środa, 4 maja 2016

Poranny alarm

28 grudnia
Święta, Święta i po Świętach. Było, minęło i teraz żałowałem gorąco, że nie wykorzystałem tego czasu lepiej. Wprawdzie wciąż miałem trochę wolnego przed początkiem nauki, ale podejrzewałem, że to nie wystarczy abym mógł w pełni nacieszyć się wszystkim, co oferowała przerwa świąteczna. W końcu dni wolnych zawsze było za mało, nie ważne ile by się ich nie miało. A w szczególności, kiedy chciało się spędzić ten czas z przyjaciółmi.
- Remusie, ręka mi zdrętwiała, mógłbyś... - Syriusz stęknął mi do ucha, kiedy tak leżeliśmy razem w jego łóżku pod ciepłą pościelą.
- Ty wrednoto! - syknąłem, ale byłem bardziej rozbawiony niż zły. Podniosłem się uwalniając jego ramię od mojego ciężaru. - Nagle przeszkadza ci moja waga? - uniosłem brew spoglądając na niego wymownie.
- Hmm, zdecydowanie mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Uwielbiam czuć ją na sobie, tak jak poprzedniej nocy. Problem w tym, że moja ręka chyba myśli inaczej.
- Czyżby nie była tak zboczona jak cała reszta ciebie?
- To doskonałe pytanie, Remusie.
- Serio?! Czy ja naprawdę muszę tego wysłuchiwać?! - James usiadł na swoim łóżku patrząc na nas ostrzegawczo. - Jest... Która właściwie jest godzina? A tak! Jest ósma rano, a wy budzicie mnie tak ambitną rozmową? Czy ja muszę wiedzieć, co robicie nocami, kiedy śpię? - gestykulował rękoma w płynny, bardzo charakterystyczny sposób, który przypominał fale. Nie wiem, gdzie się tego nauczył, ale i bez tego bywał dziwaczny. Teraz po prostu jego dziwaczność sięgała zenitu.
- Nie moja wina, że nie układa ci się z Evans. - Syri nie miał dla niego litości.
- Mój związek z Lily jest normalny, a nie tak niewyżyty jak wasz.
- A mi się wydaje, że po prostu od dawna z nią nie spałeś i dlatego jesteś taki wściekły...
Z głośnym „puff!” poduszka wylądowała na twarzy Syriusza. Nadawcą pocisku był naturalnie okularnik, który teraz wyszczerzył się szeroko.
- Mówiłeś coś, Black? Tak się składa, że nie dosłyszałem, bo miałeś coś na twarzy.
- Zabiję! - Syriusz zerwał się na równe nogi i porwał z łóżka nie tylko poduchę Jamesa, ale i swoją. Potter musiał uciekać, a celem stało się moje puste w tej chwili łóżko, z którego zdołał jakimś cudem wyłuskać moją poduchę. Przyjaciele rozpoczęli niezwykle głośną wojnę, której ofiarą padł dotąd śpiący Peter. Blondynek nie mógł dalej rozkoszować się słodkim snem, kiedy ta dwójka walczyła ze sobą robiąc przy tym naprawdę dużo hałasu. Wprawdzie wsunął głowę pod poduchę i przykrył się po uszy pościelą, ale to nie mogło pomóc na taki harmider. Pet musiał więc ostatecznie się obudzić i zapomnieć o dłuższym śnie.
- Czy to naprawdę konieczne? Obudzicie całą szkołę! - wychodząc ze swojego kokonu, Pettigrew starał się przekonać szalejącą w najlepsze dwójkę do zaprzestania tej małej wojny. Niestety nic nie zdziałał i musiał przyznać się do porażki. Zamiast tego wyszedł niechętnie z łóżka i poczłapał do łazienki. Podejrzewałem, że planował uwić sobie tam gniazdko na chodniczku przed wanną, otulić się ręcznikiem i zasnąć w tym niecodziennym miejscu, w niecodziennej pozycji na godzinę lub w najlepszym wypadku na dwie.
W tym czasie James i Syriusz nie planowali nic sobie robić z faktu, że zakłócają poranny spokój naszej sypialni. Dali sobie spokój dopiero, kiedy padali ze zmęczenia, a po spływał po ich twarzach strugami. Obawiałem się, że Pet nie pośpi dłużej w tym nowym miejscu, jakie sobie znalazł, ponieważ teraz nieposkromiona dwójka z pewnością planowała wziąć szybki prysznic.
- On was znienawidzi. - westchnąłem, kiedy bili się o to, który pierwszy powinien skorzystać z łazienki.
- Kto? Peter? - James pozwolił się zdekoncentrować, co wykorzystał Syriusz. To on ostatecznie jako pierwszy miał okazję się wykąpać. - Nas się nie na nienawidzić, Remusie. - rzucił z westchnieniem przegrany i marszcząc czoło spojrzał na wychodzącego z łazienki Blacka. Mój chłopak ciągnął za sobą chodniczek łazienkowy ze śpiącym na nim kolegą. Nawet mnie to nie zdziwiło. W końcu przewidziałem plany Petera, który nie należał do osób szczególnie skomplikowanych.
- Zostawiam wam niespodziankę i idę. - rzucił krótko Syri i tym razem na dobre zniknął w łazience. Po chwili słychać było szum wody, ale Peter nie obudził się nawet na chwilę. Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że w ogóle przeniósł się w inne miejsce z zamiarem odespania tego, co stracił przez małą bitwę na poduszki.
- Więc... - przerwałem ciszę, jaka zapanowała po zniknięciu Syriusza w łazience. - Chcesz pogadać o tym, co jest między tobą i Evans?
- Nie szczególnie...
- Zbierać się, panowie! - aż podskoczyłem, kiedy do naszej sypialni wpadł niespodziewanie Wavele. Był ostatnią osobą, jaką spodziewałem się zobaczyć, ale on najwyraźniej postrzegał to inaczej, ponieważ nie robił sobie nic z naszego zaskoczenia. - Ruszać dupy, ruszać, chłopaki! - ponaglił nas. - Dyrektor czeka na wszystkich uczniów w Wielkiej Sali. To ważne i niecierpiącej zwłoki, więc wypadajcie stąd tak jak stoicie. Pettigrew, podnosić tyłek i jazda z kolegami! - syknął na śpiącego chłopaka nauczyciel, po czym przeszedł przez pokój i bez najmniejszego skrępowania wszedł do łazienki, gdzie Syriusz brał prysznic.
Moja szczęka uderzyłaby o podłogę, gdyby nie fakt, że do niej nie dostawała. Moje usta zostały za to szeroko otwarte, kiedy wpatrywałem się w to, co robi nauczyciel run. To chyba nie było normalne zachowanie przeciętnego profesora, bo kto normalny robi coś podobnego? Mój facet i jego ulubiony nauczyciel zdecydowanie byli ze sobą zbyt blisko i nie podobało mi się to w najmniejszym nawet stopniu.
- Co tu jeszcze robicie?! Wychodzić, wychodzić, wychodzić! - wyszedł z łazienki nie robiąc sobie nic z tego, że bezsprzecznie właśnie oglądał nagiego ucznia w czasie kąpieli. Za nim podążał Syriusz zakładający na siebie pospiesznie piżamę, która kleiła się do jego wciąż mokrego ciała. - Ja nie żartuję! To ważne!
Odrzuciłem głupie myśli, które zaczęły kiełkować w mojej głowie i razem z chłopakami wypadłem z sypialni. W Pokoju Wspólnym wrzało. Wszyscy uczniowie opuszczali swoje pokoje i teraz tłoczyli się próbując przejść przez dziurę za portretem Grubej Damy.
- Powinniśmy dysponować większymi przejściami. - mruknął stojący za nami nauczyciel, po czym pognał budzić kolejnych uczniów wchodząc do ich sypialni równie bezpardonowo jak do naszej.
Nie miałem pojęcia, co się dzieje, ale miałem jak najgorsze przeczucia. Cokolwiek się święciło, nie zwiastowało niczego dobrego. Zresztą, jak na święta, w Hogwarcie zostało naprawdę sporo uczniów. Nie byłem pewny powodu takiej sytuacji, ale uświadamiając sobie to dopiero teraz, zacząłem się na poważnie niepokoić.
W końcu udało się nam wyjść na korytarz i razem z tłumkiem innych Gryfonów podążaliśmy do wskazanego nam przez Wavele miejsca – Wielkiej Sali. Po drodze dołączyli do nas w pewnym momencie Krukoni, a ich stroje również przypominały istną galę piżam i nocnych koszul. Starałem się podsłuchać ich wzajemne rozmowy, aby dowiedzieć się, co się dzieje, jednakże nie udało mi się wyłapać ani jednej pomocnej wskazówki. Najwyraźniej oni również nie mieli pojęcia, co się stało.
Wchodząc do Wielkiej Sali połączyliśmy się z już czekającymi na nas Ślizgonami, a niedługo później przyszli również Puchoni. Na samym końcu do środka weszli nauczyciele, którzy zagonili nas w to miejsce niczym bydło.
- Usiądźcie, moi drodzy. - Dyrektor wyrósł na mównicy jak spod ziemi. - Zajmijcie jakiekolwiek miejsca, nie musicie dzielić się na domy, bo nie o to chodzi. Mam dla was bardzo istotną i raczej mało optymistyczną wiadomość, która nie mogła czekać.
Po takim wstępie obawiałem się jeszcze bardziej tego, co dyrektor ma nam do powiedzenia.
- Na pewno niejednokrotnie słyszeliście już lub czytaliście w Proroku Codziennym o niejakim Lordzie Voldemorcie i jego atakach. Obawiam się, że do tej pory nikt nie traktował go wystarczająco poważnie, ale teraz słodka beztroska dobiegła końca. Nie chcę was straszyć, ale jest kilka spraw, które muszę poruszyć, a które was zaniepokoją. - zakończył ten wstęp i teraz każdy już wiedział, że Dumbledore zamierza przejść do sedna sprawy.

1 komentarz:

  1. Wavele łapy precz od Blacka! Masz Noela i jego oglądaj nago, Syriusz jest z Remusem więc zostaw ich w spokoju.

    OdpowiedzUsuń