niedziela, 17 maja 2015

Detektyw Lupin poza tropem vol. 2

Po paskudztwie podanym nam przez Pomfrey, czułem się jeszcze bardziej koszmarnie niż do tej pory, chociaż musiałem przyznać, że szybko zacząłem odzyskiwać siły, kiedy lek zaczynał działać. Moje myśli stały się przejrzyste, mózg nie pływał w krochmalu, żołądek nie był już wypełnioną powietrzem piłką, która niespokojnie kołysze się po jamie brzusznej. Jak tu nie kochać choroby, która dostarcza tylu wrażeń?
Zabiję tego, który mnie w to wpakował!
Przecierałem oczy blisko piętnaście razy na minutę, ponieważ piekły niemiłosiernie i czułem, że potrzebuję odrobiny snu, którego bałem się zażyć. Marzyłem o czekoladzie i oddałbym za nią naprawdę wiele, ale nie byłem pewny, czy powinienem mieszać paskudny lek z pyszną gorącą czekoladą. Wiedziałem jednak, że nie mogę pozwolić sobie na całkowite odłożenie tej mojej ulubionej rozkoszy. Od kiedy zacząłem ograniczać sobie słodycze, w moim życiu nie działo się za dobrze. Potrzebowałem czekolady i to był fakt!
- Jestem okropny. Jest mi niedobrze po tym paskudztwie, ale moje myśli krążą wokół jedzenia, wokół czekolady. - powiedziałem to głośno i usłyszałem z łóżka opodal jęk aprobaty.
- Ja też o tym myślę. - przyznał Peter, który podniósł się do siadu i spojrzał na mnie z uśmiechem. Nie pocieszyło mnie to specjalnie, ale uznałem, że lepiej mieć po swojej stronie jego, niż gdybym był jedynym nienajedzonym w Skrzydle Szpitalnym. - Tak bardzo nie chcę nic jeść, bo zwrócę, ale tak bardzo o tym myślę, że ledwo oddycham. - Mam ochotę na kiełbaski! - pisnął z tęsknotą w głosie.
- Ja nie tknę mięsa przez najbliższy tydzień. - przedstawiłem mu swoją opinię na ten temat.
- Ja zjadłbym rybę. - Syriusz wtrącił się z rozkosznym mruczeniem kocura. - Mam ochotę na słoną, dobrze doprawioną rybkę. Nie chce mi się wybierać ości, ale rybkę bym zjadł.
- Ja chcę piwa kremowego! - James wybił się z tego kącika nienajedzonych chorych. - Nigdy nie miałem takiej ochoty na piwo kremowe, jak dzisiaj! Przespałem się chwilę i śniłem, że pływam w chłodnym, spienionym piwie. Słodki zapach, słodki smak i te bąbelki na moim ciele... Hmmm! Może kiedyś poproszę Lily o wspólną kąpiel w piwie.
- Litości, J. - Syriusz również usiadł na swoim łóżku. - Rzygnę! Jak słowo daję, rzygnę! Nie chcę jej widzieć w piwie, nie chcę sobie jej w piwie wyobrażać! Chyba że wypłynie brzuszkiem do góry, jak ryba!
- Daj spokój! To nie ona nas tak załatwiła. - Potter stanął w obronie swojej dziewczyny, co mi specjalnie nie przeszkadzało. Z jakiegoś powodu cieszyłem się, że jest jej wierny i broni ją przed nami, ale nie złości się, nie wyrywa sobie włosów z głowy, ale godzi swoją stronę romantyczną z przyjacielską. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie lubiłem tej wrednej lisicy.
- Zdecydowanie wolę swojego Remusa w czekoladkach. Taak, kąpiel w czekoladkach, to było coś. - mrugnął do mnie znacząco, przypominając mi dzień, kiedy naprawdę leżałem w wannie pełnej łakoci. Miałem nadzieję, że kiedyś zorganizuje mi podobną rozkosz, ale w ciepłej, płynnej czekoladzie. - Wiem, o czym myślisz, kociaku. Kiedy skończy się polowanie na Jamesa, będziemy się cieszyć spełnieniem twoich fantazji.
Pogroziłem mu palcem, ponieważ nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nie mógł czytać mi w myślach, ale wiedziałem doskonale, że naprawdę domyślił się, co chodzi mi po głowie. Mogłem więc liczyć na wymarzoną kąpiel i bardzo mi to odpowiadało.
Leżałem patrząc w nudny, biały sufit. Otaczała mnie cisza, oddech przyjaciół, którego nie nazwałbym nawet odgłosem zakłócającym ten dołujący spokój. Jeszcze przed chwilą śmialiśmy się i rozmawialiśmy, a teraz już milczeliśmy czując przytłaczający ciężar najbliższych dni w tym miejscu. I kto mógł nas teraz odwiedzić? Skoro byłem tu z przyjaciółmi, to zostawała tylko Evans, której nie chciałem dzisiaj widzieć. Zresztą, nie chciałem widzieć jej wcale, więc wolałbym by nie przychodziła do nas. Poza tym, James spędził już dosyć dużo czasu w Skrzydle Szpitalnym od kiedy rozpoczął się ten rok szkolny, więc może nawykła do tego, że jej facet spędza czas ze szkolną pielęgniarką częściej niż z nią.
- Dzień doberek, ślimaczki! - Zardi dosłownie wskoczyła przez drzwi do środka wielkiej izolatki niemal przyprawiając nas o zawał, ponieważ nie spodziewaliśmy się nikogo, co potwierdzić mogły odgłosy walki dochodzące z pokoiku Pomfrey. Cóż, widać dziewczyna i ją wystraszyła i to przy pracy, więc pewnie nie jeden flakonik z lekiem właśnie został zbity. - Ups? - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko w wymuszony sposób i podbiegła do nas rzucając się na moje łóżko akurat w chwili, kiedy pielęgniarka wypadła od siebie z miną wściekłej lochy. - Remusie, martwiłam się, kiedy usłyszałam, że chorujesz! - zaczęła udawać łkanie w moją pościel.
Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę z tego, że witała się z nami z radością, a teraz wypłakiwała oczy, ale musiała być przekonująca, ponieważ pielęgniarka naprawdę się na to nabrała. Spojrzała na nią z żalem i zniknęła u siebie – w swojej małej chatce wiedźmy do posprzątania.
- Poszła? - dziewczyna uniosła głowę i upewniając się, że jest już bezpieczna, usiadła na moim łóżku z uśmiechem. - Więc, co się stało? Podjadaliście coś cichcem w nocy, prawda? W taki sposób się tak załatwiliście wszyscy razem jednocześnie.
- Nie do końca... - mruknąłem i wymieniłem spojrzenia z chłopakami. Postanowiliśmy w tamtej chwili wyjawić jej wszystko ze szczegółami. Ona powinna wiedzieć, ponieważ była kimś z zewnątrz, a jednocześnie ze środka. Co więcej, teraz była nam potrzebna bardziej niż kiedykolwiek, ponieważ my leżeliśmy w Skrzydle Szpitalnym, zaś ona mogła być naszymi oczami i uszami w szkole.
Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać.
- I właśnie dlatego, chciałbym żebyś miała oko na nasz pokój. - zakończyłem.
- Ktoś na niego poluje, jak na dziką świnię. - podsumował Syriusz, co nie spotkało się z entuzjazmem „dzikiej świni”.
- Wielkie dzięki za to obrazowe porównanie, Black.
- Nie ma sprawy, J. Na mnie zawsze możesz liczyć.
- Podsumowując. - Zardi przerwała im rodzącą się powoli kłótnię. - Mam dla was szpiegować każdego, kto wyda mi się podejrzany? To będzie kosztować.
- Zardi... - spojrzałem na nią błagalnie. - Bez takich żartów.
- Ale kiedy to niebezpieczne! - wzruszyła ramionami z niewinnym uśmiechem. - Ten ktoś chce najpewniej zabić Jamesa, a więc równie dobrze może pozbyć się mnie, jeśli zauważy, że jestem szpiegiem. Przyznaję, że zabrzmiało to teraz sensownie, chociaż nie miałam takiego zamiaru. Pomogę wam, to jasne. Jesteśmy jednym, wielkim, żywym organizmem, więc musimy sobie pomagać. W zamian... Cicho! Będzie jakieś w zamian! Chcę żebyście pomogli mi zorganizować mały przekręt. Nie chodzi o moje przedstawienie, ale o coś okropnego, złego i niewybaczalnego. Rozumiem, że nie chcecie wiedzieć, co to będzie.
- Wręcz przeciwnie. - J. wydawał się nagle bardzo poważny, za to Zardi westchnęła bardzo ciężko, jakby miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. - Więc?
- Pamiętacie tego słodkiego kociaka z irokezem, za którym kiedyś goniłam? Tego Ślizgona. - przytaknęliśmy, ponieważ tego nie dało się zapomnieć. - Więc chcę go zestawić z naszym przemiłym nauczycielem... A dokładniej mówiąc, w grę wchodzi Noah, czyli dwa irokezy, dwa przystojne ciacha...
- Rozumiem, ale jaka jest w tym nasza działka? - zmarszczyłem brwi aż rozbolała mnie głowa. Miałem złe przeczucie.
- Muszę mieć ich razem, rozebranych do rosołu, w jednym łóżku. - powiedziała to w końcu i teraz żałowałem, że zmusiłem ją do tego.
To była wojna na milczenie, na spojrzenia, na jedno wielkie NieWiemCoPowiedziećICoZrobić.
- Jesteś chora. - odpowiedzialność za powiedzenie tego głośno wziął na siebie Syriusz. - Chcesz odurzyć nauczyciela i ucznia, rozebrać ich, wcisnąć razem do łóżka w Pokoju Życzeń, wystylizować, zrobić zdjęcia i tak po prostu przejść z tym do porządku dziennego?
- W skrócie, tak. - przyznała.
- To chore!
- To szalone, ale genialne! - odezwał się z entuzjazmem James. - Wchodzę w to! To jest nasz ostatni rok w szkole, a więc musimy zrobić coś wielkiego! Nawet jeśli tylko my będziemy o tym wiedzieć, to jednak chcę zrobić coś szalonego, głupiego i pozornie niemożliwego. Mam Pelerynę Niewidkę, więc damy sobie radę. Dziewczyno, jesteś dla mnie jak brat! - on naprawdę się napalił.
- Śnieżko, bracie, przyniosę ci głowę łowczego, który na ciebie poluje.
- Zaraz się porzygam od waszej braterskiej słodyczy. Powinni was zamknąć w Świętym Mungu i chyba im w tym pomogę.
- Czyżbyś się bał, Syriuszu? - w oczach Jamesa rozbłysły iskierki, których nie było w nich od czasu, kiedy zrozumiał, że stał się zwierzyną łowną. Znowu był lubiącym psoty dzieckiem i widząc to nie potrafiłem mu odmówić, nie potrafiłem powiedzieć „nie” i zrezygnować z udziału w tej jawnej głupocie, która mogła nas kosztować przyszłość.
Zabójcze spojrzenie, jakie Syri rzucił okularnikowi mogło zabijać, ale na szczęście nie zabiło. Zardi nie pytała o nic, postanowiła zostawić nas z ciężarem swojej głupiej prośby i absurdalnego pomysłu. Ta dziewczyna to miała wejścia, ale wyjścia jeszcze lepsze.

1 komentarz:

  1. Słucham? Musiał mi umknąć uwadze rozdział, w którym Lunatyk kąpał się w słodyczach. Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, który to był?

    OdpowiedzUsuń