niedziela, 19 kwietnia 2015

Detektyw Lupin na tropie vol. 3

17 września
Niuch, niuch, niuch.
W pokoju panowała cisza.
Niuch, niuch, niuch.
Było słychać tylko wciągane w nozdrza powietrze.
Niuch, niuch, niuch.
- Remusie, co ty robisz? - głos Syriusza przedarł się przez ten błogi spokój.
- Staram się dowiedzieć, kto zagraża Jamesowi. - odpowiedziałem zajęty.
- Obwąchując jego koszulę? - Black uniósł wysoko jedną brew i spojrzał na mnie z nutą ironii w szarych oczach.
- Nic nie rozumiesz...
- I tu się z tobą zgodzę. Nic nie rozumiem.
- Eh... - westchnąłem ciężko. - Muszę zapamiętać wasze zapachy żeby móc je rozpoznawać w tłumie. Twój już znam, więc to nie problem, ale James i Peter to co innego. Robię to żeby wykluczyć was z kręgu podejrzanych. Powoli będę poznawał więcej zapachów i identyfikował po nich uczniów i nauczycieli. Wtedy będę mógł upewnić się, który zapach pojawia się zawsze wtedy, kiedy coś się dzieje z Jamesem lub kogo czuję chociaż nie jest obecny. To samo będę robił z krokami.
- Będziesz je obwąchiwał?
- Zapamiętywał! Będę je zapamiętywał, Syriuszu! - pokręciłem głową z niedowierzaniem. Jak można być tak mało domyślnym?
- No dobrze. Ale chyba nie chcesz zapamiętać zapachu każdego ucznia w szkole? Uwielbiam cię, Remi i wiem, że jesteś bardzo inteligentny, ale są pewne granice.
- Nie, nie, nie! Nie o to chodzi, Syriuszu. Po prostu odrzucę zapachy znane, jeśli trafię na obcy i wtedy zapamiętam go jako anonimowy. Wtedy będę działał tam, by przypisać go do kogoś, kto może być potencjalnym agresorem. - wyjaśniłem.
Syriusz najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował. Patrzył tylko z niesmakiem, jak obwąchuję ubrania Jamesa, a później także Petera i staram się zapamiętać różne wariacje ich zapachów – z wodą po goleniu, bez, z esencją Evans, bez niej i różne inne kombinacje. Od tego mogło przecież zależeć życie Jamesa!
Kiedy byłem już pewny, że powinienem poradzić sobie z rozpoznaniem zapachu chłopaków i wypróbowałem to na powietrzu w pokoju, mogłem przejść do części bardziej praktycznej, a więc do wykorzystania tej umiejętności w Pokoju Wspólnym. Musiałem się przecież upewnić, że dam radę nie tylko wśród swoich, ale i w bardziej ekstremalnych warunkach. Prawdę powiedziawszy nie spełniło to moich oczekiwań. Zapachów było zbyt wiele i nie potrafiłem ich zidentyfikować, co naprawdę utrudniało nawet samo próbowanie. Uzmysłowiłem sobie jednak, że nie wystarczy mi znać zapachu kilku osób, ale muszę poznać ich o wiele więcej, a to na pewno będzie trwało wieki. Musiałem więc skupić się na działaniu. Na początek podjąłem się karkołomnego zadania wyodrębnienia Lily spośród osób będących na miejscu, mając w pamięci koszulkę Jamesa, do której dziewczyna się przytulała. Gdybym był w stanie spośród fragmentów odczytywać większą całość, moje nauka byłaby łatwiejsza i zajęłaby mi mniej czasu. Na węch postawiłem w końcu w pierwszej kolejności, a dopiero później chciałem ćwiczyć słuch i może nawet wzrok, jeśli byłaby taka potrzeba.
- I jak idzie? - zapytał Syriusz stojący na schodach zaraz obok mnie. Pokręciłem głową.
- Ciężko, ale muszę ćwiczyć. Usiądźmy przy stoliku i będę próbował. Muszę nauczyć się przecież zachowywać normalnie i wyłapywać zapachy. Nie mam czasu na powolne przechodzenie przez wszystkie etapy, więc muszę uczyć się wszystkiego jednocześnie. O, tamten! - wskazałem na stolik. - Będzie odpowiedni. Dużo osób przechodzi obok niego, więc będę miał okazję się szkolić, a i tak nikt nie będzie nas podsłuchiwał.
Przyjaciele przystali na moją propozycję i muszę przyznać, że mieliśmy wielkie szczęście, ponieważ niedługo później przysiadły się do nas Zardi i jej kuzynka.
- Byłam u dyrektora w sprawie Czerwonego Kapturka, którego mi spieprzyłeś, James. - zaczęła od konkretów. - Powiedział, że zobaczy, co da się zrobić jeśli tak bardzo mi zależy na właściwej interpretacji. Z Narcyzą nie było najmniejszych kłopotów. Kiedy usłyszała, że ma być lubieżnym wilkiem była zachwycona.
- Nar... Narcyza?! - Peter od razu podłapał temat. - Pozwól mi być Kapturkiem, proszę, błagam, żebrzę o to! - niemal modlił się do dziewczyny.
- Wybacz, ale nie pasujesz do mojej wizji przedstawienia. - skrzywiła się słysząc dalsze błagające jęki chłopaka. - Możesz być drzewem, za którym chowa się wilk. - Westchnęła ciężko.
- Tak! Będę twoim sługusem przez... nie wiem przez ile, ale będę! - Pet już świętował.
- Taaa, marzenie. - rzuciła z przekąsem. - Remusie, czy ty mnie właśnie obwąchujesz? - Syriusz załamany przetarł twarz dłonią.
- Zbieram dane. - powiedziałem nadąsany. - Zapachowe, ale nie obwąchuję tylko zbieram dane. - uściśliłem najlepiej jak potrafiłem.
- Zwał jak zwał. Masz wąchaj. To znaczy, zbieraj dane. - podsunęła mi pod nos swoją rękę – Możesz też całować i masować, ale nie gryź. Dobra, teraz niuchnij jeszcze Agnes i spadamy stąd. Muszę popracować nad scenariuszem Czerwonego. - była czasami straszna, ale dzięki niej miałem okazję upewnić się, co do zapamiętanego zapachu. Do kiedy z nią chodziłem, czy raczej od kiedy udawaliśmy parę, minęło już przecież trochę czasu. Z jej kuzynką było trudniej, ponieważ zapachu Agnes nie znałem, a przynajmniej go nie kojarzyłem. Niewiele rozmawialiśmy, jako że dziewczyna raczej cicha, spokojna i wycofana. To Zardi robiła za duszę towarzystwa za siebie i za nią. Naturalnie ciemnowłosa okularnica potrafiła być rozrywkowa, kiedy znajdowała się w towarzystwie innych koleżanek. Z chłopakami bywało różnie.
Ponieważ pogoda dopisywała, ale my nadal mieliśmy kilka zadań na głowie, postanowiliśmy odwiedzić bibliotekę i zadbać o większą ilość wolnego czasu na później. Wizja leniuchowania na kocu pod naszym ulubionym drzewem była kusząca, więc zgodnie uznaliśmy taki plan za znakomity. Zabraliśmy więc niezbędne książki i ruszyliśmy w drogę. Tym bardziej, że Zardi nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa co do obsady swojego przedstawienia, a to oznaczało, że mogła się jeszcze o któregoś z nas upomnieć. Wtedy nie byłoby szans na spokojne leżenie na świeżym powietrzu, a tego najbardziej mi brakowało.
Nie chowaliśmy się po kątach, jako że uznałem to za niebezpieczne, kiedy ktoś polował na Jamesa. W tłumie, nawet jeśli nielicznym, było bezpieczniej, więc zajęliśmy jedno z wielu miejsc naprzeciw stanowiska bibliotekarki. Tutaj mogłem w spokoju pisać zadanie z eliksirów oraz wąchać ludzi siedzących obok lub za moimi plecami. Niestety, zadanie okazało się o wiele bardziej wymagające niż sądziłem, więc musiałem poświęcić mu całą moją uwagę. Mój umysł nie wyłączył się jednak całkowicie i miałem wrażenie, że ktoś nas bezustannie obserwuje, co sprawiło, że poczułem nieprzyjemne dreszcze. Ktokolwiek chciał się pozbyć Jamesa, łatwo nie ustąpi. To po prostu musiało się źle skończyć!
Niuch, niuch. I właśnie się kończyło.
- Znowu zaczynasz? - złapałem Syriusza za policzki i przekręciłem jego głowę w bok. Przez chwilę chyba myślał, że chcę go pocałować, ale szybko zrozumiał, o co mi chodzi. W drzwiach biblioteki stało całe stado Hogwartowych kotów.
- Chciałbym wierzyć, że nie mam pojęcia, co to robią, ale nie oszukujmy się. James, to do ciebie. - mruknąłem. Nawet nie próbowałem wyłowić zapachu spośród smrodu tylu kotów. Gdyby był jeden, dwa lub trzy mógłbym ufać w to, że poczują we mnie wilkołaka i uciekną, ale w takich okolicznościach mogłem o tym zapomnieć. W najlepszym razie zamiast na Jamesa rzucą się na mnie. Dwadzieścia, może i kilka razy więcej, kotów gapiło się na nasz stolik i syczało. Bibliotekarka pisnęła widząc to stado, inni uczniowie rozglądali się nerwowo chcąc uciekać, ale nie wiedząc gdzie.
- Borze zielony i jeżu kochany... - James złożył dłonie jak do modlitwy. - Dlaczego koty? Nie lubię kotów! - ten to zawsze miał problemy. Nie miałem do niego sił, ale musiałem ratować jego tyłek i to szybko. Jeden kot wydał z siebie paskudne miauknięcie i rzucił się do ataku. Za nim poszło całe pokaźne stadko. Tak jak myślałem, miały mnie w nosie. Uciekłem tylko na bok i wskoczyłem na stolik. Machnąłem różdżką w stronę uciekającego Jamesa, który zawisł w powietrzu przebierając nadal nogami. Dobrałem wysokość uniemożliwiającą kotom dopadnięcie go, ale na tyle niską bym nie zrobił mu krzywdy jeśli się rozproszę i czar lewitacji pryśnie.
James z początku nie wiedział, co się dzieje, ale kiedy do niego dotarło uniósł kciuk pokazując mi, że docenia moje starania. Z przeciwnej strony do pomocy w utrzymaniu Jamesa zgłosił się Syriusz. Bez słów dogadaliśmy się, że będziemy działać na zmianę. W końcu bibliotekarka nadal krzyczała spanikowana i stała przerażona na biurku. Ktoś wdrapał się na regały, ktoś inny na drabinkę. Koty miały ich jedna w nosie. Im zależało tylko na jednym – na Jamesie Potterze, pod którym teraz się zebrały i w którego stronę wyskakiwały z wściekłymi prychnięciami, miauknięciami i innymi dźwiękami świadczącymi o złych zamiarach.
Nie ważne kto chciał zaszkodzić okularnikowi. Szło mu znakomicie i tylko cudem jeszcze nie dopadł swojej ofiary.

sirius_lupin

3 komentarze:

  1. Ciekawe kto chce dopaść Jamesa? Przynajmniej Remi się podszkoli. Czy planujesz w najbliższym czasie dodać notke z Corneliusem i Ericiem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja od dłuższego czasu nic na przyszłość nie planuję. Idę na żywioł ^^" Ale skoro chcesz to będzie za tydzień Eric i Cornel. Życzenia zawsze są mile widziane, więc nie krępuj się i kiedy masz ochotę na jakiś paring to po prostu pisz ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć! Świetny blog, napewno będę tu wpadać częściej! Z mojej strony zapraszam Cię na internetowekonkursy.blog.pl obiecuję, że znajdziesz coś dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń