środa, 27 kwietnia 2016

Wilgoć

Czy desperację można opisać słowami? Czy można oddać ją kolorem, zapachem lub smakiem? Czym właściwie jest i jak się przejawia? Kiedy wiemy, że mamy z nią do czynienia i czym właściwie różni się od szaleństwa?
Zadawałem sobie te i inne pytania szukając zaciekle Syriusza, którego nie było nawet w sowiarni, co było przecież do przewidzenia. Powoli zaczynały kończyć mi się sensowne pomysły. A przecież początkowo myślałem, że pójdzie mi tak łatwo! Naprawdę sądziłem, że nie ma nic prostszego od znalezienia Syriego w zamku, nie ważne czy wściekłego, czy nie. Widać myliłem się i to poważnie. Wprawdzie mogłem próbować go wytropić przy pomocy moich wilczych, wyostrzonych zmysłów, ale wśród tak wielu ludzkich zapachów, z których większość nosiła ślady słodkich, damskich perfum, nie łatwo było mi posługiwać się węchem, zaś słuch na nic mi się przyda, jeśli Black się nie odezwie. Wprawdzie jego kroki byłem w stanie rozpoznać, ale nie wśród wielu innych, które na pewno zaraz dołączą do chwilowej ciszy korytarzy, gdy uczniowie będą rozchodzić się po zamku oraz wracać do swoich dormitoriów. Byłem wilkołakiem, a nie cudotwórcą!
- Gdzieś ty się zaszył, Syriuszu. A może... - spłynęło na mnie kolejne olśnienie.
Wróciłem do sypialni zabierając swój zimowy płaszcz i szalik po czym szybko skierowałem się do głównego wyjścia.
Syriusz siedział na schodach podpierając brodę rękoma, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. Wątpiłem w to jednak, ponieważ zawsze kiedy się zadumał, między jego oczyma pojawiała się zmarszczka, a kiedy odwrócił się w moją stronę by sprawdzić kogo przyniosło do jego „kryjówki” nie było po niej nawet śladu.
- Znalazłem cię. - rzuciłem by przerwać jakoś ciszę.
- Wcale się nie ukrywałem. - burknął i przyjął poprzednią pozycję.
- Syriuszu, czy naprawdę uważasz, że wściekanie się o to, że jakiś chłopak, którego znam jest przystojny ma sens? Nie zaprzeczam, że Matt jest miły dla oka, ale pomyśl w jakiej sytuacji stawia to mnie. Wychodzi na to, że uważasz go za bardziej atrakcyjnego ode mnie. Nie zaprzeczaj tylko pomyśl nad tym! Mój chłopak uważa innego chłopaka za tak przystojnego, że aż go krew zalewa. Z całym szacunkiem dla twojej złości, to chyba ja powinienem być na ciebie zły.
Black spojrzał na mnie mrocznie i ostrzegawczo, ale teraz doskonale widziałem zmarszczkę między jego oczami, a więc znaczyło to tyle, że zastanawia się nad sensem moich słów. Nie miałem wątpliwości, że właśnie wewnętrznie przyznaje mi rację.
- Nie uważasz za normalne tego, że nie mówię ci o przystojniakach których znam? W końcu żaden z nich nie może równać się z tobą, więc po co w ogóle zwracać na nich uwagę? Matthew poznałem przypadkiem, pomogłem mu z zaklęciem, z którym sobie nie radził i tak zaczęła się nasza znajomość. Nie ma w tym niczego złego. Sam znasz masę osób, o które i ja mógłbym być zazdrosny, a jak widzisz nie jestem. - ile w tym było kłamstwa, a ile szczerej prawdy? Nawet nie chciałem się nad tym zastanawiać.
- Dobrze, uznajmy sprawę za niebyłą. - mruknął zrezygnowany. - To nie znaczy, że przyznaję ci rację!
- Jasne, że nie. Gdzieżbym ośmielił się tak myśleć. - uśmiechnąłem się dwuznacznie, a on znowu mierzył mnie ostrym spojrzeniem, chociaż teraz w jego oczach widać było przekorne ogniki. Nie był na mnie zły, a jedynie chciał stwarzać pozory. Wygrałem to starcie i chyba powinienem być z siebie dumny. Nie codziennie potrafię przemówić Syriuszowi do rozsądku.
- Uważaj sobie, bo jeszcze zmienię zdanie! - ostrzegł, ale nie było w tym za grosz przekonania.
- Tak, naturalnie. - przewróciłem oczyma. - Nie pojadłeś sobie nawet, a śniadanie już się skończyło. Chcesz wpaść do kuchni?
- Nie, nie mam już ochoty na śniadanie, ale chętnie wybiorę się na jakiś spacer, co ty na to? Te przysypane śniegiem błonia mnie uspokajają. Tylko tutaj śnieg potrafi utrzymać się tak długo. Poza Hogwartem zimy są szare, nudne i przypominają jesień, więc chcę się nacieszyć ostatnią prawdziwą zimą tutaj.
Miał rację. Nigdy o tym nie myślałem, ale rzeczywiście już niedługo będziemy musieli pożegnać się nie tylko ze szkołą, ale i z tak zróżnicowanymi porami roku. Przez te lata spędzone tutaj tak bardzo nawykłem do zmiennych pór roku, że całkiem zapomniałem o niespecjalnie uroczym świecie poza murami zamku. Jasne, wiosna w Anglii bywała udana, chociaż mokra, deszczowa i często szara, pozbawiona słońca, ale kiedy już się pojawiało, można było się nim cieszyć. Nie mogła jednak równać się z tą, jaką mieliśmy w szkole. Syriusz miał całkowitą rację.
Skinąłem głową podając mu rękę aby pomóc mu wstać. Nie potrzebował tego, ale uznałem ten gest za całkiem sensowny. Co jednak ważniejsze, Syri przyjął pomoc, co znaczyło, że między nami znowu jest całkowicie dobrze i nie żywi do mnie urazu o zatajenie kilku faktów związanych z nawiązaną niedawno nową znajomością.
Spacerując po błoniach i zostawiając ślady na dziewiczym śniegu słuchałem jego cichego skrzypienia i chrupania, gdy moje buty zatapiały się w nim z każdym krokiem. Biały, chłodny, tak czysty w swoim oczywistym brudzie zanieczyszczonego przez mugoli powietrza.
- Powiedz, często myślisz o końcu szkoły? - zapytałem.
- Tak. - przyznał skinąwszy głową. - Nawet bardzo. Coraz częściej słyszy się o tym całym Lordzie Voldemorcie, który atakuje mugoli i mieszańców. Obawiam się, że może mieć wpływ na naszą przyszłość. W końcu wraz z końcem szkoły problemy dorosłych staną się także naszymi.
Musiałem przyznać mu rację, chociaż sam starałem się w ogóle o tym nie myśleć. Byłem mieszańcem, w dodatku wilkołakiem, więc nie chciałbym natknąć się na tego całego Voldemorta. Wolałem na spokojnie przeżyć ostatni rok mojej nauki szkolnej, a dopiero w ostateczności zacząć obawiać się o swoją przyszłość.
- Nie powinieneś tyle o tym myśleć, Syriuszu. Co ma nadejść i tak nadejdzie, a my nie mamy na to wpływu. Tak przynajmniej ja wolę myśleć. Zamiast tego nacieszmy się spokojem i samotnością.
- Tak, chyba masz rację. - Black znowu kiwnął głową i uśmiechnął się w ten dorosły, dojrzały sposób, w jaki uśmiechał się raczej rzadko. Zaraz potem tak po prostu klapnął tyłkiem na śnieg i położył się z rozłożonymi ramionami robiąc „aniołka”. To było do niego podobne, chociaż jednocześnie znaczyło, że chłopak stara się odpędzić od siebie demony. Pewne fakty były po prostu oczywiste, ale nie chciało się ich analizować. Zupełnie jak faktu, że wszystko się zmienia i za rok nie będziemy już mogli tak beztrosko bawić się na śniegu.
Zrobiłem „aniołka” obok Syriusza i zamknąłem oczy na kilka chwil. Chłód śniegu zaczął rozchodzić się po moim ciele, wnikał w spodnie, kiedy biały puch zaczynał topnieć z powodu ciepła mojego ciała.
- Jestem mokry! - rzuciłem podnosząc się szybko i otrzepując już i tak wilgotne spodnie. Nie sądziłem, że efekty zabawy w śniegu będą tak szybko widoczne. - Wyglądam jakbym się posikał!
- Hm, nie zaprzeczę. - Syriusz śmiał się, ale jeszcze nie podnosił. Jego ubrania na pewno były już całkiem mokre z tyłu, ale on nie zwracał na to uwagi. - Wiem o czym myślisz i nie zaprzeczę, ale przynajmniej ja mam dwukolorowe jeansy, a nie mokrą plamę na tyłku. - pokazał mi język niespiesznie zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą. Następnie podniósł się sprawnie i rzucił okiem na swoje działo usatysfakcjonowany. Wyginając się pod wszystkimi możliwymi stopniami próbował ocenić stan swoich spodni. Musiałem przyznać, że naprawdę wyglądały lepiej niż moje, chociaż obawiałem się, że z tego starcia to ja wyjdę zwycięsko, ponieważ jeśli Black przemroziłby swój szacowny tyłek, a na to się zapowiadało, miałby nie małe problemy z pęcherzem. Z jakiegoś powodu mnie to bawiło. Moje jeansy miały przecież wyschnąć, a plamy nie były jeszcze najgorsze, czego nie można było powiedzieć o Syriuszowych. Uznałem jednak, że i tak jest już za późno żeby narzekać i upominać go, co do tego. Przecież sam musiał zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo ryzykuje.
- Niech tylko przypomnę sobie zaklęcie suszące... - mruknąłem pod nosem do siebie, ale zadbałem aby Syri również je słyszał. Chciałem się z nim podrażnić odmawiając mu pomocy przy suszeniu mokrych spodni, a wiedziałem, że Black nigdy nie przykładał wagi do zaklęć domowych, które znały wszystkie gospodynie, żony i matki. Najpewniej zdołałby sobie tylko zaszkodzić, gdyby tak spróbował samemu pozbyć się tej jednej, wielkiej mokrej plamy z tyłka.
- Obaj skończymy chorzy, jeśli nie wrócimy do zamku żeby się przebrać. - ten jeden raz Black miał całkowitą rację.
- Słusznie, zaczyna wiać i czuję, jak mokre zamienia się w lodowate i twarde, a więc roztopiony śnieg zamarza na moim szacownym tyłku. Koniec spacerku, a przynajmniej do czasu, kiedy się nie przebierzemy.
Syri uśmiechnął się i poruszył zabawnie.
- Niedługo będzie mi ciężko się ruszać z lodem w gaciach. Chodź. - złapał mnie na chwilę za rękę, ale szybko musiał puścić, kiedy byliśmy widoczni z okien zamku. Pewne rzeczy niestety wcale nie zmieniały się z czasem. Ludzie tak, ale uprzedzenia i obawy nigdy. Miałem jednak ważniejsze zmartwienia na głowie, niż ukrywanie związku z Syriuszem.

1 komentarz: