niedziela, 10 kwietnia 2016

Źle się dzieje

26 grudnia
- Poproszę o buziaczka. - Syriusz ułożył usta w dzióbek i przymknął oczy wpatrzony we mnie tymi dwiema szparkami, w jakie zamieniło się burzliwe niebo jego spojrzenia. Zbieraliśmy się spóźnieni już na świąteczne śniadanie, a jemu zebrało się na dziwaczne życzenia.
- Jeśli nie zdążę sobie pojeść, zobaczysz jak wygląda wygłodniały wilkołak. - ostrzegłem, a on wydął usta jeszcze bardziej, tym razem w niezadowoleniu.
- Ukradnę pocałunek.
- Byle tylko po śniadaniu. - roześmiałem się wygładzając sweter. - Idziemy?
- Czekaj, but stawia opór! - James skakał na jednej nodze po czym w hukiem wylądował na podłodze. - Auć! Zabiłbym to dziadostwo, gdyby nie fakt, że jest martwe! - warknął, ale teraz przynajmniej nie miał najmniejszego problemu z wciśnięciem nogi do zawiązanego ciasno buta. Jego lenistwo nie znało granic, ale był przecież Jamesem Potterem i niczego innego się po nim nie spodziewałem.
Zaburczało mi w żołądku, a za przykładem mojego poszły trzy inne. Wszyscy czworo byliśmy więc wygłodniali i teraz nie ulegało już wątpliwości, że naszym priorytetem będzie jednak Wielka Sala. I rzeczywiście nim była, ponieważ nawet Syri porzucił udawane nadąsanie i podał okularnikowi rękę by pomóc mu wstać z podłogi. Śniadanie czekało!
I nie tylko śniadanie. Zardi uśmiechnęła się szeroko, kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali. Zajęła nam miejsca najbliżej naszych ulubionych potraw, co śmierdziało podstępem. Ona coś kombinowała i my byliśmy jej niezbędni. Aż bałem się dowiedzieć, o co chodzi, chociaż nie ulegało wątpliwości, że w końcu wszystko stanie się jasne.
W przeciwieństwie do mnie, Syriusz nie planował czekać na rozwój wydarzeń. Zamiast tego zadał pytanie, które niewątpliwie nurtowało nas wszystkich.
- Co wymyśliłaś tym razem?
- Łamiesz mi serce!
Spojrzenie chłopaka było bardzo wymowne, podobnie jak przekorny uśmiech dziewczyny. Gdyby tych dwoje było ze sobą, stanowiliby naprawdę wybuchową mieszankę. Jej charakterek i męska duma Syriusza? To mogłoby zniszczyć świat w przeciągu jednej chwili. Oni po prostu mieli w sobie to coś, co ich różniło i upodabniało do siebie jednocześnie. Oboje byli charyzmatycznymi urodzonymi liderami, którzy nie do końca mieli okazję wprawić się w sztuce dowodzenia. Oboje kipieli od szalonych pomysłów, które nie zawsze mogli realizować. Byli wewnętrznie dziećmi mimo upływających lat. W ich przypadku lista różnic i podobieństw naprawdę mogłaby ciągnąć się bardzo, bardzo sługo.
- Nic nie wymyśliłam, a jedynie stęskniłam się za wami i chcę się skryć w sztucznym tłumie. - rzuciła w ramach wyjaśnienia. - Mm, o tak! Nadchodzą moje ciasteczka. - zamruczała niespodziewanie. - Merlinie, bycie tak cudownym powinno być zabronione. Tylko spójrzcie na te ciała! Mmmm, uwielbiam na nich patrzeć. Wprawdzie jeszcze nie widziałam ich bez ubrań, ale nic nie szkodzi, już ja wiem co się kryje pod tymi koszulami, swetrami i innymi niepotrzebnymi łaszkami.
Rzuciłem okiem na obiekt jej westchnień i niemal zakląłem pod nosem. Od razu wepchnąłem nos w swój talerz z jajecznicą. Nie chciałem żeby Matt mnie zobaczył, a to właśnie na niego i jego kolegów Zardi tak się napaliła. Matt, Gregoire i kilku innych typków – blondas, brunet i szatyn w okularkach.
- Serio? To są twoje typy? - Syriusz podjął rozmowę z dziewczyną, która wyglądała na wchodzącą do Wielkiej Sali ekipę starając się nie rzucać w oczy.
- Prawdę mówiąc to nie mam swojego typu faceta. Ślinię się do różnych, więc co to za problem? Jak długo oddech staje się cięższy lub zamiera, serce przyspiesza, ślina jest gęstsza i skóra łaskocze, tak długo uznaję, że mam do czynienia z ciasteczkiem. Ciasteczkiem z kremem... Chociaż może lepiej mieć krem na ciasteczku... Mmm, taaak. - oblizała się lubieżnie. - Tych to ja bym chętnie w kremie obtoczyła. - jej język kolejny raz zwilżył wymownie wargi. - Mmm, tak. W śmietankowym kremie, z bitą śmietaną i wiórkami czekolady. - jej oczy były wielkie jak spodki i zaczynały przyjmować kształt serc.
- Remusie, jak miło cię widzieć! - zamarłem, moja skóra swędziała, a serce przestało bić na chwilę.
- Och, Matthew. Miło cię widzieć. - rzuciłem siląc się na uśmiech i odrywając spojrzenie od zmasakrowanego jajka na moim talerzu.
- Wybacz, że ostatnio nic nie wyszło z obiecanej zabawy. Postaram się to naprawić przy okazji kolejnego weekendu w Hogsmeade. - uśmiechał się czarująco, a ja czułem z jednej strony wbijające się w moje udo palce Zardi, zaś z drugiej wlepione we mnie spojrzenie Syriusza. - Pozwól, że chociaż przedstawię ci moich kumpli. Gregoira już znasz, graliście razem na przedstawieniu. - Wskazał na chłopaka z irokezem. - To jest Jonathan. - kiwnął na blondyna, ten wiecznie nadąsany to Alexander, a tutaj masz Samuela, któremu lepiej się nie przyglądać zbyt dokładnie, bo zauważysz, że jego trochę pokiereszowana twarz została grubo przypudrowana żeby mógł się pokazać ludziom.
- Serio, Matt? - okularnik rzucił koledze mordercze spojrzenie.
Uśmiechnąłem się mając nadzieję, że nie widać, jak bardzo sztuczny był to uśmiech.
- Pozwól, że ja przedstawię ci moich przyjaciół. Syriusz, James, Peter i oczywiście maskotka naszej paczki, Zardi.
- Maskotka? - dziewczyna przesunęła dłoń na moim udzie stanowczo za wysoko. - Urwę i wypcham trocinami. Wtedy będziesz miał maskotkę. - syknęła, ale tylko ja wiedziałem o co jej chodzi i raczej nie chciałem żeby spełniła swoją groźbę. Moje krocze zdecydowanie nie nadawało się na maskotkę.
- Żartowałem! Nie jest maskotką i lepiej z nią nie zaczynać. To bestia. Prawdziwa bestia. - sprostowałem, a ona łaskawie zabrała rękę.
- Miło poznać. Odezwę się jeszcze żeby coś zaplanować. - obiecał Matt i wraz ze swoimi kumplami oddalił się od miejsca, które zajmowaliśmy.
Przeczuwałem, że czeka mnie teraz droga przez piekło, więc starając się ukryć obawę spojrzałem na wciąż gromiącego mnie wzrokiem Syriusza.
- Dzieciak? To był ten dzieciak z młodszej klasy, o którym mówiłeś? Ten wysoki, cholernie wpadający w oko blondyn, którego Zardi planowała pokryć słodyczami i lizać? - syknął.
- Mnie w to nie mieszaj! To co ja bym z nim, a raczej z nimi zrobiła to moja sprawa i nie ma nic wspólnego z wami.
- Syriuszu, to jest dzieciak. Jest od nas młodszy, nawet jeśli jest wyrośnięty. - zignorowałem komentarz przyjaciółki i próbowałem skupić się w pełni na ugłaskaniu Blacka.
- Ten dzieciak patrzył na ciebie jak na przekąskę.
- Mała dygresja, on patrzy na wszystkich jak na przekąski. - Zardi ujęła się za mną. - Ten typ widocznie tak ma, więc... Nie próbuj mnie zabić wzrokiem, bo ci się to nie uda! - nie robiła sobie nic z morderczego spojrzenia, jakie rzucił jej Black. - Mówię prawdę czy ci się to podoba, czy nie! Równie dobrze sam możesz warczeć sam na siebie, ponieważ co druga dziewczyna w szkole gapi się na ciebie jak wilk na krwisty stek. Nie przerywaj mi, kiedy mam natchnienie! - warknęła. - Zgadzam się, że nazwanie tego ciastka „dzieciakiem” nie jest zgodne z prawdą, ale czy to naprawdę tak istotne? I na litość boską, Syriuszu! Jestem pewna, że ten cały Matt sypia ze wszystkim, co się rusza, podczas kiedy Remus tylko z tobą!
Moja ręka mimowolnie powędrowała do twarzy przecierając ją w geście wyrażającym intelektualne załamanie. Czy ona naprawdę musiała mówić o tym głośno? Miałem tylko nadzieję, że nikt nie podsłuchiwał o czym rozmawiamy.
- Poprawka, Remus nie sypia ze mną od dobrych kilku miesięcy i najwyraźniej wcale się na to nie zanosi. - prychnął Black i rzucił mi urażone spojrzenie.
Dlaczego związki musiały być zawsze tak skomplikowane? Tak, może i trochę zaniedbałem Syriusza, ale to nie był powód żeby wściekać się o znajomość z jakimś przystojniakiem!
- Twoja seksualna frustracja nie jest powodem do złości na Remusa.
- O tym to akurat zadecyduję ja! - Syriusz podniósł się obrażony i prychając dumnie odwrócił się na pięcie. Nawet na nas nie spojrzał wychodząc z Wielkiej Sali.
Burzę w związku mogłem uznać za rozpoczętą. Miałem tylko nadzieję, że nikt nie ucierpi od gromów jakie zaczną się sypać. Sam byłem sobie winien. A może wcale nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz