środa, 8 kwietnia 2015

Kartka z pamiętnika CCLXI - James Potter

Najwyraźniej przesadziłem. Nie żebym czuł się winny, ale jednak reakcja Snape'a okazała się gwałtowniejsza niż mogłem przypuszczać. Przyznaję, nie był to najlepszy sposób na podryw, ale przecież nazywałem się James Potter, a to do czegoś zobowiązywało! Do skrajnej głupoty.
Ale, cholera! Mógł mi tym rozwalić głowę! Miałem szczęście, że skończyło się tylko na rozcięciu czoła, które krwawiło jak diabli. W zaledwie kilka chwil zalało mi całą twarz, trochę ubranie i nakapało na podłogę. Dlaczego rany głowy zawsze muszą tak świnić?
Nie mogłem jednak narzekać, ponieważ znalazł się jakiś plus z obecności młodego nauczyciela w bibliotece. Przynajmniej szybko zajął się moją raną, więc bibliotekarka nie wrzeszczała zbyt długo wygłaszając swoje prelekcje na temat tego, co mi zrobi, jeśli zabrudzę szkolne książki.
- Pójdę przeprosić. - powiedziałem, słysząc po swoim głosie, że twarz zaczyna mi puchnąć.
- To było potężne uderzenie, powinieneś zajrzeć do Skrzydła Szpitalnego. - niejako zgłosił obiekcje młody nauczyciel. - Na przeprosiny przyjdzie pora, a w tej sytuacji chyba byłoby rozsądniej gdybyś był w pełni świadom otaczającego cię świata.
- Ależ ja jestem świadom. - zapewniłem. - Czuję się niemal perfekcyjnie. Auć. - poczułem ukłucie nad okiem i zakręciło mi się w głowie.
- Zabiorę cię do pani Pomfrey.
- Nie ma takiej potrzeby. - upierałem się, chociaż nie czułem się najlepiej.
- Heureusement*, to nie ty decydujesz, ale ja. Fłasia, siamłała, mła...
„Zaklęcie?” Pomyślałem usiłując skupić się na jego niezrozumiałych, rozpływających się słowach.
Otworzyłem oczy nawet nie wiedząc, kiedy je zamknąłem. Początkowo nic nie czułem, jakbym nie miał władzy nad ciałem. Myśli zostawiły mi w głowie „zaraz wracam” na mózgu, ale ja nawet nie miałem świadomości, że tak się stało. Na szczęście w pewnym momencie wszystkie bodźce znowu zaczęły do mnie powracać. Ostry, duszący zapach, miękkie podłoże, głosy.
- Hę?! - wydałem niekontrolowany, głupkowaty odgłos podkreślający mój poziom inteligencji.
- I czego się wydzierasz, Potter? - ubrana na różowo pielęgniarka pochyliła się nade mną i zaczęła obmacywać. - Jak się czujesz?
- … - otworzyłem tylko usta.
- A nie, nieważne. I tak nie powiesz nic sensownego. Zamknij paszczę. - skrytykowała mnie i podała cuchnący, paskudny eliksir. Jeszcze go nie piłem, ale sam zapach mówił wiele o jego smaku.
- Co to za świństwo? - mruknąłem i skrzywiłem się obawiając ciosu.
- Gdybyś nie dostał wcześniej tak mocno w głowę, na pewno bym ci poprawiła. - rzuciła mało uprzejmie i zajęła się przeglądaniem flakoników, które miała w koszyczku. Różowy Kapturek się znalazł! - Rozumiem, że jesteś skołowany, więc wyjaśnię ci szybko. Dostałeś mocno, zamroczyło cię, więc na chwilę straciłeś przytomność. Zbadałam cię i jesteś cały i zdrowy, więc nie będę cię tutaj trzymać. Musisz tylko odleżeć swoje żeby lekarstwo zaczęło działać. Nie wolno ci biegać przez najbliższy tydzień, żadnych skoków, szaleństw. Spacerki, panie Potter. - w jej głosie brzmiała satysfakcja.
Zmarszczyłem brwi. Chyba jeszcze nie docierało do mnie, co się dzieje i najwidoczniej było to widać po mojej twarzy, ponieważ Pomfrey pospieszyła z wyjaśnieniem.
- Przez najbliższą godzinę lub dwie będziesz trochę nieprzytomny, ale to chyba nie robi ci różnicy. I tak nie jesteś najszybszym myślicielem.
- Ależ pani mnie uwielbia. - mruknąłem z przekąsem. Wiedziałem, kiedy ktoś mu ubliża i nie potrzebowałem do tego lotnego umysłu. - Może pani liczyć na walentynkę ode mnie w ramach podziękowania z tę wielką miłość.
- Jakiś ty szarmancki.
- Więc może ja nie będę przeszkadzał. Poinformuję kogo trzeba, że musisz odpocząć przez jakiś czas. - zaoferował pomoc Noah.
- Tak, dziękuję. Przyda mi się pomoc w takiej sytuacji. - przyznałem szczerze i rozejrzałem się po wielkiej sali Skrzydła Szpitalnego. Byłem jednym pacjentem i nie dziwiło mnie to specjalnie. Dopiero zaczął się rok szkolny, a ja już zaliczyłem pierwszą wizytę i to z winy Severusa Snape'a lub raczej z mojej winy, ale jego ręki. I pomyśleć, że on naprawdę mi się podoba, chociaż przede wszystkim dlatego, że uwielbiam go dręczyć. Ten wyraz jego twarzy, który wyraża wściekłość, bezsilność, chęć płaczu i mordu... Ach, naprawdę mogłem śnić po nocach o tej twarzy, o tym spojrzeniu oczu bez dna. Zabawne, ale przy nim dostrzegałem w sobie sadystę, podczas gdy przy Lily zamieniałem się w... Nawet nie mogłem przyznać się do tego przed samym sobą. Byłem mężczyzną, ale ona sprawiała, że równie dobrze mógłbym nie być nikim.
- Mój trening! - przypomniałem sobie w tej właśnie chwili. - Auć, auć, auć! - moja głowa bolała jakbym wypił stanowczo zbyt dużo tej nocy. Nie wiedziałem jeszcze jak to jest, ale czasami widziałem wujka w podobnym stanie, więc mogłem sobie to wyobrazić.
- Zapomnij o treningach, Potter! - Pomfrey już stała obok mnie z surowym wyrazem twarzy. - Żadnego quidditcha przez tydzień!
- Że co?! - byłem wstrząśnięty tymi rewelacjami. Nie mogłem tego zaakceptować. Przecież niedługo odbędzie się pierwszy mecz! Ja musiałem ćwiczyć!
- Jeśli będę musiała to zacznę cię śledzić i przywiązywać do krzesła, kiedy tylko uznam, że coś knujesz. - odezwała się bardzo poważnie kobieta. - Nie wolno ci latać i dowie się o tym każdy gryfon w szkole. Jeśli chcesz grać po upływie tygodnia to teraz będziesz mnie słuchał. W przeciwnym razie nie zagrasz aż do nowego roku. I mówię serio, mój drogi, nadpobudliwy pacjencie.
- Ale... ale... - czułem się jakby ktoś pozbawił mnie nadziei na przyszłość.
- Mogłeś myśleć o konsekwencjach wcześniej. Teraz na to za późno.
Zabiję! Zabiję Severusa Snape'a, wypruję mu te czerwone flaczki i zawiążę na kokardkę na tych jego błyszczących nienaturalnie włosach! Wredny szczur pewnie specjalnie to zrobił! Wiedział, że pierwszy mech gramy ze Slytherinem, więc chciał wyeliminować najsilniejszego zawodnika naszej drużyny. Mnie. Czegoś takiego się nie wybacza! Nawet komuś takiemu jak Severus Snape! Lub przede wszystkim komuś takiemu. To on miał być ofiarą, nie ja.
- Skończ z tym wzrokiem mordercy. - usłyszałem głos Syriusza dochodzący od strony drzwi. Kiedy spojrzałem w tamtą stronę zobaczyłem całą moją ekipę. Byli szybcy.
- Tęskniliście? - zapytałem, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Cóż, za to ty na pewno nie widziałeś się w lustrze. - Black uśmiechnął się w sposób, który sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach. Musiałem wyglądać wtedy komicznie, ponieważ on, Remus i nawet Peter zaczęli się śmiać.
- Pani Pomfrey! - krzyknąłem i jęknąłem. Nadal bolało. - Lustro! Proszę mi skombinować lustro!
- Czy ja wyglądam na służącą?! - wyskoczyła ze swojego pokoiku wściekła. Zabawne, ale chyba tylko my potrafiliśmy doprowadzić ją do szaleństwa. Przy innych była spokojniejsza. Widać mieliśmy dar. - Proszę nic nie mówić, nie komentować, tylko dać mi jakieś lusterko! - rozkazałem. Wiedziała, że sprzeciwy nic nie dadzą, a wojna ze mną nie pomoże w szybkiej rekonwalescencji, więc przyniosła mi lustro w kształcie kwitka. Spojrzałem na nią wymownie, ale nie skomentowałem. Może weźmie sobie to do serca i wróci do normalności bez różu, kwiatków i Merlin wie czego jeszcze.
Przejrzałem się w lusterku i miałem ochotę płakać. Moja twarz przypominała starego pączka. Wielka, nierówna, jakby mnie pszczoła dopadła. Wielka, jadowita pszczoła. Moje czoło, policzek, nawet broda, ucierpiały w wyniku starcia z książką Severusa. Wyglądałem koszmarnie. Nic dziwnego, że Syriusz był usatysfakcjonowany.
- Jak to możliwe, że mówię normalnie i widzę na oko skoro moja twarz przypomina drożdżową kulę?
- A jak sądzisz? Podawałam ci eliksir miłosny? - pokręciła głową z politowaniem – Nic więcej nie mogę zrobić. Przyznaję, mogłabym, ale to nie miało by sensu i wszystko wolniej by się goiło, a chodzi o naprawdę porządne uderzenie, więc nie podejmę się prób upiększania cię.
Dlaczego ze wszystkich ludzi w szkole to właśnie ja musiałem mieć takiego pecha?! Nie mogłem pokazać się taki światu. Wyglądałem koszmarnie, a to nie służyło moim podbojom miłosnym. Nawet Lily się skrzywi, nie wspominając o podkochujących się we mnie cichcem dziewczynach.
Rzuciłem ostrzegawcze spojrzenie przyjaciołom by nie ważyli się nawet komentować i wyjaśniłem im dokładnie co się stało. Nie obyło się bez śmiechu, chociaż Remus był wściekły, że nabijałem się z biednego Snape'a. Miał manię wstawiania się za słabszymi, ponieważ sam był obiektem dyskryminacji. Wprawdzie nie odczuł tego jeszcze na sobie dzięki nam i dyrektorowi, ale wilkołaki nie były traktowane z szacunkiem i miłością.
- Lily mnie zabije. - rzuciłem na koniec. Lily naprawdę zależało na tym przedstawieniu, a ja robiłem sobie z tego żarty. Dziwne, że przypomniałem sobie o tym dopiero teraz, kiedy moja twarz była wielkim pulpetem. Na jej współczucie nie mogłem liczyć, ale może przynajmniej nie dostanę z drugiej strony od Zardi?
Próżna nadzieja. Ona przyrżnie mi jeszcze mocniej od Severusa jeśli ślizgon nie zgodzi się zagrać.
Dlaczego właściwie zawsze myślałem o konsekwencjach, kiedy było za późno?

.

*Na szczęście

wild_ones__by_viria13-d57js1d

1 komentarz:

  1. Cały James najpierw nabroi później myśli o konsekwencjach. Ale bez takich jak on było by strasznie nudno na świecie. Jeśli Lily mu poprawi to się chłopak do Bożego Narodzenia nie wyleczy

    OdpowiedzUsuń