środa, 4 lutego 2015

Praca!

18 sierpnia
Wróciłem do domu w idealnym momencie, jako że moja mama miała swoje gorsze dni, kiedy to głowa bolała ją bezustannie, co odbijało się na życiu domowników oraz jej pracy. Wyobraźcie sobie, że nagle mama bierze sobie wolne od wszystkiego – naczynia pozostają w rękach taty mugola, podobnie jak gotowanie, sprzątanie, pranie, praca w sklepie... Nie, bez mam ten świat chyliłby się ku upadkowi! Jasne, mój ojciec nie był fajtłapą i potrafił coś wkoło siebie zrobić, ale nie tak jak mama. Piekł i gotował raczej proste dania, które czasami smakowały tylko jemu, jego sprzątanie pozostawiało wiele do życzenia, a pranie zamieniłoby się w górę przebarwionych szmat. O sklepie nie chciałem nawet myśleć! Mamy miały zmysł, którego brakowało tatom i dlatego, kiedy mama chorowała na posterunku musiał stać ktoś trzeci, neutralny i bardziej umiejętny od taty, ale mniej niż mama. Inaczej mówiąc – dom potrzebował Remusa Lupina!
- Mamo, nadal nie rozumiem dlaczego nie zostałaś w domu skoro źle się czujesz. Zająłbym się wszystkim sam, a ty przynajmniej mogłabyś odpocząć. - zwróciłem uwagę rodzicielce, która siedziała na krzesełku za ladą i obserwowała mnie przy pracy, a więc przy rozkładaniu podstawowych eliksirów w pudełeczkach.
- Dlatego, mój ty niedomyślny synu, że jestem twoją matką.
- Jestem już niemal dorosły, daj spokój! W przyszłym roku skończę Hogwart!
- I nadal będziesz równie kiepski z eliksirów, co w tej chwili. - nie owijała w bawełnę. - Remusie, znam twoje stopnie chyba nawet lepiej od ciebie. Jesteś zdolny, dużo się uczysz, ale twoje eliksiry to po prostu porażka. Nie odziedziczyłeś po mnie smykałki do ich sporządzania, ale talent twojego ojca do robienia beznamiętnych papek wieloskładnikowych. Wybacz, kocham was, Remusie, ale taka jest prawda. Ty zdajesz sobie z tego sprawę doskonale, twój ojciec raczej niespecjalnie i niech tak zostanie.
- Ale tutaj wszystko jest gotowe. - zauważyłem taktownie ignorując jej komentarz o moich eliksirach i posiłkach taty.
- Tak, ale musisz wiedzieć jakich składników nie mieszać ze sobą, kiedy przyjdzie klient i będzie szukał czegoś na brodawki i jednocześnie na wrzody żołądka.
- Hmmm... dałbym mu chyba... Hm! Poddaję się, nie mam pojęcia, co miałbym mu dać. - zostałem pokonany przez moją własną mamę.
- No i widzisz, mój mały. - powiedziała z czułością i napiła się przygotowanej przeze mnie herbaty. Przynajmniej pod tym względem byłem wystarczająco kompetentny by jej pomagać. I pomyśleć, że przez wiele lat to ona troszczyła się o swojego schorowanego syna wilkołaka, a teraz on może się jej odwdzięczać takimi małymi gestami.
Początkowy spokój został zakłócony przez wejście starego czarodzieja z problemem łysiejącego kota, którego spisano na straty w sklepie zoologicznym, dalej przypominająca hipopotama kobieta z bólem zęba, którego chciała się pozbyć, ale nie była gotowa na zabieg, nawet bezbolesny magiczny, więc uznała eliksiry za najlepszy sposób na uspokojenie bólu i pozbycie się opuchlizny. Od kiedy od zębów puchnie się na całym ciele? Nie wnikałem w szczegóły. Dalej niski człowieczek pokroju Flitwicka, który miał problem z częstym wpadaniem w gniew, co kończyło się zdemolowanym domem, dziewczyna ze złamanym sercem, którą rzucił trzeci chłopak w tym tygodniu. Tym bardziej nie wnikałem w szczegóły.
Zabawne. Pomagałem mamie już do dawna, ale nigdy nie dotarło do mnie, że jej praca polega na zaradzaniu problemom innych osób, jakby swoich nie miała wystarczająco wiele. A przecież ludzie na pewno często musieli się jej jeszcze wyżalać, co czyniło z niej kogoś więcej niż miłą panią ze sklepu z eliksirami.
Widać nie wzbudzałem takiego zaufania, jak moja mama, ponieważ nikt nie podjął próby wyjaśniania mi przyczyn swojej obecności, które i tak były dla mnie dosyć oczywiste. Tylko nastolatka, której nawet nie kojarzyłem ze szkoły, chociaż ona świetnie mnie znała, nie omieszkała zadać mi kilku krępujących pytań. „Ale ty uważasz, że jestem ładna, prawda?”, „Ty byś mnie nie rzucił, prawda?”, „Chłopcy są tacy nieczuli, prawda? Oczywiście nie mówię o tobie, ale jednak większość, prawda?”. Zdecydowanie nadużywała tej „prawdy” i chyba nie mogłem się dziwić, że inni nie wytrzymywali jej towarzystwa nazbyt długo. Chciałem żeby to mama się nią zajęła, jako kobieta na pewno lepiej rozumiałaby problemy dziewczyny, ale ona ani myślała mi pomagać. Wręcz przeciwnie, nabijała się z mojego zmieszania! Bezczelne, kochane babsko, którego nie zamieniłbym na żadne inne.
Zbawieniem okazał się Fillip, który nagle pojawił się w sklepie i zawrócił w głowie natrętnej nastolatce, która jeszcze przed chwilą była zainteresowana moją osobą.
- Witaj, Remusie! - przywitał się wesoło i uścisnął mi dłoń. Czy się zmienił? Na pewno. Zmężniał jeszcze bardziej, chyba nawet trochę urósł i dorobił się mięśni, których wcześniej nie miał zbyt wiele, choć nie nazwałbym go chudym. - Potrzebuję eliksiru na skaleczenia i otwarte rany. - przyznał kłaniając się mojej mamie, którą zauważył siedzącą z boku. - Nathaniel znowu rozbawił kolano, a poprzedni już się nam skończył. To dziecko nie potrafi usiedzieć w miejscu, a co najgorsze, nie nauczyło się jeszcze lądować na tej swojej małej miotle. Naprawdę, Remusie, szkoda, że tego nie widziałeś. Jego sposób to zatrzymanie się na ścianie i poobijanie kolan i dłoni przy upadku. Nawet Marcel nie daje rady z nauką, a przecież ma do tego niesamowitą smykałkę. Uważa, że Nathaniel musi sam znaleźć swój sposób zatrzymywania się i opadania na ziemię, ale chwilowo idzie mu opłakanie.
Moja mama doskonale wiedziała czego mu trzeba, ale musiała sama przygotować eliksir, więc przeprosiła nas na chwilę i zniknęła w swoim składziku, gdzie mogła zająć się wszystkim, podczas gdy ja doglądałem sklepu.
Fillip uśmiechnął się, ale szybko spoważniał i zmarszczył brwi. Czuł na sobie spojrzenie, bardzo intensywne spojrzenie, które sprawiało, że nawet ja czułem się nieswojo. Wszystko przez nastolatkę, która zamiast wyjść, gdy odebrała zakupy, została i wpatrywała się w młodego, atrakcyjnego mężczyznę, jakim stał się mój dawny kolega ze szkoły.
- Mogę ci w czymś pomóc? - zapytał uprzejmie śliniącej się dziewczyny, która jednak pokręciła przecząco głową. Fill skinął głową – To może dobrze, bo czekają już na mnie dziecko i żona. - rzucił i niby to mimowolnie zaprezentował obrączkę na palcu, która jasno wskazywała na to, że nie jest wolnym strzelcem. - O, w samą porę! - powitał entuzjastycznie powrót mojej mamy. Podał i pieniądze, odebrał swój zapakowany dokładnie eliksir i uciekł żegnając się ze mną szybko. Obiecał wpaść innym razem, ale wątpiłem, czy to nastąpi. Podejrzewałem, że dziewczyna będzie kręcić się w pobliżu mimo jasno sprecyzowanych priorytetów Fillipa. Cóż, sam wiedziałem doskonale, że kobiety są uciążliwe. Przecież sam zmagałem się z Evans i nie miałem szans pokonać jej w otwartej walce. Kobiety były jak karaluchy – niezniszczalne. Tylko mamy były inne, jakby należały do innego gatunku.
Nastolatka nie wiedziała, co powinna zrobić, kiedy Fillip wypadł ze sklepu. Iść za nim czy dalej polować na mnie? Ostatecznie wybrała wyjście, co było dla mnie powodem do odczuwania ulgi, ale też do złości, skoro nie byłem wystarczająco atrakcyjny by równać się z Fillipem. Syriuszowi chyba to nie przeszkadzało, chociaż ja nie mogłem za niego odpowiadać. Przecież był samodzielny, więc mógł kiedyś sam się nad tym zastanowić, a teraz ja przynajmniej byłem lżejszy na sercu i duszy.
Z jakiegoś powodu poczułem się strasznie zmęczony i śpiącym jakbym połknął zbyt wiele uspokajających tabletek. Niemniej jednak, rozbudził mnie dźwięk kolejnego klienta wchodzącego do środka i już same jego buty wystarczyły żebym wiedział z kim mam do czynienia. James! Uciążliwy chłopak miał do mnie sprawę i chyba liczył na to, że zastanie mnie tutaj, a nie w domu.
- Remusie, mogę prosić cię na słówko? - zapytał, kiedy już przywitał się wylewnie z moją mamą. Wyszedłem więc z nim przed sklep i czekałem dłuższą chwilę, aż chłopak nabierze odwagi i pewności siebie potrzebnych do wyznania swoich grzeszków. - Będę potrzebował przysługi. - wyrzucił z siebie w końcu. - Wiesz, to ostatni rok, a ja i Lily jesteśmy razem od pewnego czasu i chciałbym się do niej zbliżyć.
Poczułem mdłości, a on domyślił się, że podobny temat w kontekście jego nielubianej przeze mnie dziewczyny to nie najlepszy pomysł.
- Błagam cię, Remi! Nie mogę poprosić twojej mamy, bo od razu będzie na mnie dziwnie patrzyła. Niech to zostanie między nami. Błagam. Jeśli nie zdołasz załatwić to nie będę zły, ponieważ to ja proszę cię o coś tak wielkiego. Potrzebuję tych gumek, Remusie. - uderzył w błagalny ton. - Bez prezerwatywy nic nie wskóram, a gdybym przypadkiem zmajstrował bobasa byłby to dla nas problem.
- Ja naprawdę zwymiotuję jeśli dalej będziesz ciągnął temat seksu z Evans.
- Dobrze, nie powiem ani słowa, ale postaraj się coś zdobyć, dobrze? - kolejny „dobry” dnia dzisiejszego.
- Pomyślę o tym. - westchnąłem, a on wepchnął mi w dłoń pieniądze.
- Powodzenia! Uciekam do rodziców i upierdliwej siostry. Nie mów nikomu, o co prosiłem! A już na pewno nie mamie! - zaznaczył nawet nie dla pewności, ale chcąc pokazać mi, jak dalece tajne miało być to zadanie. Cóż, i tak zostałem już postawiony przed faktem dokonanym, więc musiałem uniknąć jakoś wzroku mojej mamy, kiedy przystępowałbym do akcji rozkradania prezerwatyw na życzenie Jamesa. Skrajne upodlenie! Nie wiem, czy byłem do tego zdolny.

4 komentarze:

  1. Notka świetna. Będzie coś o Filipie Marcelu i Nathanielu i o Jamesie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Poza tym, co pojawia się na Ai no Tenshi?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomyślę o czymś ;)

    OdpowiedzUsuń