środa, 23 grudnia 2015

Megasraczka

WESOŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA I SZALONEGO NOWEGO ROKU!

261469

3 grudnia
Byłem zmęczony, a przynajmniej takie miałem wrażenie od kiedy tylko się obudziłem. Wydawało mi się to bardzo złym znakiem, ponieważ nie najlepiej wspominałem swoją cielesną ociężałość z dnia, kiedy coś podobnego przytrafiło mi się ostatnim razem. Co tu dużo mówić, nie byłem typem człowieka, który dobrze znosi własne słabości, toteż usilnie próbowałem walczyć z takim stanem rzeczy, choć nie miałem pojęcia, w jaki sposób to robić. Postanowiłem zwyczajnie zignorować siebie i powoli rozkręcić się na kolejny dzień.
Na początek ubrałem się ociężale i na przekór wszystkim przypudrowałem niedoskonałości twarzy, które wyskoczyły mi jak na złość akurat na nosie i środku czoła. Czasami przyjaźń z dziewczynami naprawdę się przydawała, ponieważ to właśnie Zardi powiedziała mi o pudrowaniu pryszczy. Na początku byłem do tego nastawiony bardzo negatywnie, ponieważ nie wyobrażałem sobie żeby facet miał nakładać na twarz coś tak kobiecego jak puder, jednakże im więcej o tym myślałem, tym sensowniejszy wydawał mi się ten pomysł. Chodziło o to, żebym czuł się komfortowo, a nie mogłem na to liczyć, kiedy moje myśli zaprzątały paskudztwa na twarzy. Miałem wrażenie, że wszyscy je widzą i zamiast patrzeć na mnie, patrzą prosto na moje pokrywające skórę „wulkany”. Może i byłem wilkołakiem, ale nadal byłem też zwyczajnym nastolatkiem i o ile magia mogła pomóc w wielu trudnych chwilach, tak wobec pryszczy była zwyczajnie bezsilna.
Doskonale pamiętałem czasy, kiedy to James próbował walczyć ze swoimi pryszczami za pomocą magii. Wyczytał w jakimś babskim poradniku kilka rad dotyczących walki z niechcianym trądzikiem i podjął próbę jego zwalczenia. Do dziś drżałem na samą myśl o śpiewających country pryszczach, których okularnik nie mógł pozbyć się przez dobre trzy dni! Później nastąpił przełom, kiedy J. zamienił swoje pryszcze w wybuchające śmierdzącym dymem purchawy, zaś ostatnia „cudowna” rada z poradnika sprawiła, że pięć pryszczy rozmnożyło się pokrywając całą twarz chłopaka. Krótko mówiąc, „sprawdzone sposoby babci” zawiodły i pozostawiły po sobie traumatyczne wspomnienia. Pewnie dlatego zatrzymałem puder Zardi, kiedy mi go zaproponowała, chociaż odmówiłem jej wtedy i nie miałem w planach „robić się na bóstwo”. Jak widać moje postanowienia potrafią się zmieniać niezwykle szybko.
- Remi, długo jeszcze?! Jestem już na wylocie i dłużej nie wytrzymam! - James dobijał się do drzwi łazienki, którą musiałem pospiesznie opuścić, jeśli nie chciałem doprowadzić do istnej katastrofy, jaką byłyby puszczające zwieracze okularnika. - Dzięki! - rzucił szybko i przepchnął się obok mnie, przy okazji wypychając mnie jeszcze szybciej. Drzwi trzasnęły i J. zniknął za nimi na dłuższy czas. Wiedzieliśmy jednak, że nic mu nie jest, ponieważ z jego aktualnego miejsca pobytu dochodziły wymowne westchnienia ulgi.
- Niewiele trzeba żeby sprawić mu przyjemność. - zauważył Syriusz, który właśnie zakładał spodnie. Materiał jeansów idealnie przylegał do jego szczupłych, umięśnionych nóg. Oblizałem się chyba nawet, kiedy tak sunąłem wzrokiem od kostek do bioder i rozkoszowałem się widokiem. Nic nie mogłem na to poradzić. Syriusz po prostu był stworzony do eksponowania swojego ciała i otaczające go dziewczyny również o tym wiedziały. Pewnie dlatego ostatnio znowu zaczęły pożerać go wzrokiem w taki sposób, że czułem się zazdrosny o to, co widzą, kiedy na niego patrzą. Było to wprawdzie głupie, ale nie potrafiłem inaczej.
- Och, co za ulga! Czuję się taki pusty w środku! - James wyszedł z łazienki z błogim uśmiechem na twarzy. - I radzę nie wchodzić. Zrzuciłem bombę biologiczną na nasz sedes, co zaowocowało strefą śmiertelnego skażenia powietrza.
- Nic dziwnego, skoro w nocy kursowałeś od pokoju do kuchni. - Syri zapiął pasek spodni i rzucił mi wymowne spojrzenie, kiedy zauważył, że przyglądam mu się z tak ogromnym zainteresowaniem.
- Byłem głodny! Miałem ssanie i musiałem zaspokoić głód! Nie zasnąłbym, kiedy czułem jak mój żołądek zasysa samego siebie! - wyjaśnił z dumą w głosie, jakby miał w ogóle do niej jakieś powody. Takich ludzi się po prostu nie rozumie.
- W ciąży jesteś? - Peter chyba nie do końca wiedział, co mówi. A może właśnie doskonale wiedział. - To znaczy, nie ty! Nie ty tylko Evans! Podobno jak kobieta jest w ciąży to czasami facet przeżywa wszystko razem z nią. To by znaczyło, że jesteś taki głodny, bo ona też będzie głodna, kiedy dziecko zacznie się rozwijać...
- Daj spokój, doktorze Pettigrew! - J. speszył się, choć nie do końca wiedziałem dlaczego. - Nikt nie jest w ciąży! A już na pewno nie Evans! Od wieków nie byłem z nią w łóżku. - prychnął oburzony. Ten człowiek był jak angielska pogoda, która potrafiła zmienić się w przeciągu jednej chwili. - Nie pytaj dlaczego! A widzę, że chcesz o to zapytać, masz to wypisane na twarzy. Moje życie seksualne to moja tajemnica, a przynajmniej w większej części. Chwalę się sukcesami, a nie niepowodzeniami, więc dokładnie tak, nie pytaj o nic.
- A pomyślałeś o tym, że może ona na coś czeka? - Syriusz wtrącił się do rozmowy. - Sam rozumiesz... Dziewczyna nie daje ci tego, na co masz ochotę, bo z czymś jej zalegasz. Nie wiem... Prezent z okazji jakiejś rocznicy, albo coś z urodzinami? Może ona jednak chce pierścionka i czeka na taki z wielkim brylantem. Wiesz, nie ma pierścionka, nie ma dupeczki i te sprawy.
- O niczym nie zapomniałem! Nie pozwalam sobie na to, bo wiem, że zrobiłaby mi wojnę. Po prostu nie mamy na to czasu. - Syriusz spojrzał na Pottera wymownie, a ja doskonale rozumiałem, co chciał przez to powiedzieć. James nie miał czasu na seks? To nie było normalne.
- Masz problemy ze wzwodem? To dlatego nie możesz?
- Black, jeśli życie ci miłe, nie wymyślaj więcej takich durnot! Z moim wszystko w porządku i lepiej martw się o swojego! - tak, James był autentycznie oburzony. Nic dziwnego. Nie często ktoś kwestionował jego męskość. Chociaż... Możliwe, że jednak często jeśli zliczyć wszystkie razy, kiedy robiliśmy to z chłopakami żeby dopiec Jamesowi. To, że ostatnio nam się to nie zdarzało, było tylko kwestią okularnikowego szczęścia.
- Dobra, żarty na bok. Coś mieliśmy chyba zrobić. - ocknąłem się z miłego letargu codzienności z przyjaciółmi, który zwalczył wcześniejsze zmęczenie.
- Hm? Mieliśmy coś? - J. z ulgą przyjął zmianę tematu na bezpieczniejszy.
- Jestem pewny, że coś mieliśmy zrobić, ale nie mogę przypomnieć sobie co takiego.
- To ja wam podpowiem. - Zardi naprawdę nas wystraszyła. Nawet jej nie wyczułem, co było zrozumiałe zważywszy na fakt, że James zasmrodził nie tylko łazienkę, ale także naszą sypialnię, kiedy wyszedł z „sali tronowej”. - Slughorn, eliksiry, zajęcia dodatkowe... Coś wam to mówi? Nie musicie odpowiadać. Widzę po wyjątkowo głupkowatych wyrazach twarzy, że zdecydowanie wiecie, o co mi chodzi. Możecie mnie w podzięce po tyłku całować, bo udało mi się was usprawiedliwić. Wersja oficjalna jest taka, że macie wszyscy megasraczkę. Powiedziałam, że nażarliście się przeterminowanych ciastek i teraz gonicie do kibla jeden przez drugiego, a wasze tyłki wyglądają jakby je potraktowano papierem ściernym. Tak, dosłownie tak powiedziałam, więc nie zmieniajcie tej wersji i krzywcie się trochę, kiedy będziecie siadać.
Jak w ogóle mogłem o tym zapomnieć?! Złapałem się za głowę, a na mojej twarzy musiało malować się przerażenie. Przecież nie mogłem ot tak zapomnieć o lekcji przedmiotu, z którym miałem problemy! A jednak, ot tak sobie zapomniałem.
- Zardi, ja...
- Nie ma sprawy, w końcu teraz wszyscy uważają, że skręcacie się z bólu kiszek i nie opuszczacie niemal sedesu. Nie martw się, mam notatki i pokażę ci osobiście, co musisz robić i w jaki sposób.
- Jesteś aniołem! - rzuciłem się jej na szyję i uściskałem z całych sił.
- Taaak, jestem. - przyznała nieskromnie. - Ale teraz radzę wam się przygotować na powitanie gościa, bo Slughorn uznał, że sprawdzi czy mówię prawdę. Tego nie powiedział, bo udaje, że się o was po prostu martwi, ale mnie nie oszuka. Ja wiem, że zakwestionował wszystko, co mu powiedziałam, a przynajmniej część z tego.
- James, do kibla! - Syriusz przejął dowodzenie. - Masz wzdychać z ulgą i gdybyś znowu nasmrodził byłoby bosko!
- Ta sytuacja jest zwyczajnie chora! - Zardi westchnęła kręcąc głową z rezygnacją. - Przyznaję jednak, że uwielbiam takie akcje, ale teraz mnie nie ma. Mnie tu nie ma i nie było, co złego to nie ja i tak dalej. Powodzenia! - zniknęła zanim zdążyłem się od niej na dobre odkleić. Była naprawdę znakomitą przyjaciółką, a teraz pokazała, że potrafi dla nas także ryzykować. Niestety nie miałem już czasu na podziwianie jej, ponieważ byłem zmuszony odgrywać swoją rolę człowieka cierpiącego na bardzo uciążliwą i obrzydliwą przypadłość. Przedstawienie dla Slughorna musiało wypaść doskonale. Takie było założenie mające ocalić naszą skórę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz