środa, 11 lutego 2015

Horror

25 sierpnia
Zmęczony nicnierobieniem? Tak, to możliwe, a ja chorowałem na to nie pierwszy już raz. Spałem, jadłem, snułem się po domu i wzdychałem ze zmęczenia moją nudną egzystencją.
- Zjedz chrupka – zaproponowała mama – Ja zawsze jem, kiedy mi się nudzi.
- Utuczysz mnie – skarciłem rodzicielkę, ale ona tylko uśmiechnęła się przebiegle.
- Dlatego proponuję ci chrupkę, a nie czekoladę. Jest mniej kaloryczna. - cóż za troska o samopoczucie dziecka, nie ma to jak matki w dobrych humorach, kiedy człowiek czuje się jakiś przybity.
- To przez pogodę, Remusie. Ludzie są ospali i zmęczeni przez ten deszcz. Ba, ulewę! Nawet ja jestem dziś do niczego.
- Kochanie, jesteś pewny, że to wina pogody, a nie twojego nocnego czytania? Jestem pewna, że czytałeś do późnej nocy i nie znalazłeś nawet czasu żeby ułożyć żonę do snu. - w głosie mamy usłyszałem wyraźną urazę, zaś ojciec zaczerwienił się wstydliwie. Nie chciałem wnikać w to, co właśnie działo się między nimi i jak dalece mama była urażona nocną obojętnością ojca. O pewnych rzeczach dzieci po prostu nie powinny wiedzieć bez względu na wiek.
- Dobra, zjem tego chrupka, tylko skończcie ten niestosowny dla moich uszu temat. - mruknąłem i sięgnąłem do opakowania stojącego na blacie. Wsunąłem do ust kukurydziany wypiek. - Nie, zmieniłem zdanie, zjem całą paczkę zamiast jednego chrupka. - porwałem swoją zdobycz i wyczłapałem z kuchni do salonu.
Jak bardzo człowiek może się znudzić zwyczajnym życiem? Chociaż nie. Znudzenie życiem to jednak przesada. Zwyczajnie miałem niekorzystny dzień podczas leniwego, deszczowego weekendu.
- Tato, światło mruga! - krzyknąłem w stronę kuchni, kiedy nad moją głową rozpoczęła się elektryczna burza z błyskawicami, czyli jakieś zwarcie elektryczne, czy cokolwiek było powodem takiego zachowania żarówki. Jasno, ciemniej, ciemniej, jaśniej, ciemniej, jasno, ciemno, jaśniej, jasno, jaśniej, ciemno, ciemniej, jasno... Miałem dosyć po kilku chwilach. - Zgasłoooo! - oświadczyłem i chrupałem dalej, chociaż już nie tak raźnie, jak wcześniej. Z kuchni nie dochodziły żadne odgłosy, a przecież wiedziałbym gdyby rodzice z niej wyszli. Dzwonek do drzwi przyprawił mnie niemal o zawał serca. - Mamo, ktoś przyszedł! - znowu próbowałem zwrócić na siebie uwagę rodziców, ale bezskutecznie. W ciemnościach uśmiechnąłem się ironicznie do samego siebie. - Niczym scena z horroru, super. Czuję się od razu raźniej. - skomentowałem jadowicie i wzdrygnąłem się, kiedy dzwonek do drzwi znowu rozerwał ciszę panującą w domu. Teraz pewnie powinienem zapytać, czy to moi rodzice robią sobie głupie żarty, kwilić, że to wcale nie jest śmieszne i inne takie, ale jakoś nie miałem ochoty wydzierać się w ciemnościach. Równie dobrze mógłbym mieć na plecach fluorescencyjną strzałkę z napisem „mięso” żeby potwory wiedziały, gdzie szukać kolacji. Wilkołak bojący się potworów? Taaak, to była dopiero atrakcja. Ubaw po pachy.
Po trzecim razie postanowiłem dowiedzieć się, kto tak natrętnie dobija się do moich drzwi. Cicho podniosłem się z kanapy i podszedłem do wejścia. Starałem się coś usłyszeć lub wyczuć, ale najwyraźniej deszcz zmył wszystkie zapachy. A może nie powinienem otwierać tych drzwi? Udawać, że nikogo nie ma w domu? Tak, świetny pomysł. Szkoda tylko, że wydzierając się do rodziców zakomunikowałem całemu światu, że jednak ktoś w domu jest. Postanowiłem być odważny. Sięgnąłem do klamki i podskoczyłem ze strachu, kiedy usłyszałem głośny huk rozbijającego się o ziemię pioruna. Burza? Tego tylko mi brakowało! Teraz byłem przynajmniej pewny, że coś jest nie tak. Może to jakieś zaklęcie? Tego całego Voldemorta, który ostatnimi czasy siał postrach wśród czarodziejów i mugoli.
Nie powinienem chyba używać magii w domu, ale uznałem tę sytuację za kryzysową i sięgnąłem po różdżkę. Kolejny dzwonek do drzwi. Szarpnąłem za klamkę celując w twarz stojącej tam w ciemnościach wysokiej postaci. Przeszły mnie zimne, nieprzyjemne dreszcze. Błyskawica rozświetliła na chwilę świat i wtedy dopiero zobaczyłem twarz stojącego przede mną człowieka.
- No czeeeeeeść. - odezwał się Greyback, a ja wrzasnąłem sparaliżowany strachem i poczułem ból w potylicy.
Moje oczy zapiekły od nagłej jasności, głowa pulsowała bólem, ciało wygięło się w dziwacznej pozycji. Wokół było pełno dźwięków, zatroskany głos przebijał się do mojej świadomości. Skupiłem wzrok na twarzy mamy, która głaskała mnie przejęta.
- Nic ci nie jest, Remusie? - pytała zaniepokojona. - Nie zasypiaj więcej na kanapie, bo zrobisz sobie krzywdę! - uderzyła w karcący ton – Mogłeś rozwalić sobie głowę!
Sen. To był tylko sen. Oczywiście, że sen! W rzeczywistości podobne zbiegi okoliczności zwyczajnie się nie zdarzały! Mogłem od razu się tego domyślić i obudzić się zanim dotarłem do tego momentu, który zmroził mi krew w żyłach.
- Co było w tych chrupkach! - mruknąłem zły na siebie i powoli, ze stękiem, podniosłem się na nogi. - Już dobrze, mamo. Nie martw się, nic mi nie jest. Tacy jak ja są nie do zdarcia. - postanowiłem uspokoić kobietę, która właśnie siłą sadzała mnie na sofie każąc mi odpoczywać.
- Gdyby było ci niedobrze po tym uderzeniu to od razu mi mów. - zażądała – Przyniosę ci herbaty i coś do zjedzenia. Musisz uzupełnić energię, jaką stracisz na pokonanie bólu.
Znudził mi się dzień, to mam teraz bardziej interesujący. Zachciało mi się narzekać.
Dzwonek do drzwi. To przywiodło złe skojarzenia. Przynajmniej niebo trochę się przejaśniło, deszcz zelżał i zamiast nocy był środek dnia.
- Otworzę, a ty nie ruszaj się z miejsca! - tym razem rozkaz był bardzo wyraźnie słyszalny, więc nie planowałem denerwować mamy. Zostałem na swoim miejscu, kiedy ona poszła otworzyć. Po chwili w wejściu do salonu pojawił się wuj Richard, brat mojej mamy. Nie widziałem go pewnie od dobrych kilku lat, ponieważ podróżował i rzadko potrafił gdzieś zagrzać miejsce. Od naszego ostatniego spotkania naprawdę się zmienił. Wyglądał jak człowiek-lew. Wysoki, postawny i naprawdę dobrze zbudowany, na głowie miał burzę jasnych, falowanych włosów do ramion, zaś szczękę pokrywał pokaźny zarost przywodzący na myśl wikinga. Gdzieś spośród tych mokrych kudłów wyglądały na świat piwne oczy, które odziedziczył po swoim ojcu, a moim dziadku, Leonie.
- Cześć, Kurduplu. - przywitał się ze mną przypominając mi, dlaczego tak bardzo nie lubiłem kiedy zjawiał się u nas w przeszłości.
- Cześć, wujku. - powiedziałem bez entuzjazmu, co wyraźnie go rozbawiło. Zawsze tak było, ponieważ wiedział, jak bardzo nie lubiłem, kiedy nazywał mnie „Kurduplem”. To on był nazbyt wyrośnięty, a nie ja niski!
- Mam dla ciebie świetną wiadomość. Przyjechałem na tydzień, więc mam nadzieję, że łóżko w twoim pokoju jest tak samo wygodne jak zapamiętałem. - na jego włochatej twarzy pojawił się szeroki, cwaniacki uśmiech. - Och, kogo ja widzę! Witaj! - mój tata wyszedł z kuchni i teraz witali się ze sobą niedźwiedź i żuraw. Wyglądali wręcz śmiesznie, kiedy tak stali naprzeciwko siebie i podawali sobie dłoń wymieniając zdawkowe uprzejmości.
I w ten oto sposób straciłem miejsce do spania, ponieważ podczas odwiedzin wujka musiałem oddawać mu do dyspozycji moje łóżko. Nasz dom był stosunkowo mały, a w salonie nie było wypoczynku z prawdziwego zdarzenia, który pozwoliłby komuś takiemu jak wujek zmieścić się w całości. Spanie z wystającymi poza materac nogami chyba nie należało do przyjemności.
- Mam dla was sporo pamiątek! - oświadczył wuj Richard, ale mama nie podzielała jego entuzjazmu, kiedy zjawiła się w salonie.
- Znowu jakieś śmieci, których nie będę miała gdzie upchnąć? - rzuciła mu ręcznik – Wytrzyj się, a najlepiej idź od razu pod prysznic i przebierz się. Wypiorę ten twój ubłocony płaszcz, ale buciory wyczyścisz sam! - zaczęła mu matkować jak przystało na starszą siostrę.
- Tak, tak. Co tylko rozkażesz siostrzyczko. Twój małżonek mógłby w tym czasie wtaszczyć mój plecak po schodach...
- Zapomnij! Ostatnio przez tydzień nie mógł normalnie chodzić z powodu bólu kręgosłupa! - mama karciła brata, a mój tata czerwony jakby skurczył się w sobie. W końcu był tylko mizernym mugolem przy potężnym, ale leniwym wuju. - Zresztą, jest równie ubłocony, co wszystko, więc on również idzie do prania! Wyjmij z niego wszystko, co jest w środku, a ja zajmę się resztą! - ta kobieta nie wiedziała jak przyjmować gości lub po prostu nie uznawała swojego brata za osobę wartą takiego zachodu, więc wolała traktować go jak typowego członka rodziny, który mieszka z nami na co dzień, a nie od święta.
- Tak jest, proszę pani. Chociaż teraz nie wiem, co mam robić. Opróżnić plecak, czy wziąć prysznic. - wuj pokazał garnitur białych zębów. Mama zawahała się przez chwilę, co wyraźnie go usatysfakcjonowało.
- Najpierw wypakuj plecak, bo tylko się od niego ubrudzisz. - podjęła decyzję. - Remusie, pomożesz Richardowi. - i nagle przestałem być chorym na upadek dzieckiem, ponieważ większy „syn” pojawił się w domu i należało jakoś ogarnąć jego przybycie zanim wszystko wywróci się do góry nogami.
Moje nudne dni najwyraźniej właśnie się skończyły.

Marauders.full.1064145

9 komentarzy:

  1. Też mam koszmary i choruje. Miałam podobną sytuacje z wujkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka świetna jak zawsze. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "No czeeeeeść." To przypomina mi rekina z "Gdzie jest Nemo?". Notka super, mam cichą nadzieje, że notki bedą dłuższe niż zwykle, bo ta była dość długa. Co tu jeszcze powiedzieć, tęsknie oczywiście za Syriuszem i jego kartką z pamiętnika, w ogóle Syri&Remus, ale pewnie planujesz coś, wiec będę cierpliwa. Wszystko super, czekam z utęsknieniem na niedziele :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ktos szukał pierwszego razu Remusa i Syriusza, wiec specjalnie znalazłam i podaje link:
    http://moonlight-secret.blog.onet.pl/2013/06/10/ten-dzien-3/

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawdę mówiąc, notki mają zawsze 2 strony z maluteńkim hakiem 12 Times New Roman i z tą było podobnie ^^""

    OdpowiedzUsuń
  6. Musisz mnie zrozumieć, piszesz tak, że chętnie zawsze bym to czytała, nic dziwnego że pragnę więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Totalnie nie pamiętam z jakim loginem, ale ja prosiłam z dziesięć razy, dziękuję :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Spoko, sama tyle czasu szukałam, że mogłabym przez ten czas znaleźć miłość (tak, tak Olu, wmawiaj sobie) :) No, ale gdy znalazłam zapisałam gdzieś daleko w folderach, aby inni nie musieli się męczyć.
    Kirhan, mogłabyś gdzieś tu w szablonach (?) (tu po bokach, przepraszam nie znam się na blogu) umieścić link z ich pierwszym razem? Wiele ludzi będzie ci wdzięcznych :)

    OdpowiedzUsuń