niedziela, 2 listopada 2014

Naprawianie Jamesa

- James, mamy problem... Chyba dosyć duży. - mruknąłem stając w miejscu, ledwie przedostaliśmy się do wagonu restauracyjnego.
- Co jest? - Syriusz spojrzał na mnie z wahaniem.
- Patrz! - wskazałem na okno. Nasz pociąg powoli ruszał, a nam właśnie migała postać chłopaka, który jeszcze przed chwilą pomagał przecież naprawić nos Jamesa.
- Hę?! - Potter wydawał się naprawdę przerażony.
- Przepraszam, ten chłopak, który był tutaj wcześniej... - podszedłem do młodej kobiety, która teraz stała za kontuarem – Gdzie go znajdę?
- Mikiego? Niestety, skończył już pracę na dzisiaj. Ale może ja w czymś pomogę? Teraz zaczyna się moja zmiana, więc...
- Yhm,wątpię, przepraszam. Chyba, że zna się pani na magicznym leczeniu. On, to znaczy ten Miki, pomógł poskładać nos mojego kolegi do kupy. - wskazałem Jamesa, który z rozpaczą patrzył nadal za okno, chociaż stacja już dawno zniknęła mu z oczu. - Tyle, że teraz nie ma czucia w całej twarzy. No i nie wiemy, czy tak powinno być.
- Nie jestem specjalistką od leczenia. - przyznała – Ale mój młodszy brat często robił sobie krzywdę podczas zabawy, więc mogę przynajmniej rzucić okiem.
- Na chorego czy na niego? - zapytałem z przekąsem wskazując najpierw Jamesa a później Syriusza, jako że dziewczyna wpatrywała się intensywnie w mojego chłopaka, jakby planowała go połknąć.
- Oj, przepraszam! - speszyła się – Na chorego, niech usiądzie przy stoliku z boku, zaraz do niego podejdę. - zaoferowała pomoc, więc nie odmówiłem, nawet jeśli było jasne, że chodzi jej o Syriusza bardziej niż o Jamesa. Zniknęła wewnątrz pomieszczenia kuchennego.
- Syri, musisz się ładnie uśmiechać i zakręcić tyłkiem w odpowiednich chwili. - rzuciłem do przyjaciela. - Siadamy tutaj i czekamy, nie zna się, ale rzuci okiem, bo ćwiczyła na młodszym bracie. - streściłem szybko całość konwersacji. - Podobasz się jej, J. już nie koniecznie. Wykorzystamy to żeby pomogła Jamesowi. Może się uda.
- Nie wierzę! Chcesz wykorzystać mój urok osobisty? Na dziewczynie?! - Syriusz naprawdę wydawał się zszokowany, chociaż nie wiedziałem, czy była to gra, czy też rzeczywiście tak się zdziwił.
- A masz lepszy pomysł, Syriuszu? - zapytałem przykładając palec do ust by go ucieszyć. - Sami sobie nie poradzimy, a skoro ona lubi na ciebie patrzeć, to niech patrzy tylko się dobrze spisze. To szansa dla nas i dla tego brzydala. - kiwnąłem w stronę Jamesa głową.
- Tylko nie brzydala!
- Cisza, idzie! - uspokoiłem ich i uśmiechnąłem się lekko do kobiety. Była pewnie starsza od nas o kilka lat, może wyszła ze szkoły, kiedy my do niej wchodziliśmy i minęliśmy się jak to bywa z pewnymi rocznikami.
- Przyniosłam ciepłej wody żeby zmyć krew. Wtedy będzie mi łatwiej ocenić, czy jestem w stanie coś zdziałać. - jej spojrzenie powędrowało do Syriusza. Postanowiłem to zignorować. Nie moja wina, że miałem atrakcyjnego faceta, który podobał się kobietom. Zresztą, podobał się także mężczyzną, jak widziałem na przykładzie samego Victora Wavele.
- Więc... - Syriusz stał przez jakiś czas bezczynnie, ale najwyraźniej zauważył, że dziewczyna zamiast skupić się w pełni na Jamesie, zerka na niego ukradkiem, bo podjął próbę rozmowy. Także miałem nadzieję, że dzięki temu młoda kobieta poczuje się lepiej i jednak odda się w pełni pracy nad naszym przyjacielem, który właśnie zmywał z siebie krew. - Myślisz, że to tylko zaklęcie znieczulające, czy coś poszło nie tak? - niezły chwyt. Od razu przeszedł na „ty”, co pozwoliło na pewno bardziej wyluzować się kelnerce i poczuć się młodziej.
- Jeszcze nie jestem pewna, ale zaraz się upewnię. - chyba zaczynała peplać z radości, że taki boski chłopak się do niej odezwał. Cóż, cena boskości, trudno. Syriusz musiał ją płacić.
Ona tymczasem wyciągnęła różdżkę i dźgając nią w twarz Jamesa mruczała coś niezrozumiale pod nosem. Najpierw lekko, później trochę mocniej. Cieszyłem się, że to nie moja twarz jest tak maltretowana, bo było jasne, że kelnerka nie ma pojęcia, co właściwie robi.
Stojąc za nią, miałem pewność, że mnie nie widzi, więc otarłem twarz dłonią i przewróciłem oczyma. Skrajne upodlenie, żeby polegać na kimś takim, kiedy chodzi o zdrowie kumpla.
- Auć! - James nagle zareagował, kiedy dźgnęła go bliżej oka.
- Och, wybacz! - aż podskoczyła. - Wszystko jest w porządku, jak widzicie. To tylko chwilowe zesztywnienie twarzy. Taka reakcja obronna, która w połączeniu z zaklęciem dała to uczucie nieczułej maski. Powoli zaklęcie się już rozmywa, a twarz będzie pewnie obolała, ale powinna wrócić do normalnych rozmiarów. - miło, że przynajmniej zauważyła opuchliznę przy nosie Jamesa. A już myślałem, że uzna to za wątpliwą urodę Pottera.
- Dzięki, od razu nam ulżyło. - to było głupie kłamstwo, ale ona mogła w nie uwierzyć, w końcu raczej bardziej interesował ją uśmiech Blacka, niż sens jego słów.
- Nie ma sprawy, to błahostka. Więc, jedziecie na wakacje? - zebrało jej się na rozmowy.
- Tak. Odpocząć przed szkołą. - Syri wszedł w swoją rolę. Miałem tylko nadzieję, że nie planuje zaraz wymieniać się namiarami na siebie żeby mogli pociągnąć tę znajomość dalej.
- Taki męski wyjazd, co? - zachichotała. Czyżby chciała wiedzieć, czy Syri kogoś ma? Ha! Kiepsko trafiłaś złotko, ma i ten ktoś właśnie za tobą stoi! Nie żebym był teraz zazdrosny, bo przecież sam w to wrobiłem Blacka. Tylko, że ona miała się lepiej znać na problemach Jamesa, a nie eksperymentować bezmyślnie dźgając go po twarzy! Taka pomoc nie była warta Syriuszowego talentu aktorskiego!
- Myślę, że już pójdziemy do swojego przedziału, skoro J. wraca do siebie, a schodzą się już goście. - zwróciłem uwagę dziewczyny na fakt, że jest w pracy i zaraz będzie musiała zapracować na swoją pensję, gdyż wyczułem zbliżających się ludzi. Byli głodni, a więc my mogliśmy uciec.
- Możecie jeszcze zostać...
- Nie, lepiej pójdziemy. Taki pokrwawiony James będzie się źle prezentował. Wpadniemy później. - Syriusz znowu uśmiechał się i grał. Z przyjemnością wypchnąłem go za drzwi, kiedy otworzyły się i trzech mężczyzn weszło do środka. J. podążał za nami nie odzywając się ani słowem. Był zbyt zajęty obmacywaniem swojej twarzy, która wracała do normalności pod względem czucia, ale nadal była opuchnięta.
Postanowiłem porozmawiać z Flitwickiem na temat drobnych, prostych zaklęć leczniczych, które w takich sytuacjach mogłyby się sprawdzać, kiedy już skończymy Hogwart. Nie chciałem w przyszłości być zależny od ludzi takich, jak tamta kelnerka.
Nasz przedział wydawała mi się beznadziejny, kiedy do niego wróciliśmy. Źle się w nim czułem i nie mogłem usiedzieć na tyłku. Postanowiłem, więc zostawić otwarte drzwi i stać na korytarzu. Może potrzebowałem poczucia przestrzeni i wolności, a może nadal pamiętałem to, jak chłopcy chichrali się ze mnie w najlepsze.
- Moja głowa waży tonę. - stwierdził J., który rozłożył się na miejscach po jednej stronie żeby nie musiał trzymać swojej zarumienionej po urazie i opuchniętej dyni. Czerwone dynie, może warto zaproponować taką odmianę Pomfrey? Podzielimy się zyskiem z ich sprzedaży.
- Oh, no proszę, co za spotkanie! - od pewnego czasu nie zwracałem uwagi na to, co dzieje się wokół mnie, gdyż zaglądałem do przedziału, a teraz głos osoby zbliżającej się do mnie był mi dziwnie znajomy. To było bardzo niepokojące. Nie chciałem go przypisać do konkretnej osoby, więc łudziłem się, że to jakaś pomyłka, ale w końcu spojrzałem w bok. Noel Seed zbliżał się do mnie z miłym, czarującym uśmiechem na twarzy, a za nim podążał nie kto inny, jak sam Victor Wavele. Z wyrazu jego twarzy poznałem, że nie tego oczekiwał po swoich wakacjach i mogłem się z tym w pełni zgodzić.
- Taaak, co za niespodzianka. - mruknąłem. Syriusz wpatrywał się we mnie trochę wystraszony. On również musiał usłyszeć i poznać głos, który się ze mną witał. - Tak, Syriuszu. Twój ulubiony profesor oraz Seed właśnie tutaj idą. - powiedziałem wymuszając uśmiech, który jeszcze bardziej zaniepokoił Syriusza.
- To nie ja! - powiedział szybko. - Nic im nie mówiłem, to J. wybierał pociąg, nocleg i miejsce! Może wysiadają wcześniej albo później, to przypadek. - panikował.
- Domyślam się. - rzuciłem machnąwszy na niego ręką. - Podejrzany, nieprzyjemny przypadek, ale przypadek. Widzę to po minie Wavele'a – wyjaśniłem cicho, gdyż mogli nas lada chwila usłyszeć, ale nie chciałem być niemiły dla nauczyciela, którego przecież sam wciągnąłem w całą tę historię o macaniu Syriusza. W sumie, ja i Seed nie mieliśmy czasu żeby na ten temat porozmawiać, a teraz miałem tylko nadzieję, że się żaden nie nadarza. To miały być spokojne wakacje, a nie droga przez mękę.
- Przysiądziemy się na chwilę, skoro już się spotkaliśmy! - Noel albo miał stalowe nerwy, albo już wiedział, że między Victorem i Syriuszem nic nie było. - Gdzież to się panowie wybierają? - świergotał niemal jak jego siostra, na szczęście został poskromiony przez nauczyciela run, który dźgnął go w plecy i skarcił wzrokiem.
- Mam nadzieję, że nie tam gdzie panowie. - padła odpowiedź ze strony Jamesa. - Mam już dosyć problemów na dziś. Chyba, że ktoś pomoże mojej twarzy, wtedy mogę z radością przywitać nauczycieli w naszych szeregach. - spojrzał na wchodzących do przedziału mężczyzn i powoli podniósł się do siadu. Widać myślał trzeźwiej niż ja, bo nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że ta dwójka już na pewno może sprawdzić, co z jego twarzą i pomóc na opuchliznę.
To był początek strasznych wakacji.

10583776_504641422971597_1749874247117990076_n

4 komentarze:

  1. Niee... *jęk* Czemu ONI musieli się nawinąć? ;-; Eh...
    Przeczuwam ciekawe wakacje. XD
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. No kurka wodna.... Mam nadzieję że oni tylko przez chwile będą, bo tak nienawidze Victora....
    Ps. Kirhan może wiesz która to będzie notka z tytułem "Gra?". Chodzi o numer 700 coś?

    OdpowiedzUsuń
  3. 615 (tyle jest teraz na spisie) +195 (około tyle notek jeszcze zostało póki spis dotrze do notki "Gra?", a więc ten wpis będzie około 810 na liście.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję :)
    Tyle juz tych notek przeczytałam od samego początku, jestem z siebie dumna haha :)

    OdpowiedzUsuń