środa, 11 listopada 2015

Radość i melancholia

15 listopada
Czułem się wyjątkowo dobrze. Wprawdzie za oknem pogoda nie zachęcała do działania i spacerów, ale w sercu miałem dziwną, niezrozumiałą bliżej radość. Czułem się zakochany, jakby była wiosna i wszystko budziło się do życia, a nie układało do snu zimowego. Może to z powodu małej, słodkiej rozmowy jaką odbyłem rano z Syriuszem, a może po prostu miałem jakiś lepszy dzień. Tak czy siak, byłem w pełni sił witalnych i rozpierała mnie radość życia. Obawiałem się, że konsekwencją będzie późniejsza depresja, kiedy coś pójdzie nie tak, ale cieszyłem się tym, że teraz wszystko układało się wręcz perfekcyjnie. Tak przynajmniej sądziłem.
Zjadłem wyśmienite śniadanie, podjadłem lunchem i obiadem, spałaszowałem na podwieczorek kilka jeszcze ciepłych, słodkich bułeczek i teraz mogłem z powodzeniem cieszyć się życiem i leniwie dobiegającym końca dniem.
Co jednak najważniejsze, znowu mogłem rozkoszować się faktem, że w pewnym stopniu zespół, który stworzyłem z przyjaciółmi, reaktywował się i znowu grał. Wprawdzie były to tylko nieoficjalne próby, ale i tak przynosiły mi wiele radości. Podejrzewałem jednak, że moje podejście było grubo przesadzone, ponieważ dopiero pierwszy raz od czasu przedstawienia zaszyliśmy się z chłopakami w Pokoju Życzeń i sprowadziliśmy sobie nasze dwa nowe nabytki, które urozmaiciły naszą muzykę.
Graliśmy dla siebie, ale i tak było to dla mnie wystarczającym bodźcem aby dawać coś więcej od siebie. Najprawdopodobniej musiałem dać upust swojej radości i muzyka pozwalała mi na to w pełni. Mogłem krzyczeć, piszczeć, robić wszystko to, na co miałem ochotę, a wszystko całkowicie legalnie. Nie potrafiłem myśleć o lepszym sposobie na wyżycie się niż ten, więc dzisiaj wyjątkowo dawałem z siebie wszystko podczas tej małej, krótkiej próby, która wychodziła nam doskonale, jakbyśmy wcale nie przestali grać na tych kilka lat i nie zaczęli na nowo zaledwie krótki czas temu. Czy minął już w ogóle miesiąc od tamtego czasu? Kiedy straciłem poczucie czasu? Nie interesowało mnie to szczególnie, jak długo miałem ten swój mały sposób pozbycia się gromadzących się we mnie emocji.
- Remi, jesteś dzisiaj szczególnie natchniony. - James rozmasował ramiona, które odpadały mu od gry na gitarze. - Normalnie, demon za mikrofonem! Tylko dlaczego wybierasz same dołujące kawałki?
- To dobre pytanie. - przyznałem szczerze. W końcu miałem całkiem niezły humor, a jednak coś we mnie pragnęło ciężkiego, melancholijnego brzmienia, które wypełnia tęsknotą za czymś ulotnym, nie do końca sprecyzowanym. Mróweczki w moim brzuchu rozpoczęły taniec, kiedy pomyślałem o domu rodzinnym, o rodzicach i Shevie, za którym tęskniłem jak nigdy. Muzyka, której pragnąłem teraz słuchać, którą chciałem teraz tworzyć miała być esencją tej tęsknoty, tego dziwnego uczucia nostalgii, które nie dawało spokoju, chociaż mieszało się z udanym dniem.
Zabawne, ale w jednej chwili dzika radość zamieniła się tęsknotę tak dogłębną, że wywołującą nerwowość. Coś się kończyło, coś się zmieniało, a ja nie mogłem pozostać w tym jednym miejscu, w którym teraz byłem, ale musiałem zgodzić się na wszystkie te niechciane, chociaż nieuniknione zmiany.
- Zagrajmy coś jeszcze. - powiedziałem do chłopaków i w głowie szybko odszukałem tytuł piosenki, którą Sheva tworzył ze łzami w oczach, kiedy wiedział, że już lada dzień będzie musiał nas opuścić i wyjechać do Francji z Fabienem. Bardzo mi go brakowało, chociaż miałem przecież jeszcze trójkę innych przyjaciół, w tym swojego chłopaka. Jak to więc możliwe, że otoczony ludźmi nadal potrzebowałem do szczęścia tej jednej duszy, która była mi tak bliska?
Syriusz uśmiechnął się pod nosem.
- Piosenka o przemijaniu i zmianach? To chyba nieuniknione skoro już sięgasz po takie płaczliwe kawałki. - musiałem przyznać mu rację.
- Nasz przyjaciel napisał ją zanim wyjechał. - zaczął tłumaczyć Noahowi i Gregoire'owi James. - Wiedział, że zmieni szkołę i analizował te wszystkie lata, które z nami spędził. Stetryczeliśmy przez ten czas i on właśnie to chciał wyciągnąć na światło dzienne. Byliśmy młodzi, szaleni, dziwaczni, a teraz jesteśmy już poważniejsi, chociaż nadal dziwaczni. - na jego twarzy pojawił się uśmiech, który świadczył o tym, że i on odczuwa teraz tęsknotę za tamtymi czasami.- Starzejemy się i nic na to nie poradzimy. Nawet ja się ustatkowałem, więc możecie być pewni, że tego nie da się wyleczyć. Możemy za to zagrać jeszcze ten jeden kawałek i zabrać się za leczenie tej nagłej melancholii gorącą czekoladą! Ja po nią pójdę! Słowo! - jego wesoły głos rozładował trochę smętną atmosferę, której autorem byłem.
Syriusz porwał za gitarę i zaczął grać z głowy. Pamiętał nuty doskonale, co znaczyło, że niejednokrotnie ćwiczył ją w tajemnicy przed nami. Dwaj „Irokezi” dostali od nas kartki z nutami do przejrzenia. Bardzo szybko odnaleźli się w tym delikatnym w swojej mocy kawałku. Kiedy zacząłem śpiewać, przed oczyma stanęli mi wszyscy przyjaciele, z którymi nie miałem teraz kontaktu, wszystkie książki, jakie przeczytałem, a które wypełniały mój świat przeszłości, oglądane z tatą seriale, wypieki mojej mamy, Święta Bożonarodzeniowe spędzane w domu z bliskimi. Sheva stworzył piosenkę idealną.
Zamknąłem oczy, wygiąłem szyję w tył i śpiewałem czując łzy pod powiekami i zbierający się w nosie katar. Coś odeszło i nie wróci zbyt prędko. Dorosłem, przybyło mi lat i nigdy nie będę już tym małym Remusem, którym byłem. W jaki sposób ludzie radzili sobie z dorosłością i opuszczeniem bezpiecznego okresu dzieciństwa? W jaki sposób zostawiali przyjaciół i rodzinę zaczynając nowe życie? Współczułem tym, którzy w tę drogę musieli wybrać się samotnie. Współczułem każdemu, kto nie mając innego wyboru zostawiał za sobą dom rodzinny, przyjaciół i wszystko czym żył przez lata, aby rozpocząć to życie na nowo w jakimś innym, odległym miejscu. Jeśli mi było czasami tak ciężko, chociaż miałem przy sobie przyjaciół i ukochanego, to co czuli ci, którzy nie mieli nikogo w czasie takich życiowych zmian?
Przełknąłem ciężko ślinę na solówce Gregoire'a i rozkoszowałem się brzmieniem, jakie tworzyły te wszystkie niepozorne nuty, jakie Sheva potrafił z taką wprawą i nakreślić swoimi zdolnymi rękoma. Miałem nadzieję, że nie przestanie tworzyć i we Francji nadal ma czas na pisanie piosenek dla naszego zespołu, nawet wtedy, kiedy nie gramy, ale po prostu jesteśmy. Chciałem wiedzieć, co dzieje się w jego wnętrzu, tak jak teraz chciałbym podzielić się z nim tęsknotą, która mnie rozpalała i łaskotała od środka. Moje kończyny były wilgotne i czułem się tak, jakby chodziły po nich tysiące małych, robaczych nóżek. Nie lubiłem tego wrażenia, ale było w nim coś znajomego, coś pogłębiającego jeszcze bardziej moją tęsknotę.
Ostatnie dźwięki utworu dobiegły końca. Czułem, że nie mogę dłużej rozpadać się wewnętrznie z powodu tej tęsknoty, która mnie dopadła. Jeśli chciałem pozostać przy zdrowych zmysłach, musiałem zająć się czymś, co pozwoli mi o niej zapomnieć przynajmniej na jakiś czas.
- Gorąca czekolada, ona na pewno dobrze mi zrobi. - przyznałem rozumiejąc, że nigdzie nie dojdę, jeśli będę pływał w swojej kruchej łódeczce zdrowego rozsądku po mętnych i burzliwych wodach melancholii. Zupełnie jakbym musiał przebyć mitologiczny Styks i uważać na wymazującą pamięć wodę. Jeden nieostrożny krok i wszystko mogło skończyć się tragicznie. Nie, nie chciałem tego. Zdecydowanie tego nie chciałem!
- Nawet ja się napiję. - rzucił Syriusz. - Niesłodzonej, ale się napiję. - pokusił się o zakłopotany uśmiech. - W końcu nie jestem bez serca, a ten ostatni kawałek...
- Był rewelacyjny i nawet ja coś poczułem. - przerwał mu Gregoire.
- Je suis d'accord. - Noah poparł młodszego chłopaka. - To był naprawdę dobry i głęboki kawałek, więc nawet ja tęsknię teraz za domem. - nie dało się ukryć, że Noah przyzwyczaił się już bardziej do otaczającego go zewsząd języka angielskiego i teraz mówienie szło mu o wiele sprawniej.
- Więc na gorącą czekoladę! - zarządził James i odłożył swoją gitarę ostrożnie na bok. Idąc za jego przykładem, zostawiliśmy cały sprzęt i opuściliśmy stadnie Pokój Życzeń. Skierowaliśmy się do Wielkiej Sali, zaś James pospieszył do kuchni by poinformować skrzaty domowe o tym, że banda spragnionych płynnego dobrego humoru bestii czeka na wielkie kubki leku na nostalgię.
Uśmiechnąłem się do Syriusza, który odpowiedział tym samym. Myślę, że nasza próba naprawdę wpłynęła na niego silnie, ponieważ ten chłopak trzymał się z daleka od wszystkiego, co przypominało mu o słodyczach, a tymczasem miał zamiar pić czekoladę jak gdyby nigdy nic.
- Brakuje tylko śniegu za oknami. - rzucił mimochodem Gregoire. - Stan depresyjny, wyludniona Wielka Sala, gorąca czekolada, jeszcze tylko śnieg, choinki i jesteśmy przygotowani na powitanie zimy.
Nie sposób było się z nim nie zgodzić. W tym wszystkim było coś bardzo „sezonowego” z czym nie dało się walczyć inaczej, jak tylko sprawdzonymi metodami, które każdy wypracowywał sobie przez lata, choć przecież w większości wszystkie one były takie same – czekolada.

tumblr_mt3bh2HxMn1s2tx7po1_1280

1 komentarz:

  1. Całkiem przyjemne i ciepłe. Brakowało mi powrotu tego zespołu i ich gry. Czekam na dalsze przygody :)

    OdpowiedzUsuń