środa, 26 sierpnia 2015

Jajkami

Przełknąłem ciężko ślinę patrząc w wielkie, wypełnione niezadowoleniem oczy kobiety, która przypominała kota pastwiącego się nad myszą, kiedy niespodziewanie na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Zgubiłeś coś, chłopczyku?
- Yyy, tak. - szybko stwierdziłem, że lepiej podkoloryzować prawdę niż kłamać. - Żabę. Taka zielona, bo wydaje mi się, że to był zielony... była tak brzydka, że nie jestem pewien, czy aby przypomina standardową żabę.
- Żabę? - uniosła brew.
- Tak. Kiedyś była chłopcem, ale przypadkowo rzucono na niego urok. Gdyby ją pani widziała, proszę się nie wahać i całować. Może się odmieni. - to nie był najmądrzejszy komentarz, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Miałem wrażenie, że twarz łowczyni zarumieniła się ze złości i chciała mi zrobić jakąś okropną, bolesną krzywdę, kiedy ocaliło mnie wołanie Syriusza.
- Remi, mamy go! - przyjaciel wraz z obstawą pojawił się na korytarzu i spojrzał zaskoczony na stojącą przede mną osobę. - A dlaczego klęczysz przed panią? - musiał dostrzec niebezpiecznie pulsującą żyłkę na czole kobiety i dlatego próbował rozładować atmosferę.
- Tak jakoś wyszło. - mruknąłem wstając i otrzepując spodnie. - Macie Seana? - postanowiłem zignorować łowczynię dla własnego bezpieczeństwa. Może zapomni o mało uprzejmym komentarzu, za który miała mnie przed chwilą zabić.
- Jasne, patrz! - Syriusz podszedł wyciągając w moją stronę trzymaną pod pachami żabę. Jej wielkie, zezowate oczy obracały się jak u kameleona, kiedy zdenerwowana próbowała się wyrwać.
- Co to za paskudztwo?! - łowczyni z obrzydzeniem odsunęła się o krok.
Mimowolnie uśmiechnąłem się tryumfalnie, czemu sprzyjał fakt, iż byłem do niej odwrócony tyłem.
- To jest właśnie Sean, moja zguba.
- Buziaczka? - Syri podsunął paskudną żabę pod twarz kobiety. - On bardzo lubi pieszczoty. Dziś ma jeden z tych swoich gorszych dni, ale na co dzień jest zawodowym pieszczochem. Prawda Seaniku? - kruczowłosy zbliżył żabę do ust i lekko musnął ją w głowę.
Dla łowczyni było tego za wiele. Skrzywiła się i z komentarzem o obrzydlistwie na ustach ulotniła się szybko. Może była przewrażliwiona na punkcie płazów? Niewiele mnie to obchodziło, jak długo trzymała się z daleka ode mnie.
Westchnąłem z ulgą. Byłem uratowany, chociaż przypuszczałem, że łowczyni zapamięta mnie na cały czas pobytu w Hogwarcie. Czy wilkołak mógł chcieć czegoś więcej? Raczej nie. Osiągnąłem niewątpliwie szczyt szczęścia. Będę fuksiarzem jeśli po wizycie łowców będę jeszcze miał głowę na karku.
- Uratowałeś mi skórę, chociaż całowanie żaby...
- To człowiek, tyle że pechowy! - Syri oburzony prychnął i tym razem to mi podstawił pod nos szkaradnego płaza, który kiedyś był człowiekiem, zaś teraz z trudem dało się na niego patrzeć.
- Zdejmijmy z niego moje zaklęcie, a później będziecie sobie dziękować. Co wy na to? - Niholas przypomniał nam o priorytetach. - Wybacz stary, ale jakoś to naprawię, słowo! - wziął od Syriusza swojego żabiego kolegę i przyglądał mu się z przepraszającym wyrazem twarzy.
Podejrzewałem, że zdjęcie niewłaściwego zaklęcia nie będzie wcale takie trudne, toteż poprosiłem Kinna o jego różdżkę. To był kluczowy element, jeśli chciałem coś zdziałać. Zresztą, Flitwick wielokrotnie uczył nas coraz to różniejszych zaklęć mających pomóc w przypadkach takich jak ten. No, może nie do końca takich, ale jednak w podobnych.
- Zaklęcie, którym go przemieniłeś było ostatnim, jakie rzucałeś? - upewniłem się, ale nie otrzymałem jasnej odpowiedzi, co sprawiło, że zawahałem się i na chwilę straciłem wiarę w powodzenie mojego planu.
- Spanikowałem i nie wiem. Mogłem, ale nie musiałem. Nie pamiętam! - Niholas był bliski płaczu, więc próbowałem go uspokoić. James także w końcu zdobył się na jakiś uczynny gest i zaczął wyciągać na światło dzienne wszystkie swoje niepowodzenia. Było ich całkiem sporo, toteż chłopak szybko się uspokoił i pozwolił mi działać.
Użyłem najpopularniejszego zaklęcia, ale nie przyniosło żadnych rezultatów. Spróbowałem więc kolejnego i jeszcze jednego, z tym samym skutkiem. Przez chwilę panikowałem w duchu, ale wtedy ostatnie z zaklęć jakie miałem w zanadrzu zaczęło działać, chociaż z opóźnieniem. Już miałem przyznać się do porażki, kiedy żaba zakumkała, zakwiczała i zaczęła się rozrastać. Niholas upuścił ją szybko na ziemię i patrzyliśmy jak się powiększa przybierając ludzkie rozmiary.
- Taki zostanie? - James powiedział głośno to, czego obawialiśmy się w chwili, kiedy przez kolejną minutę nic się nie działo. Na szczęście już w następnej chwili wszystko znowu ruszyło z kopyta. Kilka skrzeków i ryknięć później, Sean był sobą, a przynajmniej sądziłem, że był, i mierzył Niholasa wściekłym spojrzeniem. Drżał wprawdzie lekko na całym ciele, ale i tak złość była silniejsza niż skutki zaklęcia.
- Ja cię... - Sean, szczupły chłopak o kiedyś starannie ułożonych blond włosach nie miał szansy skończyć. Coś uderzyło o szybę, która rozleciała się na drobne kawałki zaledwie dwa metry od nas i ze zgrzytem rozsypała się po podłodze. Pośród kawałków szkła leżało rozbite jajko. Na początku nie mogłem w to uwierzyć, ale szybko oswoiłem się z myślą, że kaczki rozpoczęły atak twardszą i boleśniejszą amunicją. Teraz strzelały w okna jajkami! Nie wiem jak to robiły, ale nie chciałem się też dowiedzieć. Byłem bezpieczniejszy w swojej słodkiej nieświadomości.
Spojrzeliśmy wszyscy po sobie, a nasze miny były identyczne i w ten sam sposób oddawały zgrozę nowego kaczego ataku. Jajko to jeszcze nie dramat, ale kiedy rozbija się nim szybę... To już zdecydowanie nie jest bezpieczne dla nikogo.
- Myślicie, że powinniśmy kogoś ostrzec? - Sean przetarł twarz dłońmi. Miał jasne, niebieskie oczy i trochę za długi nos, który starał się optycznie pomniejszyć dzięki grzywce.
- Podejrzewam, że wszyscy już o tym wiedzą i w przeciągu godziny w zamku nie zostanie żadne całe okno, chyba że nauczyciele coś z tym zrobią. - przyznałem rozsądnie jak na zaistniałą sytuację. - Chodźmy do łazienki prefektów, póki kaczki nie wpadły do środka. Tam nie ma okien. - zaproponowałem.
Moi towarzysze przystali na ten pomysł, chociaż Syri spojrzał na mnie wymownie. Wolał abyśmy to my dwaj zaszyli się tam na dłuższą chwilę i miło przeczekali problemy. Niestety nie byłem w nastroju do miłosnych igraszek, więc wolałem zapewnić schronienie sobie i kolegom.
Całą drogę przebiegliśmy uważając na gdzieniegdzie powybijane szyby. Łowcy mieli z pewnością pełne ręce roboty, co mnie cieszyło, chociaż jednocześnie wolałbym oszczędzić tych przeżyć znajomym ze szkoły. Otworzyłem drzwi łazienki bez najmniejszych problemów i zaklęciem zablokowałem przed całkowitym zamknięciem się. Przecież więcej osób mogło wpaść na ten sam pomysł, a nie chciałem zamykać im przed nosem wrót mojego chwilowego zamku.
Uspokajając oddech i nerwowo bijące serce, usiedliśmy pod jedną ze ścian czekając na „ratunek”. Nie byłem pewny ile czasu dokładnie minęło, zanim pojawili się kolejni prefekci z niewielkimi grupkami uczniów, których mieli obok siebie w chwili kaczego ataku.
- Gdzie was dopadły? - zapytał młodszy o rok ode mnie Puchon, który właśnie pocieszał swoją rozhisteryzowaną dziewczynę. Opowiedział nam pokrótce o tym, jak jajka rozbiły okna w ich Pokoju Wspólnym i jeden chłopak omal nie dostał szkłem prosto w oko. - Nie każdemu się udało. Kiedy tu biegliśmy, widziałem ślady krwi. Na szczęście niewielkie. Chciałbym sądzić, że to kotka woźnego miała pecha, ale trochę w to wątpię.
- Wojna z kaczkami rozpętała się na dobre. - zauważyła jakaś dziewczyna, której zupełnie nie kojarzyłem. Musiała być zdecydowanie ode mnie młodsza.
- Łowcy się tym zajmą i w następnym tygodniu przegracie z nami mecz. - James zdecydowanie rozładował atmosferę, kiedy podszedł do stojącej na bramce w drużynie Hufflepuff dziewczyny. Nie pamiętałem jej imienia, ale miała śliczne rude włosy. Gęste i poskręcane w śrubki, co dodawało jej uroku hybrydy anioła oraz celtyckiej księżniczki. Musiałem przyznać, że mi się podobała, chociaż nie w ten sam sposób, co Syriusz. Podejrzewałem, że James starał się z nią niewinnie flirtować, chociaż każdy wiedział o jego związku z Evas. Już ona zadbała o to, żeby żadna dziewczyna nie robiła sobie nadziei na poderwanie okularnika.
- Ha! Powiedz lepiej prawdę! Te całe głupkowate ataki ptactwa to twoja wina! Obawiałeś się starcia z nami i wolałeś uniknąć rywalizacji! Nie macie z nami szans! - dziewczyna z uśmiechem odpowiedziała na zaczepkę. - Quidditch to sport dla wytrwałych, a nie dla takich chucherek jak wasza drużyna. Nie macie ani grama mięśni!
- Będziesz mnie publicznie przepraszać, kiedy was zmiażdżymy! - J. nie dał się i teraz ich „sprzeczka” stała się sercem wydarzeń w łazience prefektów. Wszystko było lepsze od myślenia o rozbijanych szybach. Poza tym, znalazło się wśród powiększającego się powoli tłumiku uczniów więcej graczy, co sprawiło, że dyskusja o sile drużyn naprawdę rozgorzała na dobre i chyba nikt w pewnym momencie nie pamiętał już o jajkach, oknach i łowcach, a w łazience robiło się coraz ciaśniej.

Sirius-Black-and-Remus-Lupin-moony-and-padfoot-28054874-524-600

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz