środa, 20 stycznia 2016

What have you done!?

Spojrzałem na Syriusza trochę niepewnie i skrzywiłem się w ramach uśmiechu. Nie byłem przekonany, co do jego pomysłu, ale sam nie miałem lepszego. Zmieszanie przypadkowych, obrzydliwych składników eliksirów było raczej głupie niźli pomysłowe, a dodanie ich do obiadu Slughorna jeszcze głupsze. Sproszkowana wątroba żaby, świeżo zmielone żuki gnojaki, parzydełka meduzy – byłem przeciwny temu ostatniemu, ale moje słowo się nie liczyło – trzy krople zwietrzałego mleka skunksa, odrobina niedźwiedziego sadła, spleśniały ser i uschnięte płatki żółtych tulipanów. Czy coś takiego naprawdę mogło pomóc Sprout? Nie chciałem mieć na sumieniu ludzkiego życia. Może i byłem wilkołakiem, ale nie zabójcą, a więc po co miałbym plamić ręce krwią? Co innego gdyby sprawa dotyczyła czegoś sprawdzonego, ale samodzielnie zmyślony eliksir sprawiał, że ryzyko było ogromne.
Z nerwów ugryzłem tabliczkę czekolady ze skórką pomarańczową, którą nosiłek w kieszeni od pewnego czasu. Jej smak sprawił, że poczułem się odważniejszy i mniej zestresowany. Nawet przez chwilę się uśmiechałem, a przynajmniej do czasu, kiedy przypomniałem sobie, że stoję na czatach, gdy Syriusz znika pod peleryną niewidką.
- Nie macaj mnie! - syknąłem czując jego dłonie na pośladkach. - O ile się nie mylę to nie to miałeś robić.
- To na szczęście. - odpowiedział mi jego rozbawiony głos znikąd. Mogłem tylko westchnąć i pokręcić głową. Był niepoprawny, ale na to nie miałem przecież wpływu. Zresztą, lubiłem go za to, że był taki, a nie inny.
- Idź zanim się rozmyślę. - ponagliłem. - A jestem tego bliski.
- Dobra już, dobra. - westchnął, a jego ręce zostawiły po sobie chłód na moim tyłku. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w jego kroki, węszyłem za ewentualnym niebezpieczeństwem, starałem się wypełniać moje zadanie najlepiej jak mogłem. W końcu chodziło o mojego chłopaka! Może i knuł coś niewłaściwego, ale nadal był dla mnie jedną z najważniejszych w życiu osób. W końcu kochałem go całym sobą.
Nagle uprzytomniłem sobie, że nawet nie zapytałem, w jaki sposób chce się dostać do gabinetu Slughorna i skąd ma pewność, że nauczyciel będzie jadł u siebie. Przez chwilę pojawiło się we mnie wahanie, czy aby na pewno wiem o wszystkim, o czym wiedzieć powinienem. Przecież spędziliśmy razem cały dzień, ale czy aby na pewno cały? Czy było coś o czym nie wiedziałem, coś istotnego, co pozwoliło Syriuszowi dowiedzieć się, gdzie Slughorn będzie w czasie obiadu?
Pochłonięty nieprzyjemnymi myślami oprzytomniałem, kiedy w pobliżu wyczułem zbliżających się uczniów. Zamiauczałem by dać Syriuszowi sygnał i krzywiłem się mając świadomość niedorzeczności tego sygnału. Wilkołak miauczący? Kpina! Może specjalnie wpadł na pomysł tego sygnału by mnie upokorzyć? Nie, to akurat było głupim pomysłem z mojej strony.
Zamiauczałem raz jeszcze i schowałem się w tajnym przejściu, dokładnie tak jak ustaliliśmy. Przeczekałem chwilę, kiedy pierwsza grupka uczniów przeszła obok.
Uderzyłem głową w ścianę przejścia. To przecież było oczywiste! Spotkanie Klubu Ślimaka! Jak mogłem nie wpaść na to wcześniej?! Oczywiście! To było tak banalne, że tylko skończony osioł by na to nie wpadł, co czyniło ze mnie w tamtej chwili osła. Na dziś zaplanowano spotkanie Klubu Ślimaka, a to znaczyło, że Slughorn zaprosi na posiłek wszystkich swoich pupili i tych, których uznaje za przydatnych w przyszłości. Od tak dawna nie znajdowałem się na liście osób zaproszonych, że całkowicie o tym zapomniałem. Cóż, sam byłem sobie winny, a przynajmniej winna była temu mysz, która zapewniła mi rozrywkę podczas nudnego spotkania Klubu. Teraz mogłem tylko pomarzyć o tej ekskluzywnej imprezie dla szkolnych szych. Nie ubolewałem nad tym szczególnie, jako że nie miałem ochoty nudzić się podczas obiadu z nadętymi ludźmi oraz Evans u boku. Teraz jednak zaczynałem zastanawiać się nad tym, w jaki sposób Syri planuje wyjść z gabinetu nauczyciela. Było oczywiste, że wejdzie, kiedy zaczną schodzić się członkowie Klubu, ale czy naprawdę chciał siedzieć tam aż do zakończenia tego prywatnego „przyjęcia”? Nie chciałem kwitnąć w chłodnym tajnym przejściu przez dwie/trzy godziny.
Skrzywiłem się czując zapach Evans. A więc zaczynało się. Pierwsi goście nauczyciela eliksirów zaczynali się schodzić. Zamiauczałem na znak, że znowu ktoś jest w pobliżu i zamknąłem wejście tajnego korytarza już drugi raz w przeciągu kilku minut. Miałem nadzieję, że Syri wróci do mnie w rekordowo szybkim tempie. Nie planowałem go porzucić na „terenach wroga”, ale też nie chciałem męczyć się ze sterczeniem w miejscu, w którym w tej chwili bezsprzecznie sterczałem.
Ziewnąłem przeciągle z nudy. Nie miauczałem już, ponieważ Evans i dwie Puchonki właśnie wchodziły do gabinetu Slughorna.
- Hm, wydawało mi się, że ktoś właśnie dotknął mojego tyłka. - powiedziała jedna z dziewczyn i obejrzała się za siebie, ale chłopcy, którzy właśnie nadchodzili byli zbyt daleko.
Przewróciłem oczyma. Co ten Syriusz kombinował? Jeśli miał to być rodzaj dziwacznego flirtu ze mną na odległość to wybrał kiepski moment i ryzykownie próbował to rozegrać.
Czy Evans wiedziała o pelerynie niewidce? Czy James powiedział jej o niej w przypływie czułości i wyznań?
Zawahałem się, ale nie miałem już wpływu na to, co dzieje się za drzwiami gabinetu. Wymyśliłem więc sobie najnudniejsze zajęcie ze wszystkich możliwych – zacząłem przypominać sobie przepisy na wszystkie eliksiry, jakie w tym roku przerobiliśmy. Byłem samozwańczym męczennikiem, przyznawałem się do tego bez bicia.
*
Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Pięć, dziesięć, pół godziny, godzina. Ileż można czekać?! Przeszedłem już od eliksirów do zaklęć i transmutacji zanim coś zaczęło się dziać. Najpierw usłyszałem niepokojące szuranie dochodzące z gabinetu nauczyciela eliksirów, a następnie stukanie, podniesione głosy, a w końcu drzwi otworzyły się ukazując mi tłoczących się w nich uczniów. Czy oni byli spanikowani?
- Syriuszu, coś ty narobił? - zapytałem szeptem sam siebie i patrzyłem jak Klub Ślimaka przepycha się w drzwiach. Odkorkowali się wraz z wyjściem pierwszej osoby, która zdołała się przebić i wtedy fala uczniów zalała korytarz. Drzwi za nimi zamknęły się z trzaskiem. - Yyyy... - zawahałem się głośno. Z jakiegoś powodu mówienie do siebie dodawało mi otuchy.
- Jestem tu, Remi. - usłyszałem w końcu głos Syriusza obok siebie, a jego zapach stał się intensywniejszy, kiedy zdjął z siebie pelerynę.
- Co się...
- Yhm, chyba trochę przesadziłem i... Yhm, jakby to powiedzieć...
- Zabiłeś go?!
- Nie! - prychnął oburzony. - Dałem mu nowe życie!
- Że, proszę ja ciebie, co?!
- A no to! - pokazał palcem na otwierające się drzwi i przytulił mnie okrywając nas oboje peleryną niewidką.
Z gabinetu wyszedł... wyszło coś. Tłusty jaszczur? Miał łuski, to nie ulegało wątpliwości. Zielone, chociaż wydawały się złotawe, kiedy spojrzeć na nie pod innym kątem.
Syri zaktył mi usta dłonią i zrobił to w doskonałym momencie, jako że omal nie krzyknąłem. To było paskudne, niemal przerażające. Moje serce przyspieszyło bicia, a oczy musiały być ogromne. Na plecach czułem drgania klatki piersiowej Syriusza, co świadczyło o tym, że jego serducho bije równie szybko i mocno, co moje.
To było jak fragment horroru. Dwójka kochanków ukrywających się przed potworem – zmutowaną, tłustą jaszczurą o wyłupiastych, czerwonych oczach, żabiej, zaślinionej gębie z ostrymi zębiskami i równie niebezpiecznie wyglądającymi szponami. Tylko garnitur nie pasował do tego obrazka, ale podejrzewałem, że tylko po nim dało się poznać, że to nie kto inny, jak Slughorn.
Dziwactwo, które było jakieś pięć minut temu naszym nauczycielem poczłapało teraz niezgrabnie korytarzem za uczniami, którzy zwiali tak szybko, że już od dłuższej chwili nie było ich widać.
- O Merlinie i cały Okrągły Stole, co to u licha było?!
- To było właśnie moje „trochę przesadziłem”.
- Syriuszu, ty go zmutowałeś! - z trudem łapałem oddech. - W coś paskudnego i strasznego! - patrzyłem na niego przerażony.
- Nie da się ukryć, że to właśnie nastąpiło. - spokój Syriusza nie wynikał na pewno z wewnętrznej pewności siebie, ale z faktu, że i on był równie przerażony tym wszystkim co ja.
- Co myśmy narobili...
- Ykhm... - Syri wypuścił głośno powietrze z płuc i wzruszył ramionami. Nie wiedział, co powiedzieć, a ja doskonale go rozumiałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz