszę cię raz jeszcze i będę prosił przez cały tydzień. Wiesz, że potrafię.
- W końcu mogę się z tobą zgodzić. – powiedziałem tylko troszeczkę rozbawiony. - Przedstawię cię Mrocznemu Panu, kiedy wezwie nas wszystkich do siebie. Obiecaj tylko, że będziesz rozsądny, dobrze?
- Czyżbyś się o mnie martwił? - zaświergotał zalotnie, co sprawiało, że chciałem go udusić.
- Nie o ciebie, ale o moje stopnie. Mogą znowu się drastycznie pogorszyć, jeśli zabraknie mi twoich kiepskich korepetycji. - chłopak roześmiał się i poprosił o pokazanie znaku na ramieniu. Chciał się przyjrzeć i pewnie wyobrazić sobie sytuację, w której i on będzie go miał. Nie pojmowałem jego chęci, ale jeśli naprawdę wierzył w to, co wyznawali Śmierciożercy, to może nie powinienem go odwodzić od jego planów. W końcu ja także uległem. Tak mnie wychowano, tymi ścieżkami podążałem, pozwalałem żeby rodzice decydowali za mnie, co jest lepsze i czym powinienem się zajmować.
Podwinąłem rękaw i obserwowałem chłopaka, kiedy z podziwem przyglądał się mojej magicznie wytatuowanej skórze. Jego oczy błyszczały, jasne włosy opadały na twarz. Bartemiusz Crouch Junior miał stać mi się jeszcze bliższy niż do tej pory.

Harry_Potter_RPG_Regulus_Barty_by_SiliceB

5 komentarzy:

  1. Moim zdaniem za dużo piszesz kartek z pamiętnika (co nie znaczy że masz je pisać co 2 tygodnie :D), dobrze by było gdyby więcej samych przeżyć Remusa by było, bo tak co dwie notki jest taka kartka z pamiętnika. Ta kartka była fajna, lecz nic ciekawego oprócz śmierciożerców się nie wydarzyło :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram poprzedni komentarz. A raczej w pewnym stopniu, bo według mnie mogłabyś np. Pisać kartki z pamiętnika reszty huncwotów. Pod kątem ostatnich wydarzeń. No, ale to Twój blog i to Ty decydujesz o wyglądzie i sposobie publikowania notek, soł, cieszę się i tak z każdego kolejnego rozdziału :3
    Czekam na kolejny!
    :-o
    I pozdrawiam, oraz życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam niezmiennie od 6 czy 7 (już sama nie pamiętam jak długo tu już jestem xD) lat uważam, ze te kartki z pamiętnika to cudowny pomysł. Kocham je przeogromnie i bardzo lubię do nich wracać, by spędzić trochę czasu z bohaterami, którzy przez główną część opowiadania tylko czasem się przewijają ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Tiki Tiki Kasztanki9 września 2014 15:31

    Ta notka jest cudowna. Jak z resztą inne. A mi się podobają te kartki z pamiętnika tym bardziej Corneliusa Lowitta, Erica, Ryo, Michaela i Gabriela :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Tiki Tiki Kasztanki9 września 2014 21:02

    Jestem twoją wielką fanką :-)

    OdpowiedzUsuń