niedziela, 24 kwietnia 2016

Jak długo...?

Krótko, więc wybaczcie!

Chociaż początkowo nie byłem pewny, co powinienem zrobić, ostatecznie postanowiłem nie zostawiać wszystkiego losowi. Syriusz był wściekły, chociaż nie byłem do końca pewny, czy na mnie, czy może na siebie lub na naprawdę przystojnego młodszego chłopaka. W końcu każda z opcji była możliwa i prawdopodobna, a Syri nie zawsze zachowywał się sensownie. Jakby na to nie spojrzeć, był moim chłopakiem i przyjacielem Jamesa, a to zobowiązywało.
- Idę go poszukać. - oświadczyłem w pięć minut po tym, jak Syriusz opuścił Wielką Salę. Najpierw musiałem dokończyć szybko śniadanie, co raczej nie spotkałoby się z przychylnością przeciętnego partnera, a że Black nie zaliczał się do przeciętnych... Liczyłem na to, że uzna mojego praktycznego podejścia za coś negatywnego.
- Powiedzmy, że go znajdziesz. I co mu powiesz? - Zardi złapała mnie za rękę.
- Żeeee... - zawahałem się. - Że to ja powinienem być obrażony, skoro uważa jakiegoś dzieciaka za tak atrakcyjnego, że obraża się na mnie.
- Hm, to ma sens. - przyznała skinąwszy głową. - Możesz iść, to mnie satysfakcjonuje.
- Cieszę się niezmiernie. - rozbawiony uśmiechnąłem się do niej i raczej niespiesznie wyszedłem z Wielkiej Sali. Szalone uganianie się za Syriuszem nie miałoby sensu, a przecież nie chciałem aby uznał, że przyznaję się do oszustwa, błędu, czy cokolwiek przyszłoby mu do głowy w związku z nieporozumieniem, jakie nas poróżniło. Nie byłem tylko pewny, czy naprawdę mogłem nazwać to w taki sposób, skoro sam obawiałem się jego reakcji na Matta. Tego jednak nie wiedział nikt poza mną, toteż wolałem robić dobrą minę do złej gry.
Przebierałem leniwie nogami zastanawiając się, gdzie w pierwszej kolejności powinienem zacząć szukać wściekłego jak osa chłopaka. Każdy na pewno zacząłby od sypialni, ale to wydawało się zbyt proste. Jasne, gdyby Syri chciał zostać znaleziony, najpewniej właśnie tam by przebywał, ale czy on aby na pewno tego chciał?
Dla pewności postanowiłem zacząć właśnie od tego miejsca. Nie zdziwiłem się nawet, kiedy nie zastałem go w naszym pokoju.
Ostatnie miejsce, w którym bym go szukał? - zapytałem sam siebie. Wiedziałem, że ludzie często tak robią, więc może i Black uznał to za sensowne rozwiązanie.
- Biblioteka. - powiedziałem głośno. W końcu to ja byłem typem, który miał do niej słabość. - Wavele... - przyszedł mi nagle do głowy nauczyciel run, ulubionego przedmiotu mojego chłopaka. Jeśli Syri chciał mnie naprawdę unikać to właśnie w jego gabinecie by się zaszył. Wiedział, że toleruję profesora, może nawet go lubię, ale bywały chwile, kiedy zwyczajnie za nim nie przepadałem, a wszystko to z winy Syriusza i jego relacji z Wavelem w przeszłości. - Biblioteka. - powiedziałem z naciskiem, chcąc wyprzeć z myśli koszmarną możliwość, która tak mnie „oświeciła” zaledwie kilka sekund wcześniej.
Przyspieszyłem kroku zmierzając do biblioteki. Miałem zamiar przeszukać całą szkołę, a dopiero na szarym końcu uznać, że Syri zrobił coś, co miało mnie dogłębnie zranić. Wiedział doskonale, jakie było moje podejście do nauczyciela run, więc z pewnością rozumiał, że takie zagranie odbiłoby się na naszym związku dotkliwie. Czy znajomość z jakimś młodszym przystojniakiem mogła być warta takiej ceny? Przecież to byłoby dla mnie ciosem poniżej pasa!
Wziąłem głęboki oddech by się uspokoić i przekroczyłem próg miejsca, które uwielbiałem, a które, jak miałem nadzieję, jest kryjówką mojego chłopaka i jego urażonej dumy. Musiałem jednak sprawdzić wszystkie działy krok po kroku, ponieważ nie wierzyłem, by Syri miał się ukrywać w najnudniejszym z nich, a więc wśród książek traktujących o historii magii. Był na mnie zły, ale to jeszcze nie znaczyło, że zagustował w psychicznym samookaleczeniu. W końcu historia magii nigdy nie należała do jego ulubionych przedmiotów.
Zaciskałem pięści prosząc w duchu Merlina o to, żeby Syri znalazł się tu i teraz. Nie chciałem zacząć w niego wątpić, a najwyraźniej on zwątpił we mnie, więc naszemu związkowi wystarczyłby ten mały kryzys zamiast wielkiego i naprawdę skomplikowanego, jaki wisiał w powietrzu.
Do tego miałem nosa i nie potrzebowałem nawet węchu wilkołaka czy magicznych zaklęć.
- Znajdź się, znajdź się, znajdź się... - mamrotałem do siebie, chociaż to nie mogło mi w żaden sposób pomóc. - Szlag, nie ma go! - bardzo szybko miałem, co do tego pewność.
Kolejną próbą była sowiarnia, która zaliczała się do beznadziejnych pomysłów biorąc pod uwagę, że Syri nie szczególnie miał do kogo pisać, ale może właśnie dlatego zaszył się wśród usianego ptasimi kupami i mysimi kosteczkami pomieszczenia? Gdyby chciał pisać do Shevy, mógłbym to zrozumieć, ale Black unikał bezpośredniego pisania do przyjaciela. Nie chciał go martwić, a może bał się odpowiedzi, która zawierałaby ostre słowa dotyczące tego, jak Syriusz się zachowywał wobec mnie ostatnimi czasy. Był trochę oziębły, kiedy ja nastawiałem się na bliskość i pieszczoty, z kolei ja robiłem to samo, kiedy on miał ochotę się do mnie zbliżyć. W którym właściwie momencie nasze drogi zaczęły się tak rozchodzić?
Sprawdziłem sowiarnię, wyglądałem na zewnątrz przez wszystkie możliwe okna, po każdej stronie zamku, pod każdym możliwym kątem, rzuciłem nawet okiem na wszystkie toalety oraz większość tajnych przejść.
Jeśli wziął pelerynę niewidkę Jamesa... Wcześniej to wykluczyłem, ale teraz uważałem za możliwe. Jeśli miałby ją na sobie, mógłbym go szukać do upadłego, a i tak nigdy bym się nie zorientował, że gdzieś się ukrywa. Jego zapach był zbyt intensywny w sypialni, w sowiarni zagłuszał go swąd ptaków, w bibliotece nie potrafiłem skupić się na ludzkich zapachach, kiedy stare woluminy wypełniały mi nozdrza. Jakby tego było mało, zaczynałem się niepokoić, a to wcale nie pomagało w poszukiwaniach.
- Zgubiłeś coś?
- Syriusz! - niemal pisnąłem z ulgi i radości słysząc jego głos za plecami, kiedy wychylałem się za okno na jednym z korytarzy.
- Jestem wściekły, ale wciąż pamiętam jak mi na imię. - rzucił zjadliwie, ale bez złych intencji.
- Ja tam wolę się upewnić. - odpowiedziałem równie wyzywającym tonem. - Czasami najrozsądniejsi nawet ludzie potrafią pokusić się o coś niemożliwego, czego się nie spodziewali zrobić lub powiedzieć.
- Spokojna twoja rozczochrana, Remusie. Nie zapomniałem o niczym, chociaż bardzo bym chciał. Bardzo wyraźnie pamiętam twoje oszustwo.
- Mówisz o tym, że Matthew spodobał ci się tak szalenie, że uznałeś go za chłopaka, który rozpaliłby także mnie. Nie zaprzeczaj! - upomniałem go. - Wiem, że lubisz wyzwania, więc proponuję ustalić jakiś najprostszy jak dla nas plan działania. Ja mam realny powód do wytoczenia wojny, ale ty? Syriuszu, oficjalnie przyznałeś się do tego, że interesuje cię Matt.
- Zignoruję cię taktownie.
- Ale jak długo można uciekać? - pokręciłem głową z westchnieniem - Powiedz mi, jak długo chcesz uciekać przede mną i przed rozmową? - chyba trafiłem w samo sedno.

2 komentarze:

  1. Syriuszu jakby Remusa ciągnęło do tego chłopaka to pewnie byś się najszybciej zorientował. Ale oglądanie się za młodszymi nawet w celu oceny zagrożenia to lekka przesada nie sądzisz? :) Pozdrawiam. Cieszę się że wróciłaś Kirhan san!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wkurwia mnie Remus. Najpierw sam przed sobą przyznaje, że Matt mu się podoba, a teraz próbuje odwrócić kota ogonem i zwalić winę na Syriusza

    OdpowiedzUsuń