niedziela, 27 września 2015

Wyjścia, wejścia, przyjścia

Bezmyślnie wpatrywałem się w gruzy sufitu i intensywnie zastanawiałem się nad tym, co dwójka nastolatków mogła robić żeby zawaliła się pod nimi podłoga. Nie ważne jakie roztaczałem wizje i co brałem pod uwagę, nic nie przychodziło mi do głowy. Gdybym przyjął, że byli w trakcie kłótni tak ostrej, że doszło do rękoczynów, mógłbym uznać z wielkim bólem, że podobny wypadek mógł mieć miejsce, ale przecież oni na pewno się nie sprzeczali. Nieeee, coś takiego widać od razu, a ta dwójka znajdowała się w jak najlepszej komitywie.
- Remi, to jaaaaa... aaa... a co tu się stało?! - przyznaję, że pojawienie się Syriusza trochę mnie zaskoczyło, ale chyba mogłem się tego spodziewać.
- Czy ty postawiłeś kogoś na czatach pod Skrzydłem Szpitalnym? - zapytałem z przekąsem, ale on zaprzeczył.
- Przechodziłem akurat, kiedy zobaczyłem, że Pomfrey wychodzi z jakimiś rudzielcami.
- Kłamiesz i to nieudolnie. Postawiłeś czujkę.
Chłopak wzruszył ramionami, nie zaprzeczył, nie potwierdził, co było jak dla mnie wystarczająco wymowne.
- Więc? Co się...
- Dwójka, którą widziałeś wpadła z wizytą. Dosłownie. Bardzo efektowne wejście, jeszcze lepsze wyjście. - przyznałem wspominając to, jak zostali wyprowadzeni za uszy przez pielęgniarkę. - A pana, panie Black, co tutaj sprowadza?
- Stęskniłem się, czy to nie oczywiste?!
- Widzieliśmy się niedawno i nie byłem typem, za którym się tęskni. - dopiero teraz uświadomiłem sobie, że czuję się zdecydowanie lepiej i nie umieram z powodu mdłości, a to było ogromnym plusem tej sytuacji.
Syriusz usiadł na moim łóżku u uśmiechnął się czarująco wyciągając zza szkolnej szaty plik notatek z ostatnich zajęć.
- Spokojnie, nie są nasze. James ukradł je Evans, więc musisz je przepisać jak najszybciej. Jeśli nie czujesz się na siłach, ja to zrobię za ciebie. - byłem wzruszony tym, co dla mnie zrobili i jeszcze mogli zrobić, ale uznałem, że wolę sam przejrzeć notatki. Tym bardziej, że Syri nie zapomniał o pergaminie i piórze, więc mogłem od razu zabrać się do pracy. Wprawdzie chłopak liczył bezsprzecznie na większe zainteresowanie swoją osobą, ale nie chciałem żeby Evans domyśliła się, gdzie podziały się jej notatki. I bez tego była niebezpiecznym przeciwnikiem, a ja niemal zniweczyłem jej plany na przedstawienie z Zardi. Na pewno nie chciałem jej bardziej podpaść, niż dotychczas zdołałem samą swoją obecnością.
Niechętnie, ale jedno musiałem przyznać. Evans wiedziała w jaki sposób należy się uczyć szybko i łatwo. Jej materiały z zajęć były perfekcyjne i bez najmniejszych problemów zapamiętałem wszystko, co przepisywałem. Gdybym mógł częściej korzystać z jej notatek, nie musiałbym nawet chodzić na zajęcia. Nie przyznałem tego jednak głośno, a jedynie uwinąłem się sprawnie i szybko z tą pierwszą porcją materiału.
Syriusz schował za pasek pokaźny pliczek kartek, który mu oddałem i nadstawił się do całowania. Nie miał niestety szczęścia, ponieważ już w następnej chwili usłyszeliśmy dochodzący zza drzwi głos Pomfrey, która rozmawiała z kimś, kto jak dotąd nie odezwał się ani słowem. Black wyjął znikąd Pelerynę Niewidkę i otulił się nią szczelnie. Sądząc po zapachu, schował się pod moje łóżko, ale nawet wilkołak nie mógł być pewny czegoś podobnego.
- Tylko spójrz, Albusie! - kobieta weszła przodem i wskazała na rumowisko, kiedy zaraz za nią pojawił się dyrektor. - Naprawa zajmie dobry tydzień, a ja nie mogę sobie pozwolić na zamknięcie Skrzydła Szpitalnego. Teraz mamy tu tylko Remusa, ale jeśli w szkole wybuchnie epidemia grypy? To nie szpital polowy, więc nie mogę w takich warunkach zajmować się moimi pacjentami.
- Spokojnie, Poppy. Bez paniki, moja droga. Nie zakładajmy od razu najgorszego. Na początek zajmijmy się naszym chorym, który widzę, że odzyskał kolory i najwidoczniej czuje się już coraz lepiej, prawda?
Domyśliłem się, że chodzi o mnie, więc skinąłem głową.
- Doskonale. Myślę, że wrócisz do siebie w przeciągu trzech, czterech dni, a w międzyczasie, ktoś zacznie już naprawiać sufit. I bez obaw, nie zawali się cały. Już ja o to zadbam. Będziesz całkowicie bezpieczny. A teraz skoczę po Filiusa. On najlepiej zna się na zaklęciach, więc będzie wiedział, w jaki sposób zająć się wszystkim na chwilę obecną. - Dumbledore znowu zwracał się do pielęgniarki, która westchnęła głośno i skinęła głową przyjmując do wiadomości to, czego się dowiedziała od siwobrodego mężczyzny. - Przepraszam was na chwilę i zaraz wrócę. - oświadczył i wyszedł z pokoju sprężystym krokiem, jakby cała ta sytuacja bardzo mu się podobała i zapewniała mu rozrywkę.
Zastanawiałem się, gdzie mógł teraz być Syriusz. Czy nadal leżał pod łóżkiem, a może wyszedł cicho spod niego i teraz czatował przy drzwiach? Trochę żałowałem, że nie potrafiłem przejrzeć działania Peleryny, ale gdybym ja to potrafił, mógłby tego dokonać każdy inny wilkołak, a ja chciałem przecież by moi przyjaciele mieli okazję uniknąć problemów, zarówno wilkołaczych, jak i każdych innych.
- Przepraszam, że pytam, ale jestem strasznie ciekaw, co się stało z tamtą dwójką. - zagadnąłem przyglądającą się nieufnie kupce gruzu kobietę. Chciałem ją zagadać, narobić hałasu, nawet jeśli tylko w formie konwersacji, aby Syriusz mógł swobodnie się stąd wynieść. W końcu był niewidzialny, ale nie bezcielesny.
- Ach, dyrektor z nimi porozmawiał i teraz są pod kuratelą profesor McGonagall. Na pewno nie ujdzie im na sucho to, że szlajali się po kątach, ale to raczej nie oni zawinili w kwestii oberwanego sufitu. Nie musisz się nimi przejmować. Zasłużyli na karę, ale nie będą dręczeni. Zresztą, i tak mieli wiele szczęścia, że nic im się nie stało. To mogło się dla nich bardzo źle skończyć. Muszę im podesłać eliksiry uspokajające na noc. W końcu nieźle się wystraszyli.
Musiałem przyznać, że kobieta się rozgadała, co działało na moją korzyść, chociaż wskazywało na to, że pani Pomfrey sama jest wciąż trochę roztrzęsiona. Nie chciałem żeby w takim stanie miała mnie czymkolwiek leczyć, więc postanowiłem podjąć próbę uspokojenia jej, co naturalnie mi się nie powiodło, gdyż w pokoju znowu pojawił się dyrektor i tym razem przyprowadził ze sobą malutkiego profesora zaklęć.
Kątem oka dostrzegłem, że drzwi się nie domykają, a wręcz powoli wędrują w drugą stronę, otwierając się szerzej. Widać Syriusz tylko czekał na ten moment, by wyślizgnąć się ze Skrzydła Szpitalnego niezauważony. Udało mu się to, więc odetchnąłem z ulgą i kładąc się wygodnie na łóżku, obserwowałem trójkę dorosłych, którzy właśnie dyskutowali na temat najważniejszego dzisiejszego dnia wydarzenia. Obiło mi się o uszy, że jakimś sposobem uczniowie już o wszystkim wiedzą i teraz za wszelką cenę chcą wpaść do Skrzydła Szpitalnego w małe odwiedziny, aby na własne oczy zobaczyć dziurę w suficie. Dyrektor musiał zabezpieczyć wejście do feralnej sali lekcyjnej oraz wydać wyraźne polecenia pilnującym przejścia do SS nauczycielom, aby nie wpuszczali nikogo, kto nie potrzebuje natychmiastowej i niezbędnej pomocy. Fala skaleczeń i bólów głowy czy brzucha mogła tylko namieszać.
Zgadzałem się z nim w pełni, tym bardziej, że nie mogłem mieć świadków, kiedy nauczyciele zabiorą mnie na przemianę. Ciekawscy zaczęliby zadawać pytania, a one mogłyby ich mimowolnie doprowadzić do mojej tajemnicy.
Słuchałem uważnie zaklęć wypowiadanych przez Flitwicka i śledziłem ruchy jego różdżki. Chciałem nauczyć się czegoś, co nie znajdowało się w podręczniku zaklęć, jako że w przyszłości mogłoby mi się naprawdę przydać. Czy nauczyciele zdawali sobie sprawę z tego, że ich podsłuchuję? Nie wiem, ale nie wydawali się mną przejmować, pochłonięci sprawą pilniejszą ode mnie dnia dzisiejszego.
Nie minęło wiele czasu, kiedy dziura została prowizorycznie załatana przez grono pedagogiczne, które zajęło się tym od dołu i od góry. Przez chwilę widziałem Sprout i Slughorna, którzy pojawili się w Skrzydle Szpitalnym, a nawet mignęła mi głowa Namidy oraz McGonagall w dziurze, którą tak doskonale widziałem ze swojego łóżka. I pomyśleć, że niewiele brakowało, a równie dobrze dwójka uczniów mogłaby spaść prosto na mnie. Byłem wilkołakiem, ale nie nieśmiertelnym, więc gruz oraz dwa ciężkie ciała nie byłyby dla mnie bezpiecznym ciężarem.
Nagle poczułem się niesamowicie zmęczony. Oczy same zaczęły mi się zamykać, więc skorzystałem z okazji i ułożyłem się wygodniej w łóżku. Nauczyciele i tak rozchodzili się już do swoich obowiązków i ciekawskich uczniów, którzy z pewnością gdzieś się czaili z zamiarem przekradzenia się tutaj. Na dodatkowe atrakcje chyba nie mogłem już liczyć, więc zamknąłem oczy chcąc przespać się chociaż przez chwilę i pozwolić odpocząć mojemu znowu zmęczonemu organizmowi. Widać przed pełnią wilkołaki męczą się czasami szybciej niż przeciętni ludzie. A może wcale tak nie było? Byłem tylko Remusem Lupinem, więc mogłem się mylić w każdej kwestii.

IMG_000027

1 komentarz:

  1. Sprytnie, sprytnie ;)
    Jednak założę, że dwa rudzielce to Artur i Molly ;P
    Nie kojarzę innych w miarę ważnych darzących się uczuciem rudzielców :P
    Przedstawienia też się doczekać nie mogę :D

    Wybacz za komentowanie w kratkę, ale nie zawsze mam czas przeczytać rozdział tego samego dnia, kiedy go wstawiasz ;)

    Weny,
    Glenka ;)

    OdpowiedzUsuń