środa, 25 listopada 2015

Kuchennie

Ponieważ nauczyciel uznał, że brakuje nam wprawy, rozdał kolejną porcję jajek do rozbicia. Kolejna próba przebrnięcia przez zadanie z Evans... To był koszmar! Starałem się więc oderwać swoje myśli od faktu, że muszę z nią współpracować. Skupiłem się więc na jajkach. Podejrzewałem, że zostaną nam zaserwowane na kolację, ale wolałem nie mówić tego głośno, na wypadek gdyby Flitwick jednak nie wpadł na ten pomysł i nie doniósł Skrzatom Domowym o swoim projekcie. W końcu nie wiedziałem, co planował zrobić z takimi górami jajecznicy.
Wziąłem głęboki, uspokajający oddech i spojrzałem na Syriusza chcąc poczuć w sercu ciepło, którego tak bardzo teraz potrzebowałem. Nie wiem jak do tego doszło, ale Syri był w patrze z Jamesem, co wydawało mi się naprawdę podejrzanym zbiegiem okoliczności. Nie podejrzewałem ich o zaczarowanie profesora, ale uznałem to za jawną i skrajną niesprawiedliwość. Przecież równie dobrze mógł mnie przydzielić do okularnika, z którym wprawdzie dogadywałem się nieźle, ale i tak nie tak dobrze jak Syriusz! Ale nie! Z moim szczęściem Flitwick musiał skazać mnie na Evans z jej irytującym wszystkim! Miałem nadzieję, że to nie potrwa długo i te zajęcia skończą się wcześniej niż później.
Ponownie odetchnąłem i patrzyłem jak Evans kolejny raz rozbija jajka. Próbowałem zrobić to lepiej od niej, ale nie byłem w stanie, bo niby jak można się ścigać w perfekcyjnym rozbijaniu jajek?! To była sytuacja beznadziejna. Nie chciałem przecież z nią przegrać, ale czy mogłem wygrać? Wątpiłem by było to możliwe. Z drugiej strony, ona także nie mogła wygrać ze mną, więc... Więc byłem w beznadziejnej sytuacji... Jak w ogóle można tak bardzo nienawidzić dziewczyny jednego z najlepszych przyjaciół? Ha! Dziewczyny?! Narzeczonej!
- Panie profesorze, chyba nie czuję się najlepiej... - to było zagranie uwłaczające mojej godności, ale naprawdę zaczynałem czuć się dziwnie. Może zjadłem coś nieświeżego? A może zaczynałem na coś chorować?
- Po takiej ilości słodyczy, jaką przed chwilą w siebie wpakowałeś, każdy czułby się co najmniej zemdlony. - zauważył Flitwick. - Postaraj się o tym nie myśleć. Możesz zjeść jajecznicę, którą z Lily przygotowaliście.
Spojrzenie jakie mu rzuciłem było chyba wystarczająco wymowne. Nie miałem najmniejszego zamiaru ruszać tego czegoś! Dobrze, może i wszystko opierało się na zaklęciach, ale i tak to ona przyłożyła do tego rękę! Czy raczej różdżkę.
- Widzę, że już ci się poprawiło, więc nie widzę problemu. Możemy kontynuować. Tym razem zajmiemy się zmywaniem! - westchnąłem i przewróciłem oczyma. Nie powiedziałbym żeby mi się poprawiło, ale nie mogłem też narzekać na pogorszenie. Chyba zaczynałem za bardzo przesadzać z powodu Evans, ale moja niechęć do niej była tak silna, że już bardziej się chyba nie dało.
- Co ja ci zrobiłem? - zapytałem szeptem, kiedy nie mogłem już dłużej znieść tej sytuacji.
- A musiałeś mi coś robić? - odpowiedziała niechętnie.
- No, wypadałoby skoro tak mnie nie lubisz. Przynajmniej tak dla zasady. - rzuciłem jej przeciągłe, pozbawione jakichkolwiek uczuć spojrzenie. - Moje zamiłowanie do gorącej czekolady raczej ci nie przeszkadza, moja miłość do wszelkich słodkości raczej też, bo co ci do tego. Nie wiesz, że ja wiem, że to ty wysyłałaś Niholasowi Kinnowi pogróżki przed laty i to ty jesteś autorką listów miłosnych do Jamesa. - uśmiechnąłem się z wyższością, kiedy na twarzy Evans odmalowało się szczere zdziwienie. Tak, nie spodziewała się, że ją rozgryzłem. Wprawdzie dopiero po latach, ale jednak! - Więc?
- Więc doskonale wiesz od czego się zaczęło, bo na pewno pamiętasz nasze spotkanie na jednym z korytarzy.
Tak, pamiętałem i wcale mnie to nie cieszyło, ponieważ przez lata próbowałem o tym zapomnieć, choć z marnym skutkiem. Chciałem powiedzieć jej coś zgryźliwego, ale nie miałem okazji.
- Uważaj! - syknąłem i popchnąłem ją mocno. Przyznaję, że sprawiło mi to pewną przyjemność, kiedy gruchnęła o ziemię, ale na pewno nigdy nie zrobiłbym czegoś podobnego bez powodu. Teraz właśnie w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się jej głowa, przeleciał przez salę lekcyjną nóż, którym Peter miał pokroić cebulę. - Cóż, zabrudziłabyś mi najcieplejszy sweter, nie mówiąc już o tym, że nie zaliczyłbym dzisiejszych ćwiczeń z zaklęć. - nie lubiłem jej wprawdzie, ale to nie znaczyło, że chciałbym żeby rozbryzgała się po ścianach.
- Peter! - Flitwick był wściekły. Na tyle, że zsunął się ze swojego podgrzewanego termoforem siedzenia.
Czułem, że dzięki temu te beznadziejne ćwiczenia w końcu się skończą i nie będę musiał odpowiadać Evans na jej głupie pytanie. Nie chciałem wracać pamięcią do tamtych dawnych czasów, więc zapewne powinienem podziękować Peterowi za to, że tak zgrabnie tę sprawę załatwił. Był niestety bardzo zajęty, ponieważ profesor zaklęć tarmosił go za ucho.
- Oblane, Peterze Pettigrew! Oblałeś te zajęcia i do nowego roku będziesz w każdy wtorek, czwartek i piątek pojawiał się w moim gabinecie żeby nadrabiać swoje niewyobrażalne zaległości w panowaniu nad różdżką! To niesłychane! Żeby na moich zajęciach miało dojść do nieszczęścia. I to w dodatku podczas tak prostych zaklęć. - profesor przeżywał to, co się stało całym sobą. Naprawdę zapomniał o całym świecie i nieświadomie sięgnął po jajecznicę jednej z par uczniów zaczynając jeść. Nie wiedziałem, że miał nawyk topienia zmartwień objadając się, ale teraz zdobyłem wiedzę, którą kiedyś mogłem wykorzystać. Tak przynajmniej mi się wydawało. - To niedopuszczalne! Żeby uczeń ostatniej klasy popełniał takie błędy!
- Profesorze, proszę się uspokoić. - Noah w końcu zareagował, choć podejrzewałem, że zrobił to tylko po to by zachować pozory odpowiedzialności. W rzeczywistości bliżej mu było do zwyczajnych uczniów, niż do nauczycieli. Wprawdzie między nim, a nami istniała pewna różnica wieku, ale i tak nie sądziłem by Noah w ogóle ją odczuwał i przejmował się tym, że dla niektórych uczniów jest równy koledze. Zresztą, już sam fakt tego, że kręcił z Zardi był niezwykle wymowny. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że Camus związał się z Fillipem podczas jego ostatniego roku w Hogwarcie na pewno prześcigał Noaha i Zardi.
- Jestem spokojny! Jestem bardzo spokojny! - Flitwick sam nie wierzył w to, co mówi. Właśnie maczał surowy makaron spaghetti w gorącej herbacie i chrupał go jak gdyby nigdy nic. Nie wiem, czy był świadom tego, co robi, ale to na pewno nie było oznaką normalności i spokoju.
- O, tak. Niezwykle. - rzucił niewinnie Noah i zabrał nauczycielowi kubek z gorącym napojem, w którym pływał makaron. - Peter na pewno zrozumiał już swój błąd i będzie ciężko pracował żeby to naprawić podczas szlabanu, a teraz proponuję przejść do przyjemniejszej części lekcji. Niech pan skosztuje jajecznic, które przyrządzili i wybierze najlepszą. Chłopak podał nauczycielowi mały talerzyk oraz widelczyk, po czym podprowadził do pierwszej pary. Nałożył Flitwickowi jajecznicy i zachęcił go uśmiechem do skosztowania. Widziałem ulgę na jego twarzy, kiedy niski profesor poddał się jego woli i zaczął próbować. Chyba powinienem pogratulować Peterowi doprowadzenia nauczyciela do szaleństwa. Nawet James nie był do tego zdolny.
W każdym razie nie miałem szczególnych powodów do narzekania. Moja współpraca z Evans właśnie się zakończyła, a ona sama podnosiła się z ziemi niezgrabnie. Najpewniej nadal nie mogła otrząsnąć się z faktu, że mało brakowało, a mogłaby skończyć jako szaszłyk nabity na nóż. Kto wie czy i fakt bycia uratowaną przez wroga nie zaszokował jej w równym stopniu. Prawdę mówiąc mało mnie to obchodziło. Wykorzystałem okazję by wymienić spojrzenia z dwójką przyjaciół, którzy również korzystali z okazji odpoczynku zapewnionego im przez niezgrabność Petera.
- Dziękuję. - byłem zaskoczony słysząc za sobą głos Evans. Odwróciłem się niepewny czy i ja przypadkiem nie zwariowałem, ale ona naprawdę tam stała i patrzyła na mnie, co znaczyło, że najwyraźniej naprawdę coś się stało. Czy czekała na moją reakcję? Nie wiem, ale nie zrobiłem nic póki nie powtórzyła podziękowania stojąc ze mną twarzą w twarz. - Dziękuję.
- A tak. - mruknąłem nawet nie wiedząc, co jej odpowiedzieć. - Tak jakoś wyszło. Gdybym wiedział, że nie będę musiał zaliczać tych zajęć nie wiem czy bym ci pomógł. - byłem bezczelny, ale ona chyba wątpiła w moją szczerość. Cóż, sam w nią wątpiłem, bo moje słowa wcale nie brzmiały przekonywająco.
- W każdym razie, dziękuję. - powtórzyła i tak jak ja wolałem zająć się kolegami, tak ona odwróciła się do swoich koleżanek jakbym nagle przestał istnieć. Może zrobiłem właśnie największą głupotę życia, ale nie żałowałem, że ocaliłem jej irytujący, rudy tyłek. Była kimś ważnym dla Jamesa, więc zasługiwała na to, żeby Peter nie wraził jej noża w głowę.
- Mój ty bohaterze! - rzucił szeptem okularnik, który na chwilę znalazł się przy mnie. - Wiszę ci wielką gorącą czekoladę w Trzech Miotłach za to, co zrobiłeś. - uśmiechnął się szeroko i czmychnął na swoje miejsce, a na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Gorąca czekolada z Trzech Mioteł była najlepsza! Już nie mogłem się doczekać. Za taką nagrodę mogłem ratować Evans tyłek codziennie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz