środa, 4 listopada 2015

Poteatralne zmęczenie

14 listopada
Jak bardzo może zmęczyć jedno szkolne przedstawienie reżyserowane przez przyjaciółkę? Na to pytanie nigdy nie znajdę odpowiedzi, ponieważ brakowało mi skali by to wyrazić. Nie spodziewałem się nawet po sobie takiego wyczerpania i długiego snu, a jednak wczoraj zmogło mnie bardzo wcześnie, zaś dzisiaj z trudem się dobudziłem. Mój mózg potrzebował jeszcze więcej czasu by sprawnie funkcjonować, a to było wystarczającym dowodem na to, że nie byłem stworzony do występów na scenie. Nie byłem nawet pewien czy tydzień wystarczy żebym mógł wyspać się należycie i wrócić do pełnej sprawności. W końcu fakt, że bezustannie myślałem o powrocie do łóżka świadczył o słabości i zmęczeniu mojego organizmu, a przynajmniej ja tak to widziałem.
- To straszne, ale marzę o śnie. - mruknąłem do przyjaciół zanim w ogóle opuściliśmy nasz pokój. - I to chyba bardziej niż o słodyczach.
- A to rzeczywiście poważny problem. Może jesteś chory? - Syriusz z początku zakpił, ale szybko stał się bardzo poważny. - Ty i miłość do snu przy odrzuceniu czekolady? To dopiero nienaturalne i dziwaczne.
- Prawda? Też mi się tak wydaje. - przytaknąłem. - Tym bardziej, że wczoraj zemdliło mnie, kiedy zjadłem ciastko biszkoptowe! Mnie! Mnie zemdliło od słodkiego!
- Najwidoczniej potrzebujesz jeszcze więcej snu niż sądziliśmy. - Syriusz objął mnie ramieniem i po przyjacielsku poklepał po głowie, by zaraz potem pocałować w policzek. - Coś wymyślimy żeby to się więcej nie powtórzyło. Może powinieneś zostać przy czekoladzie skoro biszkopt ci nie służy? Spróbujemy, co najlepiej ci podchodzi...
- Ty czegoś ode mnie chcesz. - przerwałem mu podejrzliwie. - Syriusz Black planuje pomóc mi w jedzeniu słodyczy? To jest jeszcze bardziej nienaturalne niż moje reakcje na zmęczenie.
- No wiesz!
Oburzył się, ale jedno moje spojrzenie wystarczyło żeby zrozumiał jak niewielkie są jego szanse na oszukanie mnie. Było oczywistym, że cokolwiek chodziło mu po głowie, wymagało mojego udziału, z kolei ja mogłem się nie zgodzić. Tyle domyśliłem się bez większych problemów.
- Dobrze, więc o co chodzi? - ponagliłem, ale Syri pokręcił głową.
- Nie teraz. Powiem ci w stosownym czasie, później.
Nie podobało mi się to, ale nie miałem prawa nalegać. Postanowiłem więc poczekać, chociaż ciekawość mieszała się z niepokojem, jako że tajemniczy Syriusz również nie był dobrym znakiem. Uznałem, może trochę pochopnie i głupio, że winnym całego zamieszania jest cukier, toteż nagle postanowiłem go ograniczyć.
„Tylko czekolada!” powiedziałem sobie i chciałem się tego trzymać za wszelką cenę. „I ziółka żeby mnie nie kusiło! Rumianek, szałwia, mięta, czasami melisa przed snem.” wymyślałem dziwaczne sposoby, które mogłyby pomóc mi zapomnieć o słodyczach.
- Remi, uważaj! - stanąłem jak wryty. Omal nie dostałem drzwiami pokoju pierwszoroczniaków i teraz wpatrywałem się w nie wielkimi oczyma, jakbym dostąpił wątpliwego zaszczytu bardzo bliskiego spotkania twarzą w twarz z Lily Evans. Zdecydowanie powinienem zredukować cukry we krwi! To przez nie te wszystkie kłopoty!
Pierwszoklasiści zginali się w pokłonach przepraszając mnie za swój brak wyczucia i za narażenie mnie na poważne urazy. Trochę przesadzali, ale wolałem nie bagatelizować sprawy. Ja byłem wilkołakiem, ale gdyby sprawa dotyczyła kogoś innego, mogłoby się to skończyć w zdecydowanie gorszy sposób. Wolałem więc wysłuchiwać ich gorących zapewnień, że na przyszłość będą ostrożniejsi, niż narażać innych na poważne kłopoty. Byłem przecież prefektem! Nie mogłem o tym zapominać.
- Nie mam dzisiaj szczęścia. Chodźmy na śniadanie. Kiełbaski i jajka dobrze mi zrobią. Mniej cukru, więcej mięsa. To recepta na lepsze dni.
- Sam w to nie wierzysz, Remi. - Syriusz roześmiał się i dyskretnie ścisnął moją dłoń w swojej. Musiałem przyznać mu rację, chociaż tylko wzruszyłem ramionami. Nie chciałem przecież dawać mu tej satysfakcji.
Wspólnie zeszliśmy do Wielkiej Sali, która powoli zapełniała się uczniami. Kiedy w ogóle zgubiliśmy Jamesa? Nie byłem pewny, ale znalazł się niedługo później ze swoją dziewczyna u boku. Peter dreptał za nami cichy i niewidoczny, jakby coś przeskrobał i nie chciał aby ktoś zwrócił na niego uwagę, ponieważ to oznaczałoby, że od razu wpadną na jego trop. To dało mi do myślenia.
- Pet? - chłopak podskoczył, kiedy go zawołałem, a to tylko potwierdziło moje przypuszczenia. - Czy mi się wydaje, a na pewno mi się nie wydaje i mogę być tego pewny, że ty coś przeskrobałeś? - starałem się mówić cicho żeby nikt nie usłyszał, jako że nie chciałem wpakować przyjaciela w żadne problemy.
- Yyy, a jaki jest margines błędu w odpowiedzi? - chłopak wyszczerzył zęby siląc się na niewinność, co naprawdę mu nie wyszło
- Co zrobiłeś? - westchnął Syriusz tonem wyrozumiałego, ale tracącego cierpliwość ojca.
- Mały wypadek przy pracy i chyba...
Nie dokończył, bo do Wielkiej Sali właśnie weszła McGonagall. Moja szczęka otworzyła się mimowolnie, a oczy wyszły z oczodołów. Jej włosy miały wściekle lazurowy kolor, a twarz była czerwona ze złości. Nie wiem w jaki sposób Peter tego dokonał, ale chyba nie chciałem do końca wiedzieć. W przeciwieństwie do Syriusza, któremu oczy zabłysły ciekawością.
- Jak? - szepnął podnieconym tonem.
- A nie, to nie ja. - Pettigrew pokręcił głową pospiesznie. - Ja tylko urwałem głowę jednemu z cherubinków przy łazienkach prefektów. Włosy to już nie moja działka. Ktoś inny musiał to zrobić. - nie wiem dlaczego, ale wierzyłem mu. Może z powodu zaskoczenia z jakim patrzył na kobietę, a może dlatego, że jego głos nagle brzmiał bardzo spokojnie, co nie pasowało do takiego tchórza jak on. Komu więc zawdzięczaliśmy ten widok?
Sprout zachichotała, a McGonagall spojrzała na nią wściekle, przez co tłuściutka kobieta zamilkła speszona.
- Cóż za nagła odmiana, Minerwo. - Dumbledore najwyraźniej nie obawiał się gromów rzucanych przez nauczycielkę transmutacji. - To niezwykle twarzowy kolor, chociaż nie jestem przekonany, czy dobrze komponuje się z twoją szatą.
- Daj spokój, Albusie. To nie jest ani trochę zabawne. Żądam żebyś dowiedział się jak doszło do tego, że mój szampon zamienił się w permanentną farbę do tkanin! Nie jestem w stanie tego zmyć, ani nawet usunąć zaklęciem!
- Cóż, zajmę się tym, ale proszę, nie denerwuj się tak. Na pewno nie mógł tego zrobić żaden z uczniów. Porozmawiamy o tym po śniadaniu, jeśli pozwolisz. - w przeciwieństwie do nauczycielki, dyrektor był opanowany i nie wydawał się przejmować zaistniałą sytuacją.
Gdzieniegdzie po Wielkiej Sali słychać było powstrzymywane chichoty. McGonagall naprawdę wyglądała komicznie, biorąc pod uwagę jej skwaszoną minę, która była największym kontrastem ze wszystkich. Gdyby nie podchodziła do tego tak poważnie, na pewno nikt by się specjalnie nie przejął jej włosami, ale kiedy była tak zła wyglądała po prostu gorzej niż powinna.
Do Wielkiej Sali wszedł właśnie wściekle różowy Slughorn. Wyglądał jak wąsaty prosiak, ponieważ w przeciwieństwie do McGonagall zabarwione miał wszystkie widoczne włosy na ciele, a więc także te na rękach, karku, brodzie, policzkach. Wprawdzie najgorzej ucierpiały wąsy i włosy na głowie, ale jednak całość prezentowała się naprawdę okazale i komicznie. Zaraz za nim podążał jednak zielony Flitwick, co sprawiło, że sam już nie wiedziałem, które z nich stanowi największą atrakcję.
- I co powiesz teraz, Albusie? - McGonagall podparła się pod boki.
- Że musicie zmienić fryzjera. - rzucił Dumbledore, a uczniowie i nauczyciele, którym oszczędzono poniżenia zmiany koloru wybuchnęli śmiechem. - Jedna osoba to przypadek, ale trzy? To już seria, której nie sposób uznać za losowe zdarzenie. Znam jednak tego, który odpowiada za wasze problemy. Nazywa się Mr. Pooplet i stworzył całą linię bardzo popularnych ostatnio szamponów, które pachną tak zachwycająco, że nie sposób się im oprzeć. - kolorowi nauczyciele speszyli się, a więc dyrektor trafił w sedno. Polecam zapach kokosowy, jest znakomity i świetnie wybiela siwiznę. - dodał z zadziornym uśmiechem. - Problem w tym, że jeśli umyć włosy ciepłą wodą, wydzielają się barwniki, które od razu silnie barwią włosy. Efekt wszyscy widzimy bardzo wyraźnie. Krótko mówiąc, zagadka rozwiązana! Jeśli zaś chodzi o pozbycie się tych uroczych kolorków... Obawiam się, że zajmie to miesiąc i niestety nie ma innej rady jak czekać. Sprawdziłem to na sobie. - dodał mimochodem. - Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Moi kochani, czytajcie ulotki! - zwrócił się do uczniów z uśmiechem. - Wtedy unikniecie wielu kłopotów. - podsumował zdarzenie z rozbrajającą wesołością, co wcale nie ucieszyło trójki przefarbowanych na jaskrawo profesorów.

90068ba4c07f

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz