niedziela, 31 stycznia 2016

Matthew Sorcers

Uważałem, że powinniśmy jak najszybciej dać nogę z okolic gabinetu Slughorna, jako że przestępcy lubili wracać na miejsce zbrodni i była to prawda ogólnie znana. Każdy kto o tym wiedział, od razu powiązałby nas z tajemniczą przemianą nauczyciela eliksirów w gadziego potwora. Niestety przyjaciele widzieli to trochę inaczej i o ile nie dziwiłem się Jamesowi, o tyle jego nagła współpraca z Syriuszem śmierdziała na odległość. Widać rozumieli się bez słów, zaś ja zostałem wykluczony z tego mentalnego porozumienia.
- To się źle skończy. - ostrzegłem ich nadąsany. - Nie wiem, co knujecie, ale to na pewno będzie miało straszne konsekwencje, a pamiętajcie, że Skrzydło Szpitalne jest przepełnione.
- Przesadzasz...
- I dobrze, bo ktoś musi! - syknąłem na Syriusza. - Zostawię was tutaj samych i będę udawał, że wcale was nie znam! - złościłem się dalej.
- Remi...
- Nie remuj mi tutaj! Podjąłem decyzję. Albo wracacie ze mną do dormitorium, albo zostawiam was i nawet nie odwiedzę, kiedy traficie do izolatki, a pani Pomfrey będzie się na was wyżywać za to, że tylko dokładacie jej pracy.
Chłopcy spojrzeli po sobie, rozmawiali bez słów, z czego kolejny raz zostałem wykluczony.
- Wybacz, Remusie, ale zostanę.
- Żebym nie musiał wam później wytatuować „a nie mówiłem?!” na czołach. - powiedziałem urażony i zostawiłem ich samych wracając do dormitorium bez słowa konkretnego pożegnania, a sądziłem, że mogłoby się przydać, kiedy wziąć pod uwagę sytuację w jakiej znalazł się Slughorn oraz niezdrowe zainteresowanie chłopaków jego przemianą. Oni prosili się o kłopoty, a ja wątpiłem, czy wyjdzie z tego cokolwiek dobrego. W końcu na swój sposób wszyscy byliśmy pechowcami.
Przekonałem się o tym, kiedy dostałem w głowę papierową kulką. Prosto w moje bezcenne czoło!
- Co u... - mruknąłem marszcząc brwi w oczywistym niezadowoleniu.
- Wybacz, nie chciałem! Wypadek przy pracy! - podbiegł do mnie jeden z młodszych ode mnie o zaledwie rok Krukonów. Był wysoki, a jego jasne włosy skręcały się w naprawdę cudowne śrubki, które podskakiwały lekko, kiedy się poruszał. Obdarzył mnie jasnym, przepraszającym spojrzeniem i wyjął usta w nieśmiałym uśmiechu. - Będzie mi wybaczone?
- A czym sobie zasłużyłem na to żeby dostać śmieciem w głowę? - podjąłem rozmowę.
- Znalazłeś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Ćwiczyłem właśnie kilka zaklęć i tak jakoś wyszło, że upolowałem ciebie. - powiedział niemal jakby właśnie ze mną flirtował. Nie posądzałem go jednak o coś takiego.
- Na drodze wyjątku chyba ci wybaczę. - uśmiechnąłem się wyciągając do niego dłoń. - Remus.
- Matthew. - jego duża dłoń zacisnęła się na mojej zdecydowanie i mocno.
- Co więc ćwiczyłeś, jeśli mogę zapytać? - uznałem, że nie ma sensu spieszyć się do dormitorium, kiedy przyjaciele rozrabiają. Wolałem mieć alibi na czas problemów, a nowy znajomy mógł mi je zapewnić nawet o tym nie wiedząc. W końcu nie spoglądał na zegarek aby wiedzieć, o której dokładnie się na siebie natknęliśmy. Tak przynajmniej sądziłem.
- Jest kilka zaklęć, ale doskonale wiem, że jesteś prymusem, więc nie chcę wyjść przy tobie na osła. - popukał się w pierś, w miejscu gdzie na mojej miałem przypiętą odznakę prefekta.
- Nie musisz się obawiać, mam trzy osły za przyjaciół, więc jestem uodporniony na wszystko. - odpowiedziałem.
Chłopak przeczesał dużą dłonią swoje gęste loki i skinął głową po chwilowym zastanowieniu.
- Chodzi o przesyłanie wiadomości, ale nie ptaszkiem, że się tak dwuznacznie wyrażę, ale smokiem, a mojego smoka już widziałeś. Dostałeś nim w łeb, znaczy się w głowę.
Rozbawiony roześmiałem się i skinąłem głową. Chłopak wydawał się niepoprawny, a kiedy nie myśląc o tym wiele odgarnął włosy z ucha, dostrzegłem całkiem pokaźną liczbę kolczyków, co prawiło, że w moich oczach wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie. Nagle byłem ciekaw jak wygląda w normalnych ubraniach, skoro teraz mogłem się na niego napatrzyć, kiedy miał na sobie szkolny mundurek. Podejrzewałem, że Syriusz nie byłby zadowolony, gdyby poznał moje myśli, ale to było silniejsze ode mnie. To Sheva nauczył mnie zwracać uwagę na tak trywialne rzeczy i nie mogłem już tego zmienić w żaden sensowny sposób.
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz. - zaoferowałem. - Daj mi tylko chwilę, żebym mógł popracować nad zaklęciem, jakiego używasz. Możesz mi pokazać jak to robisz? - obserwowałem chłopaka nie bez pewnej satysfakcji. Podobał mi się i nawet nie próbowałem tego przed sobą ukrywać. Był wysoki, postawny, ale jednak szczupły i uśmiechał się czarująco. Miał w sobie coś dzikiego, nieomal barbarzyńskiego i bynajmniej nie chodziło o amulet z młotem Thora na piersi.
Skupiłem się na tym, co robił aby wyłapać ewentualne błędy, które mógłbym poprawić. Nie znalazłem ich na tyle wiele, aby chłopak miał problemy z przemienieniem kartki papieru w smoka. Co więc robił źle?
Sam spróbowałem i chociaż smok nie był perfekcyjny to jednak wyszedł mi całkiem znośny, a poza tym był chętny do noszenia wiadomości w swoim wnętrzu. Spojrzałem na chłopaka i wzruszyłem ramionami.
- Może twój nadgarstek nie chce współpracować? - starałem się znaleźć przyczynę – Wszystko inne wydaje mi się być w należytym porządku.
- Przyznaję, że moja prawa ręka jest trochę zmęczona... Od machania różdżką! - dodał szybko. - Ćwiczę już od kilku godzin, więc ją zmęczyłem i nie ma to nic wspólnego z tym, co mogłeś sobie pomyśleć. - nawet się nie speszył, więc podejrzewałem, że tak naprawdę podobna interpretacja nie była mu wcale obca. - Myślę, że dam jej trochę odpocząć zanim spróbuję znowu, ale ty mógłbyś zrobić jeszcze z pięć smoków. Będę obserwował żeby widzieć jak to robi prefekt.
Uniosłem brew patrząc na wyższego choć młodszego ode mnie o rok chłopaka. Czy on próbował ze mną flirtować? Nie uważałem się za osobę, z którą ktokolwiek chciałby się bawić w dwuznaczności i podchody, ale mogłem się co do tego mylić. Kiedy patrzyłem na tego pewnego siebie Krukona, nie potrafiłem wyczytać z jego twarzy niczego. On doskonale wiedział, w jaki sposób powinien się zachowywać, by wzbudzać niepokój i zainteresowanie. Nie chciałem wdepnąć w żadną podejrzaną sytuację, ale musiałem przyznać przed samym sobą, że byłem nim zainteresowany. Miałem już do czynienia z tak wieloma typami ludzi, ale nigdy z kimś takim jak on. Matthew okazał się nie lada wyzwaniem dla mojego wilka, który kręcił się we mnie niespokojnie. Był czujny i pobudzony, jakby trafił na innego drapieżnika.
Nie mogłem mu odmówić tych kilku zaklęć pokazowych, więc powoli demonstrowałem mu je raz za razem. Pięć ślamazarnych razy i już zacząłem odczuwać zmęczenie w ręce. Nawet nie podejrzewałem, że zaklęcia mogą męczyć, kiedy wykonuje się je w tak wolnym tempie. Teraz zacząłem doceniać Flitwicka, który przechodził przez to każdego dnia i przez wiele godzin, kiedy miał zajęcia z coraz to innymi grupami i rocznikami. Tyle ćwiczeń, a jego ręce nadal były drobne i chude, to godne podziwu.
Właśnie miałem pożegnać się z nim i dać nogę do dormitorium aby nasze przypadkowe spotkanie nie zaczęło wyglądać na podejrzaną schadzkę, kiedy usłyszałem koszmarne wycie dochodzące z miejsca, z którego wcześniej przyszedłem. Musiałem zatkać uszy przyciskając je mocno całymi dłońmi, aby wytrzymać ten dziwny dźwięk przypominający lament oraz mugolskie syreny i alarmy przeciwpożarowe.
„Co oni zrobili?!” pomyślałem nie mając wątpliwości, co do tego, że jakikolwiek jest powód zamieszania James i Syriusz maczali w tym palce. „Zabiję ich! Zabiję!” powtarzałem w myślach, kiedy nie oglądając się na nowo poznanego chłopaka zacząłem biec w stronę denerwującego dźwięku. Matt podążał w ślad za mną. Zapewne był ciekawy źródła wycia oraz jego przyczyny. I nie tylko on, ponieważ szybko trafiliśmy na tłumek uczniów zbierający się wokół wyważonych, dymiących i osmolonych drzwi gabinetu Slughorna, które leżały pod przeciwległą ścianą.
- Co tu się u licha stało?! - Matthew mówił do mnie, ale rozglądał się na wszystkie strony jakby chciał dostrzec coś, co naprowadzi go na właściwy trop.
Ja skupiłem się na wyciu, które dochodziło z gabinetu, z którego wypływały kłęby czarnego dymu. Zapewne właśnie z tego powodu nikt nie zbliżał się do tego miejsca. Bezpieczna odległość gwarantowała, że cokolwiek stało się z drzwiami, nie przytrafi się żadnemu uczniowi.
Z dymiącego pomieszczenia wyszło patykowate „coś”, które dopiero po chwili skojarzyłem z Dumbledorem. Miał bowiem na twarzy wyczarowaną naprędce maskę przeciwgazową i osmolone, brudne szaty. To uświadomiło mi, że powinienem natychmiast zacząć szukać przyjaciół, o których zacząłem się poważnie martwić.

Matt

1 komentarz:

  1. Widze, że Syriusz ma konkurencje do Remiego. Czy będzie zazdrosny?

    OdpowiedzUsuń