niedziela, 21 września 2014

Kartka z pamiętnika CCLV - Syriusz Black

Jakie uczucia pojawiały się we mnie z każdą myślą poświęcaną temu, co miałem przed sobą? Radość? Żal? Smutek? Co tak naprawdę myślałem o swoich przyszłych planach i tym, do czego zostałem zmuszony? Czy mieszały się we mnie różne emocje, z którymi musiałem sobie jakoś radzić?
Nie, prawdę mówiąc moje uczucia były dla mnie jasne, niezwykle klarowne, wręcz przejrzyste jak wody czystego oceanu. Byłem wściekły, że ze wszystkim musiałem radzić sobie sam, usatysfakcjonowany tym, że już niedługo nie będę w ogóle potrzebował mojej cholernej rodziny, zadowolony z tego, że opuszczam ten przeklęty dom, którego mieszkańcy odwrócili się ode mnie. Nie potrzebowałem ich wszystkich! Musiałem tylko zdecydować, co powinienem zabrać ze sobą, co będzie mi niezbędne, a bez czego się obejdę. Przecież więcej nie pojawię się w tym domu, więc nie mogłem ani zostawić wszystkiego, ani wszystkiego zabrać. Musiałem dokonać wyboru. Jeden kufer, drugi, kolejny. Ubrania, książki, moje cenne pamiątki, otrzymane od przyjaciół prezenty. Tak wiele postanowiłem zostawić za sobą, a nadal mnożyły się rzeczy, które chciałem mieć przy sobie.
Postanowiłem zaryzykować, zignorować Ministerstwo i zmniejszyć swoje pakunki zaklęciem. Przecież równie dobrze mogła to zrobić moja mająca mnie w nosie matka. Zresztą, nic mnie już nie obchodziło. Wynosiłem się z domu do wuja, który również trzymał się z daleka od rodziny i skontaktował się ze mną, kiedy tylko jakimś cudem dowiedział się, że idę w jego ślady stając się wyrzutkiem Blacków. To u niego miałem spędzić wakacje, zamieszkać na stałe, przejąć jego dom, który i tak planował komuś zostawić, jako że był dla niego zbyt duży, a on sam potrzebował tylko niewielkiej chatki blisko morza i lasu. Ponieważ nie lubił tłumów, musiał wrócić do swojego dużego domu na czas wakacji, a to było dla niego idealną wymówką żeby sprowadzić sobie towarzysza niedoli.
Zdawałem sobie także sprawę z tego, że jeśli między mną a wujek wytworzy się nić porozumienia i przyjaźni, będę jego jedynym spadkobiercą. Otrzymam nie tylko dach nad głową i wyżywienie, ale dom na własność, jego majątek, nawet samego wuja, bo ktoś musi go przecież pochować, kiedy nadejdzie jego czas. Nie byłem materialistą, a przynajmniej nie uważałem się za niego, ale nie pogardzałem tym, co mógł mi zaoferować stary samotnik, czarna owca rodziny, ktoś taki jak ja. Byliśmy sobie potrzebni i z takim przeświadczeniem zdecydowałem się na jego propozycję wspólnego mieszkania. Teraz byłem pewny, że słusznie postępuję, kiedy moje torby były wypchane do granic możliwości moim skromnym dobytkiem, z którym nie mogłem się rozstać. Pomniejszone odpowiednio, tak aby nie wzbudzały niepotrzebnego zainteresowania, ale także były oczywisty znakiem wyjazdu, wyciągnąłem je za sobą z pokoju. Regulus stał na dole schodów spoglądając na mnie płaczliwie. Był taki irytujący! Z jednej strony dobry, troskliwy braciszek, z drugiej Śmierciożerca! Za dobrze go znałem. Nie zasługiwał na moje zainteresowanie.
- Więc jednak wyjeżdżasz? - wydawał się wiedzieć dlaczego i gdzie się ulatniam, a nie powinien. Tylko ja i wuj wiedzieliśmy! A może napisał do moich rodziców? Musiał wiedzieć, że ja nie powiem im o tym ani słowa. Proszę, i oto tylko Reg planował mnie pożegnać! Oto czym była „rodzina”.
- Chyba nie sądziłeś, że będę dalej tu z wami gnił? - syknąłem znosząc swoje rzeczy. - Nie chcecie mnie tutaj, a ja nie chcę oglądać więcej was, więc znalazłem sobie cieplutki kącik z dala od takich jak wy. - spojrzałem na niego tylko raz. Idiota! Miał łzy w oczach, co naturalnie było udawanym gestem mającym pewnie sprawić żebym poczuł się gorzej. Niedoczekanie! Nie jestem głupim naiwniakiem za jakiego mnie mieli.
- Syriuszu...
- Bez takich, Regulusie! - prychnąłem poirytowany patrząc na chłopaka gniewnie. - I tak będę musiał spotkać cię w szkole, więc bez tej beznadziejnej, udawanej szopki, dobra? Nie musisz ode mnie żegnać rodziców, oni i tak mają to głęboko. Pewnie się cieszą, że kiedy mnie trafi szlag, to nie oni będą musieli płacić za pochówek. - bolesne, ale prawdziwe.
Nie odwracałem się za siebie, kiedy przeciągałem dwa kufry za drzwi. Trzeci przewiesiłem na plecach tak, by wyglądał jak plecak. Nie wyszło mi to, ale i tak było wygodniejsze.
Błędnego Rycerza złapałem zaraz za zakrętem, kiedy dom zniknął mi z oczu. Musiałem dostać się poza miasto, a tam podejść kawałeczek do świstoklika. Zajęło mi to nie więcej niż pół godziny i już ciągnęło mnie na północ wysp, gdzie mój wuj zaszył się w swojej samotni. Do miasta nie było aż tak daleko, ale także nie mieszkał w żadnym centrum. Nie miałem pojęcia, czy nie będzie mi to przeszkadzać, ale jaki sens miałoby przeżywanie czegoś na co nie ma się wpływu. Stało się. Byłem otoczony łąkami, na których w oddali pasły się barany, widziałem przed sobą majaczącą w oddali niewielką w sumie rezydencję i właśnie stałem na progu nowej przygody życia.
- Syriuszu Black, witaj w dorosłości. - powiedziałem do siebie zanim ruszyłem w stronę ścieżki prowadzącej do posiadłości wuja.
Prawdę mówiąc, wydawała się być bliżej niż była w rzeczywistości. Godzinę ciągnąłem się pod jej bramę, ale zanim dotarłem na miejsce, z domu wyszedł postawny, starszy mężczyzna, którego widziałem pierwszy raz na oczy. Tak, nie miałem bladego pojęcia, jak wygląda mój wuj, więc równie dobrze mógł to być on, jak i służący.
- Syriuszu, jaki ty jesteś okropnie podobny do matki! - oto była odpowiedź na moje niezadane pytanie.
- Wujku... - skinąłem głową. - Rozumiem, że „okropnie” powinienem wziąć dosłownie? - roześmiał się kiwając potakująco głową.
- Tak, mój drogi, nie zaprzeczę. Twoja matka nie zależy do moich ulubienic, ale to nie ma teraz znaczenia. Chodź, chłopcze. Pokażę ci twój pokój, oprowadzę po domu. Zostaw te bagaże, służba zaraz je weźmie. - wyjął szybko różdżkę i machnął w stronę moich rzeczy przywracając im naturalną większość. Miałem szczęście, że nie złamałem kręgosłupa, kiedy mój prowizoryczny plecak zamieniał się w wielką, wypchaną torbę podróżną. - Podejrzewam, że do tego nie nawykłeś, a raczej na pewno nie, ale w tym domu nie ma żadnych Domowych Skrzatów. Wszystkim zajmują się mugole, więc proszę cię o wyrozumiałość i ogładę. - mówił mentorskim tonem.
Skorzystałem z okazji i przyjrzałem mu się dokładniej. Wysoki i postawny, jego ciemne włosy były poprzeplatane siwizną. Myślałem, że jest starszy... A może po prostu był stary, ale zadbał by nie było tego po nim widać? Poza tym, trzymał się prosto, jakby nigdy nie próbował nawet się garbić. Jego szare oczy przypominały mi moje, a więc na pewno należał do tej samej rodziny. Zauważyłem, że lekko kulał na lewą nogę, ale nie znałem go jeszcze na tyle, bym miał wypytywać o podobne rzeczy. Może sam mi o tym opowie w swoim czasie? Bardziej irytujące niż jego chód były jedna wąsy i broda, przez które przypominał jakiegoś francuskiego muszkietera. Nie zdziwiłbym się gdyby do miasta wychodził w kapeluszu z szerokim rondem i piórem, przypasał szpadę, wsiadał na konia i odjeżdżał by wrócić z zakupami w swoim groteskowym stroju. I tak lepszy taki lokator niż moi rodzice i fałszywy brat.
- Pozwolę sobie kontynuować. - podjął po chwili ciszy, kiedy mijaliśmy już spieszącego po moje torby lokaja. - Śniadanie spożywamy codziennie o 6:30, z wyjątkiem niedzieli. Wtedy jest podawane o 7:00. Jako że masz wakacje, nie widzę sensu byś musiał pracować, nie wspominając o tym, że tylko przeszkadzałbyś moim służącym, możesz robić co ci się podoba. Mam dobrze wyposażoną bibliotekę, pokój dziecięcy, z którego już chyba wyrosłeś, ale lepsze to niż nic. Łąki są do twojej dyspozycji, ale postaraj się nie latać zbyt daleko na miotle. Zaklęcie ukrywające całą magię działa tylko do świstoklika i ani kroku dalej. Moja służba nie ma pojęcia, że jesteśmy czarodziejami, więc postaraj się nas nie wydać. Kontynuując. Lunch jemy o dowolnej porze, obiad wcześnie, gdyż o 14:00. Podwieczorek możesz zjeść, kiedy przyjdzie ci na to ochota. Kolacja między 19:00 a 20:00. A teraz dom... Jak widzisz, podwórze jest spore, ale ogród za domem jeszcze większy. Możesz się tam bawić, ale uważaj na ogrodnika i nie strasz rybek w stawie. Zapraszam do środka. - otworzył przede mną wielkie drzwi swojej rezydencji, która na szczęście w środku nie była tak ogromna, jak wydawała się z zewnątrz. - Na parterze znajduje się pralnia, kuchnia, pokoje dla służby. - wskazywał ręką odpowiednie drzwi do pomieszczeń i korytarzy. Zauważyłem, że nie miał żadnych drogich kamieni na palcach, co chyba dobrze o nim świadczyło. - Piętro pierwsze to jadalnia, sala balowa i bankietowa, nie były używane od wieków, trzy łazienki, z czego tylko jedna czynna. Na piętrze drugim znajdują biblioteka, bawialnia, mój gabinet. Piętro trzecie to pokoje sypialne. Oddaję ci do dyspozycji południowe skrzydło domu. Sam mieszkam w północnym, więc nie będziemy sobie wchodzić za bardzo w drogę. Przynajmniej póki nie przyzwyczaimy się do swojego towarzystwa. Ach, zapomniał bym! Możesz korzystać z tarasu i niewielkiej oranżerii. Większa jest nieczynna. Co jeszcze... - zastanowił się. - Twój pokój, idziemy! - miałem szczęście, że wyrosłem, bo potrafiłem za nim nadążyć bez większego problemu. Jak na staruszka, jakiego się spodziewałem, był całkiem żwawy i szybki.
Wprowadził mnie do pokoju, który kazał dla mnie przyszykować. Wielki, niemal królewski, przypominał mi trochę moja sypialnię w Hogwarcie. Łazienka za drzwiami, łóżko z baldachimem, wielka szafa, komoda, nawet toaletka.
- Pokój dawniej należał do mojej zmarłej już żony, więc nie przejmuj się niektórymi drobiazgami. - wyjaśnił szybko. - A teraz, zanim zaczniesz się w nim rozpakowywać, chodźmy coś zjeść. Kucharz na pewno przygotował już coś lekkiego przed obiadem. - wyszedł, a ja podążyłem za nim nie odzywając się nawet słowem, bo i po co?
Oto zaczynało się moje nowe życie! Nie mogłem na nie narzekać, jako że w końcu czułem się jak prawdziwy arystokrata z dobrego domu. Awansowałem po tych latach poniżeń i męczarni z rodziną. Syriusz Black stawał się tym, kim powinien być od samego początku. A wszystko dzięki samotnemu, dystyngowanemu wujowi, którego dopiero przyjdzie mi bliżej poznać.

sirius63

4 komentarze:

  1. ~Tiki Taki Kasztanki21 września 2014 14:41

    Ojej... no tak, w sumie Reg jest śmierciożercą, ale tu wydaje się taki kochany i w ogóle w twoich notkach, niby to jest uciążliwy ale nadal słodki i aż trudno uwierzyć, że jest sługusem Toma Riddle'a :'( Prawie się popłakałam. Niech się okaże, że to rodzice zmusili Regulusa do zostania śmierciożercą. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś myślę, że Syriusz się przeliczy z tym 'niesamowitym wujem'. Niby jest miły, ale rodzina, to rodzina. Napewno zatęskni za rodzicami, choćby nie wiem jak bardzo mówił, że ich nienawidzi. No, zobaczymy.
    Czekam na środę! :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. O ile mi wiadomo to Syriusz zamieszkał u Jamesa... A może to kolejna notka opisująca Syriusza który nie wytrzymuje z wujkiem?:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero co natknęłam się na Twój blog i muszę przyznać, że jest naprawdę super (pomijając skromny nadmiar związków homo - ale każdy ma inne gusta :) ). Zwłaszcza ta notka szczególnie mi się podobała, bo nie ukrywam, że jestem wielką fanką Łapy.
    Życzę dalszych sukcesów, serdecznie pozdrawiam i czekam na następną tego typu notkę. <3
    - Alois

    OdpowiedzUsuń