środa, 12 sierpnia 2015

Zabawa a kształci

1 listopada
Przy śniadaniu dyrektor odwołał zakaz wychodzenia, toteż specjalnie z tej okazji wszyscy uczniowie otrzymali od niego „parasolki niekupki”, jak nazwał je James, czyli parasole, na które rzucono zaklęcie opracowane specjalnie dla nas przez nauczycieli. Miały ochronić nas przed niechcianym atakiem z powietrza i jednocześnie się nie brudzić, co zapewniało większą higienę oraz święty spokój. Cieszyłem się, że je dla nas zaczarowano, ponieważ mieliśmy okazję w końcu wyrwać się ze szkoły i zaczerpnąć świeżego powietrza, a przynajmniej sądziłem, że jest jeszcze świeże. Lily i Zardi nie dawały nam ani chwili wytchnienia, ponieważ od przedstawienia dzieliło nas zbyt niewiele. Wydaje mi się, że tylko kaczki były z czegoś bardziej niezadowolone od nas, ponieważ nikt już nie zwracał na nie takiej uwagi. Niedowartościowane ptaki, to dopiero dziwactwo.
- Jestem wykończony! - oznajmił James, kiedy staliśmy przed salą eliksirów. Peter miał teraz wolną godzinę, którą miał przeznaczyć na samokształcenie i nadrabianie ewentualnych zaległości. Już widziałem, jak mu to idzie. Gdyby McGonagall wiedziała, że „samokształcenie” w wykonaniu Peta opiera się na szukaniu sposobu na podglądanie dziewczyn, zapewne utraciłaby wiarę w moc edukacji. Cóż, przynajmniej chłopak miał jakąś pasję, chociaż sam umywałem od tego ręce. Miałem przecież Syriusza, więc nie potrzebowałem innych podnoszących adrenalinę atrakcji. Zresztą, dziewczyny były dla mnie wartościowe tylko jako przyjaciółki i nie wyobrażałem sobie sytuacji, w której byłbym zainteresowany jedną z nich.
Kiwnąłem głową zbliżającemu się do nas Noahowi, co w moim odczuciu było powitaniem znajdującym się pomiędzy koleżeńskim „cześć” oraz grzecznym „dzień dobry”. Lubiłem go, chociaż nie byłem pewny, czy on i Zardi naprawdę byli dla siebie stworzeni. Jasne, ciągnęło ich do siebie, ale nie mi oceniać ich szanse na związek.
- Moi drodzy, proszę się przesunąć! Miejsce dla kociołka! - głos Slughorna był tak donośny, że usłyszeliśmy go zanim ukazał się naszym oczom. Najpierw ukazał się wielki, czarny kocioł, a za nim toczył się nauczyciel. Gdyby nie jego sumiasty wąs, pewnie miałbym problem z odróżnieniem jednego od drugiego. - Zapewne zastanawiacie się, po co nam tak wielki kociołek, ale wyjaśnię wam wszystko! Dzisiaj będziemy przeprowadzać eksperyment, który będzie miał za zadanie sprawdzić was w dziedzinie eliksirów lepiej niż zwykłe testy lub zadania praktyczne. Wciągać brzuchy, wciągać! Musimy się zmieścić na tym ciasnym korytarzu! - przerwał i rozgonił nas raźnie na boki.
- Wygląda jak żuk gnojak. - rzucił szeptem Syriusz, co omal nie wywołało u słyszących go osób ataku śmiechu.
- A wiedziałem, że z czymś mi się kojarzy i nie chodzi o Syzyfa! - przyznał rozbawiony Noah, który akurat przytulał się do ściany po prawej ręce Blacka.
Slughorn wtoczył kocioł do sali i odetchnął z ulgą. W tym czasie wszyscy uczniowie weszli za nim i usadowili się na swoich miejscach. Nauczyciel klasnął w dłonie.
- Idealnie, perfekcyjnie, mua! - cmoknął na koniec – A więc zabieramy się do pracy! Zadanie polega na tym, że każdy z was po kolei, będzie wrzucał do kociołka jakiś dowolny składnik, mając na uwadze to, co już znalazło się w środku. Na koniec musimy uzyskać dowolny działający eliksir, więc waszym zadaniem nie jest wysadzić mi salę lekcyjną, kiedy zmieszanie kłócące się składniki. Chodzi o to, że będziecie musieli przeszukać wszystkie zakamarki pamięci, aby odnaleźć przepisy pasujące do dotychczas otrzymanego eliksiru. Podaję przykład. Ja wlewam do kociołka trzy litry wody. Dean dorzuca dwie marchewki, Lily kość wołową...
- Tworzymy eliksir czy rosół? - zapytał mimochodem James, który marszcząc brwi próbował skupić się na wyjaśnieniach nauczyciela.
- To przykład, mój drogi! - Slughorn pokręcił głową jakby miał do czynienia z dzieckiem. - Nie ułatwię wam przecież zadania i nie będę podpowiadał. Ze składników, jakie mamy do tej pory możemy zrobić dowolną zupę, ale także galaretę lub coś innego, jeśli dobrze się nad tym zastanowić. W taki sam sposób będziecie postępować z eliksirem. Zdaję sobie sprawę z tego, że im wcześniej ktoś będzie miał okazję dodać swój składnik, tym łatwiejsze będzie miał zadanie. Nie martwcie się jednak! Jeśli się nam uda, kolejka zacznie się cofać. Jeśli coś pójdzie nie tak, zaczniemy od nowa. No dobrze. Zaczynamy! - Slughorn uśmiechnął się do nas wymownie i wlał do kotła trzy litry wody, po czym powiedział to głośno, aby każdy z uczniów wiedział, co stanowi w tej chwili bazę naszego wspólnego eliksiru. - Dean? Jesteś drugi, więc przykładaj się!
- Trzy sproszkowane skorupki ślimaka! - rzucił po chwilowym zastanowieniu ciemnoskóry chłopak i podchodząc do kociołka wrzucił swoje „trzy grosze” do wywaru.
Kierunek kolejki został wyznaczony, więc nie znajdowałem się ani w najgorszej, ani w najlepszej sytuacji. Zapisywałem skrzętnie wszystko, czego dodawali inni, ale stres stawał się coraz większy z każdą chwilą. Nie byłem najlepszy w te klocki, moje eliksiry zawsze wypadały nijako, a teraz zadanie wymagało ode mnie sporego nakładu pracy. Nad swoim dodatkiem myślałem bardzo intensywnie, ale musiałem przyznać, że nic odkrywczego nie przychodziło mi do głowy. W końcu postanowiłem dodać najmniej szkodliwy składnik, jaki znałem, chociaż wahałem się długo. Zanim przyszła moja kolei, miałem więcej wątpliwości niż na początku.
- Dwie łyżki miodu. - powiedziałem w końcu patrząc przerażonym wzrokiem na zaskoczonego nauczyciela.
- Dwie łyżki miodu? - powtórzył za mną, więc przytaknąłem. - Remusie, to nic nie da.
- Ale i nie zepsuje. - przyznałem siląc się na niewinny uśmiech i podszedłem szybko do kociołka dorzucając swoją działkę. Siedząca obok mnie Zardi trzymała się za głowę, ponieważ w przeciwieństwie do mnie, nie wymyśliła niczego, co mogłaby dorzucić. Już otwierała usta, kiedy Slighorn wszedł jej w wydech.
- Zabraniam dodawania więcej miodu! - sądząc po niezadowoleniu dziewczyny, trafił w sedno.
- Dwie krople olejku migdałowego! - rzuciła szybko zanim nauczyciel zdążył zabronić czegoś więcej.
- Czekolada! - rzucił szybko Syriusz i oboje z Zardi dorzucili swoje składniki do kociołka.
- Hm, skoro mamy już smak, to trzeba dodać pikanterii. Dwie krople jadu skorpiona. - rzucił odważnie.
- 10 gramów sproszkowanej skóry trującej ropuchy! - padł kolejny genialny pomysł z boku i teraz wszyscy dodawali trujące składniki, które świetnie się ze sobą komponowały.
W końcu Slughorn przerwał zabawę ostro.
- Stopicie mi kocioł, jeśli zaraz nie przestaniecie zakwaszać mojego eliksiru! Już i tak jest zabójczy!
- Więc proponuję dodać wody i go wysadzić! - Sammy, niebieskooki hindus, w którego żyłach płynęła mieszana krew, uśmiechnął się szeroko. Siedział na samym końcu sali i zapewne cieszył się, że do niego kolejka nie zdoła już dotrzeć.
- Zaczynamy od początku! - postanowił ostro nauczyciel i przy pomocy Noaha wylali całą zawartość kotła do pojemnika na toksyczne odpadki eliksirowego pochodzenia. - Jeśli nie zaczniecie myśleć o konkretnym eliksirze, zacznę zmieniać zasady! Pierwszą będzie to, że sam powiem, co macie mi przygotować i wtedy już będziecie musieli wykazać się odpowiednią wiedzą! - zmarszczył groźnie brwi. - Oko traszki! - rozpoczął kolejkę, kiedy jego młody asystent wyczyścił już magicznie kociołek.
- Język żmii! - odezwał się zadowolony Samuel. - W końcu zaczynamy od końca, prawda? - był tak pewny siebie, że Slughorn nawet nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Gotował się w sobie, ale nie mógł najpewniej wymyślić niczego konkretnego, więc skinął krótko głową, na co Dean odpowiedział głośnym jękiem i nienawistnym spojrzeniem skierowanym w stronę kolegi z drugiego końca sali.
Ropuszy ogon był kolejnym ze składników i kiedy w końcu przyszła pora na mnie, nie do końca pamiętałem jaki eliksir pojawił się w moich myślach dwie osoby wcześniej. Po prostu dodałem do całości krwi nietoperza i odetchnąłem z ulgą mając to już za sobą.
Ta próba zakończyła się niejakim sukcesem, ponieważ przygotowany przez nas eliksir nie należał do najtrudniejszych i wyjątkowo pomysłowych, ale jednak był w pełni świadomie przygotowany. Nauczyciel był jednak niezaspokojony i teraz postanowił dorzucić nowe utrudnienia. Mógł w każdej chwili wtrącić się dodając do eliksiru swój składnik lub zlecić to Noahowi. Określił także limit składników do co najmniej 15. Było więc trudniej, ale w końcu atmosfera stała się luźniejsza i przestaliśmy się tak bardzo przejmować popełnieniem błędu. Nawet Slighorn przestał się na nas wściekać za pierwszy, dziwaczny eliksir, a ja jednak czegoś się nauczyłem i byłem z siebie naprawdę dumny. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kaczki zemściły się za ignorowanie ich.

young_sirius_and_remus_by_captbexx-d7tp8rg

1 komentarz:

  1. Widzę, że komentujących to tutaj nie ma, chociaż czytający na pewno są. Czytam to opowiadanie już od dłuższego czasu, ale stwierdziłam, że poczekam aż doczytam do aktualnych rozdziałów. Nie wyszło. Pokusa była zbyt duża. Strasznie podoba mi się twój styl pisania, dialogi i strasznie szanuję cię za wytrwałość. Piękny art.
    Pozdrawiam.
    Ismena...

    OdpowiedzUsuń