niedziela, 22 maja 2016

Bóle

Właśnie jadę do domku! O 13:00 mam samolot do Krakowa, więc już niebawem moje notki powinny się poprawić! Taką przynajmniej mam nadzieję XD Powrót do domu to także powrót na Ai no Tenshi oraz Hana no Blood, więc nie mogę doczekać się tej chwili <3 Czerwiec zapowiada mi się bardzo pracowicie!

30 grudnia
- Niech mi ktoś przypomni, czego ja chciałem od życia? - mruknąłem do nikogo i do każdego leżąc „skacowany” na sofie w Wielkiej Sali. Na tydzień przed pełnią znowu miałem „te dni”, kiedy to umierałem na ból głowy, mięśni, wszystkiego.
- Świętego spokoju? - James nie był szczególnie zainteresowany moim stanem. Przegrywał w szachy z Syriuszem i nie był w nastroju do żartów, czy chociażby troski o kogokolwiek poza sobą.
- Czegokolwiek chciałeś, Remi, doskonale wiem, że nie chcesz tego w tej chwili. - mój chłopak posłał mi tylko pokrzepiający uśmiech i skupił się na szachownicy.
- Dziękuję, to było bardzo pomocne. - mruknąłem odwracając się do nich tyłem i wtulając twarz w oparcie kanapy. Sam nie wiem na co liczyłem, ale z pewnością tego nie dostałem. Byłem rozkapryszony jak dziewczyna w „te dni”, co wcale nie pomagało mi nad sobą zapanować, a pamiętałem jak koszmarny potrafiłem być przed pełnią, kiedy byłem zdecydowanie młodszy.
Starałem się oddychać spokojnie i głęboko, przekonać swój organizm, że wszystko jest dobrze i powinien ze mną współpracować, a nie działać mi na przekór. Nie szło mi niestety najlepiej. Cóż, byłem wilkołakiem, a nie psychoanalitykiem.
- Moje biedne, umierające. Gdybym nie wiedziała tego, co wiem, uznałabym, że jesteś typowym facetem. - Zardi wyrosła obok jak spod ziemi. Usiadła na niewielkiej wolnej przestrzeni, jaką na sofie zostawiało moje ciało i wsunęła dłoń w moje włosy głaszcząc mnie delikatnie, kojąco. Zachowywała się jak matka, czy też doskonała starsza siostra i byłem jej za to wdzięczny. Tym bardziej, że bardzo szybko zrobiło mi się niewygodnie w mojej poprzedniej pozycji i musiałem ją zmienić na bardziej przystępną. Podniosłem się trochę i ułożyłem z głową na jej kolanach. Dziewczyna przesunęła się aby usiąść pewniej i pozwolić mojemu ciało na ułożenie się w wygodniejszej pozycji, a jej ręka znowu wylądowała na mojej głowie. Gdybym nie był gejem, na pewno oddałbym wszystko za taką dziewczynę, chociaż ciężko było powiedzieć, czy Zardi tak naprawdę potrzebowałaby chłopaka, czy też kogoś w rodzaju brata lub ludzkiego zwierzaka do rozpieszczania.
Kiedy szukałem odpowiedniej pozycji, dostrzegłem niezadowolone spojrzenie Syriusza, które o dziwo nie skupiało się już na szachownicy, ale mierzyło wzrokiem mnie i dziewczynę, która wyraźnie nic sobie z tego nie robiła.
- To ty jesteś mistrzem marnowania okazji, Black, nie ja, więc przestań mnie zabijać wzrokiem, co? - rzuciła do niego, kiedy byłem już odpowiednio ułożony i czerpałem pełnymi garściami ze spokojnych ruchów jej dłoni. Zardi miała w sobie coś, czego nie dało się znaleźć u nikogo innego. Nawet mój wilk dostrzegał tę różnicę. Może dziewczyna rzeczywiście miała niecodzienne pochodzenie, takie jakie jej przypisywano? Chociaż przyznaję, że ciężko było mi uwierzyć, że może być córką jakiejś greckiej bogini losu, czy jak to tam szło. Znałem ją od tylu lat i nigdy nie dostrzegłem żadnych boskich mocy, jakie mogłaby odziedziczyć po kimkolwiek. No chyba, że zaliczyłbym do nich sarkazm i niezdrowe zamiłowanie do mężczyzn, w szczególności homoseksualnych. Nie, Zardi była dziwaczna i wyjątkowa, ale na pewno nie była dzieckiem bogów.
Przez chwilę byłem pewny, że czuję na sobie wzrok dziewczyny i zupełnie jakbym potrafił czytać w jej myślach, miałem wrażenie, że chciała mnie o coś zapytać, ale zrezygnowała domyślając się, że cierpiący wolę spokój, niż konwersację. Może rozumiała mnie tak dobrze, bo przez tych kilka dni w miesiącu i ona czuła się podobnie.
- Wiesz doskonale na czym stoimy! - syknął pretensjonalnym tonem Syri.
- Tak, wiem. Wiem nawet lepiej od ciebie, tak mi się zdaje. Black, wszyscy już nie raz pokazywaliście się światu w dwuznacznych sytuacjach, więc wybacz, ale nikogo nie zdziwiłyby kolejne. Jesteście... jak to wy się nazywacie ostatnio... A tak! Jesteście huncwotami. Możecie gonić nadzy po szkole i nikt nawet nie mrugnie ze zdziwienia. Przynajmniej nie ze względu na to, co robicie. Co najwyżej z powodu rozmiarów wiadomych części ciała lub wyglądu całości, ale nie dlatego, że głupki z Gryffindoru na siódmym roku prezentują się światu w całej okazałości. Naprawdę, nie wiem, co musielibyście zmalować żeby ktoś się tym zdziwił. Każdy oczekuje po was najgorszego i najgłupszego, więc nie widzę sensu w usilnych próbach dopasowania się do szkolnych norm. Przy okazji, Potter próbuje cię oszukać.
- James?!
- Nie prawda! Ona kłamie! Poprawiałem tylko pionek, bo stał krzywo! Zdrajczyni! - warknął na dziewczynę.
- Wypraszam sobie. Konfident tak, ale zdrajca nigdy! Za przyjaciółmi zawsze stoję murem i skoczyłabym za nimi w ogień, więc nie posądzaj mnie o zdradę.
- Dobra. Wybacz, konfidencie.
- Od razu lepiej.
Zaczynałem powoli przysypiać wtulony w ciepłe, miękkie ciało przyjaciółki. Zardi była lepsza od poduszki.
- Mmm. - mruknąłem i usiadłem niezadowolony. - Idę do Pomfrey. - rzuciłem krótko masując żołądek. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale właśnie poczułem koszmarną zgagę, która rozrywała mi pierś przy każdym przełknięciu śliny.
- Pójdę z tobą. - zaproponowała Zardi, ale Syriusz zerwał się na nogi szybciej niż ona.
- Ja pójdę, a ty pilnuj mojej partii. Myślę, że na tym etapie nawet Peter nie byłby w stanie zaszkodzić mojej wygranej, więc tym bardziej nie widzę przeszkód żeby powierzyć ją tobie. Zabiorę Remusa do Skrzydła Szpitalnego.
- Byle szybko, bo kiedy wy dyskutujecie o tym, co zrobicie, mój żołądek przeżywa piekło. Dosłownie.
- Już idę, wybacz. - wyszliśmy przez dziurę za portretem, co w moim przypadku zbiegło się z kolejnym bolesnym płomieniem w piersi. Musiałem mocno naciskać na żołądek i szybko się wyprostować, aby jakoś pozbyć się bólu. Jak to możliwe, że zaczęło się tak nagle i tak niesamowicie paliło?
- Czuję się jakbym zeżarł sarnę z zimowym futrem. - syknąłem. - Nie żebym wiedział, jak czuje się wtedy wilkołak, ale tak mi jakoś przyszło do głowy.
Ból głowy, zgaga gigant. Do szczęśliwców to ja się nie zaliczałem, a przynajmniej nie dzisiaj. Najchętniej przespałbym dzisiejszy dzień i obudził się jutro, ale to raczej było nieosiągalne zważywszy na stosunkowo wczesną porę. W dodatku jutro miała odbyć się zabawa z okazji Nocy Sylwestrowej! Chciałem spędzić ją z przyjaciółmi, dobrze się bawić, wykorzystać tę ostatnią szansę na wspólne szaleństwo. W końcu wraz z zakończeniem nauki wejdziemy wszyscy w dorosłość.
- Nie martw się, staniesz na nogi dzięki tym świństwom Pomfrey. - Syriusz złapał mnie za rękę i ścisnął ją mocno. - Jesteś twardym facetem, więc kto jak kto, ale ty sobie poradzisz.
- Twardym facetem, doprawdy? - uniosłem brew. Może i czułem się koszmarnie, ale wciąż byłem przecież sobą i nie straciłem poczucia humoru. Jeszcze. - Ja mam wrażenie, że jeszcze nigdy nie byłem bardziej sflaczały niż dzisiaj. Bycie twardym to ostatnie czego bym chciał w tej chwili, więc wybacz, Syriuszu. Jesteś wprawdzie niebagatelnie pociągający, ale nie na tyle żebym miał twardnieć.
- I to niby ja jestem tym zboczonym, co? - Black roześmiał się wzięty moim komentarzem z zaskoczenia.
- Cóż, ty jesteś zboczony, a ja po prostu twardo stąpam po ziemi. Chociaż w tej chwili raczej bardzo miękko i niepewnie biorąc pod uwagę wszystko, co mi dolega. - zauważyłem i otworzyłem drzwi Skrzydła Szpitalnego. - Zaczekaj tu na mnie. Będzie szybciej jeśli pójdę sam i wiesz dlaczego.
- Czekam. - zgodził się posłusznie, a ja zamknąłem za sobą drzwi zaglądając do małego gabineciku pielęgniarki.
Nie była zaskoczona widząc mnie dzisiaj. Ona również pamiętała moje wzloty i upadki podczas pierwszych pełni.
- No dobrze, więc co ci dolega, mój drogi.
Powiedziałem jej wszystko, co leżało mi na wątrobie. W bardziej lub mniej dosłownym znaczeniu tego powiedzenia. Nie była zadowolona, że musi męczyć mój już i tak palący żołądek czymś na ból głowy, ale uznała, że sprawdzone metody są najlepsze, toteż otrzymałem od niej dwa paskudne specyfiki, które miałem pić co godzinę.
- Ulepszona formuła, więc powinna zadziałać. - zapewniła mnie. - Jeśli się nie sprawdzi, wróć do mnie za trzy, cztery godziny i pomyślę, co dalej z tobą zrobić. I postaraj się nic nie jeść.
- Jestem przed obiadem...
- Więc postaraj się nic nie jeść po obiedzie. - zlitowała się i odprowadziła mnie do wyjścia. Najwyraźniej książka, którą czytała zanim jej przerwałem była na tyle fascynująca, że chciała się mnie szybko pozbyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz