niedziela, 12 kwietnia 2015

Detektyw Lupin na tropie vol. 1

16 września
Przyznam, że nie mogłem już dłużej patrzeć na Jamesa. Jego nadal lekko opuchnięta twarz i sine ślady po uderzeniu przez Snape'a rozpraszały mnie nawet na zajęciach. Posiłki także nie smakowały tak samo jak wcześniej, kiedy J. siedział obok. Po prostu ciągle miałem świadomość, że ten siny pomidor jest blisko.
- Luny, ty coś do mnie masz, prawda? - Potter wyrwał mnie z zamyślenia, cz też transu myślowego, w jaki się wprowadziłem by zapomnieć o tej zakazanej gębie.
- Luny? - uniosłem brew i, chcąc nie chcąc, spojrzałem w podbite oczy, czy raczej oko, kolegi.
- Taki skrót od Lunatyka. Lepiej brzmi, szybciej się wypowiada... Ale nie o tym mieliśmy rozmawiać!
- A mieliśmy o czymkolwiek? - James nie dał się wyprowadzić w pole.
- Nie próbuj nawet! I tak ci się nie uda! Widzę, że coś nie gra, ale nie wiem co takiego.
- Ponieważ ci się zdaje.
- Jestem głupi, ale to minimum inteligencji posiadam i wiem, że mi się nic nie zdaje. Zrobiłem coś? Powiedziałem? Mam przeprosić?
- Nie, J. To nie tak, coś pokręciłeś. Nic do ciebie nie mam. Po prostu jesteś paskudny jak górski troll i patrzenie na ciebie sprawia mi ból. - postanowiłem niczego nie ukrywać. - Nie patrz tak na mnie! Sam chciałeś żebym to powiedział!
- Co innego wiedzieć, a co innego słyszeć to od ciebie. - przyznał nadąsany James. - Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że wyglądam tak koszmarnie, że wolisz mnie unikać.
- To mnie rozprasza, James. - chciałem uściślić. Przecież nie chciałem być tym, który uraził przyjaciela swoim niewyparzonym językiem. - Rok szkolny dopiero się rozpoczął, a ja już mógłbym obniżyć się w nauce z powodu twojego średnio zniewalającego widoku, który drażni mój zmysł estetyczny. Nie wyobrażaj sobie, że robię to z miłości. Ja po prostu jestem pedantem, J. Muszę mieć wszystko na swoim miejscu, ładnie ułożone i poukładane. To samo tyczy się otaczającego mnie świata. Porządek, ład, świeże zapachy. Taki byłem i nic na to nie mogłem poradzić.
- Chyba jesteś śpiący. - James zignorował mój wykład na temat jego brzydoty i jej wpływu na ludzi.
- To możliwe. - przyznałem. - To by tłumaczyło dlaczego tak bardzo mi przeszkadza ta stylowa śliwa pod twoim okiem. - uśmiechnąłem się do niego.
Odpowiedział tym samym i miałem wrażenie, że już jest między nami dobrze. I tak mnie drażnił jego widok, ale teraz przynajmniej wiedział, że tak jest i chyba nie czuł się urażony. Zresztą, Evans ostatnio również często patrzyła na niego z niechęcią i nie szczędziła kąśliwych uwag. Była wściekła o to, jak James potraktował Severusa i uważała, że należało mu się dostać równie mocno także z drugiej strony. Na szczęście sama nie posunęła się do rękoczynów, ale wyraźnie dawała chłopakowi znać, że jest wściekła, oburzona i najchętniej zrobiłaby mu krzywdę za zniszczenie jej kariery reżyserskiej.
Zupełnie inaczej było z Zardi, która wcale się nie przejęła. Już na wstępnie powiedziała, że się tego spodziewała, ale przegadać Lily Evans to jak nakłonić trolla do baletu, więc dała jej szansę by sama się przekonała, że na jej chłopaku polegać nie można.
- J., zaczekaj! - pisnąłem jak panienka, ale za to złapałem kolegę za szkolną szatę niemal w ostatniej chwili i odciągnąłem go do tyłu tak, że obaj wylądowaliśmy na tyłkach. Przed nami ziała wielka, nieprzyjemna i na pewno głęboka dziura.
- Przed chwilą jej nie było. - powiedział lekko roztrzęsionym głosem James.
- Wiem o tym, stary. - przyznałem. - Wiem doskonale i tylko dlatego, że jestem wilkołakiem zdołałem uratować ci ten wygodny tyłek.
Za nami pojawili się inni uczniowie, niedobitki, które podobnie jak ja i J. zostały z tyłu. Syriusz i Peter pognali na zajęcia o czasie, ja przegrałem w „papier-kamień-nożyczki” i musiałem pomóc okularnikowi w skończeniu eseju na transmutację, który mieliśmy dzisiaj oddać.
- Zepsuliście podłogę? - jedna z puchonek z naszego rocznika spojrzała na nas nieufnie, kiedy podnosiliśmy się z ziemi. Spojrzałem tylko na nią znacząco.
- Tak, odkryłem w sobie nową supermoc. Zwiększanie masy ciała na zawołanie! Nie sądziłem, że Hufflepuff również przyjmuje kretynów w swoje szeregi. - okularnik powiedział głośno to, o czym ja tylko myślałem. - Idę na około! - oświadczył i przepchnął się między uczniami. Było ich całkiem sporo, w szczególności pierwszaków i drugorocznych.
Dogoniłem przyjaciela i już miałem się odezwać, kiedy on mnie wyprzedził.
- Ktoś planuje mnie zabić. - znowu ubrał w słowa moje myśli.
- J., jeśli chciałeś żebym zaprzeczył...
- Nie chciałem, Luny. Ja po prostu wiem, że tak jest, ale nie jestem pewny czyja to sprawka. Lily lub Snape, któreś z nich na pewno za tym stoi. Albo Snape ma kogoś lub ktoś się w nim kocha i teraz stanął po jego stronie. Tak czy inaczej, mam problem.
Wprawdzie zgadzałem się w pełni z jego teorią, ale poradziłem mu zaczekać jeszcze z osądem. Jeden raz mógł być przypadkiem, ale jeśli coś zdarzy się drugi i trzeci to będziemy mieć podstawy by poinformować o tym dyrektora. Mogłem się domyślić, że takie rozwiązanie spotka się ze stanowczym protestem chłopaka. Gdyby miał o tym powiedzieć dyrektorowi albo jakiemukolwiek poważnemu nauczycielowi, musiałby przyznać się do tego, że zakpił z Severusa, a wtedy musiałby najpierw odpowiedzieć za swoje czyny, a dopiero później ktoś pomyślałby o ratowaniu mu tyłka.
Obejrzałem się za siebie. Za nami podążali uczniowie, którym znudziło się już podziwianie dziury i teraz również zmierzali inną, okrężną drogą do sal lekcyjnych.
„Każdy z nich mógłby chcieć śmierci Jamesa” przyszło mi do głowy. Przecież nie wiemy z kim mamy do czynienia. A to oznaczało tylko jedno. Musiałem wykorzystać swoje talenty i dowiedzieć się, kto stoi za tym wszystkim. Przecież miałem być detektywem już po ukończeniu szkoły. To była okazja by się wykazać, zdobyć doświadczenie i ocalić tyłek Jamesa kolejny raz. Był beznadziejnym osłem i szczerze nie lubiłem jego dziewczyny, ale zależało mi na nim.
Dotarliśmy na nasze zajęcia spóźnieni, ale wystarczyło wytłumaczyć powód takiego stanu rzeczy McGonagall, a już kupiliśmy sobie kolejnych kilkanaście minut spokoju, kiedy zaniepokojona i najwyraźniej niezadowolona nauczycielka pognała sprawdzić, co się naprawdę stało i czy nikt nie ucierpiał w wyniku materializacji jakiejś ogromnej dziury, która nie pozwalała normalnie przejść korytarzem.
- To nie wasza sprawka, nie? - zapytał szeptem Syriusz. Wszyscy rozmawiali i wypytywali nasz o szczegóły zajścia i samej dziury, ale Blackowi zebrało się na konspiracyjne szepty. Spojrzałem więc na niego tak, jak wcześniej patrzyłem na puchonkę. - Ej, ja wiem do czego jesteśmy zdolni, jasne? - oburzył się.
- Nie, to nie my. - odpowiedziałem łaskawie. - Przypominam, że jestem na diecie małoczekoladowej.
Minęło kilkanaście minut zanim drzwi sali otworzyły się i zamiast McGonagall pojawił się w nich dyrektor.
- Pozwolicie, że poprowadzę te zajęcia. - rzucił, ale to na pewno nie było pytanie. Zaczął przechadzać się między ławkami i prowadzić wykład na temat dzisiejszej lekcji, by później nadzorować ćwiczenia.
To nie było normalne. Przyglądał się dokładnie temu, jak każde z nas po kolei rzuca zaklęcia transmutacyjne. Prawdę powiedziawszy, lekcje z Dumbledorem były zupełnie inne niż te z McGonagall, a to dlatego, że dyrektor samą swoją obecnością zmuszał nas do zachowywania się przyzwoicie i do intensywnej pracy. Nie wiem, w jaki sposób to robił, ale niewątpliwie jego aura działała na wszystkich. Nawet Peter, chociaż pocił się z wysiłku by czegoś nie sknocić, wydawał się bardziej pewny siebie niż zazwyczaj.
- Każda osoba używa magii w specyficzny sposób właściwy tylko jej. - zaczął, kiedy przyjrzał się już każdemu z nas. - Wiecie, że zaklęcia zostawiają ślad w waszych różdżkach, ale nie koniecznie wiecie, że mają w sobie także cząstkę waszej mocy. - słuchałem go uważnie. O tym nie słyszałem do tej pory. - To oznacza, że wszystkie rzucane przez was zaklęcia mają ze sobą coś wspólnego i można odróżnić je od innych. - Czy on chciał nam przez to powiedzieć, że dowie się, kto wyczarował dziurę w korytarzu dzięki temu, że przyjrzy się naszej magii i zauważy podobieństwa, a w końcu dotrze do winnego? Gdyby tylko mnie tego nauczył! Mógłbym naprawdę poświęcić się karierze detektywistycznej i odnosić sukcesy! Z czasem mógłbym założyć katalog mocy różnych charakterystycznych osób i ułatwić sobie pracę. Badając charakterystyczne dla danej osoby oblicze magii wysunąłbym teorie, które mógłbym sprawdzić i z czasem posługiwać się właśnie takim kodem genetycznym magii do rozwiązywania swoich spraw! Moja przyszłość wydawała się skąpana w jasnym świetle słońca, więc zamieniłem się w słuch i chłonąłem każdego słowo dyrektora.

hp39

1 komentarz:

  1. Perfekcjoniści i esteci to jednak mają trudne życie... Mała zmiana w otoczeniu, nowy fragment brzydoty i już nie potrafią na niczym się skupić... Jestem ciekawa, jak Lunatykowi pójdzie śledztwo i co odkryje podczas niego.

    OdpowiedzUsuń