środa, 13 sierpnia 2014

Motyle?!

7 czerwca
Czułem się lepiej. Zdecydowanie lepiej. Może nie idealnie, ale jednak znośnie. Najważniejsze, że ból się skończył i teraz mogłem w spokoju odetchnąć i cieszyć się spokojem. Przynajmniej do czasu, jako że nie byłem pewny, na ile mój żołądek wrócił do normalności. Same z nim były problemy. Jak i z całym Remusem Lupinem. Bycie mną to wyczyn godny zauważenia i nagrodzenia.
- O, Remusie, już wstałeś! - to dopiero spostrzegawczość. Syriusz na pewno zasługiwał na dyplom.
- Tak, nie da się ukryć. - przyznałem.
- I jak się czujesz?
- Chyba lepiej... To znaczy, lepiej, ale nie wiem dokładnie czy do końca. Nie ważne, mówię głupoty, wiem. Chyba mi się jakoś dziwnie spało przez ten ból i niepewność jego stanu. Najzdrowszym żołądkiem świata to on nie jest, ale wczoraj było gorzej. Dzisiaj tylko się boję, że nadal coś mu jest. Wolałbym żeby się odezwał i powiedział „Lupin, słuchaj, bo tak się składa, że nie czuję się najlepiej. Jestem chory z twojej winy. Za dużo dajesz mi do jedzenia, nie wyrabiam z trawieniem. Chcesz mnie zabić?!” albo „jestem niedysponowany z winy wczorajszego ziemniaka, ale jeśli pozwolisz mi na dietę, to na pewno wrócę do pełnej sprawności”.
- Chcesz rozmawiać ze swoim żołądkiem?
- Prawdę mówiąc... Tak. To by mi wiele ułatwiło. Od jakiegoś czasu ma gorsze dni, a raczej gorsze tygodnie. Oszczędzę ci szczegółów, ale daleko mu do perfekcyjnej sprawności. Powiedziałbym nawet, że powoli dogorywa. Nie wiem tylko, jak mam to zmienić i jak mu pomóc. I dlatego przydałyby mi się rozmowy z nim!
- Więc może musisz przejść na dietę lekkostrawną? Cokolwiek to znaczy. Słyszałem o tym, ale nie mam pojęcia co to jest to 'lekkostrawne'. Domyślam się, jasne! Sama nazwa jest wymowna, ale co jest a co nie jest lekkostrawne?
- Zmieńmy temat, poczuję się lepiej. Znam ten wzrok, Syriuszu. Nie mam pojęcia na jaki temat mamy rozmawiać. Nie musi być sensowny, ale to też nie pomaga w jego wymyślaniu. Proponuję... sam nie wiem, co proponuję.
- Egzaminy? - jeśli Syriusz chciał mnie dobić to mu się udało. Wcale nie mogłem się zmusić do nauki, a powinienem. To obrazowało, w jak kiepskim stanie musiałem być skoro nawet nauka sprawiała mi trudność. Nie mogłem znaleźć natchnienia by przysiąść nad książkami, nie mogłem się nad nimi skupić, kiedy już zdołałem w ogóle po nie sięgnąć. A najgorsze, że wcale mnie to nie martwiło tak, jak powinno.
- Jeśli nie egzaminy to ja już nie wiem.
- Więc pomilczmy! - ambitny plan, ale w sumie jedyny na jaki miałem ochotę. Robiłem się uciążliwy, strasznie uciążliwy. Może to starość? Powinienem zacząć myśleć o kuracji odmładzającej możliwie najszybciej. Tylko jak odmłodzić ducha?
Syriusz skinął głową i położył się na swoim łóżku patrząc w sufit. To mi odpowiadało. Nawet bardzo. Leżałem na swoim z zamkniętymi oczyma i niejako chłonąłem ten spokój, ciszę, brak rozmowy, który nie był wcale krępujący, ale jakiś taki naturalny, zwyczajny, na miejscu. Tak powinno być, czułem, że tego potrzebowałem. Odrobiny odpoczynku, zmiany na lepsze, samodzielności. Może to właśnie dlatego postanowiłem nagle pogodzić się z Syriuszem i znowu być jego partnerem? Ponieważ nauczyłem się tego, czego nie umiałem wcześniej. Wtedy związek oznaczał ciągłe przebywanie razem, słodkie słówka, pocałunki, słodycze. Teraz było inaczej. Byłem sobą i Syriusz nie wchodził mi w drogę, kiedy sobie tego nie życzyłem, chyba zaczynał rozumieć, że nie gustuję już w rozkoszy słów i gestów. Była to dieta bez cukru, która miała wpłynąć pozytywnie na mój stan umysłu i ducha. Dorastałem, tak przynajmniej chciałem o tym myśleć.
A co jeśli zamykałem się na świat? Nie... to niemożliwe. Nadal byłem sobą, tylko zmieniły się moje wymagania. Nie potrzebowałem matczynej opieki przez cały czas. Wystarczyła mi ta, jaką otrzymywałem w domu. Nie musiałem szukać zastępstwa w moim facecie.
„Się mi zebrało na analizę psychologiczną nastoletniego wilkołaka” pomyślałem ze sporą dawką samoironii. Chyba oszalałem skoro tak kombinowałem.
Odwróciłem się na bok i zwinąłem w kłębek. Chciałem spać. Naprawdę miałem ochotę zamkną oczy i odpłynąć. Nie zrobiłoby mi to dobrze, ale taką miałem potrzebę.
- Trawa z korytarzy zniknęła. - powiedziałem nagle. Uzmysłowiłem sobie, że nie czuję już jej zapachu, nie słyszę owadów. - Wszystko wróciło do normy, więc sytuacja naprawdę została całkiem opanowana. - Albo i nie...
- Proszę wszystkich uczniów o zebranie się w Pokoju Wspólnym! - rozległ się krzyk McGonagall. - Proszę przejść do Pokoju Wspólnego!
- Zapomnij, że coś mówiłem. - mruknąłem próbując spełznąć z łóżka. Jakoś mi się udało, ale już nie miałem ochoty się ubierać, więc w piżamie poczłapałem w stronę drzwi. Za sobą słyszałem przekleństwa Pottera i narzekanie Pettigrew. Na zewnątrz robiło się głośno, ponieważ wszyscy wychodzili ze swoich pokoi. Jedni zaspani, inni niemal gotowi na nowy dzień.
- Co się dzieje? - słyszałem pytania.
- Pewnie znowu ktoś coś spieprzył. - padały ciche odpowiedzi. Nie mogłem zaprzeczyć, że podzielałem zarówno pytania, jak i poglądy innych. W tej szkole zawsze ktoś coś sknocił, kiedy miały miejsce jakieś afery. Czy to uczeń, czy nauczyciel. Co zrobili tym razem, skoro ledwie pozbyli się poprzednich problemów?
- Czy to już wszyscy? - zapytała nauczycielka. - Prefekci, proszę sprawdzić pokoje.
- Litości. - jęknąłem szeptem do siebie i powlokłem się schodami znowu na górę, gdzie wraz z kilkoma innymi osobami zaglądałem do pokoi dormitorium chłopców.
- Wszyscy! - wydarł się siódmoklasista za moimi plecami. Miałem ochotę go rozerwać na strzępy. Moje biedne uszy!
- Dobrze. Dziewczęta? Perfekcyjnie. W takim razie zaczynamy. Szkoła jest już oczyszczona, wszystko wróciło do normy. A przynajmniej niemal wszystko. Okazuje się, że w szkole zagnieździły się larwy motyla giganciego i jak sama nazwa wskazuje, jest naprawdę wielki. Tarasuje niektóre korytarze, jako że niedługo larwy opuszczą kokony jako motyle. Zamknęliśmy te korytarze, więc są chronione zaklęciami. Nie radzę nawet próbować tam wchodzić, jako że przez trzy godziny po wykluciu, motyle potrzebują mięsa aby nabrać sił i odpłynąć. Jeśli go nie dostaną, kurczą się i przyjmują postać zwyczajnych motyli. Gryzących, ale normalnych. - też mi pocieszenie.
- Czyli, że nas zjedzą jeśli się wyklują? - zapytała jakaś dziewczyna.
- Nie zjedzą, ponieważ do tego nie dopuścimy. Są odizolowane aby nic wam się nie stało i dlatego apelujemy żebyście nie próbowali forsować zaklęć. Wiemy jednak, że są wśród uczniów i tacy, którzy specjalnie będą się pchać tam, gdzie im nie wolno. I właśnie dlatego zorganizowane jest to spotkanie. Aby wyjaśnić wam sytuację i upewnić się, że będziecie przestrzegać zasad. - niby przypadkiem spojrzała na Jamesa. Było dla mnie jasne, że to on jest głównym powodem, dla którego się tu zjawiła. I nic dziwnego. Potter miał swoje wzloty i upadki, był psychicznie niestabilny. Nie narzekałem, ale jednak uważałem go za osobę bardzo specyficzną. - To tyle, moi drodzy. Jeszcze raz proszę was o przestrzeganie tych kilku zasad. Panie Potter, proszę się nie zastanawiać nad tym, w jaki sposób dotrze pan do kokonów z larwami, jako że zabezpieczyliśmy je także przed panem. Jeśli dowiem się, że kręcił się pan w ich pobliżu, ten rok skończy pan na areszcie. Nie, panie Potter, nie mówię o roku szkolnym, ale o kalendarzowym. Aż do stycznia zaplanuję każdy wieczór, jeśli tylko sprzeciwi się pan nowym zasadom. Tym razem to już na pewno koniec. Dziękuję i do zobaczenia na śniadaniu. Rozpocznie się o zwykłych porach, więc możecie wracać do łóżek jeśli macie ochotę. - pożegnawszy się w ten sposób, wyszła z Pokoju Wspólnego pewnym krokiem i zostawiła nas wszystkich samych ze swoimi myślami.
Cisza panowała przez dobrych kilka minut, a następnie rozpoczęła się istna wojna na domysły, gdyż każdy chciał wiedzieć jak to możliwe, że larwy dostały się tutaj niezauważenie, jakim cudem znalazły się w okolicy i czy więcej takich cudów kryje się w Zakazanym Lesie. Cóż, na to ostatnie pytanie znałem odpowiedź, jako że kiedyś sam miałem ochotę spotkać się z leśnym pupilem szkolnym, czy raczej gajowego. Byłem jednak niezmiernie ciekawy jak te wielkie kluchy weszły na teren szkoły. Wiedziałem doskonale jak wyglądały larwy motyli gigancich, jako że widziałem je w podręczniku opieki nad magicznymi stworzeniami, więc porównałbym je do słonia morskiego, a to naprawdę czyniło znalezienie odpowiedzi na moje pytanie niezbędnym. Może to uciekinierzy z prywatnej kolekcji nauczyciela opieki? Warto byłoby się tego dowiedzieć, ale naprawdę nie miałem na to ochoty. Byłem leniwy, wstyd!

3 komentarze:

  1. Nadal lekki podmuch chłodu czuć między Syrim a Remim. Mam nadzieję, że jakoś się to poukłada ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Porcelanowa Szczęka13 sierpnia 2014 17:48

    Zmylił mnie tytuł (pomyślałam o motylkach w brzuchu :D), ogólnie wszystko super tylko ten nastrój pomiędzy Remusem a Syrim :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moge się doczekać kolejnej notki! ;)

    OdpowiedzUsuń