niedziela, 24 sierpnia 2014

Wielki mały krok

Do tej pory pożegnania kończące rok szkolny były dla mnie ciężkie i bolesne. Nie chciałem spędzać czasu z daleka od przyjaciół, którzy byli dla mnie jak rodzina. W tym roku było inaczej. Nie czułem się już tak źle opuszczając szkołę, nie przeżywałem rozstania. Szczerze mówiąc, powiedziałbym, że dorosłem i dlatego właśnie było mi łatwiej wracać do domu. Ale czy to prawda, nie miałem pojęcia. Po prostu czułem, że tak jest dobrze, tak jest lepiej. Do tej pory naprawdę byłem przerośniętym dzieckiem. Teraz czułem się kimś innym, doroślejszym. I nic dziwnego, skoro wszystko wokół mnie uległo w tym roku zmianie. Chyba tak właśnie powinno być, kiedy miało się te szesnaście lat, niedługo miało się kończyć szkołę i zaczynać życie na nowo. Nigdy wcześniej o tym nie myślałem, ale przecież nie mogłem zaczynać pracy, nawet jeśli jako detektyw, będąc chodzącą kluchą! Musiałem zmężnieć i byłem na dobrej drodze.
- Znowu coś dużo myślisz. - mruknął mi prosto do ucha Syriusz. Przez przypadek omal go nie uderzyłem, w niekontrolowanym odruchu. Popatrzyłem na niego przepraszająco.
- Twoja wina, bo mnie wyrywasz nagle z zamyślenia. - zwaliłem winę na niego z premedytacją i figlarnym błyskiem w oku. Syriusz dostrzegł to i zmarszczył brwi próbując patrzeć na mnie nieprzyjemnie, ale nie wychodziło mu to tak jak należy, bo na usta cisnął się uśmiech.
- Więc? O czym myślałeś?
- O tym, że te wszystkie wydarzenia, jakie w tym roku miały miejsce, te kłótnie i w ogóle, były jednak czymś dobrym. Dorosłem. Tak czuję. To jak skok do lodowatej wory. Nagłe, szokujące i dlatego hartuje. - miałem nadzieję, że Syriusz to zrozumie i chyba tak właśnie było, bo skinął głową.
- A jaki jest ten nowy Remus Lupin? Poza tym, że doroślejszy... - specjalnie komplikował mi zadanie, wredna bestia! Teraz miałem nie lada problem ze znalezieniem innego określenia, które oddałoby to, co czułem, a czego nie mogłem do końca określić.
- Hmm... Nowy Remus, o to pytasz, tak? - to chyba był głupi pomysł, żeby przedłużać w taki sposób, bo Syriusz popatrzył na mnie z satysfakcją. Wiedział, jaki mam problem. - Mniej dziecinny! - oświeciło mnie nagle. Byłem z siebie dumny. - Mniej dziecinny i dlatego dojrzalszy. - ha! Byłem mistrzem!
- I dlatego jesz mniej słodyczy? - prawdę mówiąc już od pewnego czasu zastanawiałem się, czy ktoś to zauważył i widać Syriuszowi nie mogło to umknąć.
- Na to pytanie nie znam odpowiedzi, ponieważ jej nie ma. Zwyczajnie nie mam ochoty na słodycze tak często jak dawniej. Może mój organizm już nie potrzebuje tak dużo cukru.
- Bo jesteś doroślejszy i mniej słodki? - próbował mi dogryźć! O ten bezczelny typ!
- Bo tak jak ty ostatnio nie jadasz jajecznicy, którą dawniej się zażerałeś niezdrowo, ja teraz nie odczuwam pociągu do słodkiego. - ha! Trafiłem i znowu byłem dumny z siebie.
- Wypraszam sobie! Nie zażerałem się jajecznicą! Ja ją tylko nałogowo konsumowałem. - uniósł dumnie głowę.
- Nałogowo to dobre słowo. - roześmiałem się – Jadłeś wielki talerz jajka z ketchupem dziennie. Do tego dokładałeś cztery plasterki szybki i jakieś dodatki...
- Co ja słyszę, ktoś tu się szczególnie mną interesował. - i kolejny raz ten wymowny uśmiech na jego twarzy, który sprawiał, że obaj prowadziliśmy tę grę, która przypominała wojnę na uszczypliwe komentarze.
- Widzisz, Syriuszu. Kiedy ktoś siedzi obok ciebie i tak głośno mlaska, ciężko nie zwrócić uwagi na to, co pochłania w rekordowym tempie i ilościach. A ty mlaskałeś mi niemal do ucha.
- Kłamczuch!
- Ha! Chciałbyś żebym kłamał! Mlaskałeś tak głośno, że moje wilcze zmysły błagały o pomoc. Czułem się jakbyś siedział mi w głowie i tam jadł to jajko.
- To byłoby interesujące, nie sądzisz? Otwieram ci głowę, a tam siedzę taki mały ja i jem jajecznicę...
- Z jakiegoś powodu wyobraziłem sobie, że tą jajecznicą byłby mój mózg... - powiedziałem krzywiąc się, a Syriusz wyraźnie zawahał.
- Yyy... Chyba coś w tym jest, teraz i ja o tym pomyślałem i nie pozbędę się tego obrazu... Zostańmy jednak przy tym, że siedziałem obok ciebie i głośno mlaskałem. To mniej niesmaczne, niż dziwna wizja potwora wyjadającego ci...
- Nie! Nie mów tego! Fuj, fuj, fuj! - przerwałem mu.
James przypatrywał się nam, ale nie odezwał słowem. Może uznał, że nie chce zepsuć tego, co tworzyliśmy? A było to bardzo osobliwe. Tylko, że my nigdy nie byliśmy całkiem normalni.
- W sumie prawda. Więc skończmy z kanibalizmem i porozmawiajmy o... Nie mam pojęcia. Za dziesięć minut będziemy już na miejscu.
Miał rację. Dziesięć minut oznaczało, że za piętnaście, góra dwadzieścia, będzie po wszystkim. Ja w drodze do siebie, oni do siebie. No i właśnie...
- Syriuszu, jak dasz sobie radę w domu? - jego sytuacja nie była zbyt wesoła. - Jesteś coraz straszy i...
- Unikam rodziny. - wyjaśnił szybko – Jeśli mi się uda, może wyjadę do wuja. Muszę do niego napisać i dowiedzieć się, czy ma dla mnie miejsce i czas. Poza tym, nigdy nie wiem, co wymyśli matka, więc poczekam, dowiem się na czym stoję i znikam. Kiedy skończę siódmy rok, wtedy już nie planuję w ogóle wracać do tego domu wariatów. - skinąłem, bo doskonale go rozumiałem. Na jego miejscu też wolałbym trzymać się z daleka.
- Gdyby było źle i nie miałbyś gdzie uciec to możesz wpaść do mnie. - powiedziałem całkowicie szczerze, jako że było mi żal Syriusza. Jego rodzina była zupełnym przeciwieństwem chłopaka. Od kiedy dostał się do Gryffindoru i dobrze dogadywał z nami, rodzice odwrócili się od niego. Ojciec jeszcze nie tak jak matka, ale to ona w domu miała prawdziwą władzę.
- Dziękuję. - odpowiedział z uśmiechem. - Dam radę, jestem w końcu mężczyzną i muszę sobie radzić, bo będę do niczego po ostatnim roku.
- Ty? Mężczyzną? - powiedziałem z przekąsem żeby mu dopiec. - No, nie wiem, Syriuszu. Ja tu dojrzewam, ale ty?
- Uważaj sobie, panie dojrzewający! - roześmiał się i pogroził mi palcem.
Zaczęliśmy się powoli zbierać, więc zaprzestaliśmy zabawy słownej. Zamiast tego musieliśmy taszczyć nasze rzeczy bez pomocy magii i dałbym sobie grzbiet po przemianie ogolić, że były lżejsze kiedy wyciągaliśmy je z pokoi! Jasne, byłem wilkołakiem, ale to wcale nie znaczyło, że miałem nie wiadomo jak wiele siły. Dobrze, trochę jej było, ale bez przesady! Zanim dotarłem do wyjścia, które już było okupowane, zasapałem się. Pomogłem jednak chłopakom przetaszczyć ich tobołki i ostatecznie postanowiliśmy współpracować przy wychodzeniu z pociągu po jego zatrzymaniu się.
Dwójka wysiadała i odbierała jeden kufer od dwójki nadal będącej w środku. W ten sposób połączonymi siłami żaden z nas nie wywinął orła i nie wysypał zawartości swojej torby. Dopiero byłoby to kompromitacją gdyby odkryli co taki James Potter wozi między swoimi rzeczami. Nawet my, jego współlokatorzy pokojowi, nie mieliśmy pojęcia, co takiego mieści się pośród jego śmierdzących serów, gaci i ubrań. Komu jak komu, ale takiemu zboczeńcowi na pewno coś musiało się palić między książkami. Jak zawsze jednak, nie wnikałem w szczegóły dla własnego dobra.
Rodzice czekali na mnie i widząc, jak wysiadam i wyciągam toboły, zbliżyli się i taktownie zabrali mój kufer nie robiąc mi wstydu ściskaniem. Z Jamesem było trochę inaczej, jako że problem stanowiła jego stęskniona siostrzyczka, która wylizała go pocałunkami, jak pies. Chyba cieszyłem się, że nie miałem rodzeństwa. Peter przeżywał to samo z własną matką. Tylko Syriusz nie miał na co liczyć, jako że jego matka wcale się nie pojawiła, a ojciec tylko skinął mu głową, kiedy odbierał Regulusa.
- A ty...? - zapytałem, ale chłopak pokręcił głową.
- Tak, muszę się zbierać, bo nie uśmiecha mi się taszczyć kufra do Błędnego Rycerza i później przez całą posiadłość. - westchnął ciężko. - Czekam na wiadomość o wakacjach nad morzem. - przypomniał mi z lekkim uśmiechem, który oznaczał, że chłopak nie odpuści.
- Tak, na pewno napiszę. Na razie, Syriuszu. - objąłem go i poklepałem po plecach żegnając się z nim „na misia”. W końcu tak to powinno wyglądać u mężczyzn. Z Jamesem i Peterem podaliśmy sobie ręce i skinęliśmy głowami jak biznesmeni. Przy okazji nie umknęło mi ironiczne spojrzenie mamy.
- Jak te dzieci szybko dorastają. - powiedziała do taty udając, że wcale nie mówi tego tak żebyśmy to usłyszeli. - Wyjeżdżają niemal w pieluchach, a wracają jak starcy. - rzuciłem jej uciszające spojrzenie. Dla rodziców takich jak moi, dziecko zawsze było dzieckiem.
- W sumie jest w tym trochę prawdy, Remi. - Syriusz umknął przede mną rozbawiony, kiedy próbowałem go kopnąć. To była jawna kpina z mojej teorii o dorośnięciu!
- Dorwę cię jeszcze, Black! - krzyknąłem za nim również rozbawiony.
- Trzymam cię za słowo, Lupin! - odparł i teraz chyba wszyscy poczuliśmy jakieś ukłucie żalu rozstając się ostatecznie na najbliższy miesiąc.

10570418_502597416509331_1744854510738692286_n

3 komentarze:

  1. Ale ty cudownie piszesz *-* Zazdroszczę Ci weny, naprawdę. Wpadłam tu nie dawno, jakiś tydzień temu/półtora. Zaczynam od samego początku i juz jestem przy sto którejś notce. Naprawdę podoba mi się to jak piszesz, nie mogę się już doczekać wyjazdu nad morze chłopaków =.= Jeżeli kiedykolwiek wydasz książkę pierwsza ją przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne i przyjemnie się czytało :)
    Tak bardzo chcę, żeby oni się już pogodzili, tym bardziej Remus i Syriusz! :'(
    No, co więcej?
    Czekam z niecierpliwością na next'a!!
    :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że notka już będzie w nocy, jeżeli tak, to zasnę z miłą niespodzianką :)
    Cudo <3

    OdpowiedzUsuń