niedziela, 5 lipca 2015

Pierwsza próba

22 października
Wpadliśmy po uszy. Jak tłuste śliwki w zawiesisty kompot. Niechętnie przyznawałem, że była to moja i tylko moja wina. W końcu to ja zaproponowałem Zardi pomoc przy tworzeniu przedstawienia. Nie wiedziałem tylko, że dziewczyna naprawdę poczuje się lepiej i z tego powodu wstąpi w nią demon! I to na pierwszej próbie, na której naturalnie kazała zjawić się także członkom mojego nieistniejącego zespołu.
Biedny James skończył już na wstępie w stroju babci, który miał stać się jego drugą skórą. I właśnie to stanowiło problem, który należało rozwiązać.
- On musi być na miejscu, nie może grać! - tłumaczyła nam zaciekle dziewczyna. - Przebieranie się zajmie za dużo czasu, a ja chcę żeby zespół nie rzucał się w oczy baśniowo. Macie być narratorem, a więc kimś neutralnym. Babcia nie jest neutralna. Moja wizja uległa zmianie w kilku miejscach, ale ogólnie rzecz ma się tak: wy gracie, James jest babcią, a ja wam załatwiam ludzi na perkusję i gitarę. Mam nawet na oku dwóch takich z odpowiednią prezencją...
- Nie! - zaprotestował Syriusz. - Nie zgadzam się! Przecież oni w końcu wyczują, że na nich polujesz w jakiś dziwaczny, perwersyjny sposób.
- Oj, daj spokój! - dziewczyna machnęła na niego ręką. - Jestem pewna, że potrafią grać, więc mam niezawodną wymówkę. Zresztą, nie pamiętają, co im zrobiliśmy, więc nie widzę najmniejszego problemu. Nie każę im się na scenie całować, chociaż przyznaję, byłoby miło. Będą tylko grać, a ja napawać się moim zboczeniem. Wszystko pięknie, ładnie i, jak Merlina kocham, bez zarzutu.
Zardi nie musiała wyjawiać imion czy nazwisk, ponieważ doskonale wiedzieliśmy o kogo chodzi. Gregoire i Noah znowu byli obiektami jej niecnych planów.
- Oni naprawdę w końcu zauważą, że masz coś na sumieniu. Teraz wepchniesz obu do zespołu na czas przedstawienia, później wymyślisz coś innego. - Syri obstawał przy swoim, ona zaś przy swoim. Jej siła przebicia była jednak zdecydowanie większa, jako że miała po swojej stronie zainteresowanego całym przedsięwzięciem dyrektora.
- Ach tak, zaprosiłam ich już na próbę, więc zaraz się zjawią. - zignorowała dalsze protesty – Zobaczymy czy potrafią grać, posłuchamy i zdecydujemy. Ja obstaję przy Irokezach. Chcę coś mocniejszego, naprawdę pasującego do mojej idei. O, oto i oni. Tutaj, panowie, tutaj! - pomachała ręką na zdezorientowanego Gregoire'a oraz wyraźnie zadowolonego z możliwości rozmowy z nią Noaha. - Do rzeczy, powitania zostawmy sobie na inne dni. - zakomenderowała – Potrzebuję kogoś do gry na gitarze i kogoś do perkusji. - Zardi naprawdę potrafiła od razu przechodzić do sedna sprawy. - Uznałam, że wy dwaj idealnie pasujecie, ale nie mam pojęcia czy gracie i na ile potraficie. - płynnie przeszła na „ty” i patrzyła na nich wymownie, niemal wymuszając zwierzenia.
- Gram na gitarze, ale...
- Świetnie! - Gregoire nie miał okazji dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ przerwała mu i teraz czekała na dobre nowiny z ust przyszłego nauczyciela.
- Nie jestem mistrzem perkusji. Kiedyś grałem, ale to było wieki temu.
- Żaden problem. Mamy czas na ćwiczenie, więc z pewnością nie będzie problemu. No, skoro już załatwione, to na stanowiska! - pokazała rozkazująco palcem ich miejsca i ruszyła w stronę odtwórców głównych ról, jakby chciała ich przepytać przed rozpoczęciem próby.
- O co tu chodzi? Dyrektor kazał mi się zjawić, ale nie mam pojęcia w jakie gówno wdepnąłem. - Gregoire rozglądał się w około jakby oczekiwał, że zaraz wyskoczy na niego jakiś wyjątkowo paskudny potwór.
Syriusz poddał się i machnął ręką w moją stronę chcąc w ten sposób powiedzieć: „ty mu to wyjaśnij, ja nie mam siły”. Wziąłem więc głęboki oddech i zabrałem się do pracy. Na początek upewniłem się, że chłopak wie o co chodzi ogólnie, a następnie przeszedłem do szczegółów dotyczących naszej roli w tym przedstawieniu. Ślizgon nie był zachwycony, ale nie oczekiwałem, że będzie skakał z radości. Tacy jak on nie lubili angażować się w działania pozalekcyjne, ale osobista interwencja dyrektora zrobiła swoje.
-Uwaga, uwaga! - Rozległ się zewsząd głos Zardi, ale dziewczyny nigdzie nie widziałem. Najpewniej zasłoniła ją grupka aktorów lub elementy dekoracji, które Flitwick rozstawił na podwyższeniu Wielkiej Sali. - Każdy zna swoją rolę i za chwilę otrzyma scenariusz od mojej prawej ręki, Lily Evans. Będziemy do was kolejno podchodzić i wyjaśniać wszelkie wątpliwości. Na początku swoje role będziecie wyczytywać z kartek lub tylko postoicie na scenie, mówię tutaj o drzewach. Narrator niech się zintegruje. Nie chcę sytuacji, kiedy gitara prowadząca idzie swoim tempem, a bas ucieka w zupełnie inną stronę! Raz, dwa, panie i panowie! Lily, czyń honory!
Po minie Lisicy widziałem, że nie podoba jej się rola popychadła, ale Zardi należała do osób, które na dłuższą metę lubiły dowodzić, więc nie sposób było zdetronizować kogoś takiego jak ona. Zresztą, cały „Czerwony Kapturek” był jej pomysłem, więc nikt nie mógł rościć sobie praw do najważniejszego stanowiska teatralnej trupy.
By nie narażać się napalonej na przedstawienie dziewczynie, postanowiliśmy spróbować wspólnej gry. Na początek przyszło nam wybrać odpowiedni kawałek, który wszyscy znaliśmy wystarczająco dobrze, by móc go zagrać. Nie było najgorzej, chociaż i nie perfekcyjnie. Potrzebowaliśmy nut, a jak się niebawem okazało, nie mogliśmy na nie liczyć.
- Mam teksty, ale potrzebuję do nich muzyki, więc liczę na wasze zaangażowanie. - krótkowłosa znowu była przy nas. Tym razem Lily Evans stała za nią przez cały czas i łypała groźnie to na mnie, to na Syriusza. - Jeśli nie jesteście w stanie się tym zająć, pomogę i znajdę wam kogoś odpowiedniego. Musicie przeczytać teksty i ocenić na ile nadają się do wystawienia. Poza tym, muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka. Nie potrafię grać na niczym poza nerwami, więc nie przydam wam się, ale przecież nie trzeba was prowadzić za rączkę, prawda?
Nie było to specjalnie pomocne i zapewniało nam zdecydowanie więcej godzin zaangażowania, ale wzięliśmy się do pracy dla dobra naszych przyszłych wyników.
- Jeśli potraficie tworzyć muzykę, to najlepiej będzie wymieniać się doświadczeniami i rozdzielić zadania. - zauważyłem. - Dziś i tak zostaliśmy zostawieni samym sobie, więc nie będzie to chyba znaczący problem, jeśli przysiądziemy nad tym osobno w kącie, a później zastosujemy burzę mózgów.
- Dodam tylko, że Zardi chce trochę mocniejsze kawałki. - Syri w końcu postanowił mi trochę pomóc.
- Ale dlaczego ja? - jęknął Gregoire, który na pewno był typem, który wolał robić wszystko po najmniejszej linii oporu. Cóż, w tym przypadku nie mógł na to liczyć, ponieważ katowski topór krótkowłosej, szalonej nastolatki tylko czekał żeby kogoś skrócić o głowę. Może i miała słabość do młodszego Irokeza, ale na pewno nie pozwoliłaby mu zniszczyć swojej wizji idealnego „Czerwonego Kapturka”.
- Nie pytaj. Nie wiemy, a ty pewnie nawet nie chcesz wiedzieć. - rzucił Black i poklepał po plecach Petera, który od dłuższej chwili chciał coś powiedzieć.
Nie zdziwiłem się w ogóle, kiedy przypomniał, że grać jeszcze jakoś potrafi, ale nie nadaje się do pisania muzyki. Zupełnie zapomniałem o ograniczeniach, jakie stanowił brak doświadczenia i stosunkowo niewysoki intelekt, jakim wyróżniał się Peter. Postanowiłem wziąć trochę więcej na siebie, później przekazać pałeczkę Syriuszowi.
To mnie olśniło. Nie było sensu testować naszych umiejętności, skoro mogliśmy wprowadzać poprawki w tym, co dopiero będzie powstawać. Metoda drabinki wydawała mi się najlepsza, toteż postanowiłem zaryzykować ten pomysł.
- Może nie będzie to specjalnie wygodne, ale możemy wspólnie zająć się tymi kawałkami. Ja zapewne jestem w tym najsłabszy, więc zapiszę swoją wizję piosenki, a wy w dowolnej kolejności wprowadzicie zmiany. Na koniec spróbujemy to zagrać.
- I to jest duch walki! - wyczułem Zardi zanim jeszcze pojawiła się za naszymi plecami, ale i tak moje serce przyspieszyło bicia, kiedy stanowczo zbyt głośno nas pochwaliła. - Nie zapomnijcie tylko, że ja muszę wam zaakceptować każdą piosenkę. James, nie zdejmuj tego czepka, bo ci go na dupsko założę! - pozwoliła sobie na przerywnik. - Jeśli będziecie mnie potrzebować, to będę pracowała nad babcią, która jest strasznie oporna. - wyjaśniła i ciężko tupiąc oddaliła się w stronę Jamesa, który właśnie uderzał swoim okropnym, kwiecistym czepkiem o kolano, jakby chciał go zmiękczyć lub wytrzepać.
Niesamowicie trudna przeprawa z teatrem rozpoczynała się na nowo. Na pierwszym roku mieliśmy okazję się wykazać, teraz powtarzaliśmy swoje wyczyny na siódmym. Co wtedy otworzyliśmy teraz mieliśmy zamknąć. Nie chciałem myśleć o tym, jak wiele cudownych chwil odejdzie bezpowrotnie, kiedy ten rok dobiegnie końca. Już i tak straciliśmy Shevę, który wyjechał do Francji, pozostawiając po sobie żal i tęsknotę. Miałem nadzieję, że będę w stanie dokładnie opisać mu to, co teraz tworzyliśmy. I w tamtej chwili przyszedł mi do głowy jeszcze lepszy pomysł.
- Sheva! - rzuciłem strasząc chłopaków gwałtownym wybuchem. - On napisze muzykę! - że też wcześniej na to nie wpadłem, a przecież rozwiązanie było tak blisko, bo dla naszego małego zespołu to właśnie Sheva pisał piosenki.
Na mojej twarzy pojawił się melancholijny uśmiech. A jednak znowu nasza niesamowita piątka mogła stworzyć coś niezwykłego.

Zardi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz