niedziela, 26 czerwca 2016

Dzień Sylwestrowy

31 grudnia
- Remusie, co jest między tobą a Zardi? - Noah dorwał mnie na korytarzu, kiedy wracałem ze śniadania. Serce stanęło mi w piersi na kilka chwil, kiedy zadał to pytanie z całą powagą patrząc mi w oczy.
- Nic. - odpowiedziałem trochę oszołomiony. Od razu zauważyłem jednak, że nie przekonałem go, co wcale mnie nie zdziwiło. Takiej odpowiedzi musiał się spodziewać. – Jest moją siostrą, przyjaciółką.
- Byłą dziewczyną?
Zawahałem się. Co miałem mu powiedzieć? To było trudne pytanie, ponieważ odpowiedź na nie nie była jednoznaczna.
- Rozumiem, że to oznacza tak.
- Nie! - spanikowałem. - To znaczy, nie do końca... To znaczy... Cholera! - tupnąłem poirytowany – Tak i nie! Tak, jest moją byłą dziewczyną i nie, nie jest moją byłą. Źle, to źle zabrzmiało. - westchnąłem ciężko. - Chodziłem z nią, ale nie chodziłem. Dobrze, wyjaśnię ci. Chodźmy w jakieś inne, spokojniejsze miejsce i powiem ci wszystko. - podjąłem decyzję. Byłem to winny Zardi, a Noah był kimś, kogo miałem za kolegę, bardziej niż za nauczyciela.
Młody mężczyzna skinął głową. Inni uczniowie również zaczęli wychodzić z Wielkiej Sali, więc mogliśmy w każdej chwili zostać podsłuchani, a to co chciałem mu powiedzieć było moją prywatną sprawą, którą wolałem zachować dla wybranej, zaufanej grupy osób.
Przenieśliśmy się na o wiele spokojniejszy korytarz blisko sal lekcyjnych, z których nikt nie korzystał w okresie świątecznym.
- No, dobrze... - odetchnąłem głęboko kilka razy. - A więc prawda jest taka, że chodziłem z Zardi, jako z przyjaciółką. Wszyscy mieli uwierzyć, że ja i ona jesteśmy parą, ale dla nas to była gra. Nadal jesteśmy tylko przyjaciółmi, bliskimi sobie jak rodzeństwo i dlatego nadal pozwalamy ludziom wierzyć, że coś nadal jest między nami. Jestem gejem. - powiedziałem to w końcu jasno i spojrzałem mu w oczy trochę wyzywająco, jakbym oczekiwał, że na jego twarzy odmaluje się zaraz obrzydzenie. - Chodzę z Syriuszem. Jesteśmy ze sobą już od lat. Mieliśmy swoje lepsze i gorsze chwile, ale w moim życiu jest miejsce tylko dla niego. Zardi jest cudowna, magiczna i gdybym był hetero na pewno bym się w niej kochał. Nie kryję tego. Ale nie jestem i nie będę, więc bez względu na wszystko jesteśmy tylko przyjaciółmi. Zresztą, wątpię żeby ona mogła zmienić wtedy zdanie na mój temat i oddać to uczucie. Jestem dla niej zbyt zwyczajny, zbyt miękki i ciepłokluchowaty. Ona potrzebuje kogoś, kto dotrzyma jej kroku.
- Dziękuję.
- Hm? Za co? - zapytałem zaskoczony.
- Za szczerość. - Noah uśmiechnął się do mnie przyjacielsko. - Powiedziałeś mi o sobie coś, czego nie musiałeś mówić. Mój brat jest panseksualny i rozumiem, jak ciężko czasami przyznać się komuś, nawet bliskim, do tego, co odróżnia nas od większości. Pamiętam ile sił i czasu straciłem próbując nakłonić go do tego, żeby mi o tym powiedział. Wiedziałem tylko, że coś go męczy i chciałem mu pomóc. Nie spodziewałem się tego, czego się o nim dowiedziałem.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Ponieważ wiem, że nikomu o tym nie powiesz i może nawet nigdy go nie poznasz, więc nie widzę najmniejszego problemu.
Skinąłem głową.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Kto powiedział ci o mnie i Zardi?
- Obiło mi się to o uszy.
- Kto był źródłem?
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Widziałem po nim, że wolałby zachować to dla siebie, ale uległ, ponieważ miał świadomość, że gdyby był na moim miejscu również chciałby wiedzieć.
- Evans. Lily Evans.
- Wiedziałem. - westchnąłem przesuwając dłonią po włosach w odruchu zdenerwowania, który miał mnie uspokoić. Zrobiła to specjalnie. Zadbała aby Noah był w pobliżu, kiedy mówiła o Zardi i o mnie. Przyjaciółka nie będzie zadowolona, a nie miałem wątpliwości, że muszę jej o tym powiedzieć.
Rozstaliśmy się podając sobie dłonie. Noah nawet przez chwilę nie wątpił w moje słowa, zaakceptował moje wyjaśnienia i wymienił sekret na sekret. W każdej innej sytuacji zastanawiałbym się, czy powinien był zdradzać mi tajemnicę swojego brata, ale wydawało mi się, że nie zrobiłby tego gdyby nie miał na to pozwolenia. Może Aaron podchodził do takich tematów inaczej niż wszyscy, ponieważ ufał bratu?
Syriusz czekał na mnie przy Wielkiej Sali, jakby domyślał się, że gdziekolwiek zniknąłem, wrócę w to miejsce. Uśmiechnąłem się na jego widok.
- Gdzie się włóczyłeś, wilczku? - zapytał mierząc mnie teatralnym, podejrzliwym spojrzeniem.
- Miałem romantyczną schadzkę z pewnym bardzo przystojnym chłopakiem. - pokazałem mu język – Co mamy w planach na dziś? Poza Sylwestrową zabawą, naturalnie.
- Rozpieszczanie mnie. - uśmiechnął się czarująco i uniósł pytająco brew. - Nie kłamałeś. - zauważył. Spojrzałem w stronę, w którą patrzył. Noah właśnie pojawił się w zasięgu wzroku i skinął Syriuszowi głową. - Moje! - powiedział zazdrośnie i objął mnie ramieniem. Czy domyślił się, że Noah zna już naszą tajemnicę? Wątpiłem, ale najwyraźniej uznał, że najwyższy czas zaznaczyć swoje terytorium.
Uśmiechnąłem się pod nosem. To było miłe, bardzo miłe, chociaż równocześnie głupie. Złapałem Syriusza za rękę i ścisnąłem ją mocno. Razem wróciliśmy do pokoju, a w drodze opowiedziałem mu o wszystkim, o czym rozmawiałem z Noahem. Nie był zadowolony z tego, czego dowiedział się o Evans, ale nie skomentował tego. Albo obmyślał teraz plan jakiejś koszmarnej zemsty, albo uznał, że na nią nie ma rady. Nie pojmowałem, co takiego może się w niej podobać Jamesowi, ale coś musiał w niej dostrzec. Pytanie tylko, co. Była ładna, ale czy na tyle ładna żeby tak się poświęcać? Nie należała do najmilszych, chociaż inteligencji nie mogłem jej odmówić. Co więc w sobie miała?
Porzuciłem myśli o rudej i rzuciłem się na łóżko wtulając w miękkie poduchy. Dzień dopiero się rozpoczął, a ja już byłem nim zmęczony. A może to przyciąganie wygodnego łóżeczka? Magia rzeczy martwych.
- Chłopaki, chłopaki, chłopaki! - James wpadł do pokoju podnosząc alarm. - Stan wyjątkowy! Świat się wali i musicie go ratować! - co on znowu wymyślił?
Spojrzałem na niego sceptycznie i nagle szczęka mi opadła. Twarz Jamesa była w połowie tak opuchnięta, że z trudem patrzył na oko.
- Coś ty...
- Uczulenie! - powiedział i klapnął ciężko na swoim łóżku. - Użarł mnie jakiś cholerny robal i od razu zacząłem puchnąć. Swędziało, jak nic, więc musiałem gryźć wargi, żeby się nie drapać. Ale teraz sami zobaczcie. Wyglądam jakbym miał pół kartofla zamiast twarzy i musimy coś z tym zrobić. Nie powitam tak nowego roku!
- Pomfrey...
- Byłem! - przerwał mi. - Powiedziała, że nic nie da się zrobić. Dała mi wprawdzie jakiś eliksir na zmniejszenie opuchlizny, ale uczulenia to niepewne wody i łatwo przesadzić, a tego bym nie chciał, bo mogę wyglądać jeszcze gorzej.
- I oczekujesz, że my coś na to poradzimy? - Syriusz spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Mamy skończyć tak samo, jak ty? Chcesz żebyśmy wszyscy tak się załatwili i do ciebie dołączyli? A może mamy zrobić z tego bal przebierańców, o którym nikt nie wie?
- Nie wiem, ale może coś wymyślicie.
Schowałem twarz w dłoniach załamany. Cieszyła mnie wiara przyjaciela w nasze siły, ale obawiałem się, że jednak jest ona przesadą. Wyglądał koszmarnie i powinien dać sobie spokój, zrezygnować sylwestra, zrobić jakieś okłady na twarz i liczyć na to, że opuchlizna zejdzie do jutra. On nie należał niestety do osób, którym można było mówić, co robić. Jeśli chciał szaleć, musiał szaleć i nie było sposobu na powstrzymanie go. Zresztą, to miał być nasz ostatni Sylwester w szkole, więc wcale mu się nie dziwiłem.
- Dobra, niech będzie. Kładź się. - westchnąłem wstając. - Zaraz wrócę z jakimiś okładami na tę paskudną gębę, a ty postaraj się do tego czasu rozluźnić mięśnie twarzy. Wątpię żeby to coś dało, ale nadzieja umiera ostatnia. - to mówiąc udałem się do kuchni po kilka niezbędnych składników na okłady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz