środa, 1 czerwca 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXVII - Oliver Ballack

Skrzyżowałem ramiona na piersi, uniosłem wymownie brwi i tupałem miarowo prawą stopą nie odrywając pięty od podłogi. Moje ciało rzucało cień na twarz śpiącego na sofie mężczyzny, który w pewnym momencie zmarszczył brwi wyczuwając zmianę w swoim otoczeniu i uchylił nieznacznie powieki.
- Coś miałem zrobić? - zapytał na wpół przytomny.
- Coś... - mruknąłem karcąco.
- Zakładam, że nie podpowiesz mi, co to było? - Reijel ziewnął i przetarł oczy podnosząc się do siadu. Rozmasował kark, zakręcił głową pełne trzy koła w prawo oraz dwa w lewą stronę i w końcu skupił na mnie wzrok. - Daj mi chwilę, zaraz wpadnę na to, co miałem zrobić. Chyba...
- Czekam. Mam czas. Już go mam. - nie zmieniłem pozycji wciąż tupiąc, co wyraźnie rozpraszało mężczyznę.
- Mógłbyś przestać? To rozbrzmiewa wybuchami w mojej głowie.
- Doprawdy? A ja sądziłem, że wróciłeś do domu całkowicie trzeźwy...
- Ponieważ byłem trzeźwy! - powiedział z naciskiem masując palcami nasadę nosa. - Byłem trzeźwy, ale sen zrobił swoje. - ponownie ziewnął szeroko otwierając usta i od niechcenia zasłaniając je dłonią. - Jaki mamy dzień?
- Podpowiem ci, wciąż ten sam.
- Dobrze, jesteśmy coraz bliżej. A która godzina?
- Piąta... - ton mojego głosu wyraźnie wskazywał na to, że właśnie pora dnia stanowiła problem.
- No i zagadka rozwiązana. - Reijel uśmiechnął się zadowolony z siebie, co miał w zwyczaju robić tylko po alkoholu. - Miałem zrobić coś, co wiązało się z obiadem. O tak, pamiętam wyraźnie, że chodziło o jedzenie. Chyba kupić coś w sklepie... Zgadłem? - spojrzał na mnie mętnym wzrokiem.
- Ja zjadłem posolony i ciepły obiad, ale na twoją porcję zabrakło soli i obawiam się, że zdążyła już ostygnąć.
Uśmiech czający się wciąż gdzieś w kącikach ust mężczyzny rozwiał się w mgnieniu oka. Podniósł się gwałtownie i poszedł do kuchni.
- Kurwa! - usłyszałem po chwili, co sprawiło, że teraz to ja uśmiechałem się zadowolony. - Ten makaron jest twardy jak guma!
- Nie zaprzeczę, Reijelu. - przytaknąłem stając w drzwiach kuchni i opierając się o futrynę. Patrzyłem na siedzącego przed zastawionym stołem mężczyznę, który rzucał wściekłe spojrzenia na swój talerz. - Budziłem cię na obiad tyle razy, że w pewnej chwili zwyczajnie dałem za wygraną.
- Hej, dlaczego mnie karzesz?! - mój kochanek wydął usta chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy. - Nie chlałem sam! Chlałem z Upadłym Rodem! Z Marcelem, Fabienem i kilkunastoma innymi osobami, których nie znasz!
- Powiedz mi ty niedoszły władco zła, co mnie obchodzą inni?
- Nie pozwalaj sobie! - warknął na mnie, ale efekt psuły przekrwione oczy i talerz zimnego spaghetti, które Reijel dźgał widelcem. - Kurwa! - znowu zaklął. Wstał od stołu i wyciągnął z lodówki mleko. Nie bawił się w kubki lub szklanki, ale po prostu pociągnął wielki łyk z kartonu. - Nienawidzę tego robić. - warczał przesuwając dłonią nad makaronem, który w przeciągu sekundy dymił gorący, chociaż daleki od perfekcji. Porównałbym go do podgrzanego w mikrofalówce i podpieczonego w piekarniku jednocześnie, a to raczej nie mogło równać się ze świeżym, pierwotnie ciepłym obiadem. Reijel nawinął na widelec sporo makaronu i wepchnął go do ust. Nagle zawahał się bełkocząc niewyraźnie „szlag!”. Nachylił się nad talerzem mając zamiar wypluć to, co miał w ustach z powrotem na talerz, ale spojrzał w pewnej chwili na mnie i powstrzymał się. Usiadł prosto i z wyraźnym niezadowoleniem przeżuwał makaron.
- Ostrzegałem, że zabrakło soli.
Reijel nie skomentował tego. Rzucił mi tylko jedno krótkie spojrzenie i zignorował mój komentarz. Jego żołądek zapewne błagał o jakiś ciepły posiłek, ale podejrzewałem, że to ja byłem głównym powodem, dla którego mężczyzna postanowił jednak zjeść cały mdły obiad.
Musiałem przyznać przed samym sobą, że trochę się tym zreflektował.
- Idę po tę sól, bo nie wytrzymam!
- Mam tylko nadzieję, że nie zechcesz przy okazji walczyć z suchością w ustach alkoholem.
- Nie bój się. Piłem wino w Kanie Galilejskiej i wierz mi, to które macie tutaj teraz nie jest warte tego, przez co przechodzę. Zaraz wracam. - wyszedł z kuchni z kartonem mleka w dłoni, a po chwili usłyszałem ciche trzaśnięcie drzwi frontowych.
Dziesięć minut później Reijel był już z powrotem i postawił na środku stołu cały kilogram soli spoglądając na mnie wyczekująco. Chętnie kazałbym mu samemu przesypać ją do pojemnika oraz solniczki, ale zlitowałem się nad nim przynajmniej odrobinę.
Mężczyzna posolił makaron i dojadł go bez większego entuzjazmu popijając obficie mlekiem. Spojrzał na mnie z urazą, co sprawiło, że z trudem powstrzymałem uśmiech rozbawienia i satysfakcji.
- Bezczelny chłopaku, tylko poczekaj, aż alkohol całkowicie wyparuje z mojej krwi, a dowiesz się, jak wygląda moja zemsta.
- Łagodna owieczka zamieni się w złego wilka?
- W potwora. Żądną krwi bestię. Podczas, kiedy ty znęcasz się nade mną, twój kuzyn na pewno rozpieszcza skacowanego Marcela. Przynosi mu wodę, robi herbatki, karmi go i głaszcze, może nawet podtrzymuje podczas wymiotów i dba żeby ich bachor nie bawił się za głośno. Nie wiem jak to w ogóle możliwe, że jesteście od siebie tak różni.
Uniosłem wysoko brew.
- Gdybym przypominał Fillipa nigdy byś się we mnie nie zakochał. Zresztą ja w tobie też nie, więc uważaj czego pragniesz.
- Pragnę się wykąpać i nie odmówię, jeśli zechcesz do mnie dołączyć. - najwyraźniej dąsanie się na mnie przeszło my bardzo szybko, ale ja planowałem dać mu nauczkę i wspólny prysznic na pewno popsułby wszystko. - Cóż, nie będę się zamykał na wypadek gdybyś zmienił zdanie. - próbował flirtować.
Kiedy wyszedł, rzuciłem kilka banalnych zaklęć sprzątających i położyłem się w salonie na sofie, która od wczesnego ranka do dobrej piątej popołudniu była zajęta przez mojego pijanego kochanka. Nie mogłem zaprzeczyć, że zapach alkoholu oraz Reijela był wręcz odurzający, kiedy te dwie wonie mieszały się ze sobą, jednak do tego nigdy bym się przed nim nie przyznał. Teraz za to mogłem rozkoszować się tą mieszanką bez przeszkód, ponieważ sofa przeszła nią wyraźnie.
Przyjemne mrowienie przeszło przez całe moje ciało kierując się w stronę krocza, jednak zniknęło momentalnie, kiedy tylko Reijel wystraszył mnie swoim nagłym pojawieniem się w salonie. Był zupełnie nagi i najwyraźniej nie planował się póki co ubierać. Jego ciało było tak idealne, że nie mogłem mu się dziwić, że chce je eksponować. Próbowałem skupić się na fakcie, że mam być na niego zły, ale on wcale mi w tym nie pomagał.
- Może rzeczywiście wypiłem trochę za dużo, bo jest mi strasznie gorąco. - rzucił niby to luźny komentarz, który nie miał żadnego znaczenia. W rzeczywistości chciał mi utrzeć nosa, złamać mnie i zmusić do uległości. W innej sytuacji na pewno by mu się to udało, ale nie dziś, nie w dniu, kiedy to ja miałem nad nim władzę, kiedy to ja miałem przewagę. Katowałem samego siebie, ale uważałem, że warto. Jutro, kiedy ostatnie promile wyparują z jego organizmu, Reijel znowu stanie się chmurnym, opryskliwym sobą i nie łatwo będzie dostrzec uśmiech na jego twarzy.
Usadowiony obok mnie na sofie Reijel westchnął przyciągając moją uwagę. Spojrzałem na kochanka i szybko tego pożałowałem. Mężczyzna właśnie wodził dłońmi po swojej piersi i spoglądał na mnie niezwykle wymownie. Wodził palcami po wypukłościach swoich idealnych mięśni i nagle zauważyłem w jego oczach przebłysk szalonego pomysłu, który zrodził się w jego głowie. Oblizał lubieżnie usta, uśmiechnął się szeroko niczym szaleniec i wstał gwałtownie.
- Wybacz, że przerwę ten pokaz, ale mam coś do załatwienia. - rzucił i niemal skocznym krokiem wyszedł z salonu. Wrócił po chwili ubrany i wycisnął na moich ustach szybki pocałunek zanim zniknął teleportując się gdzieś.
Jego zachowanie naprawdę mnie zaniepokoiło, ponieważ nie wiedziałem, co mogło zrodzić się w tej jego pijackiej łepetynie. Reijel pił bardzo rzadko, więc nie byłem przygotowany na to, do czego jest zdolny w taki dzień jak dziś. Niespokojny kręciłem się siedząc na swoim miejscu i próbowałem odgadnąć, co takiego przyszło mu do głowy.
Dwie godziny później mężczyzna był z powrotem. Stanął przede mną prezentując zniewalający uśmiech i zdejmując koszulę. Moja szczęka niemal uderzyła o ziemię.

1 komentarz:

  1. Jestem pewna że wytatuował sobie jego imie!!! Jakim cudem Reijel ma kaca? Myślałam że po wieloletnim doświadczeniu z alkoholem jest odporny na jego działanie. Fabien pewnie ma podobną sytuacje z Andrew albo i nie. Pozdrawiam ♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń