niedziela, 22 listopada 2015

Too much...

19 listopada
W końcu nastały chłodne, zapowiadające zimę dni, które zmusiły mnie do założenia dodatkowej warstwy odzieży i zaopatrzenia się w grube skarpety. Nie lubiłem zimna i mając wybierać między temperaturami niskimi i wysokimi, zdecydowanie bardziej skłaniałem się ku tym drugim. Wolałem się gotować niż zamarzać! Niestety nie mogłem liczyć na żadną nieoczekiwaną zmianę pór roku, więc pozostawało mi tylko wskoczyć w moje najcieplejsze ubrania. Przyznaję, że wyglądałem jak niedźwiedź, ale zawsze wolałem być miśkiem niż zmarzniętym wilczkiem z soplami u nosa. Może trochę przesadzałem, ale musiałem przyzwyczaić organizm do drastycznej zmiany temperatury.
- Ponieważ lada dzień możemy spodziewać się pierwszego w tym roku opadu śniegu, proponuję małą powtórkę z zaklęć życia codziennego, które są niezbędne każdemu czarodziejowi. - Flitwick również boleśnie odczuł chłód tego dnia, ponieważ wyglądał zmizerowanie, chociaż siedział na ogrzewanym termoforem krześle i ani myślał gdziekolwiek się z niego ruszać. - Zaczniemy od podstaw, później przejdziemy przez kolejne stadia zaawansowania. Wiem doskonale, że w szkole nie macie okazji odświeżać sobie tego typu zaklęć i dlatego zadbam aby nie wypadły wam z głowy przed ukończeniem szkoły. Później już tylko od was będzie zależało, czy je sobie zapamiętacie i przyswoicie, czy pozwolicie im się zmarnować. Nie każdy z was może pozwolić sobie na skrzata domowego, który mógłby zająć się domem i wszystkimi obowiązkami, jakie się z tym wiążą, więc do dzieła! - nauczyciel już miał zeskoczyć ze swojego wysokiego krzesełka, kiedy nagle zmienił zdanie przypominając sobie, że rezygnacja z pozycji siedzącej wiązałaby się ze rezygnacją z ciepła termoforu.
- Też bym chciał tak tyłek podgrzewać. - usłyszałem za sobą szept Jamesa. - Podobno najwięcej ciepła z organizmu ucieka właśnie przez tyłek.
- Przez głowę, idioto! - poprawił go syknięciem Syriusz. - Przez głowę, a nie przez tyłek.
- Cóż, blisko byłem. - okularnik zbył uwagę Blacka wzruszeniem ramion.
- Tak, jasne. - przewróciłem oczyma.
Flitwick dobierał nas właśnie w grupki, w których mieliśmy ćwiczyć i z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu przydzielił mnie do jednej z Evans. Nie mógł gorzej trafić, co wiedziałem zarówno ja, jak i ona. To spojrzenie, które mi rzuciła... Zresztą, odpowiedziałem takim samym, o ile nie gorszym. Nie tego się spodziewałem po tych zajęciach. Stanowczo nie tego!
- Przepraszam, profesorze. -moja ręka wystrzeliła w górę. - Może mógłbym...
- Nie, Remusie. Nie mógłbyś. - Flitwick spojrzał na mnie ostro – Nie wiem, co między wami zaszło, ale...
- Nic nie zaszło! - powiedziałem chyba trochę zbyt gwałtownie, ale jego słowa mogły zostać dwuznacznie odebrane, a przecież Lily Evans była teraz narzeczoną mojego przyjaciela, więc na dwuznaczności nie było już miejsca. - Nic nie zaszło. - powtórzyłem ciszej i spokojniej. - Nic, a ona i tak mnie nienawidzi i najchętniej zobaczyłaby mnie martwym. To lisica!
- Jak cię zaraz... - Evans sięgnęła po różdżkę.
- Daj spokój, Lily! - Zardi zasłoniła mnie swoim ciałem. - Mój ci on! - rzuciła i uśmiechnęła się szeroko. - Lisica to bardzo pochlebne określenie! Pomyśl i japońskich kitsune!
Evans chyba nie doceniła tego poetyckiego odniesienia, ponieważ przewróciła lekceważąco oczyma.
- Ja mogę być w parze z Remusem.
- Tak, Caroline. Wiem o tym doskonale i cieszę się z tak rycerskiej postawy, ale nie. Nie zmienię zdania. - Flitwick był nieubłagany.
- Wybacz, próbowałam. - Zardi wzruszyła ramionami patrząc na mnie przepraszająco, choć nie była to przecież jej wina. - Trzymaj na pocieszenie – wręczyła mi torebkę skaczących czekoladowych groszków.
Od razu wziąłem do ręki pełną garść i wpakowałem je do ust. Flitwick nawet nie zareagował. Widać uznał, że w mojej obecnej sytuacji tylko na tyle może mi pozwolić. Cóż, zawsze to coś. Tym bardziej, że czekolada rozpłynęła się po moim organizmie rozkosznym, gęstym ciepłem. Tego mi było trzeba!
Spojrzałem na Evans, która starała się nie spoglądać na mnie z pogardą.
- Zardi, nie masz tam przypadkiem takich mocniejszych ze sporą dawką procentów? - zapytałem bezczelnie.
- Wybacz, Remi, ale te będą mi potrzebne żeby przetrwać pracę w parze z Peterem.
- Więc się podziel, bo sam muszę przeżyć zaklęcia będąc sobą. - zauważył z humorem Pet, ale było widać, że robi dobrą minę do złej gry. Zazwyczaj łączono go z Evans, która przejawiała niemal niezdrowe zamiłowanie edukacyjne do pracy nad opłakanymi umiejętnościami Petera.
- Koniec pogaduszek! - Flitwick wkroczył do akcji. - Za chwilę będzie tu z nami Noah i wtedy zaczniemy, jako że miał dla nas przygotować kilka rzeczy.
Widziałem jak Zardi zalśniły oczy na wspomnienie młodego „niemal” nauczyciela. Podkochiwała się w nim, to było oczywiste, a on miał słabość do niej, więc sądziłem, że byli na dobrej drodze do stworzenia czegoś wyjątkowego.
Do sali w końcu wszedł młody mężczyzna z irokezem na głowie. W rękach trzymał koszyk pełen jajek, co wydało mi się dziwaczne, ale od razu pojąłem od jakich podstaw planował zacząć Flitwick. Zaklęcia kuchenne należały do najtrudniejszych z najprostszych. Należało bowiem operować różdżką na tyle sprawnie, by niczego nie zepsuć, a przy okazji stworzyć coś jadalnego. To naprawdę nie było takie proste, a jednak dało się dojść do perfekcji bardzo szybko.
- Jajecznica! - oświadczył niski nauczyciel ze swojego krzesełka. - Waszym zadaniem na początek będzie przygotowanie jajecznicy! Ale nie ma tak łatwo! Z cebulą i szyneczką, z trzech jajek. Żółtko i białko mają się idealnie połączyć. - komplikował to łatwe zadanie jak tylko był w stanie. Jeśli w którejś jajecznicy znajdzie się skorupka, będę za to karał szlabanem. Jeśli białko i żółtko się rozejdą za bardzo, będę karał dodatkowym zadaniem domowym. Jeśli coś innego zostanie zepsute, pomyślę nawet o dodatkowych zajęciach z zaklęć kuchennych. Rozumiemy się? Tak? Doskonale! Więc do pracy! Każda para zabierze sobie z koszyka trzy jaka. Jedno rozbija jedna osoba z pary, drugie druga i ta, której pójdzie to najlepiej będzie rozbijać także trzecie. Przy okazji, jako że, o zgrozo, żadne z was nie zauważyło tego wcześniej, kiedy podniesiecie klapę swoich stolików, znajdziecie tam palniczki piecyków. Do pracy!
Z założenia zadanie było proste i poradziłem sobie ze swoim jajkiem bez problemów, ale najtrudniejsze było dopiero przede mną, jako że Evans nie chciała odpuścić trzeciego jajka. Uważała się za lepszą ode mnie, ale ja nie planowałem jej ustępować, przez co sprzeczaliśmy się na tyle zażarcie, że Flitwick musiał interweniować. Niemożliwym było jednak rozstrzygnięcie, które z nas wykonało lepszą pracę, toteż w ramach kompromisu otrzymaliśmy oboje po szansie. Niestety nie wykorzystanej w moi przypadku, ponieważ właśnie zabierałem się do swojego drugiego jajka, kiedy gdzieś za moimi plecami rozegrał się istny dramat, w wyniku którego dostałem jajkiem prosto w głowę. Nie wiem w jaki sposób można namieszać przy tak niemożliwie banalnych zaklęciach, ale widać ktoś nie należał do szczególnie rozgarniętych.
- Uwaga, leci cebula! - ostrzegł jeden z chłopaków i tylko dzięki niemu
tym razem uchyliłem się zanim zrobiło się szczególnie niebezpiecznie.
- Peter, nie wiem jak dalece potrafisz mieszać, ale uważaj, bo żeby cię ocenić braknie mi skali. - Flitwick tm razem był zmuszony zejść ze swojego krzesła i uprzątnąć śmietnik, jaki właśnie zaczął robić Peter.
- Nic tylko strzelić sobie w łeb jakimś mocnym zaklęciem. - szepnęła Zardi, kiedy Flitwick oceniał na ile szlabanów zasługuje ten, który zamiast jajecznicy zaserwował latające jaja. Coś takiego potrafił tylko Pet!
Spojrzałem na Evans, która właśnie zajmowała się szynką i z niechęcią zacząłem jej pomagać. Miałem nadzieję, że szybko pozbędę się tego rudego problemu, jako że był mi solą w oku. Niestety problemy narastały, jako że kłóciliśmy się zarówno o cebulę, jak i o to, które z nas powinno przypilnować naszego „projektu”. My po prostu nie potrafiliśmy współpracować, czego efekt widzieliśmy na patelni, na której nic nie układało się tak, jak powinno. Najgorsze jednak było to, że nie miałem zupełnie pojęcia, co takiego zrobiłem źle, jako że moje zadanie powinno być wykonane perfekcyjnie, a na to już nie mogłem liczyć.

1 komentarz:

  1. Całkiem przyjemny rozdział. I nie przejmuj się nieregularnością, jakoś to przeżyję. W każdym razie lekki, może faktycznie w końcu z Evans się pogodzą? :D Marzenie, wiem. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń