środa, 8 lipca 2015

Kartka z pamiętnika CCLXVII - Andrew Sheva

Ostatni list Remusa sprawił mi niesłychaną radość, podobnie jak powierzone mi przez niego zadanie. Chociaż na odległość, to jednak mogłem znowu być częścią Hogwartu i życia, które tam zostawiłem. Żałowałem, że nie zobaczę występu chłopaków, nie pośmieję się z Jamesa w stroju babci. Wprawdzie rozpocząłem swoją własną bajkę na nowo, ale brakowało mi tej starej historii o przyjaźni i szaleństwie pod angielskim niebem, pośród różnorodnych, zabawnych ludzi, którzy byli mi tak bliscy. Przyznam, że miałem zamiar przemycić wszystkie te uczucia w muzyce, którą przyszło mi układać. Może Zardi doceni moje starania i nie będzie oczekiwała ode mnie żadnych zmian. W końcu moja historia pasowała do jej wizji Kapturka, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem.
Przysiadłem nad słowami i pustą kartką papieru, na którą miałem przelać tak wiele w tak niewielu znakach. Moi nowi przyjaciele byli zajęci nauką do zbliżającego się testu z opieki nad magicznymi stworzeniami, ale ja nie potrafiłem skupić na tym myśli. Nie, kiedy alternatywą było przysłużenie się mojej dawnej szkole, za którą naprawdę tęskniłem. Nie nawykłem do przerażającej większości uczennic, do niewielkiego odsetku chłopców, do nieinteresującego nauczyciela, który radził sobie nieźle na swoim stanowisku, ale odstraszał wyglądem.
- Zła Królowo, twój brat będzie grał z moim starym zespołem podczas przedstawienia. - rzuciłem do Aarona, aby oderwać go od nauki. Z jakiegoś powodu bardzo mnie denerwował fakt, że kumple nie odrywają wzroku od książek, kiedy ja zupełnie nie mam ochoty na wypełnianie szkolnych obowiązków. Nie do końca wiedziałem dlaczego ostatnio nazywałem go Złą Królową, ale uznałem, że pasuje to do jego aparycji i całkiem nieźle brzmi. Przynajmniej na chwilę obecną. Gorzej było z Cyrillem, który nagle zyskał u mnie przydomek Małego Misia. Nie dziwiłem mu się. Pszczoła brzmiało lepiej.
- W jakim znowu zespole?! - prychnął poirytowany chłopak. Aaron zawsze się denerwował, kiedy chodziło o jego starszego brata. Najwyraźniej ze sobą konkurowali.
- Miałem kiedyś kapelę w szkole. Ja i czwórka przyjaciół. Wciągnęli nas w to kumple, ale kiedy skończyli szkołę i my się wycofaliśmy. Teraz mają przygrywać na jakimś przedstawieniu, ale przeze mnie brakuje im ludzi, więc wzięli twojego...
- Miał tam pracować, a nie zabawiać się i wyrywać panny!
- Skąd pomysł, że je wyrywa? - Cyrille włączył się do rozmowy.
- Ile walentynkowych imprez mamy za sobą? - Aaron uniósł wymownie brew – Wracam z nich obładowany czekoladą, czekoladkami, domowymi wypiekami, upominkami tak słodkimi, że mdli mnie później przez kilka miesięcy! Nie jestem narcyzem, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dziewczyny ślinią się na mój widok, nawet jeśli nie odpowiadam ich ideałowi księcia z bajki. Mój brat jest równie przystojny, w dodatku starszy ode mnie. Nie uwierzę, że się za nim żadna nie ogląda. To ja postawić wiadro stęchłej wody przed stadem spragnionych koni. Będą ja pić, nawet jeśli czują do niej obrzydzenie, a natura wrzeszczy „nie”.
- Nie wiedziałem, że znasz się na koniach. - przyznał rudzielec z zainteresowaniem.
- Nie znam. Zmyślam. - przyznał farbowany na czarno chłopak wzruszając ramionami. - Ale czy to naprawdę ważne? Ja po prostu wiem, że on się tam świetnie bawi zamiast ciężko pracować, a granie tylko to potwierdza!
Przewróciłem oczyma, ale w rzeczywistości mało mnie interesowało, co w Hogwarcie wyprawiał teraz jego brat. Najistotniejsze było stworzenie czegoś szczególnego na potrzeby przedstawienia.
- Skoro i tak już się nie uczymy... - Cyrille uśmiechnął się niepewnie. - Może porozmawiamy o dziewczynach? Tak, Aaronie. Wiem doskonale, że nie przepadasz za nimi i czujesz się osaczony, ale ja to zupełnie co innego. - aż miałem ochotę zapytać od kiedy. Powstrzymałem się jednak przed ironicznym komentarzem. - Podoba mi się Sabine z piątej klasy.
- Hę?! - wraz z Aaronem zareagowaliśmy jednocześnie, chociaż z pewnością z różnych powodów. Ja miałem cichą nadzieję, że zdołam zeswatać ze sobą dwójkę przyjaciół, zaś Aaron...
- Ta Sabine?! - ciemnowłosy wyglądał na naprawdę wstrząśniętego. - Ta sama, która w tamtym roku chciała ze mną chodzić i uznawała mnie za cały jej świat? O tej Sabine mówimy?!
- Dałeś jej kosza, a ona się odkochała! - Cyrille zmarszczył brwi w geście wyrażającym złość i niezadowolenie. - Jest ładna, miła i jest mną zainteresowana!
- Tak, jasne. Uważaj, bo jeszcze jej uwierzę. Ona chce się zbliżyć do mnie! Wykorzysta cię, będzie dostawiać się do mnie, a kiedy jej się nie uda, po prostu cię spławi!
- Nie jesteś pępkiem świata, Aaronie! - Mały Miś podniósł się z krzesła i w złości tupnął nogą. Wyglądał jak nadąsane dziecko, ale w tej chwili na pewno bym mu tego nie powiedział. Zresztą wolałem nie mieszać się do ich sporu. Tym bardziej, że byłem po stronie chłopaka z irokezem na głowie. Cyrille był zwyczajnym, może trochę słodkim chłopakiem, który mógł się spodobać, ale na pewno nie komuś takiemu jak wspomniana Sabine – długonoga niebieskooka blondynka, zarozumiała do przesady. Kiedy zakładała swoje buty na niebotycznych obcasach Pszczoła sięgał jej do dorodnego biustu.
- Jestem pępkiem świata, ośle! Ta szkoła liczy szesnastu chłopaków i Merlin jeden wie ile bab! Dla nich jestem zasranym pępkiem ich różowego świata! Lubię cię, naprawdę cię lubię, ale dziewczyny w tej szkole nie patrzą na takich przeciętniaków! Prędzej poderwiesz sobie jakiegoś macho, niż jakąkolwiek uczennicę tutaj! - bolesne, ale prawdziwe, więc już teraz wiedziałem, że zaczną się między nimi ciche dni.
- Jesteś wredny i niemiły! Nic dziwnego, że już się jej nie podobasz! - Cyrille zebrał swoje rzeczy ze stołu i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Drażliwy jak przyszła matka. - prychnął Aaron i rzucił się na łóżko mając w nosie dalszą naukę.
Spojrzałem na kartkę z nieistniejącymi jeszcze nutami. Ta kłótnia sprawiła, że poczułem przypływ natchnienia, więc zacząłem szybko spisywać to, co mi się nasunęło. Wszystkie przejścia, wolny, klimatyczny refren i mocne, gwałtowne zwrotki. Muzyka wypełniała mnie, przepływała przeze mnie i nie pozwalała odpocząć póki nie zakończyłem pracy nad jedną, drugą, a następnie jeszcze dwiema piosenkami od Zardi. Pewnie powinienem podziękować chłopakom za to przedstawienie, jakie właśnie odwalili, ale zwyczajnie nie chciałem ich jeszcze bardziej denerwować.
Niestety mogłem zapomnieć o tym, że kiedykolwiek się zejdą i będą stanowić parę. Cyrille był beznadziejnym przypadkiem i nigdy nie zakochałby się w mężczyźnie. Nawet takim atrakcyjnym jak Aaron. On po prostu był do szpiku kości heteroseksualny, czego dowodem było nagłe uwielbienie do bardzo kobiecej Sabine.
- Ona go zrani, a on będzie to bardzo przeżywał. - nie byłem pewny do kogo zwracała się Zła Królowa, ale przytaknąłem nie wiedząc nawet czy to zauważył. - Znowu się na mnie obrazi, bo uzna to za moją winę. Uzna, że ją uwiodłem, bo byłem zazdrosny, że już mnie nie chce i woli jego. Już raz przerabialiśmy coś podobnego, więc doskonale wiem jak to się skończy. Będzie mnie unikał, postanowi zmienić pokój, co się nie uda. Nie pamiętam już w jaki sposób ostatnio się pogodziliśmy, ale jakoś to było. Właśnie dlatego nie podobają mi się dziewczyny w tej szkole.
- A chłopcy? - zapytałem mimochodem.
Aaron spojrzał na mnie poważnie, jakby chciał ocenić na ile sobie z niego żartuję, a na ile pytam poważnie.
- Jak dotąd nie spotkałem nikogo właściwego, więc sam nie jestem pewny. - rzucił szczerze. - Przyjmijmy hipotetycznie, że mógłby mi się spodobać mężczyzna. Wtedy musiałby być ode mnie starszy, poważny i musiałby oddać mu władzę. Lubię dominować. - wzruszył ramionami. - Dlatego unikam dziewczyn uczących się tutaj. To typy, które chcą dzierżyć władzę, a ja na to nie mogę się zgodzić, ponieważ jestem jak one. Gdybym miał zakochać się w kobiecie też musiałaby być ode mnie starsza. Ale to tylko moje gdybanie, więc nie ma sensu brać tego do siebie. - machnął ręką lekceważąco. - Mamy teraz większe problemy. Musimy zdemaskować plan Sabine póki nie jest za późno.
- Pomogę ci, ale zaczniemy jutro. Ja muszę zająć się zleceniem z Hogwartu, a ty pomyśleć nad konkretnym planem. Znasz Sabine najlepiej, więc będziesz wiedział, w jaki sposób najłatwiej zastawić na nią skuteczną pułapkę.
Znowu poczułem przypływ natchnienia, więc zabrałem się za notowanie nut i wystukiwanie rytmu, który chciałem nadać utworowi. Kto by pomyślał, że nieszczęścia przyjaciół wyjdą na dobre mojemu talentowi?
Zanim w ogóle to zauważyłem, miałem już komplet piosenek do przedstawienia. Sprawdziłem je tylko upewniając się, że nie popełniłem błędu i będą odpowiednio brzmieć, po czym zabrałem się za pisanie listu i przepisywanie nut Remusowi. Naturalnie nie zapomniałem wspomnieć o obecnej sytuacji, która wypełniła mnie po brzegi chęcią działania. Nic tak nie pomagało na samopoczucie jak wojna o kobietę między przyjaciółmi. I nagle nie musiałem już ich ze sobą swatać, ponieważ dążenie do ich pogodzenia w zupełności mogło mi wystarczyć. Byłem dziwaczny, ale w końcu nazywałem się Sheva, a to naprawdę zobowiązuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz