środa, 30 marca 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXI - Gregoire

Padałem na twarz ze zmęczenia, przed oczyma stała mi trująca zieleń i miałem wrażenie, że moje ciało zapada się w galaretowatej masie, z którą walczyłem od rana. Czułem się jakbym wdychał coś bardzo silnego i bardzo niezdrowego w szałasie jakiegoś pokręconego szamana.
- Rzygnę. - rzuciłem do kumpli, którzy podobnie jak ja, starali się nacieszyć świeżym powietrzem korytarza oparci o ścianę. Wbrew pozorom, naprawdę czułem się lepiej mogąc powiedzieć głośno to, co czułem. Nie znałem się na tym, ale wydawało mi się, że czułem się tylko gorzej, kiedy próbowałem walczyć samotnie i w ciszy z tym, co działo się teraz z moim ciałem.
- Stary, nawet nie próbuj, bo pójdę w twoje ślady. - mimo oczywistej słabości, głos Jace'a zabrzmiał wyjątkowo mocno.
- Zarzygamy korytarz, każą nam sprzątać. - Alec podzielił się z nami oczywistym wnioskiem. - Ubijemy interes życia. Ze szlamu do rzygowin.
- Kurwa, Alec! Ani słowa o Sam-Wiesz-Czym! To chujostwo nie istnieje dla nas do jutra! - Matt stracił swoje zwykłe sprośne poczucie humoru, co było widać po zamglonych zmęczeniem oczach. Wyglądał koszmarnie! Niczym wampir po tygodniach głodówki. Blady, a raczej niemal szary na twarzy, z podkrążonymi oczyma, rozczochrany, przygarbiony.
- Dobra, zamknę się, ale musimy zobaczyć się z Samuelem...
- Tak, tak. Wiem o tym, cholera! I pomyśleć, że miał na święta wrócić do domu, ale namówiłem go żeby został... Dzięki mnie nigdy nie zapomni tego Bożego Narodzenia.
- W szczególności jeśli zostaną mu blizny po poparzeniach. - nie chciałem być wredny, ale uznałem, że powinienem przypomnieć o tym chłopakowi.
- Zgwałcę cię. Jak słowo daję. Ciemną nocą zajdę cię od tyłu i...
- Matt, cieszę się, że odzyskałeś wigor, ale jeśli się nie pospieszymy to nie pozwolą nam nawet zamienić kilku słów z Samuelem. - Alexander nie odpuścił. - Nalegam żebyśmy jednak tam poszli już, teraz, zaraz.
- Dobra, idę! - prychnął blondyn i odepchnął się od ściany wprawiając w ruch swoje obolałe po wielogodzinnym szorowaniu ciało. Doskonale wiedziałem, co czuje, ponieważ moje było w takim samym opłakanym stanie.
Wlekąc za sobą nogi ciągnęliśmy się do Skrzydła Szpitalnego, gdzie przebywał Samuel.
- Macie się uśmiechać jakby was jaja łaskotały! - syknął na nas Matt zanim otworzył drzwi SS. - Dobry wieczór! - rzucił z życiem, którego jeszcze przed chwilą w nim nie było. - Pani wybaczy, że tak późno, ale mieliśmy pewne zobowiązania wobec zrujnowanej toalety. - spojrzał za siebie wymownie się w nas wpatrując. Domyśliłem się o co mu chodziło. Było już za późno na odwiedziny, ale wykorzystując fakt, że wszyscy byliśmy przystojni, mogliśmy wygrać walkę z poczuciem odpowiedzialności Pomfrey.
Kobieta szybko wyszła ze swojego gabineciku z miną świadczącą o braku akceptacji dla naszej obecności, ale Matt nie dał jej dojść do słowa. Zrobił krok do tyłu i objął za szyję Jace'a. Ich twarze niemal stykały się policzkami.
- Jeśli będę musiał to sam cię po jajach połaskoczę, więc uśmiechnij się, cholera. - syknął przez zęby do chłopaka.
Chociaż zareagowaliśmy z opóźnieniem to jednak zareagowaliśmy i teraz szczerzyliśmy się głupio do kobiety. Alec wykorzystał nawet okazję i rozpiął kilka guzików koszuli.
- Gorąco tutaj. - rzucił.
- Proszę się przyznać, gdzie ukryła pani Samuela. - nawet na mojej twarzy pojawił się ten specyficzny rodzaj uśmiechu, którym otwarcie flirtowałem ze światem. To było jak wyzwanie rzucane zasadom i normom ustalanym przez innych. Kiedy czegoś chcesz, powinieneś po prostu to brać, a nie czekać na pozwolenie. Życie było na to zbyt krótkie, a budząc się każdego dnia balansowaliśmy na granicy śmierci. W końcu codzienność była nieprzewidywalna, a przyszłość niepewna.
- Chyba nas pani nie wyrzuci? Będzie nam bardzo przykro. - Matt oblizał powoli wargi, co potrafiłoby doprowadzić do szaleństwa nawet najtrudniejszą do zdobycie kobietę.
Nie wiem kto z nas miał większe szczęście, my czy pielęgniarka. Na jednym z łóżek zaczął poruszać się wybudzony ze snu kokon. Samuel usiadł na łóżku ziewając i przecierając oczy. Wymacał okulary zakładając je na nos. Jego twarz była błyszcząca od maści i naznaczona czerwonymi śladami niczym po ataku tentaklowego potwora. Pomfrey odeszła w zapomnienie, ponieważ po prostu rzuciliśmy się w stronę kumpla. Jego kasztanowe, trochę pofalowane, trochę pokręcone włosy sterczały dziwnie, a grzywka przykleiła się do tłustego czoła. Widząc nas próbował zapanować nad tym, co miał na głowie, ale niewiele to dało. Mimo wszystko i tak był słodko przystojny, co działało na naszą korzyść. Pomfrey nie miała szans z piątką taką jak my. Mogła wybierać, przebierać i na pewno chociaż jeden z nas był w jej typie.
- Przegapisz tutaj najlepszą część zabawy, Sam. Zieloną, gluciastą piaskownicę, w której bawiliśmy się dzisiaj od rana i w której utoniemy także jutro. - Matt położył dłoń na dłoni Samuela, który speszył się trochę i opuścił twarz chcąc ją ukryć. - Daj spokój, ja ci to zrobiłem. To znaczy nie do końca tylko ja, ale wiesz o co mi chodzi. Nie ma się czego wstydzić. - nie od dziś było nam wiadome, że tych dwoje ze sobą kręci na swój dziwaczny sposób. Nie było między nimi prawdziwego uczucia, a jedynie pożądanie. - Zresztą, kiedy jest ciemno i tak niewiele widać.
Jace parsknął śmiechem starając się powstrzymać wesołość wywołaną kąśliwym komentarzem. Alec przewrócił oczyma, a moja ręka tak po prostu zatrzymała się na potylicy Matta z głośnym plaśnięciem. Samuel patrzył na to z zaskoczeniem i strachem, jakby obawiał się, że blondyn zaraz postanowi mnie zabić. Sam byłem zdziwiony tym, jak szybko moje ciało może reagować bez wiedzy umysłu.
- Ty mały popaprańcu! - Matthew odwrócił się do mnie przodem z mordem wypisanym na twarzy. - Dobiorę ci się dziś do tyłka i tak przetrzepię tę zgrabną dupę, że nie usiądziesz na niej przez wiele dni. Wprawdzie wolałbym żeby przyczyna tego była inna, ale chwilowo nie zasłużyłeś na moje błogosławieństwo, więc...
- Błogosławieństwo? Więc tak się to teraz nazywa? - Samuel wtrącił się jakby chciał w ten sposób załagodzić sytuację. - Ja tam się błogosławiony nie czuję.
- I ty Brutusie przeciwko mnie?
- Przypominam Tygryska, Matt. - Sam odrzucił zawstydzenie równie szybko, co wcześniej sobie na nie pozwolił. Poprawił okulary przesuwając je wyżej sunąc palcem wskazującym po nosie. - Zresztą, sam powiedziałeś, że niewiele widać, kiedy jest ciemno, więc powinienem się na ciebie wściekać, a nie tylko stawać po stronie Grega.
- Skończyliście flirtować? Za piętnaście minut zacznie się cisza nocna, więc musimy wracać do pokoi. Jutro Święta, a my spotkamy się w zajebanym”green roomie”, a to znaczy, że muszę się wyspać. - Alec nie przebierał w słowach. Zazwyczaj starał się zapanować nad chęcią dosadnego wyrażania swoich opinii, ale nie zawsze wychodziło mu to tak jakby sobie tego życzył. Poza tym, każdy z nas lubił czasami położyć akcent na jakąś wypowiedź lub wydarzenie, a zaszlamiona łazienka bez wątpienia należała do tej grupy.
Zgodziliśmy się, że najwyższy czas aby nasze drogi rozeszły się na dzień dzisiejszy, kiedy Pomfrey postanowiła przekonać nas do wyjścia. Nie musiała odzywać się do nas nawet słowem, ponieważ sami zabraliśmy tyłki w troki.
Po chwilowym przypływie energii, teraz znowu padałem na pysk i ciągnąłem się ociężale wraz z Jacem do naszego dormitorium.
- Co za debil wymyślił schody? - chłopak nie był zachwycony faktem, że musimy zejść kilka pięter niżej żeby dotrzeć na miejsce.
- Pewnie ten sam, który wpadł na pomysł z piętrami. - stwierdziłem wzruszając ramionami. - Tego w każdym razie na Matta nie zwalimy.
- Za to ja zwalę się na łóżko, kiedy tylko dotrę do pokoju.
Doskonale go rozumiałem. Sam miałem ochotę walnąć swoje zwłoki na miękkie łóżko i po prostu zasnąć. Podejrzewałem nawet, że tak to będzie wyglądać. Nie wysilę się nawet żeby zdjąć brudne, śmierdzące ciuchy. Byłem na to zbyt zmęczony, a nie zdarzyło mi się to od czasu przedstawienia Zardi. To o czymś świadczyło, chociaż porównywanie tych dwóch wydarzeń było głupotą. Jedno wiązało się z ciężką pracą dla naprawienia tego, co się zepsuło, drugie było zabawą i procesem twórczym.
Pieprzyłem w myślach głupoty do samego siebie. Naprawdę potrzebowałem odpoczynku.

2 komentarze:

  1. Współczuje im. Szorowanie takiej zaszlamionej łazienki musi być okropne. Oni są takimi następcami Huncwotów w Hogwarcie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama bym się nie oparła takiemu zestawowi przystojniaków!
    Zdecydowanie mam nadzieję na częstsze wizyty tej grupki!
    Wydają mi się takim idealnym następstwem tych co odeszli. Przystojni, gorący i zboczeni!

    OdpowiedzUsuń