niedziela, 8 marca 2015

Zmasowany atak

31 sierpnia
W trosce o swój nienaruszony stan kawalerski, wujek postanowił wyjechać wcześniej niż początkowo planował i tym razie nie chciał zmienić zdania. Żałowałem, ponieważ miałem nadzieję, że zapewni rozrywkę rodzicom, kiedy ja będę musiał wrócić do szkoły. Niestety, nie udało się i teraz pakował swoje rzeczy, sprawdzał po wszystkich pokojach, czy gdzieś czegoś nie zapodział, a nawet upominał przyjaciela by sprawdzał raz jeszcze po nim.
- Nie mogę tutaj wrócić, a wysyłka do mnie byłaby kiepskim pomysłem, bo żadna sowa nie nadąży za kimś takim jak ja. - tłumaczył, kiedy piąty raz zaglądał do lodówki. Wprawdzie pozbył się oczu, ale nigdy nie mógł mieć pewności, czy czegoś nie przeoczył.
- Wpadnij do nas jeszcze. - poprosiłem mimochodem, kiedy tylko miałem okazję z nim porozmawiać, a więc w czasie pakowania, gdy niemal wpadał do swojego kufra, a ja rozmawiałem z jego wypiętym tyłkiem.
- Już myślałem, że nigdy żadne z was nie poprosi! - rzucił z głową ukrytą między ubraniami w pokaźnym bagażu. - Za rok, Remusie. Nie wcześniej, ale za to wybiorę moment, kiedy będziesz w domu. W końcu to twój ostatni rok w szkole. - wyprostował się i uśmiechnął spoglądając na mnie. - Byłeś taki malutki i słaby, a po TAMTEJ nocy baliśmy się poważnie o twoje życia, a tutaj proszę! Wyrosłeś na wspaniałego młodego mężczyznę. Rodzice są z ciebie dumni i ja także jestem. - podszedł bliżej i zmierzwił mi włosy. - Kiedy spotkamy się następnym razem już pewnie cię nie poznam, ale takie już jest życie. Może kiedyś wybierzesz się w taką podróż ze mną. Co o tym myślisz? Nie mam własnych dzieci, a ty jesteś dla mnie jak syn, więc na pewno zrobiłoby mi to dobrze. Ale to odległe plany. Zbyt odległe, więc wrócimy do tematu! Teraz przynieś mi proszę moją małą torbę kosmetyczną z łazienki. - wrócił do układania stosu swoich rzeczy. I pomyśleć, że kiedy tutaj przybył wydawało mi się, że ma ze sobą stosunkowo niewiele. Bez zaklęć na pewno nie poradziłby sobie z takimi bagażami!
Nawet jego „mała torba kosmetyczna” ważyła z tonę, kiedy podniosłem ją z podłogi i taszczyłem do pokoju.
- Wujku, czy ty nam dom rozkradasz, że to tyle waży? - zapytałem z ulgą odkładając ten ciężki tobół.
- Wiem, że twoim zdaniem to przesada, ale czasami zatrzymuję się w miejscach, gdzie nie ma wody lub łazienki, śpię pod gołym niebem. Wszystko jest wtedy niezbędne i dlatego wożę ze sobą to, co wozić mogę. Zresztą, kilka zaklęć i nawet ty dałbyś radę. Nie mówię, że jesteś słaby, ale jesteś młody. Z czasem sam się przekonasz, na co stać mężczyznę w drodze. Inna sprawa, że podałeś się do mamy, a ona jest raczej drobna. Gdybyś podał się do mnie... O tak, wtedy taka walizeczka wcale nie sprawiłaby ci kłopotu!
- Obawiam się, że mama nie byłaby zadowolona gdybym podał się do ciebie. - roześmiałem się wyobrażając sobie jej minę, kiedy uświadomiłaby sobie, że wyglądam jak wuj, albo co gorsza mam jego charakter.
- Niestety masz rację. - Richard znowu nurkował. - Ale to wina twojej mamy, że nie docenia mojego uroku osobistego, dowcipu i serca podróżnika! Najlepszym dowodem są moje liczne związki, przed którymi teraz muszę uciekać. No, w końcu! - westchnął z wyraźną ulgą. - Proszę, to dla ciebie. Mój ojciec, a twój dziadek, dał mi to kiedy byłem młody, młodszy od ciebie, ale on siedział na tyłku w domu, a ja ciągle jestem w drodze, więc daję ci to teraz. - wręczył mi stare, drewniane pudełeczko. Otworzyłem je, bo nie byłem na tyle głupi by sądzić, że chodzi o samo puzderko, ani na tyle inteligentny by domyślić się, co jest w środku.
- Och! - na czerwonej, aksamitnej podusi wewnątrz leżał wisiorek, jak zauważyłem po oczywistych w tym wypadku szczegółach. Okrągły, z wybitą na nim tarczą słońca i wzorami w jakimś języku obrazkowym, a przynajmniej tak sądziłem patrząc na ten niewątpliwie stary przedmiot. - Co... - zacząłem, ale wuj mi przerwał.
- Nie pytaj, bo nie mam pojęcia, co tam pisze, ale jest ładny, stary i pełen tajemnic. To on obudził we mnie chęć podróżowania i poznawania tajemnic innych kultur. Nie skusił mnie tylko do nauki, ale na to machnę ręką. Noś go, a poczujesz się silniejszy i bardziej pewny siebie. Może kiedyś tak jak ja odnajdziesz też w sobie podróżnika. Chociaż ty jesteś intelektualistą z tego, co mówiła twoja mama. - skinąłem mi głową.
- Mam zamiar zostać detektywem. Moje zmysły pozwalają mi na taką pracę, a skoro jestem inteligentny to dam sobie radę tym bardziej. Nie wiem tylko, czy zarobię na tym wystarczająco by się utrzymać. - pokazałem zęby w uśmiechu.
- Hm, w takim razie masz przed sobą pierwsze zadanie, mój drogi siostrzeńcu. Dowiedz się dla wujcia, co znaczą te hieroglify na wisiorze. Masz na to rok, a jeśli ci się to uda to nie pożałujesz. W końcu to będzie twoja pierwsza rozwiązana sprawa. No dobrze, jestem gotowy, więc mogę znikać zanim mnie dorwą te wszystkie zakochane baby, które nie potrafią już beze mnie żyć.
Czułem, że będę za nim tęsknić, kiedy pomagałem mu z bagażami, które zmniejszał czarami i czynił lżejszymi. Prawdę mówiąc, już tęskniłem.
Therry żegnał się z moimi rodzicami, więc dołączyłem do obściskującej się grupy. Czy potrafiłbym opuścić rodziców na cały rok wyruszając w podróż? Szkoła to coś zgoła innego, ponieważ pozwalała mi spotkać się z rodzicami chociażby w czasie świąt lub w Hogsmeade gdybym bardzo tęsknił. Podróż z wujem oznaczałaby całkowite odcięcie się od bliskich.
Odwieźliśmy ich na świstoklik i pożegnaliśmy kolejny raz. Już w samochodzie w drodze powrotnej było nieludzko pusto, a dom okazał się nagle ogromny. Kto by pomyślał, że ta dwójka wprowadzi tyle życia w naszą codzienność. Ale co tam oni, kiedy ja także musiałem spakować się na wyjazd do szkoły!
Mama zawołała mnie jednak do pomocy przy obiedzie, więc musiałem zacząć właśnie od tego. Szkoła mogła poczekać.
- Już cię spakowałam. - powiedziała mama widząc moją niezdecydowana minę – O nic nie musisz się już martwić, więc siadaj i obieraj. - podała mi cały gar warzyw. Czułem się trochę skrępowany tym, że w moim wieku to matka pakuje mnie na wyjazd, ale cóż mogłem zrobić. Była szybsza.
Byłem gotowy by jej pomóc, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Spojrzałem na mamę, a ona na mnie i oboje wiedzieliśmy, że to nie wróży nic dobrego. Postanowiłem asekurować mamę, kiedy będzie otwierać drzwi, więc ruszyłem za nią, jak dziecko wyglądające zza spódnicy.
Nie wiem czy wuj miał tajnych informatorów, ale nie wykluczałem tego, jako że przed drzwiami stało pięć, może sześć kobiet i żadne z nich nie wyglądała na przypadkowego przechodnia.
Rozpętało się piekło. Wszystkie krzyczały jedna przez drugą, każda chciała wejść do domu, na co mama nie pozwoliła. Chyba słyszałem nawet coś o użyciu siły i wybiciu okna, ale na szczęście żadna z nieznanych nam kobiet nie zaryzykowała. Nie powiedziałbym jednak żeby miały być nieszkodliwe. Jedna szarpała za drzwi z jednej strony, a moja mama trzymała je z drugiej, inna usiłowała wejść w szparę jaka powstawała podczas tej zaciekłej walki. Widziałem nawet dwie, które sprawdzały czy okna są zamknięte. A więc z takimi babami zadawał się mój wuj? Już wolałem tamtą w balonie! Te były zdecydowanie zbyt gwałtowne i brutalne, może nawet będą się pchać kominem.
Czy to nie był moment, kiedy zjawia się wybawca? Wuj wraca nagle i oświadcza, że nie mógł nas zostawić w potrzebie? Na dachy ląduje ufo? Zaczyna się burza piaskowa, która odgania od nas stado harpii? Cokolwiek?
- Odsunąć się bo strzelam?! - czy ja właśnie usłyszałem głos taty? Aż podszedłem do okna i wyjrzałem na zewnątrz. Nic niestety nie widziałem, więc spróbowałem dostrzec cokolwiek przez szparę w drzwiach, między ciałem wpychającej się kobiety i tymi, które ją wpychały. - Ostrzegam, że ciśnienie jest naprawdę duże! - chwilowe zaskoczenie i całkowite olanie mojego ojca, tyle tylko osiągnął. A później pierwsze krzyki i pluski. Do domu nalało się trochę wody, ale okupujące nas kobiety zaczęły się odsuwać. Jedne zmuszane siłą, inne zwyczajnie nie chcąc oberwać. Mój ojciec pojawił się przed drzwiami z szlauchem w rękach i ostrym strumieniem wody przed sobą. Woda naprawdę miała spore ciśnienie, bo nawet dwie jednocześnie potrafiła odrzucić do tyłu.
- Hm, w końcu tata się na coś przydał. - mruknęła mama, która uśmiechnęła się z ulgą.
- Na razie woda jest czysta i przezroczysta, ale następnym razem oberwiecie farbą i nie zdołacie jej zmyć z siebie przez całe tygodnie! Której twarzowo w zieleni?! - skąd on wziął ten pomysł? I skąd miał taką końcówkę szlaucha? - Dostałem od Richarda. - odpowiedział cicho jakby mógł usłyszeć moje myśli, ale w rzeczywistości domyślał się pewnie, co zwróciło moją uwagę. - Pistolet na farbę również, więc będziemy od teraz uzbrojeni.
- Oto jak twój ojciec poskramia kobiety. - mama roześmiała się i pocałowała tatę w policzek, kiedy ten nadal był zajęty wypędzaniem obcych z naszego podwórka. Pewnie nie będą chciały odejść i poczekają, ale w tym czasie ja przygotuję farbę. Wolałem je wygonić raz a dobrze i ukryć nasz dom zaklęciami, kiedy baby uciekną w popłochu. Taki przynajmniej był teraz plan.

089

2 komentarze:

  1. Notka super jestem ciekawa pierwszego dnia szkoły, może cos Syriusz wykombinuje albo Remus bedzie cos szukał o naszyjniku? Super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe czy będzie więcej takich sytuacji? Notka ciekawa.

    OdpowiedzUsuń