środa, 15 kwietnia 2015

Detektyw Lupin na tropie vol. 2

- Nie, to niemożliwe! Kto chciałby zadać sobie tyle trudu żeby pozbyć się kogoś takiego?! - Syriusz słysząc na naszych podejrzeniach popukał się w głowę. - To musiałaby być obsesja, a James nie jest osobą, która może tak działać na człowieka. No, popatrzcie na niego! - J. właśnie drapał się po pośladku, jakby coś go w niego ugryzło. Spojrzał na nas groźnie.
- No, co?!
- Nic. - Black wzruszył ramionami. - Teraz rozumiesz, o co mi chodzi? Chcieć kogoś zabić to chcieć złączyć swój los z jego losem na zawsze. Serio myślisz, że ktoś byłby na tyle głupi?
- Ktoś był na tyle głupi żeby się w nim zakochać. - przypomniałem. - Nienawidzić go jest łatwiej. Tym bardziej, że ma koszmarny charakter.
- Ja tu jestem! - obruszył się okularnik.
- Jesteś, ale wyraźnie bardzo zajęty. - mruknął z przekąsem Syriusz.
- Jestem! Bo mnie tyłek swędzi jak jeszcze nigdy! - wybuchnął Potter. - Moje pośladki to istne mrowisko! Zupełnie jakby ktoś... - zamilkł.
- Jakby ktoś rzucił na spodnie zaklęcie swędzące? - dokończyłem i widziałem po jego oczach, że miałem rację. - To musiało mieć miejsce po obiedzie, kiedy przepychaliśmy się do drzwi.
- Tylko nie to! - jęknął okularnik – Żeby je zdjąć muszę przez dwadzieścia minut się nie drapać! Nie wytrzymam tyle! To swędzenie rozchodzi się już na cały mój tyłek i nie tylko tyłek!
- Nadal uważasz, że J. jest słabym materiałem na ofiarę? - zapytałem Syriusza poważnie i wyciągnąłem różdżkę. - Zaczekaj, rzucę zaklęcie i przekonamy się, czy doczekałeś się wszy, czy to wina jednego z twoich licznych wrogów. - wykonałem ręką odpowiedni ruch, wyszeptałem zaklęcie i patrzyłem jak spodnie Jamesa rozbłyskają czerwienią. Nie musiałem mówić chłopakom, co to oznaczało. Wiedzieli i nawet Syriusz musiał teraz przyznać nam rację! James Potter stał się celem ataków.
- Dobra, myliłem się, a wy mieliście racje. - Syri przyznał się do błędu. - A gdzie ty się wybierasz? - spojrzał na mnie marszcząc brwi. - Przecież mieliśmy rozsiąść się nad zadaniami w Pokoju Wspólnym.
- Ważne sprawy, Łapciu. - nawet nie wiem dlaczego użyłem tego wymyślonego przez Shevę pseudonimu. Zwyczajnie przyszło mi na myśl i musiałem dać temu upust. - Mam umówione spotkanie z dyrektorem odnośnie mojej przyszłej kariery. Szczegóły zdradzę wam, kiedy wrócę. A, i najważniejsze! Zacznijcie naukę i zadania beze mnie. Przynajmniej będziecie mieć równe szanse. - pokazałem mu język. Jego „kąśliwa bestia” odprowadziło mnie do drzwi.
Po tym, co dyrektor mówił o namierzaniu magii musiałem dowiedzieć się więcej i wprawić w sztuce rozpoznawania magicznego śladu. Zdradziłem, że chodzi o moją przyszłość już umawiając się z Dumbledorem na to spotkanie, ale dopiero teraz miałem szczerze wyłuszczyć całą sprawę i dokładnie ją wyjaśnić. Miałem szczerą nadzieję, że dyrektor zgodzi się na indywidualne lekcje.
Pojawiłem się w jego gabinecie o czasie i z nieśmiałym uśmiechem usiadłem na wskazanym mi przez niego miejscu. Był zajęty swoimi dokumentami, więc nie przeszkadzałem. Pamiętałem dokładnie czas, kiedy gościł u siebie jakąś nieznajomą osobę i z przyjaciółmi podejrzewaliśmy go po romans z jedną z uczennic. Gdybym wtedy wiedział, że chcę być w przyszłości detektywem, na pewno odkryłbym tajemnicę jego sekretnych spotkań. Teraz było na to za późno, ponieważ wszystko ustało, a on zachowywał się jak gdyby nic.
- No dobrze, Remusie. Zamieniam się w słuch. - splatając ze sobą palce dłoni złożył je na biurku. Jego intensywnie niebieskie oczy rozpraszały mnie, ale nie miałem powodów do obaw, więc wyjaśniłem wszystko od początku. Co chciałem robić w przyszłości, w jaki sposób planowałem zdobyć praktykę i w końcu jak bardzo potrzebowałem umiejętności rozpoznawania magii rzucanej przez poszczególne osoby. Na koniec poprosiłem o udzielenie mi chociaż kilku lekcji.
Dyrektor westchnął ciężko i już wiedziałem, że coś jest nie tak.
- Cóż, Remusie. Podejrzewam, że musimy poważnie porozmawiać i przyjdzie mi przyznać się do kilku kłamstw. - nie rozumiałem, o co chodzi, a on wcale nie wyglądał na kogoś, kto miałby się przyznawać do czegokolwiek. Wciąż uśmiechał się subtelnie. - Widzisz, nie bez powodu nie uczyliśmy was nigdy o tym, że magię indywidualnych osób można rozpoznać. To niemożliwe i nie ma na to żadnego sposobu. Jesteśmy w stanie dowiedzieć się, jakie było ostatnie zaklęcie rzucone przy pomocy różdżki jeśli ją mamy, ale magia nie ma kolorów, zapachu czy kształtu, który pozwoliłby na odnalezienie osoby, która rzuca zaklęcie.
- Ach. - przygasłem. Naprawdę sądziłem, że będę mógł zacząć pracę z dodatkowym atutem. W takim razie nie mogłem też szybko pomóc Jamesowi. Nie zrezygnowałem z chęci dotarcia do osoby, która chciała mu zaszkodzić, ale moje ambitne zadanie miało być trudniejsze.
Szybko przekalkulowałem na ile opłacalne byłoby wyznanie wszystkiego dyrektorowi, ale odrzuciłem ten pomysł. Jedna dziura i swędzący tyłek to za mało żeby na poważnie zastanawiać się nad jego bezpieczeństwem.
- W takim razie obawiam się, że niewiele więcej mogę chcieć. - przyznałem. - Przepraszam za kłopot.
- Nie, Remusie. To ja przepraszam za to, że kłamałem żeby wydobyć od was informacje na temat tej dziury. Podejrzewam jednak, że nie jesteś jedyną osobą, która mi uwierzyła, więc nie zdradź mnie przypadkiem przedwcześnie. Sprawa wciąż nie jest zamknięta.
- Oczywiście. Będę milczał, proszę mi zaufać. I jeśli dowiem się czegoś na ten temat to na pewno pana o tym poinformuję.
- Dziękuję, Remusie. Ja ze swojej strony mogę zapewnić, że poinformuję innych nauczycieli o twoich planach na przyszłość i zadbam żebyś odebrał możliwie najlepsze wykształcenie, które pomoże ci w realizacji tego celu. Nie pozwolę żeby twoja wizyta u mnie była bezcelowa.
Rozstaliśmy się w przyjaznej atmosferze i cieszyłem się swoim małym sukcesem, ale musiałem przyznać, że teraz miałem przed sobą nie lada wyzwanie. Musiałem ocalić tyłek Jamesa.
- Remusie! - Peter stał na początku korytarza prowadzącego do naszego Domu i machał do mnie ręką. Było jasne, że na mnie czekał, a to znaczyło, że coś się stało.
- Pet? - zapytałem podbiegając do niego.
- Syriusz mnie wysłał. Chodź, musisz to zobaczyć! - był podniecony lub wystraszony. Nie byłem pewny. Pobiegliśmy jednak do naszego pokoju, z którego dochodził bardzo nieprzyjemny zapach zimie i rozkładu.
- Kajam się i przepraszam, że wątpiłem w wasze słowa. - przywitał mnie Syriusz już w drzwiach. - Popatrz, co zastaliśmy na łóżku Jamesa, kiedy wróciłem po swoją książkę do zaklęć. - przesunął się odsłaniając wspomniane łóżko, na którym leżała kupka ptasich szkieletów i jeszcze rozkładających się trucheł. Uniosłem brew pytająco. - Okno było otwarte, chociaż zostawiliśmy je zamknięte, a to cmentarzysko kruków i wron zostawiliśmy nienaruszone żebyś mógł je zobaczyć.
Podszedłem bliżej i zasłoniłem nos. Mój wilczy węch cierpiał katusze. Przyjrzałem się ptasim czaszką, objadanym przez robaki skrzydłom, śmierdzącym, wybrakowanym piórom.
- Musimy zabezpieczyć okna i drzwi zaklęciami. - stwierdziłem. - I poprosić Skrzaty o zabranie tego cmentarzyska. To wylęgarnia bakterii i chorób! James... Albo nie. To niebezpieczne. Peter! Ty pójdziesz do Skrzatów i powiesz, że ktoś spłatał nam bardzo nieprzyjemnego figla. Poprosisz o sprzątnięcie łóżka, dokładne wyczyszczenie całego pokoju. Po wszystkim zajmę się zaklęciami ochronnymi. Muszę odwiedzić bibliotekę, więc zajmijcie się moimi zadaniami. Przynajmniej tymi, które mogę wam powierzyć. James, zostajesz pod opieką Syriusza i wspólnie bawcie się w podręcznikach, kiedy my z Peterem będziemy działać.
- Jasne, to co najgorsze spadnie na nas. - prychnął okularnik.
- Chcesz się zamienić ze mną lub Peterem? - zapytałem poważnie. - Chcesz wyjść sam na korytarz? Przypominam ci, że to już trzeci atak i z każdą chwilą jest coraz dziwaczniej. Twoja swędząca dupa to dziecięca zabawa przy całej reszcie. Swoją drogą, już chyba nie swędzi, co?
- Też by cię przestała swędzieć, gdybyś zobaczył na swoim łóżku to, co ja miałem u siebie!
- Więc pozwól mi dowodzić i zajmij się bezpiecznymi zadaniami, jasne?! - prychnąłem na niego.
Wyszedłem nie czekając, a za mną dreptał Peter, który miał swoje własne zadanie do wykonania. Widziałem uśmiech na jego twarzy, kiedy mnie mijał na jednym z rozwidleń korytarza. Podobało mu się to, że ma swoje poważne zadania, którym musi sprostać. Tym lepiej, ponieważ miałem pewność, że się przyłoży do pracy, mimo że był chodzącą fajtłapą.
Remus Lipin wkraczał do akcji! Może będę nie tylko detektywem, ale także ochroniarzem? Tak, to był całkiem niezły pomysł na przyszłość, chociaż póki co nie chciałem przesadnie kombinować. Jeszcze nawet nie byłem gotowy do pracy detektywa, a co tu myśleć o poszerzaniu oferty.
Przyszłość mogła jednak poczekać! Musiałem skupić się najpierw na tym co tu i teraz.

091213

3 komentarze:

  1. Świetna notka ;) jestem bardzo ciekawa kto stoi za uprzykrzaniu życia Jamesowi (chociaż serio podejrzewam Severusa, bo w koncu on był specem od tych zaklęć w książce), bardzo podoba mi sie to jak wchodzisz w okres kiedy James i Severus zaczynaja sie nie lubić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ciężkie życie ma ten Remus, nie dość ze sam ma urwanie głowy to jeszcze Jamesa ma na głowie teraz :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna mi się bardzo podobać ta nowa seria, ciekawą fabułę nam przedstawiasz ;) mam co prawda swoje podejrzenia co do sprawcy, ale nigdy nic nie wiadomo xD

    OdpowiedzUsuń