niedziela, 29 maja 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXVI - Gabriel Ricardo

Późno i słabo, ponieważ szalałam na Magnificonie i czasu teraz brakuje aby stanąć na nogi ;) Było całkiem fajnie, poznałam cudownych ludzi i nie żałuję ^^

- Jak?! Powiedz mi do jasnej cholery, jak można złamać nogę w tylu miejscach, żeby trzeba było tygodnia bezczynnego leżenia zanim zaklęcia zaczną działać?! - babcia Michaela stała nad nim niczym kat i wrzeszczała na leżącego plackiem wnuka z taką pasją, że jej proteza zębowa już trzy razy wylądowała na piersi chłopaka. Cóż, miał szczęście, że babcia nie dorwała się do patelni.
- To był wypadek przy pracy...
- Wypadek przy pracy?! Żebym ja nie pokazała ci zaraz wypadku przy pracy!
- Raczej wypadku przy opierdalaniu, babciu...
- Wyrażaj się przy babci! - kobieta uderzyła go w głowę, a przynajmniej na tyle, na ile była w stanie biorąc pod uwagę jego pozycję leżącą.
Nie wtrącałem się do tej kłótni, jako że starsza kobieta wyręczała mnie znakomicie w tym, co sam musiałbym zrobić zostając sam na sam z Michaelem. Nie mogłem zaprzeczyć, że chłopak zasługiwał na porządne bury za swoją lekkomyślność lub nieuwagę, cokolwiek było powodem złamania, więc przynajmniej miałem pewność, że ta wątpliwa przyjemność go nie omijała.
- Babciu, proszę. Co się stało to się nie odstanie. Złamałem kulasa i koniec bajki, a znajomość szczegółów nie pomoże w zrastaniu się kości, więc po co w ogóle to ciągnąć?
- Czy ty, młody, niewyobrażalnie durny człowieku, zdajesz sobie sprawę z tego, jakim będziesz teraz ciężarem dla Gabriela? - staruszka przetarła twarz dłonią, jakby starała się pozbyć z niej potu zalewającego jej oczy. - Twój wątpliwej wielkości mózg nie sięga dalej, jak do posiłków przynoszonych do łóżka, prawda? - nie miała litości. - Więc pozwól, że coś ci zdradzę. Ktoś będzie musiał pomagać ci przy załatwianiu wszystkich potrzeb fizjologicznych oraz przy kąpieli, czy raczej wycieraniu się gąbką. Widzę, że teraz coś do ciebie dociera. - uśmiechnęła się ironicznie patrząc na Michaela, na którego twarzy pojawiało się właśnie przerażenie. - Taaak, mój drogi. Przez tydzień będziesz sikał i nie tylko sikał do miski. I w misce będziesz się mył, a raczej ktoś będzie musiał cię myć, bo ty masz leżeć. Że nie wspomnę o bólu, jaki się z czasem pojawi od leżenia w jednej tylko pozycji. - babcia wydawała się naprawdę napawać tym, jakie wrażenie wywierała na swoim niedomyślnym wnuku. - Mam zostać i...
- Nie! - Michael spojrzał na nią ze zgrozą. - Nie! Wolę obarczyć tym Gabriela niż dalej męczyć się z tobą. Po tygodniu wylądowałbym w Świętym Mungu w kaftanie bezpieczeństwa, gdybyś ty miała się mną opiekować. Właśnie miałem przedsmak twojej troski o mnie i podziękuję za więcej. Babciu, naprawdę. Dałaś mi już wystarczająco popalić. Żałuję swojej nieuwagi, przyznaję się do winy i błagam o wybaczenie, ale teraz pozwól mojej psychice odpocząć. - kobieta patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, po czym jej spojrzenie skupiło się na mnie.
- Gabrielu?
- Proszę się nie martwić, zajmę się nim. Wiedziałem w co się pakuję, kiedy zacząłem się z nim przyjaźnić. Nigdy nie był zbyt bystry, a i zgrabności nie wyssał z mlekiem matki, więc wiedziałem, że kiedyś do tego dojdzie.
- No dobrze. Ale gdybyś potrzebował jednak jakiejś pomocy, po prostu daj mi znać i zaraz się tu zjawię. Opiekowałam się nim przez lata, więc ten tydzień więcej nie zrobi mi różnicy...
- Nie ma mowy. - uśmiechnąłem się i biorąc dłoń kobiety w swoją nakryłem ją drugą dłonią głaszcząc. - W pewnym wieku mężczyzna musi zacząć troszczyć się sam o siebie lub znaleźć kogoś kto zastąpi mu bliskich. Nawet jeśli to tylko przyjaciel, któremu będzie później musiał tę przysługę oddać. - spojrzałem wymownie na Michaela.
- No tak, nie mogę go wiecznie niańczyć. - przyznała babcia z westchnieniem i pokręciła karcąco głową patrząc na wnuka, który spróbował się uśmiechnąć, co wyszło mu raczej kiepsko. - Wrócę za tydzień i do tego czasu masz być już samodzielny.
- Obiecuję, babciu. - Michael pocałował kobietę w policzek, kiedy się pochyliła.
- Zajmę się nim, proszę się nie martwić. - obiecałem.
- Wiem, mój drogi. Ten osioł ma wielkie szczęście mając takiego przyjaciela jak ty. - potarmosiła mój policzek, pogłaskała i uściskała mnie mocno. - Do zobaczenia i pamiętaj, że zawsze jestem gotowa pomóc.
- Zapamiętam. - uśmiechnąłem się do niej i odprowadziłem ją do kominka, którym się tutaj dostała dobre dwie godziny temu. Wydawała się spokojna, kiedy zostawiała wnuka w moich rękach. Nie miała w końcu powodu aby we mnie wątpić. Zawsze starałem się być ideałem, któremu w razie potrzeby oddałaby rękę ukochanego, chociaż przygłupiego wnusia. Podejrzewałem, że spisywałem się pod tym względem całkiem nieźle skoro nawet teraz zostawiła połamanego chłopaka w moich rękach.
Uśmiechnąłem się wyjątkowo wrednie do siebie. Tak, zostałem sam na sam z popapranym połamańcem, który nie chciał się nawet przyznać do tego, w jaki sposób tak się załatwił. Wróciłem więc do pokoju, w którym leżał i spojrzałem na niego unosząc brew oraz podpierając się pod boki.
- Nie podoba mi się to spojrzenie. - zauważył Michael. - Ani ta pozycja.
- Doprawdy?
- Twój ton również mi nie odpowiada. - mruknął chłopak. - Wyczuwam kłopoty.
- I słusznie, mój drogi. Dobrze, że złamałeś nogę, ale wciąż jeszcze myślisz na tyle racjonalnie, na ile to możliwe w twoim przypadku.
- Gab, wyjaśnię ci wszystko, słowo. Daj mi tylko szansę. - uderzył w błagalny ton. - Po prostu miałem pecha! Chciałem komuś pomóc, ale wyszło tak jak wyszło i nie mogłem temu zaradzić. Nie mogę zdradzić szczegółów, ale uwierz, że to nie moja wina. Przynajmniej nie do końca. Chciałem pomóc koleżance z pracy i tak jakoś się to wszystko potoczyło... Wiem, że mieliśmy wziąć wspólnie urlop i wyjechać, pamiętam o tym. Nie mógłbym zapomnieć! Więc wiedz, że to nie było specjalnie.
- Michael... - westchnąłem ciężko i pogładziłem chłopaka po policzku. - Wiem, że nie zrobiłbyś sobie specjalnie krzywdy i że nie złamałbyś nogi gdybyś wiedział, że może do tego dojść, bo unikałbyś takiego ryzyka. Co się stało to się już nie odstanie. Myślę, że babcia wbiła ci do głowy ostrożność na przyszłość, więc ja już nie muszę. Zrobię ci coś do zjedzenia, moja ty kaleko.
- Yyy, mam jeszcze prośbę. - Michael zarumienił się. - Muszę do łazienki.
- Więc mamy problem. Na razie nie mam nic odpowiedniego, więc dam ci butelkę i pomogę ci.
- To upadlające... Nie wzdychaj. Rozumiem, że to nie twoja wina. Wycierpię swoje za karę. Niech będzie butelka.
Musiałem przyznać, iż cieszyłem się z faktu, że to nie ja znajdowałem się teraz na miejscu Michaela. W szczególności w chwili, kiedy musiał pogodzić się z faktem, że niewiele może zdziałać sam, kiedy otrzymał zalecenie leżenia plackiem. Bieda chciał sikać i potrzebował mojej pomocy. Jakby mało było tego, że byłem zmuszony potrzymać jego męskość w chwili załatwiania potrzeb fizjologicznych, to jeszcze jego członek wylądował w butelce, ponieważ nie dysponowaliśmy tzw. kaczką. Tak, to musiało być dla niego trudne, jak dla każdego mężczyzny.
Pocałowałem go zabierając butelkę i obiecując mu, że postaram się o coś sensowniejszego możliwie szybko, aby nie musiał czuć się tak źle. Zaraz potem oddaliłem się do kuchni aby przygotować dla niego posiłek. Cała wcześniejsza złość po prostu ze mnie wyparowała i teraz chciałem tylko dogodzić mu najlepiej jak umiałem. Zależało mi na tym, zależało mi na Michaelu, więc nie chciałem go dołować bardziej, niż sam się zdołował po wizycie babci oraz uświadomieniu sobie pewnych faktów związanych z jego stanem.
- Nudzi mi się! - usłyszałem pełen żalu krzyk, który sprawił, że mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.
- I co ja mam zrobić twoim zdaniem?! - odpowiedziałem przygotowując sałatkę do posiłku.
- Może coś mi poczytaj? - zaproponował, ale szybko odrzucił ten pomysł. - Lepiej zaśpiewaj! Chociaż nie, stracisz głos po pewnym czasie... Może sam powinienem coś poczytać? Ale książki, które lubię tylko mnie nakręcą, a nie mogę zaszaleć, co będzie męką. - mówił raczej do siebie, niż do mnie. Uznałem to za dobry znak, ponieważ zajęty w ten sposób nie marudził, a ja mogłem w spokoju skończyć obiad. Szybki i mało wystawny, ale przynajmniej jadalny.
To miał być naprawdę trudny tydzień i dla Michaela i dla mnie. Nigdy nie planowałem mieć dzieci, a tymczasem jedno wielkie dziecko miałem na głowie na najbliższe dni. Musiałem go karmić, myć, przebierać, a nawet pomagać w załatwianiu potrzeb fizjologicznych.
- Zostałem mamą... - westchnąłem do siebie i nałożyłem na talerz mięso, frytki oraz sałatkę dla Michaela. Kochałem go, ale na pewno nie byłem stworzony do nadmiernej opieki nad kimkolwiek. Czekał nas więc tydzień wzajemnego torturowania się.

1 komentarz:

  1. Odpocznij. Gabriel faktycznie ma duże dziecko a Mike no mimo wszystko jest kochany. Kirhan san rozpieszczasz swoich czytelników. :)

    OdpowiedzUsuń