środa, 25 maja 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXV - Cornelius Lowitt

- Eric, daj spokój! Potrafię sam się pokarmić! Straciłem jedną rękę, a nie obie! Że już nie wspomnę o tym, że mogę użyć do tego magii! - kochanek spojrzał na mnie wściekle i groźnie zmarszczył brwi. - Dochodzę już do siebie, skarbie, więc pozwól mi na tę odrobinę samodzielności w ramach rehabilitacji...
- Wczoraj im odleciałeś, kiedy próbowali postawić cię na nogi. - warknął na mnie, a ja przeklinałem pielęgniarki, które tak dokładnie zdały mojemu facetowi sprawę z tego, co działo się ze mną po tym, jak wrócił do siebie po odwiedzinach.
- Taaak, ale to dlatego, że za szybko się chciałem podnieść! To nie ma nic wspólnego z... - postanowiłem nie kończyć, kiedy tak spoglądał na mnie jak zabójca przed dokonaniem kolejnego mordu. - Eric, zrozum. Już odzyskuję siły, nie jestem blady jak trup, ale leżałem w tym przeklętym łóżku przez trzy dni zanim pozwolili mi usiąść, a teraz siedzę od... tygodnia? Więc to chyba normalne, że nie łatwo jest mi się podnieść. Zresztą, krążenie już się zmieniło i nawet ręka... - zawahałem się, ponieważ nie byłem przekonany, czy mój kikut można nazwać jeszcze „ręką”. - wiesz o co chodzi, już nie wygląda tak źle. Boli, przyznaję, ale kiedyś przejdzie.
- Będę cię karmił, kiedy będę miał na to ochotę, a ty nie masz tu nic do gadania. - rzucił chłodno Eric. - Nie jesteś uprawniony do decydowania o sobie. To moja działka, więc radzę ci się szybko do tego przyzwyczaić. Jeśli ja mówię, że będę cię karmił, to otwierasz grzecznie gębę i jesz wszystko, co ci daję. Rozumiemy się?
- Obawiam się, że tak. - mruknąłem poddając się. Nie chciałem z nim walczyć, ponieważ wiedziałem, że nie mam z nim szans. Kogo ja chciałem oszukać? Nadal byłem słaby, a pozostałość ręki bolała jak jasna cholera! Tylko leki przeciwbólowe trzymały mnie przy zdrowych zmysłach. Podejrzewałem, że jeszcze przez długie miesiące będę próbował złapać coś nieistniejącą dłonią lub będę odczuwał w niej łaskotanie. Po jakimś czasie sprawię sobie magiczną protezę, ale teraz umarłbym gdybym tylko spróbował założyć cokolwiek na wybrakowane ramię. - Mam tylko jedno pytanie.
- Tak? - blondyn grzebał łyżką w kubeczku mieszając jakąś papkę dziwnego koloru.
- Co to u licha jest?
- Jabłko, banan, gruszka, seler naciowy, maliny, borówki i twarożek. Potrzebujesz dużo witamin i białka. W końcu straciłeś rękę, więc można powiedzieć, że jesteś jak dziecko, którego organizm musi się prawidłowo rozwijać podczas zachodzących w nim zmian. Na kolację masz jogurt z dodatkowym wapniem.
- Mamo, wiesz, że nie lubię selera naciowego.
- Dobrze, że wraca ci humor, ale to nic ci nie da. Zjesz to, co dla ciebie mam i koniec. A teraz otwieraj gębę, bo cię zmuszę.
Cóż, nie było sensu ryzykować. Eric był na mnie nadal wściekły i nie zdziwiłbym się gdyby naprawdę użył siły aby mnie nakarmić. Przygotowując się na najgorsze, otworzyłem usta i pozwoliłem aby zaczął mnie karmić największym świństwem, jakie mógł mi przygotować. Doprawdy, czy ten seler naciowy był konieczny?! Ten intensywny aromat, ten charakterystyczny zapach, trzeszczenie w zębach i smak rozchodzący się po całych ustach... Zwymiotowałbym gdyby to miało coś zmienić, ale mój chłopak na pewno nie dałby za wygraną tylko dlatego, że raz mój żołądek postanowił się zbuntować.
Zresztą, był nie tylko wściekły o to, że dopuściłem do tego wypadku, ale także z powodu zawsze okupujących moje łóżko pielęgniarek. Nie mogłem zaprzeczyć, że podobało mi się to, jak troskliwie się mną zajmowały. Szczególnie te cycaste, które z rozkoszą bym obmacywał w każdej innej sytuacji. Problem polegał jednak na tym, że zawsze stawały od strony brakującej ręki, więc o macaniu nie było mowy. Mogłem tylko patrzeć w ich dekolty, marząc o tym aby poczuć w dłoniach ciężar pełnych, kształtnych piersi. To nie spodobałoby się Ericowi, ale jak długo nie mógł czytać mi w myślach, tak długo mogłem rozkoszować się tymi fantazjami. Nie żebym nagle znudził się blondynem, ale czasami moje marzenia nie należały do najwierniejszych, w przeciwieństwie do ciała, które poza Lairem nie widziało świata.
- Paskudne! - prychnąłem po trzeciej łyżce papki.
- Cieszę się, że tak ci smakuje. - skomentował chłodno i wsunął mi do ust rurkę dając sok pomarańczowy do picia. Wziąłem kilka wielkich łyków aby pozbyć się z ust tego koszmarnego smaku selera.
- Poczekaj tylko aż stąd wyjdę! Od razu się zemszczę. - próbowałem się odgrażać, ale mój chłopak nic sobie z tego nie robił.
- Minie sporo czasu zanim będziesz mógł się na mnie zemścić za cokolwiek, więc nie trać niepotrzebnie sił. Są ci potrzebne żebyś w końcu wstał z tego koszmarnego łóżka i żebym mógł zabrać cię do domu. Poza tym, jutro przyniosę ci zupę brokułową i sałatkę buraczaną...
- Nienawidzę cię!
- Z pewnością, ale zjesz wszystko i będziesz mi za to dziękował. Wiem, że pielęgniarki dokarmiają cię czekoladą. Nie patrz tak na mnie. Widziałem. Jestem tylko ciekaw jak chcesz wrócić do dawnej sprawności, kiedy one cię utuczą. - na jego twarzy pojawił się wyjątkowo wredny uśmiech. - Nie prędko będziesz w stanie zaszaleć w łóżku, więc nie ma mowy o tej formie ćwiczeń. Zanim stąd wyjdziesz, będziesz wyglądał jak wieprzek.
Nie skomentowałem. Wolałem to przemilczeć. Tym bardziej, że Eric miał rację. Leżałem w łóżku od ponad tygodnia i najwyraźniej będę leżał jeszcze przez następny tydzień zanim mój organizm będzie w stanie wytrzymać większy wysiłek fizyczny. Moje ciało uległo dożywotniej zmianie i teraz musiało wszystko podporządkować temu, co się wydarzyło. Nawet nie mogłem sobie wyobrazić, co takiego przeżył mój układ krążenia, kiedy nagle zabrakło mi niemal całej ręki.
- Kochanie, dziękuję. - rzuciłem, a Eric spojrzał na mnie smutno, zupełnie inaczej niż przed chwilą. - Nie uciekłeś ode mnie po tym wypadku, a przecież zajmowanie się kaleką to mała przyjemność.
- Gdybym cię stracił... - jego głos zaczął się łamać, więc spróbował powiedzieć to samo innymi słowami. - Okazuje się, że jesteś dla mnie ważniejszy, niż sądziłem. - teraz szło mu trochę lepiej. - Zalazłeś mi za skórę, więc jeśli chciałeś żebym się od ciebie odczepił to wybrałeś kiepski sposób. To nie wystarczy.
- Tak, najwyraźniej. - uśmiechnąłem się i złapałem go za dłoń ściskając ją.
- Jeśli w ten sposób chcesz mnie powstrzymać przed karmieniem cię...
- Nawet nie przyszło mi to do głowy. - roześmiałem się naprawdę rozbawiony.
Prawdę mówiąc, kiedy gdzieś tam podczas licznych omdleń i haju leków uświadomiłem sobie, że nie jestem już całkiem sprawny, przeszło mi przez myśl, że dla Erica przestanę być pełnowartościowym kochankiem, a stanę się problemem, którego będzie chciał się pozbyć. Jasne, było nam razem całkiem dobrze, ale wciąż byliśmy ze sobą na zasadzie przepychanki, której daleko było do normalnego związku. Nie byłem do końca pewny, co czuje do mnie blondyn i podejrzewałem, że on również nie miał pojęcia, co czuję ja. Byliśmy ze sobą, ale męczyliśmy się w tej niepewności i bezustannym strachu, że w pewnej chwili wszystko się skończy.
Skrzywiłem się, kiedy kolejna łyżka koszmarnej mazi wylądowała w moich ustach, ale nie odczuwałem już tak przemożnej potrzeby jej wyplucia. Patrzyłem na pochłoniętego swoim zadaniem chłopaka i cieszyłem się, że żyję. Miałem za dużo do stracenia. Postanowiłem nawet, że kiedy już będę mógł założyć protezę, zaproponuję kochankowi wspólne mieszkanie. Teraz byłbym dla niego ciężarem, ale odzyskując sprawność stanę się przydatny, prawdopodobnie nawet bardziej, niż kiedy byłem „w całości”.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy owocowo-serowa papka się skończyła i mogłem wypić sok pomarańczowy do końca aby zabić ten koszmarny smak, który pozostał w moich ustach. Przyszła też pora na leki, ponieważ znieczulające eliksiry przestawały działać. Niestety był to też moment, w którym kończyły się odwiedziny i mój Eric musiał wrócić do siebie.
- Przyjdę ponownie jutro. - zapewnił, jak za każdym razem, jakbym miał wątpić w to, że znowu się pojawi.
- Będę czekał. - zapewniłem nastawiając się na pocałunek, ale jak zwykle go nie dostałem. Mój facet albo chciał mnie w ten sposób ukarać za to, że niemal straciłem życie, albo po prostu nie chciał utwierdzać nikogo w przekonaniu, że między nami jest coś więcej niż przyjaźń lub braterska miłość. W końcu żeby powiadomić go o moim stanie musiałem nakłamać, że jest moim przyrodnim bratem. Zresztą, sam już do końca nie pamiętałem, co im powiedziałem. Szok, ból, leki, brak sił. Było tego za dużo abym jeszcze mógł trzeźwo myśleć. - I przyjdź z pustymi rękami, błagam.
- Nie ma szans. - na jego twarzy niemal pojawił się uśmiech, co poczytywałem sobie za nie małe osiągnięcie!

1 komentarz:

  1. Mam nadzieje że Cornel nie zdradzi go z jakąś kobietą i żeby jak najszybciej był sprawny.

    OdpowiedzUsuń