niedziela, 16 listopada 2014

Do wiadereczka

Myślałem, że to żarty póki nie zobaczyłem tego na własne oczy. Victor kupił swojemu kochankowi dziecięcy zestaw do piasku z wiaderkiem, a w pewnej chwili Seed zaczął go używać w celach, do których został zakupiony, nie zaś stworzony. Inaczej mówiąc – wymiotował do czerwonego wiadereczka. I to w dziesięć minut po tym, jak wrócił z wody, a na plaży rozłożyło się już więcej osób.
- Tośmy sobie dobrali towarzystwo na wakacje! - James patrzył z obrzydzeniem na nurkującego w plastikowym kubełku nauczyciela.
- To się nazywa wizja przyszłości, J. Też tak kiedyś skończymy. Zabalujemy i będziemy wymiotować na plaży do wiaderka. - Syriusz wyraźnie wierzył w to co mówił i chyba mu się nie dziwiłem. Seed nie był pierwszym dorosłym, który tak się zachowywał, chociaż pierwszym w naszej obecności. O innych słyszałem od taty, kiedy opowiadał o znajomych, kolegach, młodzieńczych latach.
- Nie narzekać, bo wleję zawartość wiaderka na was! - odgrażał się nauczyciel mugoloznawstwa i na chwilę położył się na kocu oddychając ciężko.
- Radzę wam uciekać do wody. - Victor machnął na nas ręką jakby odganiał komary. - Będziemy tutaj przez cały czas, a przynajmniej on będzie, kiedy ja pójdę mu wiaderko opróżnić.
Nie daliśmy się dłużej prosić i biegiem pognaliśmy do wody. Kolejna salwa wymiotów Seeda mogła nas ominąć. Nasza obecność i tak nie wpłynęłaby na niego lepiej.
Nie było mi łatwo przyzwyczaić się do temperatury wody, ale powoli zanurzałem się w niej na tyle, na ile byłem w stanie. Krok po kroku wchodziłem głębiej, zaś przyjaciele zawsze byli dwa kroki przede mną. Widać szło im lepiej lub obaj chcieli wypaść na niezniszczalnych i lepszych od innych. Nie wiem nawet który z nas wpadł ostatecznie na pomysł wodnej wojny, czyli chlapania się i zalewania falami. Po prostu stanęliśmy w miejscu tworząc trójkąt i zaczęliśmy wygłupy. Chlapaliśmy całymi rękami, nogami, rzucając się do wody, gimnastykowaliśmy nasze ciała na różne sposoby, byleby oblać innych bardziej niż oni obleją nas. Ciężko było jednak stwierdzić kto wygrał, skoro wszyscy próbowaliśmy robić możliwie największe fale, a te robione całym ciałem były niezastąpione. Nic więc dziwnego, że ociekaliśmy wodą i musieliśmy wyjść na chwilę na plażę żeby odpocząć. Postanowiliśmy też zabrać piłkę żeby pobawić się bardziej kulturalnie. Wypadało się też trochę wytrzeć zanim przystąpi się do nowej zabawy, tak dla pewności, że ciało będzie całe i zdrowe za kilka dni, a nie schorowane i obolałe. Może i grzało słonko, ale wiał też lekki wiatr, a ja nie chciałem zaliczyć przeziębienia.
- Coś mi nie pasuje. - stwierdziłem nagle z przekąsem – Dlaczego wszyscy się odsunęli od naszych ręczników?
- Nie mam pojęcia, ale to na pewno nic dobrego nie oznacza. - Syriusz poklepał mnie po ramieniu i wyminął. - A to ki struś? - mruknął.
Wychyliłem się zza niego i spojrzałem na Seeda z głową w piasku. Już czułem nieprzyjemny zapach wymiocin i nie dziwiłem się, że ludzie uciekli byle dalej. Najwyraźniej Victor poszedł opróżnić wiaderko, a w tym czasie jego chłopak wykopał sobie dziurę w piasku koło ręcznika i wyrzucał z siebie wszystko, co jeszcze mógł. Stawiałem na żółć i wodę, którą wypił przed chwilą.
- To może my wrócimy do wody? - James już był jedną nogą w tyle.
- Umierającego porzucisz?! - nauczyciel zdołał na niego warknąć, a to już plus i dobry znak.
- Nie umiera pan, a jedynie smrodzi i brudzi. - mruknął Potter, ale jego wypowiedź pozbawiona była kurażu. I nic dziwnego, bo spojrzenie przekrwionych oczu, jakie rzucił mu Noel było przerażające. Ten to potrafiłby straszyć dzieci, gdyby tylko jakieś były wystarczająco blisko.
- Co jest... O, Merlinie w różowej skórze! - Victor pojawił się niespodziewanie, ale to tylko dlatego, że nazbyt skupiliśmy się na malutkiej potyczce słownej nauczyciela i okularnika. - Noel, musiałeś w piasek?!
- A w co miałem twoim zdaniem?! - Seed spojrzał teraz wściekle na Wavele i zzieleniał. Jego kochanek nie zdążył podać mu wiaderka, więc przystojny, chociaż chwilowo przypominający wiedźmę nauczyciel znowu zapełniał dziurę w piasku.
- Uznam, że nie było pytania. - mruknął Victor i uklęknął przy kochanku wyczekał na odpowiedni moment i wręczył mu wiadereczko, a sam zajął się cichym, magicznym usuwaniem szkód.
- To romantyczne, nie uważacie? - wyrwało mi się i wręcz poczułem na sobie spojrzenie czterech par oczu. Chyba niepotrzebnie to mówiłem. - No... wiecie.
- Rzyganie w czerwone wiaderko, kiedy grabki i łopatka leżą z boku? - Seed nawet wyglądał zdrowiej, kiedy się mną zainteresował.
- Jemu chodziło o niańczenie cię, o ile się nie mylę. Zamiast cię zostawić i podrywać dziewczynki na plaży, ja usługuję takiemu pijakowi, który umiera z własnej głupoty i zamienia ciepły piasek w cuchnące bagno wymiocin.
- Tak dosłownie bym tego nie ujął, ale mniej więcej o to chodziło. - przyznałem. - Takie „w zdrowie i w chorobie”.
- Jeśli zaraz nie zamkniesz buzi to będzie „póki śmierć nas nie rozłączy”, bo mdli mnie od tej słodyczy coraz bardziej. - stwierdzenie Noela sprawiło, że parsknąłem śmiechem. Miał minę, jak Syriusz jedzący moje przesłodzone krówki. Nauczyciel narzekał, ale na pewno także zauważył, jak bardzo oddany jest mu Wavele. Widać między nim i Syriuszem naprawdę nie było nic poważnego, skoro teraz najważniejszy był dla niego tylko jeden mężczyzna, który właśnie pozbywał się zawartości żołądka.
W sumie to planowałem przypomnieć przyjaciołom o zabawie, którą mieliśmy się zająć zanim dotarliśmy do „strusia”, ale o spokoju na dłuższy czas wypadało zapomnieć, bo oto wyczułem zbliżającego się człowieka i ujrzałem wielką, tłustawą i starszą kobietę, która podchodziła do nas wyjątkowo zdegustowana. Sądząc po pierścionkach na rekach i kapeluszu, miała więcej pieniędzy niż mogła wydać.
- Proszę pana! - zaczęła głośno i ostro jeszcze zanim tak naprawdę pojawiła się wystarczająco blisko.
- To będzie interesujące. - szepnął Syriusz i złapał mnie za rękę przysuwając się tak by zasłonić nasze złączone palce.
- Jeśli pana kolega źle się czuje, to proszę go zabrać do lekarza! Śmiem wątpić, czy to o to chodzi, kiedy patrzę na tę zakazaną twarz i przepite oczy, ale pominę to milczeniem. - taak, jak słyszałem, właśnie to przemilczała. Chyba powinienem jej pogratulować takiej subtelności. - To publiczna plaża, tutaj są dzieci! Kto to widział tak się zachowywać i zanieczyszczać piasek! Czy pan nie wie, że tutaj bawią się dzieci?! - była niemal czerwona na twarzy, kiedy tak sapała wściekle na Victora, ponieważ patrzenie na Seeda musiało sprawiać jej ból. Ja to komuś zgłoszę! Nie może tak być, że ktoś przychodzi na plażę i wymiotuje w piasek! Jutro w tym miejscu może bawić się małe dziecko i zachoruje, Bóg jeden wie na co! To karygodne i nieodpowiedzialne zachowanie!
Zastanawiałem się, dlaczego Victor nie reaguje, kiedy ktoś tak go beszta, ale nie miałem zamiaru się wtrącać. W sumie kobieta miała rację, tyle że my mogliśmy usunąć wszystkie „pozostałości” Seeda za pomocą magii, a więc zupełnie bezpiecznie i całkowicie.
- Proszę coś powiedzieć, a nie stać jak to ciele!
- Czy to pani pies właśnie wali wielkie kupsko przy zamku wybudowanym przez dzieci? - spojrzenia wszystkich, którzy to słyszeli, w tym także i moje, zwróciły się w stronę piaskowej budowli niezgrabnej, powykrzywianej, którą kilkoro dzieci ulepszało, a jedno właśnie zaczynało płakać, bo pies narobił na mury obronne. Tak, Victor Wavele był czarodziejem, z którym nie powinno się zaczynać. - Rozumiem, że zdaje sobie pani sprawę z tego, że to jest plaża publiczna, a pani pies narobił właśnie w piasek, którym dziś chciały bawić się dzieci? Nie wiadomo na co zachowują przez to psie gówno.
Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. To chore, ale jednak wolałem chyba mieć do czynienia z wymiocinami Seeda niż z odchodami obcego psa. Tym bardziej takiego upasionego i na pewno rozpieszczonego.
- Chłopcy, możecie iść jeszcze się bawić, wszystko jest pod kontrolą. - powiedział Wavele już w ogóle nie zwracając uwagi, na kobietę, która obskakiwała swojego tłustego psa i sprzątała po nim piasek czerwona ze wstydu. - A moje zarzygane piękności wypiją teraz lekarstwo. - Victor skupił się całkowicie na swoim chorym kochanku. To naprawdę było słodkie! Nawet jeśli przyjaciele myśleli inaczej! Miałem nadzieję, że Syriusz też potrafiłby się tak o mnie troszczyć. Ja bym się nim opiekował!
- Mam piłkę, idziemy! - J. wyrwał mnie z zamyślenia. - Póki pies nie wlazł do wody, możemy się w niej bawić, więc do roboty! Kto upuści piłkę trzy razy ten stawia coś dobrego! Ale to muszą być piłki do obronienia, nie ma zawiązywania konspiracyjnych spisków i wrabiania! - widać wiedział, że byłby na przegranej pozycji, ale i tak nie wątpiłem, że to jemu się nie uda te trzy razy. Ślamazarność była wpisana w jego kod genetyczny.

plumkanie

4 komentarze:

  1. Jak Victor się opiekuje Noelem rzeczywiście jest słodkie. Victor Wavele mistrz ciętej riposty. Zawsze jak widze kolejną część twojego opowiadania to mam lepszy humor. Ogólnie podoba mi się ta notka.

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahah ten wakacyjny ark jest bezbłędny ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Riposta Victora była idealna.
    Poza tym, to ich zachowanie rzeczywiście jest słodkie i zauważyłam to szybciej niż Remus :3
    Czekam na kolejny rozdział. Z niecierpliwością
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciesze się że Victor bardziej zajmuje sie Seed i mało zwraca uwagę na Syriusza, nie chcę aby oni się znowu pokłócili, bo mają taki wiek że już głębsze sprawy by się przydały tutaj :)
    Notka suuper, nie przeciąga się jeden temat, jest ciekawy wątek no wszystko idealne :) Życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń