czwartek, 2 lipca 2015

Konsekwencje planu Zardi

Notka dodatkowa z okazji 9 lat bloga!

Byłem niewyspany, zmęczony, ale w zadziwiająco dobrym humorze. Można powiedzieć, że rozsadzała mnie energia, co bardzo dziwiło równie niewyspanego i zmęczonego Syriusza. W Pokoju Wspólnym spotkaliśmy Zardi, która miała podkrążone oczy i szybko mrugała powiekami chcąc odgonić senność i nawilżyć obolałe oczy. Domyślałem się, że spędziła długie godziny nad zdjęciami, ale szczegóły wolałem by zostały tajemnicą.
W piątkę – ja, Syriusz, James, Peter oraz Zardi – zeszliśmy do Wielkiej Sali na śniadanie, które bez wątpienia nam się należało. Nie spodziewałem się tylko, że już na wstępnie natkniemy się na Gregoire'a, który właśnie planował wyjść z sali, jednak zmienił zdanie widząc zbliżających się przyjaciół.
- Łeb mi pęka! Zresztą, wszystko mnie boli, jakbym się wczoraj gimnastykował przez długie godziny! - powiedział do kolegów na powitanie. Nie robił sobie nic z obecności innych osób i może dobrze, ponieważ mina któregoś z nas na pewno zdradzała, że mamy coś na sumieniu.
- A więc to tak balowałeś? - w głosie jednego ze Ślizgonów było słychać zbereźny ton.
- Stary, nic nie pamiętam. Nie wiem co to miała być za dziewczyna, co robiłem, jak się znalazłem w Wielkiej Sali... Nie mam pojęcia! Albo odleciałem z jakiegoś powodu, albo mnie zwyczajnie upiła, chociaż nie czuję się pijany. Obolały owszem, ale nie pijany.
- Upiła, wykorzystała i porzuciła? Ma dziewczyna jaja! - Ślizgoni śmiali się, kiedy chłopak z irokezem jęcząc narzekał nadal na obolałe ciało.
Po minie Zardi widziałem, że słuchała uważnie tej wymiany zdań. Widać za bardzo wyginaliśmy nieprzyzwyczajonym do tego ciałem chłopaka i stąd teraz jego boleści. Cóż, zdarzało się i tak.
- Nie wszystko zawsze udaje się perfekcyjnie. - stwierdziła dziewczyna i wybrała dla nas ustronne miejsce przy stoliku Gryffindoru.
- Nie mam bladego pojęcia jak to możliwe. To nie moje ubranie, a miałem je na sobie! Byłem pewny, że ubrałem coś innego, a tu budzę się z kacem i w dodatku w nie swoim podkoszulku. To obłęd!
Zardi uśmiechnęła się do siebie wymuszenie, kiedy mimowolnie usłyszeliśmy kwestię wygłaszaną przez Noaha do idącego obok niego Wavele'a.
- Nawet nie potrafiliśmy ich normalnie ubrać? - powiedziała jak w transie – Brawo. Mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu, skoro się nam tak upiekło. Dziwne zbiegi okoliczności, prawda? Tylko czekam, aż dojdą do tego, że cokolwiek im się przytrafiło było ze sobą powiązane. Wpadnę jak tłusta śliwka w kompot.
- Daj spokój, to był pierwszy raz i byliśmy zdenerwowani tą parką, która nam pokrzyżowała plany. Następnym razem będzie lepiej! - zapewniłem pocieszająco.
- Następnym razem?! - Syriusz wpatrywał się we mnie bardzo intensywnie, jakby planował zrobić mi zaraz krzywdę.
- No, co? - wzruszyłem ramionami. - Jest załamana, muszę ją pocieszyć.
Zardi westchnęła ciężko.
- Musze popracować nad swoimi pomysłami. Nie mam pojęcia, co będę robić po skończeniu szkoły, więc lepiej pracować nad wszystkim. Tylko nie mówcie McGonagall, bo zaraz będzie chciała ze mną rozmawiać, a ja po prostu nie wiem, co mnie naprawdę interesuje. Poza gejowskimi paringami, naturalnie. - przyznała otwarcie. - Może powinnam pracować w jakimś dziale wspierania osób o innej orientacji seksualnej? Myślicie, że jest coś takiego w Ministerstwie Magii?
- Wiesz, usiądźmy, zjedzmy. Nałożę ci czegoś. - objąłem ją ramieniem i posadziłem na krześle. - Kiełbaskę? Nie, nie masz ochoty na mięso, wiedzę to po twojej twarzy. W takim razie jajecznica. Bułka, dużo masła, nie martw się, zostaw wszystko mi. - zacząłem wychodzić z siebie. Tylko tego mi brakowało! Zdołowana Zardi to jak koniec świata, więc nie mogłem dopuścić do tego, by się czymkolwiek przejmowała. Nawet jeśli Syriusz miałby być zazdrosny i zły. Dziewczyna była w tej chwili ważniejsza. Miałam nadzieję, że szybko jej przejdzie i znowu będzie sobą.
Patrząc jak je, nałożyłem śniadanie także sobie. Podejrzewałem, że po szkole znowu rozniesie się plotka o tym, że ja i ona znowu do siebie wróciliśmy, ale mało mnie to obchodziło.
- Nagle straciłam pasję życia. - oświadczyła.
- Więc pomogę ci ją odnaleźć! Wszyscy pomożemy! - spojrzałem wymownie na chłopaków. Nie mieli na to ochoty, ale przytaknęli i potwierdzili moje zapewnienie. - Wymyślimy jakiś niecny plan, zrealizujemy go co do ostatniej kropki nad „i”. Będzie w sam raz. Mogę ci nawet czytać na dobranoc, jeśli to ci pomoże.
- Nieeee, to mogłoby być skomplikowane, bo nie dostaniecie się do dormitorium dziewczyn, a ja nie planuję spać w waszym.
- Więc znajdziemy inny sposób. - naprawdę zależało mi na tym, żeby Zardi tak się nie dołowała. Kilka potknięć to nie powód żeby przekreślać całe tak wielkie przedsięwzięcie! Rozumiałem, że po odejściu najlepszych kąsków musiała się strasznie nudzić, ale żeby od razu popadać ze skrajności w skrajność? A może to fakt ostatniego roku szkoły tak na nią wpłynął? Czuła, ze skończy się wszystko, co uważała za dobre i nie będzie miała okazji śledzenia miłosnych rozgrywek między nastolatkami? To była Zardi, a ona miała bardzo prosty i jednocześnie bardzo skomplikowany umysł, jak na kobietę przystało.
- Pozwolę ci patrzyć, jak całuję Syriusza. - wyciągnąłem w końcu ostrą amunicję.
- Remi... - spojrzała na mnie z pewną dozą politowania. - Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony, ale nie jestem aż takim zbokiem. To znaczy, jestem, ale nie będę podglądać przyjaciół. Daj spokój, ja czułabym się dziwnie, wy czulibyście się dziwnie. Nie, dajmy temu spokój. Ow, Merlinie drogi, zapomniałam! Przecież ja muszę przygotować tego całego Czerwonego! Wypadło mi z głowy. - uderzyła się w czoło otwartą dłonią. - Chyba naprawdę zgłoszę się do Skrzydła Szpitalnego i poproszę o coś na pamięć i koncentrację, bo staję się do niczego. Starość mnie przedwcześnie dopada. Wiem, ucieknę z Hogwartu i wrócę, kiedy będę miała wszystko za sobą, bo będzie za późno na przedstawienie. Będę mogła się obijać i powoli składać się do kupy.
- Caroline, Caroline... - niemal wypluła serce, kiedy za nami stanął Dumbledore. Wiedziałem, że się zbliża, ale nie zwróciłem uwagi na to, gdzie zmierza, więc nie ostrzegałem jej. Może nawet sam nie byłem do końca przytomny, skoro pozwoliłem by tak nas podszedł? - Dasz sobie radę, wiem o tym. Zresztą, nie ma sensu nigdzie uciekać. Jeśli czujesz się niepewnie, porozmawiaj z profesorem Camusem. On nadzorował przedstawienie na pierwszym roku, więc doskonale się sprawdzi i tym razem. - jego słowa poddały mi pomysł, który utrudniał wprawdzie brak Shevy, za którym nadal niesamowicie tęskniłem, ale nie był niewykonalny.
Odczekałem aż dyrektor się oddali, aby przypadkiem nie został z nami zbyt długo, po czym wyjaśniłem o co mi chodzi.
- Możemy zagrać na przedstawieniu. - powiedziałem. - Wiem, że James ma występować, ale i tak uważam to za nie najgorszy pomysł. Nie żeby wszystko miało się zamienić w jakiś dziwaczny musical, ale jednak przerwy między aktami, czy co tam planujesz...
- Pomyślę jak to wstawić do przedstawienia – obiecała – To niezły pomysł, więc na pewno znajdę sporo miejsca dla was. - chyba trochę się ożywiła, ale nadal brakowało jej pewnego entuzjazmu ociekającego optymizmem, jak na samym początku naszej znajomości. Może wspólna praca nad przedstawieniem mogła nam pomóc w odzyskaniu tego kim była.
Gdybym miał ją zdiagnozować, powiedziałbym, że musiała za wiele wziąć na swoje barki i teraz miała problem z ogarnięciem wszystkiego, z pracą nad tym, co konieczne i rozrywkowe.
Ja z kolei powinienem był zapytać przyjaciół zanim zaplanowałem im wielkie koncertowanie. Nie chciałem jednak sprawić zawodu przyjaciółce, więc wolałem postawić ich przed faktem dokonanym.
- W sumie to będę miał okazję naprawdę zaimponować Lily, więc nie mam z tym problemu. - James odezwał się niepytany, a do mnie dopiero teraz dotarło, że drugim koordynatorem nieszczęsnego „Czerwonego Kapturka” była właśnie Lily Evans. Powinienem był pomyśleć zanim zacząłem mówić. Teraz było niestety za późno. Zardi już kreśliła w swoim brudnopisie i doskonale wiedziałem, że rozplanowywała miejsca, w których umieści nasz nieistniejący już zespół.
- Remusie, w takim razie musimy spędzić wspólnie trochę czasu. - szepnął mi na ucho Syriusz, a po jego głosie poznałem, że nie był zachwycony faktem współpracy z Lisicą. - Tylko ty i ja, nowe doznania i pozycje. Co ty na to? - zamruczał. Najwidoczniej postanowił zwalczyć myśli o Evans innymi, bardziej zajmującymi.
- Umowa stoi, ale tym razem to ja będę dominował. - wyznałem z pewnym siebie uśmiechem, co nie spotkało się z entuzjazmem Syriusza, chociaż widziałem po jego minie, że czuje się zobowiązany by pozwolić na wszystkie moje zachcianki. A może wiedział, że nie ustąpię póki nie dostanę tego, czego chcę? Jakakolwiek nie byłaby odpowiedź, tyłek Syriusza miał być mój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz