środa, 5 sierpnia 2015

Dorwany

Jak przystało na człowieka o bardzo małym rozumku, nie próbowałem nawet obmyślać szczególnie skomplikowanego planu działania. Rozsiadłem się w moim ulubionym fotelu, który z wiadomych powodów był wciąż wolny – spora część uczniów mojego Domu musiała wziąć kąpiel i przebrać się w czyste ubrania. Wyjąłem książkę, jedną z pożyczonych w bibliotece, i zabrałem się za czytanie, by zająć czymś czas oczekiwania na Niholasa.
Po pewnym czasie zacząłem się obawiać, że prędzej doczekam się przyjaciół niż Kinna, ale to na szczęście mi nie groziło, bo zaledwie zdążyłem się zdenerwować taką możliwością, a na schodach dormitorium pojawił się były chłopak Jamesa. Wściekły jak osa, niezadowolony z tego, co go spotkało, ale w 100% prawdziwy.
Schowałem książkę i zawołałem do chłopaka podnosząc się aby mu pomachać. Wydawał się zaskoczony i wcale mu się nie dziwię, ale nie miałem zamiaru tego przeżywać w nieskończoność. Postanowiłem, postanowienie wypełniłem, więc teraz musiałem po prostu iść na żywioł. Tym bardziej, że Niholas mnie nie zignorował, ale podszedł do mnie i miałem dziwne wrażenie, że cały zamienił się w jeden wielki pytajnik.
- Widziałem spustoszenia, jakie poczyniły kaczki. - zacząłem od tematu, który był dla niego bolesny, ale komfortowy, ponieważ chłopak rozsiadł się na sofie obok i ze zmarszczonymi gniewnie brwiami podjął rozmowę.
- Parszywe ptaszyska. Ktoś powinien je powystrzelać i zrobić z nich niedzielny obiad. Siedziałem przy jeziorze i czytałem notatki z transmutacji, kiedy to się stało. Jakiś Ślizgon zaczął się nudzić i urządził sobie z kolegami konkurs na rzucanie lewitującymi kamieniami w kaczki. Pudłowali, ale kaczki i tak się denerwowały. W końcu kamień trafił stanowczo zbyt blisko dowodzącego kaczora, czy jak to się tam nazywa. Kaczki wystartowały jak bombowce, zagoniły nas wszystkich w zbitą gromadę i rozpoczęły atak. Oberwałem, chociaż to chyba nie czyni ze mnie weterana wojennego, więc pozostało tylko poirytowanie.
- Współczuję. Naprawdę. - przyznałem. - A tak w ogóle to jak idzie bajka? Niby jesteśmy w jednym Domu, a jednak nie specjalnie mamy okazję rozmawiać. - teraz przeszedłem do ataku.
- Cóż, mam dużo wolnego czasu, który staram się spędzać nad książkami, ale idzie mi opłakanie.
- Z chłopakami wybieramy się do Hogsmeade w najbliższy weekend, więc może zgarniesz przyjaciół i pójdziecie z nami? - tak naprawdę kłamałem i wymyślałem wszystko na sucho. Nie mieliśmy z chłopakami żadnych planów, ale właśnie to zmieniałem nie pytając ich o zdanie. - Będzie naprawdę świetnie, jeśli tylko pogoda dopisze. Wpadniemy na kremowe piwo, kupimy coś na wynos i planujemy rozłożyć się gdzieś na trawie i trochę pograć w to i owo. - taaak, z pewnością. Czułem, że przyjaciele mnie zabiją, ale miałem wrażenie, że Niholasowi brakuje towarzystwa, więc chciałem żeby zacieśnił więzi ze swoimi kolegami lub przyjaciółmi. Zamieniałem się w dobrą wróżkę chrzestną. To był koszmar!
- Pomyślę o tym i zapytam Ricka. On lubi, kiedy coś się dzieje, więc...
- Co tam porabiacie?! - Syriusz zjawił się niespodziewanie dla Niholasa, chociaż ja wyczułem go wcześniej i po prostu nie zwracałem uwagi na jego obecność. Za nim stał James, któremu w zauważalny sposób nie pasował fakt, że rozmawiam z jego byłym. Może Evans coś mu nagadała? W końcu dawniej była bardzo cięta na Kinna.
- Zaprosiłem Niholasa na nasz wypad do Hogsmeade. - wyjaśniłem szybko i spojrzeniem starałem się dać chłopakom do zrozumienia, że mają udawać poinformowanych.- Nie jest jeszcze pewny, czy pójdzie, ale zapyta kolegi i może będzie nam raźniej. W końcu im więcej nas będzie do gry tym lepiej.
Syriusz zrozumiał, że lepiej nie ciągnąć tematu i zmienił go jakby akceptując możliwą obecność młodszego kolegi podczas naszego wyjścia do miasta. Okazało się, że nawet on słyszał już o nalocie kaczego gangu. Nie sądziłem, że można być tak dobrze poinformowanym siedząc nad runami u Wavele'a.
- Hę? - zachowanie Niholasa zwróciło moją uwagę. Jęknął bowiem patrząc w stronę okna, w której i ja spojrzałem.
Okazało się, że zaglądały przez nie do środka dwie kaczki, co mogło oznaczać tylko jedno – nie odpuściły lub nie odpuszczą, póki nie zapaskudzą wszystkich uczniów szkoły. Przyszło mi nawet do głowy, że musi nimi dowodzić jakiś animag, bo przecież same nie mogły być tak inteligentne. Miałem nadzieję, że to prawda, ale moja wizja była trochę wybrakowana, więc nie próbowałem się nią z nikim dzielić.
- Dla czystości i bezpieczeństwa, zabrania się uczniom opuszczania zamku i otwierania okien! - rozległ się znikąd głos dyrektora. - Ponieważ walczymy z plagą kaczek, nie chcemy umożliwiać im wejścia do zamku, ale jednocześnie nie możemy wyrzucić ich całkiem z tych terenów. Bądźcie więc rozważni. W końcu się znudzą i znikną jakby ich tutaj wcale nie było. Na chwilę obecną nie odwołujemy wyjścia do Hogsmeade, jednak bądźcie świadomi tego, że rozwój wypadków pokaże co dalej. Aby wynagrodzić wam zaistniałą sytuację, zapraszam wszystkich uczniów do Wielkiej Sali na lody i sorbety, wedle upodobania. Naturalnie dotyczy to także nauczycieli, którzy przecież są w równym stopniu uziemieni. Na koniec mniej wesoła wiadomość. Denerwowanie kaczek jest zakazane i będzie surowo karane. Nie chcemy przecież zwracać na siebie uwagi Ligii Ochrony Magicznej Przyrody. A teraz zapraszam do Wielkie Sali, nie ociągajcie się! - głos dyrektora był teraz wesoły, niemal skoczny.
Spojrzałem na przyjaciół i Niholasa, który uśmiechnął się do mnie niemal szeroko. Skinęliśmy sobie nawzajem głowami, ponieważ bez wątpienia myśleliśmy o tym samym.
- Idziemy! - zakomenderowałem biorąc Syriusza pod ramię. - Lubisz sorbety, więc nie będziesz się krzywił, a mi dobrze zrobią lody. Wynudziłem się, kiedy was nie było! - przyjąłem ton wyrzutu.
- Moje biedne, małe Remiątko. - Syriusz odezwał się uszczypliwie – Żyć beze mnie nie może i nudzi się, kiedy mnie nie ma przez chwilę.
- O, tak. W końcu nie ma nikogo, kto bawiłby mnie swoją głupotą tak jak ty. - odciąłem się.
- Usz, ty! - pogroził mi palcem. - Uważaj, bo rzucę na ciebie jakąś straszliwą klątwę i nie będziesz w stanie jeść słodyczy!
- To byłoby straszne. - roześmiałem się i spojrzałem na idącego spokojnie Niholasa.
- Nicky, ten twój kolega... Ten, o którym wspominałeś, że zabrałbyś go z nami do Hogsmeade, o lubi słodycze?
- Hm, to dobre pytanie. - przyznał ożywiony chłopak. - U niego wszystko zależy od dnia. Jeśli ma dobry humor to lubi słodycze i jest bardzo miły, ale kiedy wstanie lewą nogą... Wtedy jest koszmarnym mrukiem. To tak jakbym miał dwóch kumpli zamiast jednego. Ricky jest fantastycznym człowiekiem, ale trzeba się do niego przyzwyczaić. Na przykład dzisiaj ma gorszy dzień, więc nie mogę liczyć na to, że pozwoli się wyciągnąć z pokoju chociażby na krok. Pojawia się tylko na głównych posiłkach i na lekcjach jeśli musi. Dzięki, że pytasz.
- Chcę odnowić dawną znajomość. - przyznałem i klasnąłem w dłonie widząc zastawione półmiskami lodów stoły. - Nie ma mnie, chłopaki! - rzuciłem pospiesznie o naprawdę podbiegłem do stołów rzucając się na miseczkę, do której zacząłem pakować po dwie kulki każdego smaku. Zacząłem od lodów, później dorzuciłem sorbety, ostatecznie moja miseczka nie wystarczyła na wszystko, więc zarekwirowałem miskę Syriusza. Byłem wielkoduszny, ponieważ na samą górę dodałem dodatkowe kulki sorbetów pozwalając je chłopakowi zjeść. W tym czasie ja zająłem się swoją porcją rozkoszując się wyśmienitym smakiem tych chłodnych pyszności. I tak zjadłem je stanowczo zbyt szybko, ponieważ skończyłem w tym samym czasie, kiedy Syri pozbył się nadwyżki, którą dla niego zarezerwowałem. Mogłem więc od razu zająć się drugą porcją, która składała się z samych pyszności. Musiałem przyznać przed samym sobą, że objadłem się do tego stopnia, że zaczęło mnie mdlić, jednak moje cukrowe łakomstwo nie znało granic. Na koniec po prostu musiałem dołożyć sobie lodów, które uznałem za najsmaczniejsze ze wszystkich, a nie był to łatwy wybór.
Mój biedny chłopak był załamany. Uznał, że teraz na pewno emanuję cukrem nawet przez skórę, więc on boi się mnie dotknąć. Powygłupialiśmy się, pośmialiśmy szczerze i miałem wrażenie, że Kinn również zaczyna sobie przypominać czasy, kiedy byliśmy jedną ekipą. Teraz brakowało mi już tylko Ryo do kolekcji i mogłem spać spokojnie. Niestety wiedziałem, że z Japończykiem nie pójdzie mi już tak łatwo.
- Yyy... Chyba przesadziłem. - powiedziałem, kiedy odbiło mi się potężnie i zacząłem odczuwać wyraźne mdłości. Czułem się tak, jakby cały mój mózg właśnie pływał w cukrowej zalewie. Przesadziłem ze słodkim, to nie ulegało wątpliwości.
- Zabieram tego pijaka do pokoju zanim się skompromituje przy całej szkole. - Syriusz westchnął ciężko i pokręcił głową patrząc na mnie. - Jesteś bardziej łakomy niż Peter. Wstyd, Remusie. - skarcił mnie, ale nie byłem w nastroju na kłótnie. Musiałem się położyć i to możliwie najszybciej. Wiedziałem doskonale, że do jutra mi przejdzie, ale najpierw musiałem trochę poumierać.
- Lody i tak były pyszne. - stwierdziłem tocząc się obok Syriusza w drodze do dormitorium.

JPRLmoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz