środa, 15 lipca 2015

Plany i ich zniweczenie

Przedpołudnie w Hogsmeade mogłem zaliczyć do najlepiej spędzonych od wielu, naprawdę wielu tygodni, a to dlatego, iż był to niezwykle udany wypad. W końcu po porannym zmęczeniu nie było już ani śladu, a i na brak humoru nie mogliśmy więcej narzekać. Kto by pomyślał, że do szczęścia wystarczą nam dwa kremowe piwa i wspólnie spędzony czas. Widać nie trudno było zadowolić grupkę zdesperowanych młodych mężczyzn. To nie było powodem do dumy, ale dziś specjalnie mnie to nie interesowało. Byłem zbyt upojony przyjemnością płynącą ze słodyczy krążącej w moich żyłach. I z jakiejś niezrozumiałej dla mnie przyczyny chciałem trochę „poświntuszyć”, jak barwnie nazwałby to Peter, gdyby chodziło o niego i jego nieistniejące miłosne przygody.
Syriusz przypomniał mi, że od dawna nie byliśmy ze sobą w sposób intymny, toteż teraz nie potrafiłem odpędzić się od myśl o tym, co każdego dnia uciekało nam z rąk. Pragnąłem Syriusza, a on pragnął mnie. Czy potrzebowaliśmy jeszcze jakiejś zachęty?
- Myślę, że powinniśmy wracać. - rzuciłem niby od niechcenia, ale spojrzenie jakie posłałem Syriuszowi było bardzo wymowne. Może nie powinienem pić w przyszłości? Jeśli za każdym razem piwo kremowe miałoby mnie nakręcać do łóżkowych zabaw, bezpieczniej było go unikać. Syriusz też dojdzie do takiego wniosku, kiedy tylko dowie się, co dla niego przygotowałem. O ile nie ucieknie, kiedy moje wcześniejsze zapowiedzi zacznę wprowadzać w życie.
- Remus chyba ma rację. - Syriusz nie dał po sobie poznać, że wie, co kryje się w moich myślach, kiedy popierał mój pomysł – Evans będzie cię szukać, J. Zacznie węszyć, a nie chcemy żeby odkryła nasze sekrety.
- Nie pomyślałem o tym. - przyznał niechętnie James, który spojrzał tęsknie na swój pusty kufel – Musimy się zbierać i nie mamy już czasu na zabawy. Nie ma co zwlekać. Napełniamy torby piwem kremowym i jazda do zamku! - zakomenderował i jako pierwszy pognał w stronę lady. Jego głupkowaty uśmiech najwyraźniej potrafił zdziałać cuda, jako że dostaliśmy do naszego zakupu darmowe piwo, więc w pewnym stopniu bogatsi wychodziliśmy na ulicę. Teraz mieliśmy przed sobą zdecydowanie trudniejsze zadanie, jakim było bezszelestne przedostanie się do spiżarni Miodowego Królestwa. Na szczęście drzwi nadal były otwarte, więc przynajmniej tę przeszkodę mogliśmy wykreślić z listy.

Kiedy bardziej lub mniej spektakularnie przedarliśmy się do szkoły, bardzo szybko okazało się ile prawdy tkwiło w słowach Syriusza. Evans rzeczywiście szukała Jamesa wytrwale i z wielką pasją, ale widząc nas razem nie pytała gdzie się podziewaliśmy. Miała przynajmniej tyle oleju w głowie. I dobrze, ponieważ nie wpadliśmy na żadną sensowną wymówkę, a wymyślony przez Jamesa na poczekaniu kurs tańca był po prosty debilny.
- Idę spać. Jestem wykończony. - Peter uciekł, kiedy tylko na horyzoncie pojawiła się McGonagall. Był to raczej przypadek, ale najwidoczniej Pet nie chciał ryzykować, że zostanie o coś oskarżony lub nauczycielka uzna jego czas wolny za dowód przygotowania do najbliższej lekcji transmutacji. James w tym czasie zaproponował Lily spacer skąpanych w słonecznym blasku błoniach, co na pewno miało wiele wspólnego z jego wypitymi wcześniej piwami kremowymi.
- Zabierzcie moją torbę do pokoju, nie będzie mi potrzebna. Dzięki! - rzucił do nas szybko i wcisnął swój pakunek w ręce Syriusza. Chciał pozbyć się dowodów na naszą wizytę w Hogsmeade zanim Evans zrobi się wścibska. Doskonale to rozumiałem.
- Jestem wielkoduszny. Zrobię to dla ciebie. - zapewnił Black i wspólnie ruszyliśmy do pokoju, w którym zniknął już Peter.
Zanim opuściliśmy sypialnię, odczekaliśmy chwilę by mieć pewność, że James zabrał już Evans z korytarza. Nie potrzebowaliśmy świadków, którzy będą widzieć jak przemykamy wspólnie do łazienki prefektów, a właśnie tam chcieliśmy się rozgościć i nacieszyć sobą. Nie mogłem się doczekać chwili, kiedy zdominuję Syriusza i poczuje to, co zazwyczaj czuł on sypiając ze mną. Byłem ciekaw jakie naprawdę jest to uczucie i która z opcji sprawi mi większą przyjemność.
Kierując się w stronę łazienki, uśmiechałem się chyba trochę zbyt szeroko. Biedny Syriusz chyba musiał zacząć już podejrzewać, że mam wobec niego niecne zamiary, ale dotrzymywał mi kroku. Był bardzo dzielny, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że należał do grona upadłych paniczów czystej krwi.
- O, Remusie, jak dobrze, że cię widzę! Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkadzam? - dyrektor wyrósł przed nami jak spod ziemi. Oczywiście, że przeszkadzał, ale przecież nie mogłem mu tego powiedzieć.
- Nie, ależ oczywiście, że nie. - ja kłamałem, a Syri bez wątpienia odczuł ulgę z powodu nagłego nalotu Dumbledore'a. - W czym mogę pomóc?
- Porozmawiajmy u mnie w gabinecie. - nie podobało mi się to, ale nie wypadało odmówić. Wtedy na pewno przyznałbym się do winy, bez względu na to, o co mogło chodzić dyrektorowi.
Skinąłem potakująco głową i spojrzałem na Syriusza w sposób mówiący jasno, że to jeszcze nie koniec. Poczłapałem zawiedziony za mężczyzną, który uprzejmie otworzył przede mną drzwi i wskazał krzesło. Sam usadowił się za biurkiem opierając ciężko łokcie o blat.
- A więc nie przeciągajmy. Potrzebuję twojej pomocy. - zaskoczyło mnie to i wątpiłem żeby nie było tego po mnie widać. - Dziś odwiedzi mnie bardzo znaczący gość, który panicznie boi się myszy. Tak się jednak składa, że zupełnie niespodziewanie zamieniłem jednego z naszych nauczycieli w mysz. W panice mysz uciekła, a kiedy profesor McGonagall otworzyła drzwi, dała nogę na zewnątrz.
- No, dobrze. Rozumiem, co się stało, ale jaka jest w tym moja rola? - czy on chciał żebym grał na flecie i wabił wszystkie gryzonie, które pałętały się po Hogwarcie? Wątpiłem w swój talent muzyczny jeśli o to chodziło.
- Widzisz, tak się składa, że ta wizyta będzie naprawdę bardzo ważna i nie chciałbym dopuścić do sytuacji, kiedy nasza myszka wraca do mojego gabinetu właśnie podczas tego spotkania. Uznałem, że jeśli ktoś mógłby wywęszyć naszego zbiegłego nauczyciel, to ty będziesz nadawał się do tego doskonale.
Zapadła cisza. Patrzyłem na dyrektora, a on patrzył na mnie. Nie miałem wątpliwości, że dobrze go zrozumiałem, ale sama propozycja nie była szczególnie kusząca. Tym bardziej, że węszenie oznaczało obwąchiwanie czegoś, co należało do zamienionego w mysz nauczyciela.
- Jeden niuch na pewno wystarczy. - Dumbledore uśmiechnął się prosząco wyciągając w moją stronę męski sweter. Przynajmniej wiedziałem, że chodzi o mężczyznę. Może o tajemniczego profesora astronomii? W końcu o nim nic nie wiedziałem i utrzymywanie go w tajemnicy miałoby sens. - Ostro się targujesz, Remusie. - dyrektorowi naprawdę musiało zależeć na znalezieniu tej myszy, skoro próbował wszelkimi sposobami, jak przekonałem się chwilę później. - Co powiesz na tydzień dodatkowego deseru? Codziennie inne ciasto. Zaczniemy od snickersa...
- Proszę mi to dać! - wyciągnąłem dłoń po sweter. Pewnie mogłem się targować, ale nie mogłem przepuścić takiej okazji. Codziennie dodatkowy deser w postaci ciast? To był raj!
- Wiedziałem, że się dogadamy. - mężczyzna uśmiechnął się – Pójdę z tobą, to na pewno wiele nam ułatwi. W końcu żaden nauczyciel nie chciałby zostać złapany przez ucznia. Nawet tak zdolnego jak ty.
Uśmiechnąłem się, chociaż ten komplement nie był mi zupełnie potrzebny. Przysunąłem nos do materiału i wciągnąłem w nozdrza zupełnie nieznany mi zapach. Wiatr, wilgoć, woda po goleniu o intensywnym, bardzo męskim zapachu, jakaś zupełnie mi nieznana woń roślinna. Tego zapachu nie dało się łatwo zapomnieć, ale nie mogłem go też skojarzyć z żadnym nauczycielem. A więc to naprawdę nasz profesor astronomii miał kłopoty! Tylko o nim nie wiedziałem zupełnie nic, co dawało bardzo jasne wnioski.
Wypuściłem powietrze z płuc przez nos kilka razy i w końcu zacząłem wyszukiwać śladu zapachu pozostawionego przez fałszywą mysz. Na początku nie było łatwo, ale po chwili moje ćwiczenia z początku roku przyniosły jako taki efekt. Ruszyłem ostrożnie tropem, który wskazywał mi nos. Wyczuwałem za sobą dyrektora, ale wyłączyłem się szybko na jego obecność, aby nie pozwolić mu na rozpraszanie mnie. Schodami w dół, minąć gargulca...
- Jest w kuchni. - wyprostowałem się. Dumbledore spojrzał na mnie pytająco zaskoczony. - Proszę mi wierzyć, wiem to na pewno.
- Skąd? - mężczyzna był naprawdę zdziwiony, a ja wyraźnie dumny z siebie.
- Właśnie słyszę, jak Skrzaty Domowe uganiają się za nim z miotłami. Takich dźwięków nie sposób z niczym pomylić.
- No proszę. To było takie proste, a ja dałem się naciągnąć na tydzień łakoci dla ciebie. Cóż, mój błąd, ale zasłużyłeś na dwa tygodnie ciast! - powiedział zadowolony i wyciągając swoje długie nogi ruszył w stronę schodów. Postanowiłem zaczekać na niego tutaj, aby mieć pewność, że znalazł właściwą mysz, chociaż ja nie miałem co do tego żadnych wątpliwości.
Dwa tygodnie łakoci, dwa tygodnie raju. Syriusz będzie załamany, Peter umrze z zazdrości, a ja będę jak sułtan, rozpieszczany z każdej strony. Już nie mogłem się doczekać, a do spełnienia moich dosłownie słodkich fantazji byłem o krok bliżej, kiedy Dumbledore w końcu pojawił się na korytarzu trzymając coś w ręce. Skinął mi głową, więc byłem pewny, że trafiłem w dziesiątkę. Zresztą, sam mogłem to stwierdzić po zapachu, jaki otaczał niewidoczną dla mnie w uścisku dłoni mężczyzny mysz.
- Bingo! - powiedziałem do siebie zadowolony i już czułem rozkoszny smak ciasta w ustach. Jutrzejszy dzień zapowiadał się znakomicie.

RemusLupin39

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz