niedziela, 5 października 2014

List Syriusza do Remusa

„Najdroższy Remusie,

Nie pisałem do Ciebie wcześniej, ponieważ ilekroć zabierałem się za ten list, coś mi przeszkadzało. To głupia wymówka, wiem o tym doskonale, ale naprawdę tak było! Albo służba coś ode mnie chciała, albo wuj, albo znowu jakiś jego znajomy wpadł z wizytą i musiałem czynić honory przyszłego pana domu. Nie uwierzysz, ale trafiły mi się nawet zagubione owce do odszukania! I to w chwili, kiedy zasiadłem za swoim biurkiem żeby napisać kilka słów do ciebie. Sam więc widzisz, że nie miałem do tego nawet najmniejszego szczęścia.
Ale zacznę od początku. Dom wuja jest całkiem duży, kiedy wejdziesz do środka i zaczniesz błądzić po korytarzach. No dobrze, przesadzam bo nie można się tam zgubić, więc nie jest znowu tak przesadnie wielki, ale i tak to zdecydowanie więcej niż się spodziewałem. Mam ładny pokoik, który przypomina mi trochę ten, w którym nocujemy w szkole, chociaż na pewno mój jest mniejszy. Nie jestem dobry w takich opisach, więc zaproszę cię tam kiedyś i sam się przekonasz z czym mam do czynienia. Czuję się jak panicz na włościach, gdziekolwiek bym się nie przechadzał.
Wyobraź sobie, że wuj posiada także spore pole, na którym pozwala czasami wypasać owce i barany. W każdym razie, mam się gdzie bawić, jako że owce należą do starego czarodzieja, któremu nie dziwne latanie na miotle. Jego owce też się nie boją. A gdybyś widział ich kolory! Są fantastyczne! Może poproszę jego żonę o sweter dla ciebie na święta. Spodoba ci się na pewno! Ba! będziesz zachwycony!
Pewnie zastanawiasz się, co takiego robię całymi dniami, prawda? Wuj dorobił się majątku na wyścigach, więc teraz zdradza mi tajemnicę swojego sukcesu. Codziennie wieczorem jedziemy do miasta na wyścigi królików na wrotkach. Tak, Remusie. Dobrze słyszysz. Jego sekret to króliki na wrotkach, które ścigają się po specjalnym torze. To także kiedyś ci pokażę, ponieważ trudno uwierzyć co te stworzenia potrafią wyprawiać.
Nie musisz się jednak o mnie martwić. To nie hazard przeze mnie przemawia, ale zwykły podziw dla właścicieli, którzy zdołali tak wytrenować swoje zwierzątka. Z największą przyjemnością uczę się od wujka oceny sytuacji i obstawiania zwycięzców. Zdołałem już trochę na tym wygrać, więc mój własny majątek również zaczyna rozkwitać. Teraz przesadzam, wiem. Ale i na to mam usprawiedliwienie. Nigdy nie spędzałem wakacji lepiej niż teraz!
Przyznaję, że nigdy nie zdawałem sobie do końca sprawy z tego, jak bardzo toksyczne były moje powroty do domu na wakacje. Dopiero teraz rozumiem, że w pewnym stopniu mnie wyniszczały. Odosobnienie, oziębłość rodziców, którzy woleli odwracać głowę kiedy się pojawiałem i nie jadali ze mną przy jednym stole. Tutaj wszystko odbywa się inaczej. Rano budzi mnie służba żebym nie zaspał na śniadanie, które jem z wujem. Czasami prosi mnie abym razem z nim doglądał takich czy innych spraw i podkreśla, że kiedyś to ja przejmę jego majątek, a wraz z nim i obowiązki, więc powinienem się uczyć. Ta część dnia potrafi być męcząca, gdyż wuj chociaż ma swoje lata to tryska energią. Mam nawet wrażenie, że przelewa na mnie całą swoją miłość, ponieważ nigdy nie miał dzieci, a na stare lata musi dać upust nagromadzonej w nim czułości i ojcowskiej mądrości. W takich chwilach wspólnie jemy także drugie śniadanie, a później obiad, podwieczorek i kolację. Jeśli dzień zaczynamy wspólną pracą to już mnie więcej nie wypuszcza z rąk i to jest miłe. Innym razem jadam niektóre posiłki sam, ale to tylko wtedy, kiedy latam na miotle lub kręcę się po okolicy, zaś on odwiedza starych znajomych.
Wspomniałem o służbie. To kolejna duża zmiana po wiecznie wściekłym i niemiłym Stworku, naszym Skrzacie Domowym, który mnie nie szanował od kiedy wyszło na jaw, do którego domu w Hogwarcie mnie przydzielono.
Za dużo narzekam, więc pewnie masz już dosyć mojego listu, ale wytrzymaj jeszcze trochę. Opowiem ci coś więcej o tych kolorowych owcach, bo wuj zabrał mnie na farmę ich właściciela i wyobraź sobie, że zaprzągł mnie do pracy! Tak, dobrze się domyślasz. Pozbawiłem jedną z owieczek jej tęczowego wdzianka! Żona właściciela obiecała mi czapkę na zimę z ich wełny, więc jestem bardzo ciekaw jaka będzie, chociaż boję się jednocześnie. Wyobrażasz sobie mnie w kolorowej, wełnianej czapce? Nie? Ja też nie!
No dobrze, skoro mnie wzięło na szczerość to będę całkowicie szczery. Wlazłem w... No, w owcze Sam Wiesz Co. Nie patrzyłem pod nogi, a przynajmniej do czasu, kiedy się poślizgnąłem i już wiedziałem z jakiego powodu. Miałem szczęście, bo nie przepadałem za tamtymi butami, ale i tak było mi ich żal. Wielki Syriusz Black jedzie na owczym gównie i zatrzymuje się po kilku centymetrach wystraszony, jakby co najmniej wpadł w nie tyłkiem. Dobrze, że nie miałem na to świadków. No, poza baranami, które patrzyły na mnie podejrzanie rozumnie. Było mi trochę wstyd, nie będę tego ukrywał. Ulgą było tylko to, że w tamtej chwili żaden baran nie zabeczał. Wtedy miałbym pewność, że wiedzą, co się stało! Już i tak wydawały dziwne odgłosy, kiedy wycierałem trampek o trawę i ich zagrodę udając, że zawiązują but. Nie chciałem żeby wychodząc z domu, ktoś zauważył jak dziwnie tańcuję.
A skoro jestem przy wstydliwych tematach... Chociaż nie. Potrzebuję po prostu komuś się z tego zwierzyć, a nikt nie nadaje się lepiej od Ciebie. Jesteś moim przyjacielem, chociaż jeszcze nie chłopakiem. Wybacz, taka mała aluzja do tego, że czekam, tęsknię i żałuję.
Do rzeczy, zanim się znudzisz i porzucisz ten list. Roztargałem spodnie. Na całej długości nogawki. Jak? Cóż... To było podczas jednego ze słonecznych dni, kiedy rozpierała mnie energia. Urządziłem sobie tor przeszkód, którym było wszystko, co stało na mojej drodze. Włącznie z bramą ogradzającą majątek mojego wuja. Reszty łatwo się domyślić, prawda? Przeskoczyłem. A raczej sądziłem, że przeskoczyłem, bo na kilka sekund zawisłem w powietrzu na bramce, a później z odgłosem prucia spadłem na ziemię. Nie zrobiłem sobie krzywdy, ale sam rozumiesz, to upokarzające! To jak kobieta w sukni z rozcięciem od pasa w dół! Widać bieliznę i nogę! Najgorsze, że brama posiadłości była zamknięta. Musiałem zadzwonić po służbę! Dopiero byli zdziwieni, kiedy zobaczyli „panicza Syriusza” po złej stronie i trzymającego się kurczowo za nogę. Bali się, że coś sobie zrobiłem, więc tak mnie obskoczyli, że od razu wyszło na jaw, co zmajstrowałem. Próbowali się nie śmiać. Próbowali. Doceniam to poświęcenie, bo kiedy kuśtykałem usiłując utrzymać spodnie na sobie, za sobą słyszałem całą gamę dziwacznych dźwięków.
Nie śmiej się, Remusie! Pisząc ten list słyszę jak pokładasz się ze śmiechu, a jeszcze go nie dostałeś! Widać moje wróżbiarstwo w końcu na coś się przydaje.
To chyba byłoby na tyle jeśli chodzi o moje przygody i to, w jaki sposób spędzam teraz wakacje. Wiem, że bawisz się świetnie z Shevą, ale może chociaż troszeczkę o mnie myślisz, co? Oby pozytywnie, chociaż śmiem wątpić. Teraz przynajmniej masz powód by się ze mnie pośmiać, a to mi odpowiada, chociaż moja duma na tym cierpi. Przecież ja nigdy nie byłem taką fajtłapą! Zastanawiam się więc, jak to możliwe, że w tym roku nim jestem. Może to element dorastania i każdy przez to przechodzi? Nie, raczej nie. Przecież James jest pokraką od kiedy pamiętam, a wcale nie dorasta. Czyli zaraża! Musiałem zarazić się tym od niego! Remusie, pomóż! Spędzałem z nim ostatnio za dużo czasu i teraz mnie pokarało! Błagam, napisz do mnie chociaż kilka słów. Może to odwróci złą passę zaczerpniętą od Pottera. Przecież w tych okolicach jeszcze tak wiele nieszczęść może mnie spotkać, że kompromitacja czai się na każdym kroku.
A jeśli mi nie przejdzie i taki ślamazarny wrócę do szkoły? Przecież nawet mój list do Ciebie jest dowodem tego, że coś niedobrego się ze mną dzieje. Potrzebuję lekarstwa, Remusie. Lekarstwa na pecha, głupotę, niezgrabność. A znam tylko jedno, które działa na wszystko – Ciebie. Taki niewinny, niezgrabny flircik, wybacz.
Wiem, że miałem kończyć, ale nie mogę się z Tobą jakoś pożegnać. Tęsknię. I to nie jako kochanek, ale jako przyjaciel, który chciałby z Tobą porozmawiać, pośmiać się. Wiem, że nie lubisz wysłuchiwać podobnych rzeczy, od tamtego feralnego czasu, ale naprawdę tak czuję.
Ach, i najważniejsze, tak naprawdę na sam koniec.
Kiedy to przeczytasz, spal ten list, proszę. Nie ulegnie samozniszczeniu, dlatego potrzebuje Twojej pomocy. Za kilka lat, może nawet za kilka miesięcy, będę się go wstydził, więc lepiej żeby wtedy nie istniał. Zresztą, czytasz go i widzisz jak bardzo wypełniony jest tym, co wstydliwe.

Całuję,
Syriusz”

ishot-74

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz