środa, 14 października 2015

Miotły w dłonie!

12 listopada
Dzień przed przedstawieniem. Zaczynałem się stresować, chociaż wcześniej byłem pewien, że do tego nie dojdzie. Przecież tak ciężko ćwiczyłem! Poza tym, wcześniej niejednokrotnie śpiewałem i występowałem z przyjaciółmi, więc dlaczego teraz miałem mieć z tym problem? A jednak stres już zaczynał mnie zżerać. Wcale mi to nie odpowiadało! Nie chciałem być pewną siebie gwiazdą, ale opcja trzęsącego się ze strachu amatora także nie była najprzyjemniejsza. Mogąc wybierać, chciałbym znaleźć się gdzieś pośrodku, a na to się nie zapowiadało. Musiałem więc zapomnieć o wszystkich wydarzeniach ostatnich dni i po prostu najeść się słodyczy, jakby czekolada mogła wymazać pamięć na pewien czas. Może naprawdę miała takie właściwości. W końcu czułem się po niej o wiele lepiej i musiałem przyznać, że najwyraźniej byłem od niej uzależniony, ponieważ skosztowawszy jednej kostki czekolady, musiałem zjeść od razu całą tabliczkę. Nie potrafiłem się powstrzymać, to było silniejsze ode mnie! Wprawdzie odczuwałem później lekki dyskomfort i mdłości, ale były one nieznaczące, w porównaniu z przyjemnością dla mojego podniebienia.
- Rozumiem, że dieta już cię nie obowiązuje? - Syriusz patrzył ze zmarszczonymi brwiami na puste opakowanie po czekoladzie, które leżało na moim łóżku.
- Powiedzmy, że czasami mogę ją zawiesić! - rzuciłem dumie. - Poza tym, dziś na podwieczorek zaserwuję sobie makaron z ananasem, brzoskwinią, galaretką agrestową i jogurtem, więc słodkie będzie krążyć w moich żyłach przez cały dzień!
- Nie wiem, czy to mnie miało pocieszyć czy dobić. Wiesz, jakie jest moje podejście do twojego zamiłowania do czekolady, cukru i wszystkiego co słodkie.
- Oj, to tak jak twoja słabość do mięsa! Dobraliśmy się w sam raz, a teraz proszę o pomoc przy runach, bo nie jestem w stanie wyczytać się z twoich bazgrołów!
Jak nisko upadł Remus Lupin aby musieć douczać się na zajęcia z run z notatek Syriusza Blacka? Prawdę mówiąc miałem ogromne szczęście, że kruczowłosy miał smykałkę do tego przedmiotu. Chociaż dawałem z siebie wszystko i starałem się opanować cały materiał, czasami potrzebowałem wsparcia, a wtedy zawsze mogłem liczyć na Syriusza, który naprawdę świetnie radził sobie z runami i nigdy nie miał ich dosyć.
- Poproszę o pocałunek, wtedy będę zmotywowany aby ci pomóc. - bezczelny kruczowłosy wydął nawet usta dopraszając się mojej uwagi.
Prawdę powiedziawszy nie byłem szczególnie chętny do pieszczot, ponieważ dopiero co odgoniłem zdenerwowanie jutrzejszym przedstawieniem za pomocą czekolady, a teraz utknąłem nad pracą domową, ale najwyraźniej nie miałem innego wyjścia, jak tylko przystać na taki układ.
Dałem chłopakowi szybkiego buziaka, ale to mu nie wystarczyło. Chciał więcej i mocniej, ale na to już nic poradzić nie mogłem. Spełniłem jego zachcianki od buziaka po potarcie policzkiem o jego policzek, co wydawało mi się szczególnie dziwaczną zachcianką, i nalegałem by na przyszłość nauczył się czegoś o takcie i dobrym wychowaniu. Zostałem zignorowany, ale najwyraźniej nie mogłem liczyć na szczególne względy, kiedy w grę wchodziły zamiłowania mojego chłopaka do pieszczot w nieodpowiednich momentach.
Pukanie do drzwi pokoju zaniepokoiło mnie i przypomniało mi o tremie. Podejrzewałem, że to Zardi znowu zakradła się do dormitorium chłopców i teraz chciała wyżalić się nam, jaka jest nieszczęśliwa musząc dać wszystkim swoim aktorom i muzykom wolny dzień, aby jutro wszyscy byli wypoczęci. Podejrzewałem, że wszyscy myśleliśmy o tym samym, ale żaden z nas nie chciał popełnić błędu, toteż popatrzyliśmy po sobie i bezgłośnie zagraliśmy w marynarza, aby wiedzieć który z nas musi ruszyć tyłek z łóżka i otworzyć drzwi przybyszowi. Padło naturalnie na Petera, który mruczał do siebie i sapał schodząc z zasypanej najróżniejszymi łakociami pościeli.
- Kto tam? - zapytał, ale nie czekał nawet na odpowiedź. Po prostu otworzył drzwi i pewnie planował myśleć o konsekwencjach zdecydowanie później.
Przybyszem okazała się McGonagall, która wręczyła nam rozpiskę wyjść do Hogsmeade na najbliższe miesiące i przy okazji sprawdziła czy nie rozrabiamy. Miałem wrażenie, że kryje się za tym coś więcej, ponieważ nigdy nie kontrolowała naszych zadań od innych nauczycieli, a dziś nie zapomniała wpatrywać się we wszystko, co leżało na naszych łóżkach. Może ktoś coś przeskrobał i stąd to nagłe zainteresowanie?
- Chce pani czegoś jeszcze? - Syri jak zawsze pokazał na co go stać zadając bardzo bezpośrednie i chyba niezbyt uprzejme pytanie, ale niezrażony wpatrywał się w nauczycielkę, która stała pośrodku naszego pokoju.
- Tak, prawdę mówiąc to tak. Okazuje się, że zginął nam nietoperz, którego wcale nie powinno tu być. Rzadki okaz afrykański,albinos. Jeśli jakimś sposobem natkniecie się na niego, przekażcie informację natychmiast dyrektorowi. Co jednak najważniejsze, dyrektor zaprasza wszystkich na mały turniej quidditcha. Tak wiele osób jest zaangażowanych w przedstawienie i tak wielu z was denerwuje się przed dniem jutrzejszym, że ciężko na was patrzeć. Obecność na błoniach za dziesięć minut jest obowiązkowa, więc proszę się zbierać. - i z tymi słowy wyszła po prostu z naszego pokoju, kierując się do sypialni obok, gdzie trzecioklasiści wydzierali się w najlepsze.
Spojrzałem na przyjaciół. Syriusz tylko wzruszył ramionami, ale James zerwał się z miejsca i pognał do swojej szafki z poskładanymi starannie ubraniami na treningi. Nie potrzebował zachęty. Zaczął się szybko ubierać, jakby od tego zależało jego życie. Spodnie, koszulka, kolejna koszulka, ochraniacze. Naprawdę się napalił. Obawiałem się, że trochę przesadza, ponieważ większość uczniów nie dysponowała takim sprzętem, ale z nim nie warto było rozmawiać. Zignorowałem więc jego zaciekłe przygotowania i niechętnie ześlizgnąłem się z łóżka.
- Nauka poczeka. - zauważyłem zakładając cieplejsze skarpetki oraz zmieniając szkolne ubranie na bardziej jeszcze wyświechtane, którego nie było mi żal. Przecież grając na pewno się ubrudzę, albo co najgorsze, podrę spodnie! Wolałem się zabezpieczyć i zarzucić na siebie coś, czego nie będę później żałował. Nie zapomniałem też o szaliczku, jako że było już chłodno i bardzo jesiennie. Zbliżała się zima, więc nie chciałem przywitać jej przeziębieniem.
Opatulony, zwarty i gotowy, opuściłem pokój na pięć minut przed zaplanowaną przez dyrektora zbiórką. Na błoniach już tłoczyli się uczniowie. Niektórzy podnieceni, inni trochę zagubieni, ale bez wątpienia stawili się wszyscy. W końcu pojawił się także dyrektor w stroju przypominającym ten, który miał na sobie James, a za nim ustawili się inni nauczyciele. Najwidoczniej oni również mieli uczestniczyć w „zawodach”, o cokolwiek miało w nich chodzić. Nie wyobrażałem sobie Slughorna lub Sprout na miotle, ale Hogwart potrafił zadziwiać, więc najwidoczniej powinienem do tego nawyknąć.
- Kochani! - dyrektor uciszył gwar rozmów. - Wiem jak bardzo staraliście się przez ostatnie tygodnie. Pracowaliście zaciekle nad przedstawieniem, którego sam nie mogę się doczekać. Właśnie dlatego postanowiłem was nagrodzić i wspomóc. Aby odciągnąć wasze myśli od wielkiego dnia, chcę zaproponować wam zabawę! Opiekunowie waszych domów pozwolą wam za chwilę wylosować właściwe numerki, dzięki którym utworzycie drużyny mieszane. To w nich będziecie grać między sobą! - poznałem po jego głosie, że zaczyna się nakręcać. - Na koniec zostaniecie wynagrodzeni za swoje starania, ponieważ już w tej chwili szykuje się dla was ogromny tort czekoladowo-bananowy, którym uczcimy zakończenie zmagań! - klasnął w dłonie, a ja poczułem ssanie w żołądku. - Tak więc uważam dzień quidditcha za otwarty! Proszę, losujcie numerki!
Opiekunowie domów ustawili się w rzędzie, zaś stojący najbliżej nich uczniowie zaczęli ustawiać się w kolejkach. Sam zresztą również stanąłem na końcu sznureczka Gryfonów, ponieważ nie mogłem doczekać się tortu! Już czułem w ustach jego cudowny smak. Czekoladowy biszkopt, bananowa masa... Kto wie, co jeszcze wymyśliły Skrzaty Domowe!
Wsunąłem dłoń do wielkiej, szklanej misy i złapałem jedną z kulek, które się tam znajdowały. Wyjąłem okrągły przedmiot, a on na mojej dłoni zamienił się w świecącą na niebiesko dziewiątkę. Syriusz wylosował żółtą piątkę, zaś James fioletową szóstkę. Peter grzebał się strasznie, ale w końcu miał czerwoną jedynkę.
W ten właśnie sposób utworzono kilkanaście grup, którymi dowodzili nauczyciele. Przenieśliśmy się na stadion, zaś dyrektor znowu wystąpił aby wyjaśnić nam zasady, które będą dziś obowiązywały wszystkich grających. Chodziło o zaoszczędzenie cennego czasu oraz o dobrą zabawę bez zobowiązań, toteż wszystko zostało uproszczone oraz skrócone do minimum. Żałowałem, że nie mogłem być w drużynie z Syriuszem i Jamesem, ale trafiłem przynajmniej na Agnes, Irokeza i kilka innych znajomych twarzy, z którymi tworzyliśmy drużynę dziewiątą.
- Panie, panowie, chłopcy i dziewczęta! Zaczniemy od mojej drużyny trzeciej oraz siódmej profesora Slughorna! Reszta niech usiądzie na trybunach. Miotły w dłonie i do góry, kochani!

ishot-70

1 komentarz:

  1. Ja też czekam na przedstawienie. Czy pojawią się w najbliższym czasie pary które skończyły Hogwart?

    OdpowiedzUsuń