niedziela, 21 grudnia 2014

Kartka z pamiętnika (Christmas 2k14) - Gabriel Ricardo

Święta, Święta, więc Moonlight Secret także świętuje! W okresie świątecznym notki będą Kartkami z pamiętnika Świątecznymi i pojawią się - 24 XII (moje urodzinki!), 25 XII, 26 XII oraz planowo, czyli 28 XII i 31 XII.

Zmarszczyłem brwi tak bardzo, że czułem to niemal wewnątrz czaszki, którą nagle zaczął przeszywać pulsujący ból. Byłem pewny, że jeszcze nigdy się tak bardzo nie marszczyłem i najwyraźniej stąd wziął się mój ból głowy, który pojawił się w rekordowym tempie i najwyraźniej nie planował znikać.
Co pod moimi drzwiami robiła kobieta z dzieckiem na rękach?! Nie. Co robiła mogłem sobie wyobrazić. Zabłądziła, szukała właściwego adresu, żebrała. Ale co robiła pod moimi drzwiami pytająca o Michaela kobieta z dzieckiem na rękach?! Ile ten kurdupel mógł mieć lat? Dwa? Trzy? A może to roczne? Nie znałem się na małych pierdzielach. Tym bardziej wyubieranych w uszate czapeczki, owiniętych szaliczkiem i zamkniętych w bałwankowych kurteczkach.
- Obawiam się, że go nie ma. - rzuciłem walcząc z silną potrzebą łyknięcia kilku pastylek na migrenę już w tej chwili. - Wróci dopiero za jakieś dwie, trzy godziny. W tej chwili jest w pracy.
- Nie mam tyle czasu! Heh. Trudno! Wróci to będzie miał niespodziankę. - kobieta wcisnęła mi w ręce swoje tobołki, a następnie dziecko. - W kieszonce ma list, gdzie wszystko jest wyjaśnione. Co je i o której, kiedy należy ją położyć spać i na drzemkę, co najbardziej lubi... Zresztą, przeczyta i będzie wiedział. Gdyby pytał kiedy wracam, proszę przekazać, że po Świętach. No dobrze, może tak po Nowym Roku, więc będę jeszcze do niego dzwonić żeby zapytać o Dejanirkę. A właśnie. Bo podejrzewam, że zapomniał. Proszę mu przypomnieć zabawę bożonarodzeniową pięć lat temu, kiedy upił się do tego stopnia, że planował poławiać syreny w wannie, a śledzie w muszli klozetowej. A teraz życzę miłych Świąt. Pa, pa, Dejanirko. Mamusia wróci niebawem z prezentami, więc bądź grzeczna.
Pyk, drzwi zamknęły się nie za moją sprawą, ale pchnięte przez kobietę. Dziecko zaczęło poruszać się niespokojnie i uderzyło w płacz, kiedy stałem oszołomiony. Może to głupi odruch i powinienem od razu biec za kobietą, ale nie chciałem zrobić z siebie osła. Posadziłem więc dziecko na podłodze i przeszukałem kieszonki jego kurteczki. Znalazłem list, a raczej złożoną na cztery kartkę, która miała mi wyjaśnić chociaż w kilku szczegółach, o co chodzi. Niestety nie dowiedziałem się niczego poza rozkładem dnia dziecka. Dziewczynki, w ramach sprostowania dla samego siebie, bo może nie marzyłem nigdy o dzieciach, ale szczególna obojętność raczej nie mogła mi w niczym pomóc.
Westchnąłem i spojrzałem na rozwrzeszczane w płaczu... Wróć! Na rozwrzeszczanĄ w płaczu dziewczynkę. Czy ja wyglądałem na niańkę? W życiu dziecka w rękach nie miałem! No może poza chwilą, kiedy matka wcisnęła mi tę małą.
- Czy ty robisz jeszcze pod siebie? - zapytałem chyba bardziej sam siebie i zanurkowałem w torbie z rzeczami dla małej. Nie znalazłem żadnej pieluchy, a więc była szansa, że dzieciak robił do nocnika. Przynajmniej taką miałem nadzieję, gdyż przebieranie nie wchodziło w grę. Ale, ale! Czy ja aby na pewno nie nazbyt szybko pogodziłem się z faktem wepchnięcia mi w ręce dziecka? I to dziecka wyraźnie powiązanego z moim facetem?! Najwyraźniej byłem teraz w rozsypce.
- Kochanie, wróciłem! - drzwi otworzyły się po niespełna kilku, może kilkunastu minutach od zamknięcia ich przez nieznajomą. - Y. - tak, to było bardzo twórcze.
- Twój bachorek. - powiedziałem wręczając mu list i torbę z rzeczami. - Miałem ci przypomnieć jakąś bożonarodzeniową zabawę, kiedy to wpakowałeś się w to rozwrzeszczane dziecko. Jego matka wyszła przed chwilą, więc może się z nią spotkałeś...
- Nic podobnego! - jego reakcja bardziej mi się podobała niż moja. - Gdybym ją spotkał na pewno nie pozwoliłbym jej podrzucać tutaj dziecka! Nie ważne, co jej naopowiadałem pijany! Byłem wtedy dzieckiem, które wylizało kieliszki po starszych, którzy popijali alkohol! Co za bezczelna baba! Podrzucać mi dziecko! - przynajmniej od razu wiedział, o co chodzi.
- Możemy ją później obrzucać błotem? Teraz chciałbym wiedzieć, co jest grane. Wręczyła mi cały ten kram i poszła. Wróci po Nowym Roku, Michaelu! Po Nowym Roku!
- Zawsze była nieodpowiedzialna. - prychnął chłopak i tupnął nogą biorąc na ręce dziecko. - Nie płacz już. Zadzwonimy do babci i poskarżymy na niedobrą mamę. - mówił słodko i układał usta w dzióbek. Wyglądał koszmarnie, nie oszukujmy się, a ja nadal nic nie rozumiałem. Nie musiałem najwyraźniej, a pytania byłyby jednoznaczne ze zwątpieniem w Michaela, a przecież tylko bym go tym zranił. To nie mogło być jego dziecko, chociaż przyznam, że na początku przeszło mi to przez głowę chyba z kilka razy.
- Jeśli przez to zwali nam się na głowę także twoja babcia... - rzuciłem ostrzegawczym tonem, ale Michael uspokoił mnie ruchem ręki i zapewnieniem, że do tego nie dopuści. Zabrał za to nadal płaczącą Dejanirę do pokoju, gdzie zabrał się za rozpalanie ognia dla połączenia kominkowego. W dodatku robił to z komentarzem dla dziecka. Chciał ją zagadać? Nie chciałem tego słuchać. Moje tabletki! Przypomniałem sobie o nich chyba za późno, ale teraz znowu czułem ból i uświadomiłem sobie, kiedy już powinienem się go pozbyć. Ból to ból i tyle! Jedni go lubią, inni potrzebują spokoju i ciszy, zaś jeszcze inni po prostu o niego prosili. Dobrze, że ja nie należałem do tej ostatniej grupy, a bliżej było mi jednak do pierwszej. Tylko jakie to miało znaczenie dla mojej obolałej głowy i opuchniętego od krzyków małej mózgu?
- Babciu, wybacz, że przeszkadzam! - krzyknął by zwrócić na siebie uwagę swojej babci, która znajdowała się zapewne gdzieś w swoim domu i nie wiedziała, że wnuk usiłuje się z nią połączyć. - Babciuuuuu! - nawoływał, a jego krzyki przynajmniej zainteresowały dziecko, które przestało wyć.
W końcu usłyszałem jakieś niewyraźne słowa i byłem pewny, że Michaelowi udało się nawiązać połączenie jak należy. Połknąłem od razu trzy pastylki i miałem nadzieję, że to wystarczy. Musiałem przecież wyjść do pracy za dwie godziny! Na przekór sobie przeszedłem do salonu, gdzie Michael siedział z głową w kominku.
- Po prostu ją zostawiła! - mówił tak głośno, że słyszałem go bez problemu, zaś przez płomienie niósł się także głos jego babci. - Nic nie powiedziała konkretnego! Wepchnęła małą Gabrielowi i poszła! Mnie nie było, ale podobno nie minęło wiele czasu. Musiała mieć jakiegoś świstoklika w pobliżu. Nie, nie przyjeżdżaj! Damy sobie radę z małą. Chyba... - dobrze, że miał tego świadomość. - To tylko dziecko. Dużo ryczy, mało robi. Może jeszcze śpi dniami, wtedy nie będzie przeszkadzać, a ja i tak mam wolne od dzisiaj. - a o tym to ja nie wiedziałem. - Tak, babciu. Nie, jestem zdrowy. Po prostu niektórych z nas zwolniono ze służby na czas świąt, a że jestem jeszcze młody, padło na mnie i innych gołowąsów. - Tak, tak. Wpadnij na święta do nas! Oczywiście, że znajdzie się miejsce! Nie wcześniej, tylko na święta!
- Nie wrzeszcz już tak, bo znowu zacznie się dzieciak wydzierać. - skarciłem swojego faceta i rozsiadłem się na sofie masując nasadę nosa palcami.
- Wybacz, rzeczywiście. Nie, nie, babciu! Mówiłem do Gabriela!
- Heh. - przewróciłem oczyma i zamknąłem je na chwilę by dać odpocząć obolałemu wszystkiemu. Jak mogło do tego dojść? Dziecko na całe Święta?! To przesada!
- Pse pana? - ten głosik i szarpanie za nogawkę nie mogły być zapowiedzią niczego dobrego. Z trudem uchyliłem powieki patrząc na wciąż gotującą się w kurtce, czapce i szaliku dziewczynkę. - Si! - powiedziała szeptem.
Nie! Tylko nie to! Nie będę pomagał sikać obcej dziewczynce! Nie jestem zbokiem!
- Michael! - krzyknąłem do chłopaka siadając. - Zajmij się dzieckiem! Trzeba ją rozebrać i odsikać! Czekaj, wujek zaraz się tobą zajmie. - uspokoiłem dzieciaka żeby mi się nie rozryczał. Wstałem i oderwałem Michaela od kominka. - Słyszałeś? Młodej chce się sikać, a więc weźmiesz ją ze sobą, bo to twoje dziecko.
- Nie moje!
- Twoje, bo tyś je dostał na święta. - sprostowałem. - Radzę się pospieszyć póki nie zrobiła pod siebie. - wygoniłem go i zająłem się w jego imieniu pożegnaniem babci, która od razu zrozumiała sytuację i obiecała pomóc nam z małą, a nawet skontaktować się z jej matką żeby natychmiast zaopiekowała się swoim dzieckiem zamiast je podrzucać rodzinie.
- Ale nie martw się. Ona jest bardzo spokojna, więc na pewno nie sprawi kłopotu. Oczywiście, ktoś musi się nią ciągle zajmować, to w końcu dziecko, ale skoro Michael będzie teraz w domu, to ty możesz spokojnie pracować. Nie martw się, w razie czego będę u was w okamgnieniu i możecie mi zostawić szczegóły.
- Nie, nie. Myślę, że Michael da sobie radę. Poza tym, czy babcia przypadkiem nie miała planów na czas przedświąteczny?
- Gabriel, pomocy! - żałosny jęk z łazienki zmusił mnie do przerwania rozmowy. - Ona mi wpadła do sedesu! - to tłumaczyło płacz dziecka, który właśnie zaczynał do mnie dochodzić.
- Muszę uciekać. Jeszcze na pewno się odezwiemy! - zakończyłem szybko. - Michael ma drobne problemy, ale zaraz je rozwiążemy. Do usłyszenia babciu! - poczekałem tylko na odpowiedź i już biegłem do łazienki, gdzie mój kochanek nie poławiał śledzi w sedesie, jak zapowiadał pięć lat wcześniej pijany, ale starał się wyciągnąć z niego dziewczynkę. To miały być interesujące Święta.

1 komentarz:

  1. Współczuje Gabrielowi, jak mi próbują podrzucić dzieciaka na święta, to zawsze się wykręcam, Gabriel nie miał nawet czasu na reakcje.

    OdpowiedzUsuń