niedziela, 12 lipca 2015

Spaaaaać

26 października
Pomoc Zardi była zdecydowanie złym pomysłem, ponieważ wymagała ode mnie zaangażowania, czasu i sporego nakładu pracy. W konsekwencji stanowczo zbyt późno położyłem się spać, co teraz odbijało się na mojej twarzy bladością, zaczerwienionymi oczyma, sinawymi podkówkami oraz wyschniętymi na wiór wargami. Nie sądziłem, że po latach, próby niemal reaktywowanego zespołu będą tak ciężkie i męczące. Czułem się przez to niebywale stary i nieomal niedołężny, ponieważ dawniej byłem w stanie wykrzesać z siebie o wiele więcej, zaś teraz niebywale szybko traciłem zainteresowanie pracą nad sobą i utworem. Moje myśli zaprzątało wygodne łóżko, ciepła pościel, błogi sen.
Z ulgą przyjąłem fakt, że dziś wypadało wolne, kiedy to mieliśmy odpocząć od prób, nauki, wszystkiego, co mogłoby nas niepotrzebnie męczyć. Przyjaciółka odpowiedzialna za „Czerwonego Kapturka” zadbała by każda zaangażowana w jej przedsięwzięcie osoba otrzymała drobne fory od nauczycieli, właśnie po to, by móc wypocząć przed kolejnym długim, męczącym tygodniem.
- Starzeję się. - stwierdził równie niewyspany James, który ziewając przeciągle rozmasowywał swoje zamykające się oczy. Musiałem przyznać, że ten widok zachęcił moje do pieczenia, przez co czułem się jeszcze gorzej niż poprzednio.
- Wszyscy się starzejemy. - rzuciłem mądrością. - Po prostu niektórzy szybciej niż inni.
- Powiedział wilkołak, który ledwo widzi na oczy i powinien podtrzymywać powieki zapałkami. - dogryzał Potter i chociaż już był na nogach gotowy do wyjścia na śniadanie, położył się jeszcze na łóżku z zamiarem zapomnienia o całym świecie. - Idę spać, więc nie przeszkadzać przez jakąś godzinę. Możecie mi śniadanie przemycić do pokoju.
- Wstawaj, nikt nie będzie niczego przemycał. Nie dla ciebie. - Syriusz rozciągał zdrętwiałe kończyny i wcale nie wyglądał lepiej od nas. - Rozruszamy się i zapomnimy o senności.
- Ta, jasne. Będę słabiej pracował nawet nad moimi głupimi projektami, ponieważ mój umysł zaśnie i nie będzie chciał się obudzić.
- Ty masz jakieś projekty? - zmarszczyłem brwi.
Peter zachrapał obok mnie. Podziwiałem go, ponieważ sam chciałbym dysponować umiejętnością spania na stojąco w towarzystwie kumpli. Ten to zawsze potrafił działać na swoją korzyść.
Ostatecznie ustaliliśmy, że jeśli po posiłku nadal będziemy niewyspani, zaszyjemy się w łóżkach na godzinę i dopiero po upływie tego czasu pozwolimy sobie na jakiekolwiek działania mające na celu przetrwanie dnia. A przecież miałem trochę na głowie! Nie potrafiłem odpoczywać nie myśląc o obowiązkach, jakie zostawiam na później, toteż wątpiłem aby w moim przypadku udało się naprawdę zrelaksować.
Skusiłem się na poranną kawę, kiedy jakimś sposobem dotarłem do Wielkiej Sali. Kilka osób dosłownie spało z twarzami w jedzeniu, ktoś puszczał senne bąbelki w owsiance, czym zapewnił rozrywkę innym uczniom. Jak widać Zardi wyciskała ostatnie poty z nas wszystkich, co nauczyciele przyjęli z rezerwą, sądząc po ich nijakich reakcjach na podobne przypadki. A przynajmniej tak mi się początkowo wydawało, ponieważ już w pięć minut później patrzyłem jak rozbawiony Wavele kreśli twarz śpiącego z głową na stole Noaha. A jednak i grono pedagogiczne naszej szkoły potrafiło się nieźle bawić kosztem ciężko pracujących nad przedstawieniem młodziaków. Biedny Francuz kiepsko trafił z miejscem przy stole. McGonagall na pewno nie skusiłaby się na podobne głupie zabawy. Chociaż? Może po prostu nie znałem jej zbyt dobrze?
- Hogsmeade. Myślę, że trzeba nam Hogsmeade, kremowego piwa na uzupełnienie cukru we krwi i od razu będzie z nami lepiej. - James wygłosił swoją teorię odrywając wzrok od zmęczonej, ale wciąż przytomnej Evans. - Wypad bez kobiet, bez zobowiązań.
- Dzisiaj nie mamy przecież... - zacząłem, ale mi przerwano.
- Nie po to odkryliśmy tajne przejście żeby musieć polegać na oficjalnych wyjściach. Wymkniemy się, wypijemy kilka piwek. Relaks jakiego nam trzeba na wyciągnięcie ręki, więc nie odmawiaj Remusie.
Nie byłem zachwycony tym pomysłem, ale musiałem przyznać, że brzmiało kusząco, więc skinąłem głową zgadzając się na wszystko. Nie było sensu przesiadywać w szkole i szukać sobie na siłę rozrywki, skoro nasza czwórka mogła robić to, na co inni nie byli w stanie sobie pozwolić.
- Zaczniemy od Miodowego Królestwa. - zażyczyłem sobie. - Wyjdziemy z niego, wrócimy jako kupujący i zaopatrzę się w trochę czekolady na lepszy dzień. Ona doda mi sił przed kolejną przeprawą z Zardi.
- Prawda! - poparł mnie ożywiony trochę Peter i ostatecznie każdy z nas zabrał ze sobą szkolną torbę, aby przemycić do pokoju zapasy słodyczy i piwa kremowego na czarną godzinę, czy raczej na czarne dni pracy nad przedstawieniem.
Musiałem przyznać, że przez chwilę cieszyliśmy się niespotykaną energią, ponieważ zebraliśmy się w rekordowym tempie i cichcem przekradaliśmy na odpowiednie piętro, a później z naszą niezawodną mapą pod samo zastawione gargulcem przejście. Byliśmy bardzo ostrożni, kiedy jeden po drugim wciskaliśmy się za garb kamiennej wiedźmy postawionej tu na czatach. James omal nie utknął w przejściu z nogami dyndającymi na korytarzu i to w chwili, kiedy zbliżał się do nas jeden ze ślizgonów, ale w ostatniej chwili wciągnęliśmy go i odetchnęliśmy z ulgą. Mało brakowało!
Spiżarnia Miodowego Królestwa była pusta, więc spokojnie wyszliśmy z tajnego przejścia na palcach i dwójkami przekradaliśmy się pod Peleryną Niewidką. Jako najszczuplejszy i średnio wysoki, pełniłem rolę Charona, wyprowadzając kumpli ze spiżarni na świeże powietrze, gdzie po jakimś czasie byliśmy już w komplecie. Mieliśmy szczęście, że w sklepie zostawiono otwarte drzwi aby słodki zapach słońca wypełnił każdy kąt. Mogliśmy niezauważenie przemknąć w jedną stronę, a później także wrócić do tajnego przejścia. Los musiał nam sprzyjać.
Rozpoczęliśmy relaks od słodyczy, którymi wypełniliśmy torby. Nawet Syriusz wziął coś dla siebie i kilka łakoci dla mnie. Nikt nie pytał co robimy w miasteczku, więc się z tego nie spowiadaliśmy. Załatwiliśmy jedne sprawunki i od razu zabraliśmy się za kolejne.
Słońce dodawało nam sił, pieściło skórę, rozleniwiało, ale dawało niezbędną tego dnia energię. Myślę, że dziś nie było dla nas rzeczy niemożliwych. Tym bardziej, kiedy skosztowałem cudownej czekolady, a jej słodycz rozpłynęła się po moim ciele gęstym, mlecznym smakiem. Czułem się bogiem mogąc tego doświadczyć. Syriusz co jakiś czas dźgał mnie zaczepnie palcem pytając, czy to lepsze od nocy spędzanych z nim, więc podjąłem jego grę.
- Od tak dawna nie spędziliśmy ze sobą żadnej nocy, że chyba nie pamiętam, jak to jest. - rzuciłem mu na ucho i wepchnąłem w usta kostkę czekolady. Prychał, narzekał, ale nie pluł, chociaż widziałem, że miał na to ogromną ochotę.
Zamówiliśmy po kuflu piwa i zajęliśmy najbezpieczniejszy w naszym przypadku stolik. James wziął na siebie obowiązek oczarowania właścicielki i jej córki, aby mieć pewność, że nie wygadają się przypadkiem któremuś z nauczycieli o naszej niespodziewanej wizycie. Musiało mu się udać, ponieważ obie były bardzo zadowolone z naszej wizyty. Syri również dodał do tego swoje trzy grosze uroku, więc kobiety nie miały szans.
- Ach, czuję jak piwo wypełnia każdą komórkę mojego ciała. - westchnął z rozmarzeniem Potter, kiedy upił pierwszy łyk z kufla. - Co za uczucie...
- Lepsze niż podglądanie dziewczyn w łazience prefektów. - przyznał Peter i najwyraźniej zrozumiał, że się wygadał ponieważ pobladł i szybko zainteresował się nadmiernie parapetem okiennym.
- Podkradasz mój klucz? - zapytałem poważnie. - Sądziłem, że mamy te zabawy za sobą, ale najwyraźniej się myliłem.
- Raz czy dwa razy zdarzyło mi się go pożyczyć. - przyznał niepozorny blondynek. - Zresztą, już tego nie robię. Dziewczyny zaczęły z jakiegoś powodu bardziej uważać i zabezpieczyły drzwi zaklęciem. Nikt nie wejdzie, jeśli wcześniej ktoś użył klucza wchodząc do środka. Łazienka otwiera się dla innych dopiero po jej ponownym zamknięciu tym samym kluczem z zewnątrz.
- Dobrze wiedzieć. - mruknąłem – Wiesz więcej o łazience, do której z naszej grupy tylko ja mam dostęp, niż ja sam.
- Przepraszam, Remusie. Więcej naprawdę tam nie pójdę i nie zabiorę ci klucza.
- Nic dziwnego, już nie działa tak jak dawniej. - James nabijał się z Petera będąc w doskonałym humorze po opróżnieniu pierwszego kufla piwa.
Miałem cichą nadzieję, że po skończeniu szkoły, kiedy ułożymy już sobie życie, będziemy co jakiś czas spotykać się na kremowym piwie wspominając stare czasy, rozmawiając o naszym codziennym życiu i rozkoszując się naszą przyjaźnią. Niemal mogłem wyobrazić sobie nas wszystkich za pięć, nawet dziesięć lat i podobało mi się to, co widziałem oczyma wyobraźni. Czterech szalonych, wyjątkowych chłopaków, z których każdy ma do opowiedzenia swoją własną historię.
- Skoczę po drugą kolejkę. - zaproponowałem zbierając nasze puste kufle. Zrobiłem to tylko z jednego powodu. Chciałem spojrzeć na nasz stolik z zewnątrz, tak jak patrzą na niego inni i cieszyć się tym, że w przeciwieństwie do nich, jestem Huncwotem, częścią większej całości, której nazwę nadał jakiś czas temu Sheva.

Harry.Potter.full.1711700

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz